Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

∞ Oliwia - 4 ∞


W progu pojawił się zaniepokojony Matti, zwracając się od razu bezpośrednio do Leona.

– Jesteś mi potrzebny.

Rzeczony podniósł się natychmiast i sięgnął po telefon, chwilę coś w nim grzebiąc, gdy rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości w telefonie Mateusza.

– Teraz! – wycedził nagląco i zbiegł z werandy, nie czekając na niczyją reakcję.

– Zaraz wracam! – pobiegł za Mattim.

– Co jest? – spytała Grace, nie rozumiejąc takiego zachowania.

Wymieniłam z Marcinem spojrzenia.

– Jak to chłopaki, zawsze coś wymyślą, potem się pokłócą – westchnęłam – a do rękoczynów już wtedy niedaleko.

Paulina z podejrzliwą miną podniosła kieliszek wina.

– Taaa jasne – mruknęła.

– Kochana – pochyliłam się w jej stronę konspiracyjnie – nie masz pojęcia, jak koszmarni są ci faceci, jak się z nimi pracuje.

– Nie przesadzaj, ja bym się dała posiekać, żeby pracować z takimi ciasteczkami – zamruczała.

– Weź ich sobie wszystkich i zobaczysz, jak niefajnie będzie. – Zaproponowałam z kwaśną miną. – Oni mają miliony wkurzających przyzwyczajeń.

– Na przykład? – dociekała.

– Kto jest bałaganiarzem, kto nie jada truskawek, kto gardzi pierogami, kto używa mokrych chusteczek toaletowych, nosi tylko jedwabne bokserki, albo kaszmirowe i... – Marcin zasłonił mi usta dłonią, nie pozwalając dokończyć zdania.

– Nie zdradzaj sekretów! – szepnął mi do ucha a Paulina roześmiała się dźwięcznie

– Założę się, że mogłabyś opowiadać przez długie godziny – zażartowała Grace.

– Oczywiście, że tak, jak tylko pozbędziemy się mojego narzeczonego – poruszyłam sugestywnie brwiami.

– Ale wiesz serduszko – pocałował moje ucho – że ta polisa ubezpieczeniowa, która wypłaci ci dziesięciokrotność rocznych zarobków, będzie ważna dopiero od poniedziałku, więc musisz chwilkę zaczekać w swoich morderczych zapędach.

Pochyliłam się do niego, opierając dłoń między jego nogami i palcem nieznacznie głaszcząc go po przyrodzeniu, na co przygryzł płatek mojego ucha.

– Skarbie, ja mam inne sposoby na zamęczenie cię – wymruczałam.

– To sygnał dla nas Paulina, żebyśmy sobie poszły – usłyszałam w tle Grace, a Marcin nadal całował mnie po szyi. Podniosłam wzrok, dopiero słysząc dźwięk szurających krzeseł i oddalający się stukot damskich obcasów.

– Nie możemy się w to mieszać – szepnął mi Marcin. – Wiem, że byś chciała, bo to instynkt, ale nie wolno nam zwracać na siebie uwagi.

Dla odwrócenia uwagi pocałował mnie żarłocznie, skutecznie spychając wydarzenia na dno świadomości pod pieszczotą niecierpliwego języka tańczącego w moich ustach. Całowaliśmy się namiętnie, nie zwracając uwagi na otoczenie, będąc sami w obłokach pożądania.

Dopiero godzinę później udało nam się dopaść Leona w barze.

– Widzieliście Weronikę? – spytał, gdy podeszliśmy bliżej.

– Nie, a powinniśmy? – rozejrzałam się po barze.

– Nie możemy jej nigdzie znaleźć.

– Może jest u siebie i no... jak zwykle? – wzruszyłam ramionami. – Obrabia jakiegoś gościa?

– Nie jest – odparł Leon, patrząc na nas wymownie.

Więc sprawdzał kamery.

– To nie jest rozmowa na tutaj – pouczył nas Marcin ściszonym tonem.

Przenieśliśmy się za zamknięte drzwi naszego apartamentu.

– Co się stało? – usiadłam na łóżku. – Mów – ponagliłam Leona, widząc jego wahanie.

– Dwie rzeczy. Obie ze sobą związane

– Czekasz na werble, trąbki i owację na stojąco? – spytałam zjadliwie, bo zaczynałam tracić cierpliwość.

– Ktoś napadł na Arię – wypalił w końcu.

Zerwałam się z miejsca, gotowa biec, sprawdzić co się stało, ale ramiona Marcina zamknęły się wokół mnie, przyciskając plecy do twardej klatki piersiowej. Głos drżał mi z emocji, gdy się odezwałam a serce biło jak oszalałe.

– Nic jej nie jest?

– Parę zadrapań, może kilka siniaków – zapewnił Leon. – Duży stres i wyrzut adrenaliny, ale Mateusz się nią zajmie.

Zacisnęłam palce na przedramionach narzeczonego.

Dobrze, Mateusz wiedział, co robi i nie będzie się wahał sięgnąć po broń.

– Czemu Aria?

– Mam teorię – Leon potarł kark. – I nie spodoba ci się ona.

Przemożona chęć, żeby go kopnąć, narastała a jednak zamiast tego zaczęłam skubać skórki. Dłonie Marcina natychmiast zamknęły się na moich.

– Mów.

– W ciemnościach ktoś mógł pomylić ciebie z nią.

To miało sens, fizycznie byłyśmy podobne – niskie, długowłose, w miarę szczupłe. Aria była szersza w biodrach.

– Słodki Jezu – mruknęłam do siebie.

– Podrapała napastnika a pod paznokciem utkwił włos – dodał Leon. – Zebraliśmy materiał dowodowy i Paweł z Mariką pojechali do Szczecina do laboratorium.

– Z Mariką? – wyrwało mi się z niedowierzaniem. – A co ona ma z tym wspólnego?

– Zaiwaniła mu kluczyki do Mercedesa i zrobiła sobie rajd bez prawka, papierów i na rauszu. Pech chciał, że zatrzymała ją policja. Zamiast poczekać, aż ktoś ją odbierze z komisariatu – opowiadał dalej. – wcisnęła gaz i zwiała.

– Marika? – nie dowierzałam.

Czy naprawdę rozmawialiśmy o tej samej osobie?

– Ta sama dziewiętnastoletnia Marika Stawska – potwierdził. – Dlatego w ramach kary dla obojga pojechała z nim do Szczecina.

Parsknęłam śmiechem, ponieważ nerwy dawały o sobie znać, a potem roześmiałam się pełną piersią.

– Kara... – parskałam raz za razem. – Kara... – śmiałam się dalej. – Jezu... wpuściłeś lisa do kurnika! Jaka kara jak ona za nim wodzi wzrokiem, prawie tak samo długo jak on za nią! I co z tego, że dopiero skończyła liceum, to dorosła kobieta! Zdolna nawet ukraść samochód.

Obaj popatrzyli na siebie zaskoczeni moimi rewelacjami.

– I ten numer dał jej idealne alibi na atak i dlatego szukam Weroniki – dodał. – Chcę wiedzieć, czy to nie ona, bo napastnik wzrostem pasuje do niej, mały, drobny i zwiał do lasu.

– Dobra, ale w sumie my tu wszystkie dość niskie, szczupłe, ciemnowłose – zauważyłam. – Poza Grace, ale umówmy się ona jako napastnik? Śmiech na sali.

– Dlatego stawiam na Weronikę – tłumaczył Leon – bo dla reszty mam alibi a Aria nie zaatakowała się sama. Obeszliśmy hotel, ale po Weronice ni widu, ni słychu a jeszcze nikt nie nosi opasek, które przygotowaliśmy.

Spojrzałam na niego spod oka. Mężczyźni nie zauważają oczywistości.

– A pytałeś recepcjonistki? – spytałam z przekąsem.

Pośpiesznie zeszliśmy na dół, ale dziewczyny z poranka już nie było. Za kontuarem stał młody blondyn z mnóstwem wyprysków na twarzy.

– Weronika Stawska – rzucił Leon, prezentując mu swoją legitymację służbową. Młody obejrzał ją uważnie i oddał po chwili.

– Skrzypaczka – uśmiechnął się szeroko z rozmarzeniem.

W razie co nie byłoby szansy mieć dobrych zeznań, widząc to szczerzenie się jak głupi do sera. Niechybnie padłby u jej stóp, pytając, cóż mógłby zrobić dla swojej bogini.

– Tak, widziałeś ją? – spytałam uprzejmie, trzepocząc rzęsami i pochylając się do niego, tak żeby widać było dobrze biust w dekolcie koszulki.

– Tak – zerknął w dół, zaczerwienił się i natychmiast spojrzał mi w oczy. – Była z tym kolesiem z trzysta osiem.

– Dzięki – zawołałam, biegnąc na schody.

– Czy będę miał kłopoty? – zawołał za nami.

– W życiu! – zapewniłam.

Oddychałam nieco ciężej, stając na podeście trzeciego piętra. Sięgnęłam po telefon i sprawdziłam, czy ktoś z naszej ekipy zajmuje ten numer.

– Czekajcie! – zawołałam półgłosem, obaj zatrzymali się w miejscu. – To pokój Tomka!

– Miał jej pilnować, a nie pieprzyć – warknął Leon, stukając energicznie do drzwi. 

W pokoju dało się słyszeć grające radio, ale nikt nam nie otworzył. Spod drzwi sączyło się światło. Zastukał ponownie bez rezultatu.

– Zadzwonić do niego? – zasugerowałam.

– Nie – Leon sięgnął do kieszeni po swoją kartę, włożył ją w czytnik, rozlokowując mechanizm.

Sięgnął do tyłu po broń, ale powstrzymałam jego rękę.

– Nie wiemy, co tam się dzieje.

– Zostań z tyłu – rozkazał.

Wzięłam jego broń, zwolniłam i sprawdziłam magazynek, załadowałam go ponownie i ustawiłam się tak, by być niewidoczną z pokoju. Skinęłam obu głową.

Otworzyli bezgłośnie drzwi, wchodząc do środka. Zajrzałam za nimi i dostrzegłam Tomka rozwalonego na łóżku, ledwo zakrytego prześcieradłem w strategicznym miejscu. Musiał spać głęboko, bo nie podniósł na nas wzroku. Z łazienki dobiegał szum prysznica, który umilkł po chwili. Drzwi otworzyły się i do środka weszła Weronika, ociekająca wodą, ubrana tylko w ręcznik a kolejnym wycierała włosy. Wrzasnęła na nasz widok, ale dla mnie brzmiało to nieco sztucznie.

– Zawału dostanę! – zawołała, łapiąc za krawędź ręcznika zamotany na piersiach. – Co wy tu robicie?! Pojebało was? – spytała z wyrzutem.

– Pukaliśmy – oznajmił Leon.

Marcin potrząsnął ramieniem Tomka, usiłując go obudzić. Udało się i spojrzał na chłopaków zamglonym wzrokiem. Zamiast poprawić wiązanie, poluźniła je i teraz niemal eksponowała całe cycki. Schowałam broń za pasek dżinsów i zakryłam koszulką. Oby mi nie wypadła, bo to jednak ciężki gnat.

– Nie możecie tak na głupa wpadać do czyjejś sypialni! – marudziła.

– Tomek jest mi potrzebny, idź do siebie – rozkazał Leon.

Zrobiła niepewny krok.

– W ręczniku? – kokieteryjnie zatrzepotała rzęsami.

– Nawet nago jak ci to nie przeszkadza – odparł niewzruszenie, lustrując zadrapania i sine ślady na jej ramionach. – Skąd to masz? – wskazał palcem na krwawe ślady. – Wpadłaś w maliny?

Pokiwała na niego zachęcająco palcem niczym baba jaga, uśmiechając się nawet podobnie, a potem wskazała na plecy Tomka. Z zaciśnięcia szczęki Leona wnosiłam, że nie jest zadowolony.

– Tak lubimy – wzruszyła ramionami. – I tak wszystko przykryje dobry podkład kryjący.

– Świetnie, idź go poszukać u siebie w pokoju – rozkazał Leon, odwracając ją w stronę drzwi. W końcu mnie dostrzegła krzywiąc się.

– O co tu chodzi? – spytał Tomek ledwo przytomnie.

– Musimy coś przedyskutować – zripostował Leon ostro. – Weronika, zamknij drzwi z tamtej strony!

Tomek usiadł, ale wyglądał nieco nieprzytomnie.

– Co pamiętasz? – spytał Marcin, gdy zostaliśmy sami, biorąc jego nadgarstek i patrząc na zegarek, by zmierzyć puls.

– Byliśmy w barze, ewidentnie miała ochotę, o co ci chodzi?

– Spałeś jak zabity – wtrąciłam się.

– Bo się kurwa zmęczyłem? – rzucił ze złością. – Przeleciałem ją ze cztery razy, lubi ostro i długo, żadnego waniliowego gówna, czysta pasja.

– O której przyszła? – spytał Leon.

– O szóstej – wymamrotał. – Przyniosła wino i zabraliśmy się do rzeczy. – Słysząc to, napisałam SMS do Marudy, żeby przyniósł zestaw do pobrania krwi do trzysta osiem, wraz z całym zestawem do analizy i zabezpieczeń. – Po jakiejś godzinie – kontynuował Tomek – padłem jak nieżywy po prysznicu i ona raczej też, bo zasnęliśmy razem wyczerpani. Drzemka przed kolejną rundą. O co chodzi?

Wymieniliśmy zaniepokojone spojrzenia.

– Ktoś napadł na Arię przed ósmą – poinformował Marcin. – Kobieta. Mała, drobna szczupła.

– Myślisz, że to Weronika? – spojrzał na nas nieprzytomnie.

– Jest jedyną osobą bez alibi.

– Marika wygląda tak samo.

– Marika – odparł mu Marcin – na alibi nie do podważenia, brała udział w policyjnym pościgu zakończonym na hotelowym parkingu. Nikt jej w to nie wrobi.

Ciche pukanie do drzwi sprawiło, że wszyscy odwróciliśmy się w tamtą stronę. Krzysiek wszedł do pokoju z plecakiem. Nawet dobrze nie zabrał się za rozpakowanie, gdy wypalił po jednym rzucie oka.

– Patrząc po źrenicach, jesteś czymś naćpany.

Tomek odwrócił wzrok.

– Ja pierdolę! – wymamrotał wściekle Leon.

– No co kurwa! – warknął ze złością Tomek, gdy Maruda szykował sprzęt do pobrania krwi. – Ty możesz się zrelaksować a ja nie?

– Ale kurwa nie ćpam! – Ton Leona sprawił, że gęsia skórka pojawiła się na przedramionach. On nie musiał krzyczeć, żebyśmy stawali na baczność, wystarczyło, że używał tylko tego tonu. – Od jak dawna?

– Okazjonalnie! – przyznał niechętnie.

– Co brałeś? – spytał Marcin.

Wiedziałam, do czego zmierza, chciał ocenić, jak szybko to z niego zejdzie a badania wyjdą czyste. W najgorszym scenariuszu będziemy musieli go odsunąć od wykonywania obowiązków i najlepiej odesłać do Warszawy.

– To gówno, które zatrzymaliśmy w Barcelonie z miesiąc temu z Interpolem – przyznał cicho.

– Skąd je miałeś? – wycedził Leon.

– Marcos mnie poczęstował, zanim zaczęło się katalogowanie dowodów. Mówił, że to w sumie nie taki zły towar i pozwala się dobrze zabawić, odprężyć, ale nie zwala do nieprzytomności. Może to seksualny rausz?

– A może to jej urok! – zakpiłam, parafrazując słowa znanej reklamy kosmetyków.

Leon przymknął oczy i zacisnął szczękę w taki sposób, że spodziewałam się usłyszeć zgrzytanie zębów. Już dawno nie widziałam go tak wkurwionego.

– Pobierać? – wahał się maruda.

Leon podrapał się po łysej głowie, patrząc z naganą na swojego podwładnego.

– Pobieraj! – Rozkazał zimno. – Będzie bezużyteczne w sądzie w razie co, ale jak będę cię chciał wyjebać na zbity ryj dyscyplinarnie, to będzie jak znalazł.

Maruda zabrał się do roboty, a ja słuchając dalszej pyskówki nałożyłam rękawiczki, spakowałam kieliszki i zakorkowałam z powrotem wino, umieszczając w woreczkach na dowody. Z niesmakiem podniosłam trzy prezerwatywy z podłogi i każdą z osobna wrzuciłam w przezroczystą folę.

– Pojebało cię? – spytał, mnie patrząc wilkiem. – Weź to wyrzuć, jak ci się zachciało sprzątać

– Dowód to dowód – wzruszyłam ramionami, wrzucając je do plecaka Marudy.

– Naprawdę zjebałeś! – wycedził Leon.

– Jakbyś ty miał czyste sumienie – mruknął pod nosem Tomek.

– Nie ćpam w obecności głównego podejrzanego – perorował tym samym cichym, lodowatym tonem pełnym tłumionej furii i pretensji. – Nie rucham jej i nie piję z nią wina. Kazałem ci mieć na nią oko a nie wkładać w nią fiuta w czasie najważniejszej akcji. To zasadnicza różnica.

Spojrzałam na niego z mieszaniną zawodu i niesmaku.

– Chciałem ją trzymać poza zasięgiem tłumu – wymamrotał.

– Gówniana wymówka! – sarknął Leon. – I jaka nieskuteczna, bo wychodzi na to, że niemal porwała albo zabiła mi siostrę!

Tomek wyglądał na zaszokowanego.

– Że co? – wydusił z siebie, przeczesując włosy

– Znaleźliśmy strzykawkę w trawie przy altanie z huśtawką – dodał Marcin twardo, wskazując na niego palcem. – Módl się, żeby to był środek usypiający jak thiopental albo ketamina a nie coś, co miało zatrzymać serce!

– Że co? I Weronika miałby to zrobić? Niby kurwa jak?


Ha! właśnie 😎 Jeszcze tylko parę rozdziałów i KONIEC 😎

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro