Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⁜ Marika - 5 ⁜


Leon spojrzał z ciekawością na ekran. Teraz wszyscy czterej stali osaczając mnie. Dopiero Jacek wypalił soczystą „kurwę" pod nosem, otrzeźwiając wszystkich. Nie do końca rozumiałam ich zdziwienie i te niedowierzające miny.

– To jest kochanek Weroniki? – spytał Leon.

– Tak–k – zająknęłam się pod jego przeszywającym spojrzeniem. Paweł pogładził mnie po biodrze.

– Długo się spotykają? – dociekał Leon.

– Jakieś dwa lata. – Zmieszana powiodłam po nich wzrokiem.

– Skąd to wiesz?

Przewróciłam oczami, czując się urażoną.

– Bo mam oczy!

– Marika – moje imię w ustach Leona brzmiało nieco zbyt ostro.

– Nie, no serio Leon rozumiem, że jako facet widzisz tylko to, że moja siostra się puszcza, ale mi też zajęło chwilę, żeby się zorientować.

– A masz na to dowody? – dociekał twardo.

Zupełnie nie podobał mi się ten ton śledczego.

– Czy to przesłuchanie? – spytałam słodko. – Czy potrzebuję adwokata?

– Czy wiesz, kto to jest? – odparł pytaniem na pytanie.

– Oczywiście, że wiem, to syn Stefana Czardasza, szefa Mery. Przez ten fakt jest to jeszcze bardziej zabawne.

– Co w tym zabawnego? – spytał Tomek.

– Jak to co? – prychnęłam. – Wera lata za Leonem jak suka w rui, ale na boku posuwa syna szefa laski, której nienawidzi. Temat na operę mydlaną jak znalazł. A teraz jeszcze raz grzecznie pytam, czy potrzebuję adwokata?

– Już go masz, stoi obok – zażartował Jacek. – W razie co przybieży ci na pomoc, a potem odjebie nas wszystkich.

– Powiedz im to, co powiedziałaś mi – poprosił Paweł łagodnie.

– Ten facet – puknęłam w telefon – pojawia się na każdym jej występie i zawsze rzuca na zakończenie białą różę. Ona ze wszystkich otrzymanych wyciąga tylko tę jedną. Nie wiem, po co ta cała tajemnica, bo jak ją zapytałam, to zostałam zjebana na czym świat stoi i facet zniknął z jej profilów. Ale on cały czas przychodzi, kiedy gra. W Hiszpanii byli mniej powściągliwi. Zaraz wam zaprezentuję, co mam na myśli.

Wyszukałam profil Weroniki na Instagramie, a potem musiałam trochę przewinąć zdjęć, bo wiadomo, Diva wrzuca selfiki bez opamiętania, tylko jak ją porwą, to nie znajdą, bo za dużo tapety nałożyła. Odnalazłam zdjęcie i powiększyłam. W odbiciu okularów ewidentnie można było rozpoznać faceta z poprzednich ujęć. Pokazałam kolejne i kolejne.

– Czy to Barcelona? – spytał Leon.

Przyjrzałam się dacie.

– Chyba tak.

– Myślisz o tym co ja? – spytał Jacek Leona.

Afera wisiała w powietrzu.

– Co to za różnica, kogo na boku posuwa moja siostra? Może mają związek otwarty i każdy ma prawo bzykać się z każdym? Zwłaszcza ona, ponieważ on w social media nie istniał poza oficjalnym profilem, który nazywam „bułkę przez bibułkę".

– No Pawełku! – Tomek trzepnął go porządnie w ramię. – Brawo, rozwiązałeś zagadkę! Miałeś nosa, że uderzamy nie do tej Stawskiej, co potrzeba. Gratulacje, było warto się poświęcić.

Paweł strzepnął rękę ze swojego ramienia, a ja zwróciłam na niego zdziwione spojrzenie. Krew odpłynęła mi z twarzy, ponieważ dokładnie tego bałam się cały wieczór.

– Potrzebujesz zdjęć z mojego telefonu? A zresztą – machnęłam ręką. – Zatrzymaj go. Pin to 2507.

Odwróciłam się na pięcie i wyszłam, wyrzucając sobie od naiwnych idiotek, które znów dały się nabrać na bajer jakiegoś faceta. Tylko po co było mnie całować? Po co gadać ze mną o seksie, związku i tym, co kto lubi. Po co to wszystko?! Gardło mi się zaciskało z emocji. Przyłożyłam chłodne dłonie do rozpalonych policzków.

– Debilka – mruknęłam pod nosem.

– Marika!

– Zostaw mnie w spokoju! – rzuciłam wrednie przez ramię.

Zamiast warczeć, powinnam patrzeć pod nogi, bo wyłożyłabym się jak długa, potykając o dywan, gdyby nie to, że złapał mnie za koszulkę i ustabilizował.

– Dzięki, ale nadal nie chcę z tobą rozmawiać – oświadczyłam twardo, uwalniając się i odstępując na krok, żebyśmy nie stali tak blisko siebie.

– Marika to nie tak – zapewnił miękko.

Widać było po jego twarzy, że się zdenerwował i usiłuje trzymać nerwy na wodzy. Wyciągnął do mnie rękę, ale uchyliłam się.

– A jak? – spytałam z pretensją.

– Mówiłem ci w samochodzie...

– Jak też ci mówiłam – wpadłam mu w słowo. – Wielokrotnie! Że jeśli to gra, to nie musisz udawać, że powiem ci, co chcesz wiedzieć i bez upokarzania mnie. – Spojrzałam na niego z politowaniem i odrazą. – Jak widać dla ciebie, to było za mało.

– Wszystko, co powiedziałem, jest prawdą.

– Nie wierzę ci.

Jego oczy pociemniały.

– Ale wierzysz Tomkowi?

– A po co miałby kłamać? – syknęłam. – Rano dał jasno do zrozumienia, że woli Weronikę, więc co? Robi ci na złość?

– Nie, ale sprawa z Weroniką i jej kochankiem to jest grubsza afera i...

Uniosłam dłonie do góry, przymykając oczy na chwilę.

– Spokojnie, nic nikomu nie powiem – zapewniłam, znów mu przerywając. – Wasz sekret jest ze mną bezpieczny. Może w końcu Karma odnalazła imię mojej siostry na swojej liście. Dobranoc.

Zamiast wjechać windą na trzecie piętro, weszłam schodami. Ściskanie w gardle stawało się coraz bardziej uporczywe. Czym bliżej byłam drzwi, tym głośniej dochodziły mnie pojękiwania i skrzypienie łóżka po drewnianej podłodze. Znów uszło ze mnie powietrze, że nie mogę skorzystać z własnego łóżka, bo moja siostra urządzała sobie schadzkę we wspólnym pokoju. Opcja z wparowaniem do środka i awanturą nie wchodziła w grę. Pewnie bym się rozbeczała w połowie wymówek, a znając Weronikę, nawet by nie przestała, chyba że facetowi opadnie.

Oparłam się plecami o ścianę i zjechałam w dół, siadając na podłodze. Położyłam głowę na kolanach, żywiąc nadzieję, że ta imprezka w pokoju niedługo się skończy. Przymknęłam oczy tylko na chwilę, żeby uspokoić oddech i pozbyć się łez wiszących na rzęsach, ale nic nie pomagało. Otarłam je w końcu niecierpliwie rękawem bluzy.

Odliczałam w głowie sekundy, żeby nie myśleć. Po doliczeniu do tysiąca wróciłam w stronę wind, gdzie miałam nadzieję, nie słyszeć żadnych odgłosów z pokoju. Usadowiłam się na skórzanej kanapie, opierając głowę o zagłówek i współczując wszystkim naszym sąsiadom na tym piętrze i pod nami. Żenada!

Jakby się zastanowić, facet nie zrobił niczego innego, niż powiedzenie tego czego oczekiwałam. A właściwie pozwalał mi wyrzucać z siebie różne pretensje, żeby na koniec przytakiwać stawianym teoriom, dodając coś od siebie dla uautentycznienia całości. Naiwność, z jaką przyjmowałam każde słowo Pawła, była obezwładniająca. Dałam się podejść jak dziecko.

Analizowałam każde zdanie, gest, ton głosu i pieszczotę. Jestem głupia jak but! Sama sobie wmówiłam, że Paweł się mną zainteresował. Błysk w oku wcale nie musiał być radością ani pożądaniem, a jedynie satysfakcją, z jaką łykałam kłamstwa niczym młody pelikan. Jak niewiele było potrzeba, żebym się zapaliła, jak sucha ściółka w upalny dzień – BUM i stoję w płomieniach.

I po co to wszystko? Żeby dobrać się do dupy mojej siostrze? Co takiego narobiła Weronika, że interesowały się nią służby? Czy miało to coś wspólnego z ojcem?

Przebudziłam się gwałtownie, gdy ktoś potrząsnął moim ramieniem.

– Marika. – Głos Leona przedarł się do świadomości, powodując, że usiadłam prosto, gwałtownie się podrywając. – Czemu nie śpisz w pokoju?

– Bo Weronika urządziła sobie w nim schadzkę. – Wypaliłam pierwsze, co przyszło mi do głowy. Potarłam powieki, czując pod nimi piasek. Zamknęłam oczy, bo patrzenie fizycznie bolało.

– Mogę zapytać o pokój w recepcji.

– Nie stać mnie – odparowałam od razu.

– Chcesz przenocować u mnie? – zaproponował.

– Nie – zaprzeczyłam gwałtownie – naprawdę, nie chcę, żeby Mera miała cokolwiek do mnie. Wiem, jak nienawidzi Weroniki, a musi ją tolerować. Spoko, Leon – westchnęłam. – Nic mi nie będzie.

– Będziesz wyglądać jak z krzyża zdjęta, a to ślubna imprezka.

Zerknęłam na niego spod rzęs, naprawdę wyglądał na zaniepokojonego.

– Nie pierwszy, nie ostatni raz i nie ja jestem gwiazdą dnia – zapewniłam. – Nikt nawet nie zwróci uwagi.

Skrzypienie stopni schodów zwróciło moją uwagę. Paweł wchodził nieśpiesznie do góry. Spojrzałam na Leona z pretensją. Teraz już obaj stali nade mną, jak kaci nad dobrą duszą.

– Co jest?

– Wera robi burdel – wypaliłam.

Zerknął w głąb korytarza.

– Możesz się przespać u mnie.

– Jak wygodnie – sarknęłam.

Paweł ukucnął przede mną, opierając dłonie o moje kolana.

– Marika, nie okłamałem cię i wszystko, o czym rozmawialiśmy, powiedziałem szczerze i z dobrymi intencjami.

– Piekło jest nimi wybrukowane – prychnęłam, pocierając twarz dłońmi.

– Jest niemal druga w nocy Marika – wtrącił się Leon stanowczo. – Albo on, albo ja.

– Żaden z was, możecie się obaj wynosić.

Odprawiłam ich obu gestem, wyjmując swój telefon z dłoni Leona.

– Tak nigdzie nie dojdziemy – mruknął Paweł do Leona. – Zabieram ją do siebie.

– Czy ja ci wyglądam na bagaż podręczny? – zaprotestowałam. – Mowy nie ma!

Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do góry, a gdy usiłowałam go odepchnąć, przerzucił mnie sobie przez ramię, schodząc po schodach.

– Puszczaj mnie ty neandertalczyku.

Postawił mnie dopiero w pokoju i na nic zdało się narzekanie. Rzuciłam się na niego z pięściami i pozwolił mi się okładać przez chwilę. Potem unieruchomił oba nadgarstki za plecami. Przyszło mi do głowy, żeby go kopnąć, ale zimny głos osadził mnie w miejscu.

– Nie radzę.

– Puść mnie – zażądałam.

– Nie, dzisiaj będę cię chronił przed samą sobą.

– No pewnie – prychnęłam – bo przed tobą nikt mnie nie obroni!

– Kobieto, przestań warczeć – westchnął. – Chętnie sprawiłbym, że zaczniesz mruczeć, ale pewnie wydrapałabyś mi oczy.

– I odgryzła fiuta – syknęłam.

– Bycie wulgarną do ciebie nie pasuje.

– Ale bycie naiwną kozą już tak?

– Rozejm! – zaproponował, puszczając mnie i unosząc dłonie do góry. We wściekłości popchnęłam go i odeszłam parę kroków. – Rozejm?

Mierzyłam go nieprzyjemnym spojrzeniem, gotując się w środku, bo chętnie bym mu jeszcze przyłożyła, żeby poczuć się lepiej. Czekał bez słowa, stojąc jak posąg przy drzwiach. Skrzyżowałam buntowniczo ramiona na piersiach.

– Marika – ponaglił. Prychnęłam, zaciskając usta w wąską kreskę. – Będziesz się znów wściekać od poranka, ale na razie rozejm.

– Wszystko mi jedno!

Zaczął odpinać zegarek z ręki.

– Śpisz po prawej, czy po lewej?

– Wszystko mi jedno! – powtórzyłam z fochem.

Położył telefon na stoliku od strony drzwi, razem z zegarkiem.

– Marika – moje imię było tylko westchnieniem.

Przełknęłam dumę, oznajmiając oczywiste.

– Nie mam w czym spać.

– Możesz spać nago – zażartował, ściągając z siebie koszulkę i pokazując mi swoje ciało w pełnej krasie. Nie potrafiłam odwrócić wzroku od opalonej skóry.

– Rozbieraj się.

– Chciałbyś! Potem mógłbyś powiedzieć, że cię prowokowałam.

Zastygł w bezruchu przy rozpinaniu paska spodni. W końcu właśnie zasugerowałam, że mnie zgwałci. To zdanie było absolutnie nie fair, ale w swojej złości i urazie nie panowałam nad językiem i chciałam go zranić tak samo, jak on mnie.

– Uważasz, że byłbym zdolny cię zgwałcić? – uniósł brew do góry.

Ramiona mi opadły.

– Nie.

Podszedł do mnie bliżej i teraz nasze ciała dzieliły milimetry. Oddech przyśpieszył, aż zagryzłam wargę, bo ciało przeszył dreszcz niecierpliwego oczekiwania na dotknięcie. Pożądanie zaczęło krążyć w żyłach na wspomnienie pocałunku. Uniósł dłoń, ale zatrzymał tuż nad kością obojczyka. Nie dotykał skóry, ale wrażenie było niesamowicie erotyczne.

– Pragnę cię – przyznał szeptem, ogrzewając swoim oddechem ucho. Drżąco wypuściłam oddech, modląc się, by nie patrzył w dół na sterczące już teraz sutki, odznaczające się pod cienką bawełną koszulki. Ustami przesunął tuż przy skórze, aż do moich warg. – Bardzo cię pragnę, ale nigdy przenigdy nie wezmę cię siłą.

– Jezus, przestań gadać!

Zaskoczyłam go, bo stał nieruchomo, gdy stanęłam na palcach i wpiłam się w jego usta. Przesunęłam językiem po miękkich wargach, ciesząc się chwilowym prowadzeniem. Niemal uwiesiłam się na nim, całując, jakby świat miał się skończyć jutro. Wyrwany z odrętwienia, ujął moją twarz w swoje dłonie i pogłębił pocałunek, wślizgując się językiem do środka. Starcie tytanów – jego słodki jak miód smak i moje lodowe serce, które zaczęło się topić tego wieczoru.

Całowaliśmy się z pasją, a sam pocałunek był wystarczający na ten moment. Przylgnęłam do ciała Pawła, delektując się ciepłem, które od niego emanowało i pozwalając się prowadzić. Zrobiło mi się gorąco, a krew szybciej krążyła, wzmagając słodkie podniecenie, kumulujące się u szczytu ud.

Rozdzieliliśmy się, by zaczerpnąć oddechu. Jego oczy błyszczały pragnieniem, będąc zapewne odzwierciedleniem tego, co znajdowało się w moich.

– Bardzo chciałbym się z tobą kochać, ale... – westchnął, robiąc krok w tył. – Mamy rozejm.

– Nawet jeśli chcę?

– Przestaliśmy się na chwilę kłócić. – Podszedł do szafy i wyciągnął z niej koszulkę i szorty. – Ale to nie znaczy, że mi ufasz. Pójdziemy na całość, a potem będziesz mi wypominać, że uległaś pod wpływem chwili. Jest niemal druga, złapmy parę godzin snu.

Objęłam się ramionami.

– To co to było?

– Pocałunek na dobranoc – podał mi ubrania. – Przemęczysz się bez tych wszystkich kobiecych kremów i innych smarowideł przez jedną noc?

A może dałoby się go skusić? 

Zrzuciłam koszulkę i sięgnęłam do zapięcia biustonosza. Jak urzeczony wpatrywał się w biały bawełniany stanik bez żadnych ozdób. Chciałabym mieć na sobie jakieś koronkowe cudo, ale nie spodziewałam się, że dzisiaj będę wodzić na pokuszenie faceta ze swoich snów. Uwolniłam piersi i odłożyłam biustonosz na krzesło.

– Nie? – spytałam, patrząc na niego wyczekująco. Mięśnie jego szczęki poruszały się, jakby ze sobą walczył. – Trudno.

Narzuciłam koszulkę, dochodząc do wniosku, że źle to zrobiłam. Powinnam zacząć od spodenek, potem koszulka, a na końcu biustonosz, może wtedy sprowokowałabym go do jakiejś reakcji. Prosta biała bawełna nie miała się nijak do fikuśnych zakupów Weroniki.

Żeby iść do toalety zmyć makijaż, musiałam przejść obok niego. Nadal stał, wpatrując się we mnie drapieżnie. Prześlizgnęłam się obok, kiedy złapał mnie za nadgarstek i popchnął na szafę, całując namiętnie z pasją. Moje błądzące po jego skórze dłonie złapał, unieruchamiając na wysokości twarzy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro