Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⁜ Marika - 4 ⁜


– Biedny facet.

– Też tak myślę.

– Skąd o nim wiesz? I dlaczego to taka tajemnica? – spytał ostrożnie.

– A nie powinieneś powiedzieć, że ściemniam o ukrywaniu tajemnic, skoro tobie mówię o sekretach siostry? – zażartowałam.

– Motywacja jest dość prosta, jesteś rozżalona na Weronikę i chcesz się odegrać.

– Wiem o nim tylko dlatego, że pomylił mnie z siostrą – przyznałam z prychnięciem. – Potem go odszukałam w znajomych Weroniki i nie było to proste, ale jak ją zapytałam o tego gościa, to nagle go zablokowała i kazała zapomnieć o frajerze. Tylko że ja go jeszcze wielokrotnie widziałam na widowni, rzuca na koniec różę, a ona wybiera spośród wszystkich otrzymanych tę od niego.

– Może facet ma żonę? – zasugerował.

– Nie ma, jest coś gorszego – zaśmiałam się.

– Ma męża?

– Gorzej!

Paweł wjechał na parking i wybrał miejsce tuż przy wejściu, ignorując tabliczkę „tylko dla upoważnionych". Wysiedliśmy oboje z auta.

– Takie on–off? Albo hate–love?

Otworzył mi drzwi, więc rzuciłam przez ramię ze śmiechem.

– Nie. Powiem ci, bo nigdy nie zgadniesz. Jego ojciec jest politykiem popularnej partii rządzącej.

Paweł złapał mnie za ramię, ciągnąc do tyłu i przypierając do ściany. Pochylił się do mojego ucha, które trącił nosem, nim wyszeptał.

– Porozmawiamy o tym, jak znów będziemy w aucie. Tu wszędzie są kamery i podsłuchy. – Objęłam go w pasie, eksponując szyję, by mógł złożyć tam kilka pocałunków. Zrobił to, wprawiając mój oddech w drżenie. – Przyklej się do mnie, jakbyś była zakochana na zabój.

Ochroniarz mierzył nas sceptycznym spojrzeniem do momentu, kiedy Paweł nie wyciągnął odznaki i nie zaprezentował. Nim skończył mówić, o co chodzi, podszedł do nas facet z plikiem kartek w białym fartuchu laboratoryjnym. Zostawiłam ich samych i klapnęłam na jednym z krzesełek przy samym wejściu. Bujając nogą, usiłowałam znaleźć tego typka spod ciemnej gwiazdy, z którym romansowała Weronika.

Czekałam na dole pod czujnym okiem ochroniarza, aż Paweł wróci, gdy drzwi się otworzyły i weszło dwóch przypakowanych gości. Obaj mieli na szyi powieszone odznaki, więc policja i pewnie kryminalni, bo kto się szwenda po nocy po mieście. Niższy lustrował mnie takim spojrzeniem, że mrówki chodziły mi po skórze. Obrzydliwy typek, żeby tak oblepiać wzrokiem.

– Skądś cię znam – rzucił zastanowieniem.

– No – przeciągnęłam zgłoski – i dlatego ja już tam nie bywam.

Nie raczyłam też podnieść wzroku znad telefonu, żeby sobie nie pomyślał, że jednak okazuję mu zainteresowanie, zamiast gasić ten dziki entuzjazm.

– To może zapytam o dowód osobisty.

Przewróciłam oczami, nadal przesuwając palcem po ekranie, przeglądając Instagram.

– Na jakiej podstawie?

– Mam taki kaprys – rzucił z rozbawieniem, unosząc brew.

– Nie ma takiego artykułu w kodeksie.

Zamknęłam aplikację i uruchomiłam nagrywanie kamerą. Wrzuciłam telefon do kieszonki na piersi, wyświetlaczem do materiału, żeby było ich dobrze widać. Łysol wpatrywał się we mnie drapieżnie i nie potrafiłabym tego nazwać inaczej.

– Stawianie oporu przy zatrzymaniu – gwizdnął przeciągle.

– Chyba jednak nie sądzę – odparłam słodko, wskazując na dwie kamery.

– To się da załatwić, ale obiecuję, że czeka cię niezwykła wycieczka na dołek, uatrakcyjniona wieloma postojami na... „siku".

– Dzięki, ale nie – schowałam dłonie w rękawy bluzy. – Już tu przyjechałam dyskoteką na sygnale.

– Ktoś zapomniał cię skuć, czy tak ci się spodobało, że nie trzeba? – zarechotał drugi z policjantów, podchodząc bliżej i siadając na krześle obok. Zacisnęłam dłonie w pięści, gdy niespodziewanie położył swoją wielką łapę drwala na nagiej skórze tuż za rąbkiem nogawki spodenek.

– Ani jedno, ani drugie – odparłam spokojnie, zdejmując nachalną dłoń ze swojego uda i zastanawiając się, ja szybko wróci Paweł i czy będzie to przed tym, jak sobie wydrapię paznokciami wolność. Usiadłam jedno krzesło dalej.

– Jakaś markotna jesteś księżniczko – cmoknął pierwszy z policjantów – chętnie poprawię po koledze, bo widzę, że się nie spisał.

– Dziękuję za propozycję, nie skorzystam.

– A gdzie ten frajer, co cię tu zostawił?

Przechyliłam się na lewo, zerkając w korytarz. Paweł zamykał właśnie drzwi mniej więcej w połowie korytarza, a mi ewidentnie ulżyło.

– Za tobą.

Obaj odwrócili się do tyłu, nonszalancko obrzucając go spojrzeniem. Paweł spojrzał na mnie i chyba nie spodobała mu się mina, którą zobaczył. Spojrzał na policjanta stojącego najbliżej bramki.

– Jakiś problem? – spytał, patrząc na mnie.

– Pilnujemy ci zguby – oświadczył ten siedzący obok.

Podniosłam się w nadziei, że po prostu wyjdziemy, ale neandertalczyk złapał za szlufkę spodenek, osadzając w miejscu.

– Puść mnie – poprosiłam, wbijając paznokcie w jego dłoń. – Chyba że chcesz, aby twoją buźkę obejrzała cała Polska.

Wyciągnęłam telefon z kieszonki, nakierowując na jego twarz, a potem na trzymającą szlufkę dłoń. Puścił, ale usiłował zabrać mi telefon. Byłam na to gotowa i lewą ręką rzuciłam go Pawłowi.

– A więc drodzy panowie policjanci ze Szczecina, możecie zacząć się zastanawiać, co dalej po tej jakże ekscytującej przygodzie w napastowanie córki pana sędziego Stawskiego – oznajmiłam radośnie.

Facet puścił mnie, więc podeszłam do mojego obrońcy.

– Jakieś przesłanie dla wydziału spraw wewnętrznych? – spytał Paweł, ale obaj milczeli. Oddał mi telefon i sięgnął po swój. – Zrób zbliżenia na numery odznak.

Funkcjonariusz, który stał obok Pawła, uniósł obie dłonie do góry.

– Sorry, stary, nie mieliśmy nic złego na myśli.

– Skończyłeś? – spytałam z nadzieją.

Paweł powiódł wzrokiem pomiędzy policjantami, unosząc brew.

– Na to wygląda – wyprowadził mnie na zewnątrz, sięgając po swój telefon.

Wcisnęłam pauzę na nagrywaniu.

– To nie szło na żywo? – zapytał Paweł, pochodząc do auta.

– Ale oni o tym nie wiedzieli – uśmiechnęłam się konspiracyjnie.

– Czego? – przywitał nas Maruda, gdy wsiedliśmy do auta.

– Sprawdź mi dwie odznaki i numer rejestracyjny. – Wycofał z miejsca, wciąż mając kolegę na linii. – Jesteś głodna?

Jak na złość zaburczało mi brzuchu.

– Nie pogardziłabym McDonaldem – odparłam nieśmiało.

– Weź ją na kebab na Cyryla i Metodego albo na Wyzwolenia jak masz bliżej – zaproponował Maruda. – Chyba, że damy nie wypada – zaśmiał się.

– Żadna ze mnie dama – rzuciłam słodko. – Mylisz mnie z Weroniką, a złodziejka chętnie zje kebab na cienkim cieście, średnio ostry. A jak jeszcze ktoś za nią zapłaci, będzie bajka.

– Ona prowadzi szeroko zakrojony napad – odparł rozbawiony. – Najpierw auto, teraz portfel, co będzie kolejne? Dzwony weselne i kredyt na dwadzieścia pięć lat?

– Lepiej ukraść – westchnęłam. – Pójdziesz siedzieć na dziesięć czy piętnaście lat, a kredyt cię uziemi na trzydzieści.

– Masz pomysły dziewczyno – rechotał Maruda. – Tych dwóch gości jest z kryminalnej, komisarze. Nic nadzwyczajnego w kartotekach, raczej obrotni, rozwiązują sprawy w tak zwanym standardowym czasie. O co poszło?

– O napastowanie nieletniej – powiedział Paweł.

– Jestem pełnoletnia – zaprotestowałam.

– Ale w tych kucykach i tenisówkach wyglądasz na szesnaście.

– Zaczepiali Marikę? – w głosie Marudy pojawiła się ostrzejsza nuta.

– Już mnie tak nie broń – zaśmiałam się. – Nic się nie stało – bagatelizowałam – napakowani mięśniacy mają więcej mięśni niż połączeń neuronowych. Poza tym mam to nagrane, więc w razie co miałabym się jak bronić, że powiedziałam „nie".

– Sprytna dziewczynka – pochwalił Paweł, zatrzymując się na światłach i cmokając mnie w skroń.

– Mogłaś powiedzieć, jak się nazywasz, wszyscy wiedzą, kim jest twój ojciec. – zasugerował Maruda.

– Nie mam na imię Weronika – wycedziłam. – Nie będę wykorzystywać rodzinnych powiązań. Poza tym ojciec, jak cała reszta ma mnie w... wielkim poważaniu. Zresztą nic się nie stało.

– Jeśli tak twierdzisz – marudził nasz rozmówca.

– Powinniśmy być z powrotem za jakieś dwie, trzy godzinki.

– Poprosiłbym o kebab, ale nie będę jadł zimnego. Szerokości – życzył, zanim się rozłączył.

Zjedliśmy w ciszy, siedząc przy stoliku ustawionym tuż pod budką.

– Wracamy też na sygnale? – spytałam między kęsami.

– To zależy, o której wyjedziemy. Masz ochotę na spacer na plaży?

Napiłam się coli po przełknięciu.

– W Szczecinie? Nie. Bo niby gdzie, w dokach?

– Ale po drodze jest parę ładnych zakątków.

Rzuciłam mu spłoszone spojrzenie, bo mimo zainteresowania ze strony Pawła wszystko wydawało mi się dziwne. A to zdanie brzmiało wieloznacznie.

– Będę brał cię w aucie – zaintonowałam.

– A chcesz?

Od tego uwodzicielskiego tonu głosu i błysku w lekko przymkniętych oczach, zakręciło mi się w głowie.

– Eeee nie – zaśmiałam się.

Paweł kciukiem otarł odrobinę sosu z kącika ust i oblizał palec.

– Pyszna.

– Po tym jedzeniu będę potrzebowała gumy do żucia, ale jest pycha! Nie wiem, jak ci się za to wszystko odwdzięczyć.

– W naturze – wypalił wieloznacznie.

Dobrze, że nie przełykałam ani niczego nie żułam. Zastygłam w bezruchu. Czy on oczekiwał...? Eee na takie stwierdzenie była tylko jedna odpowiedź. Zrobiła słodką minkę głupiej blondyny.

– Znaczy worek ziemniaków chcesz, czy pół prosiaka? – spytałam poważnie. – Ostatecznie mogę zaoferować domowe wędliny od babci!

Paweł zaczął się śmiać.

– Myślę, że ci wszyscy mężczyźni wybierają nie tę siostrę co potrzeba – oświadczył, pochylając się do mnie z chochlikowym błyskiem w oku. – Zaklepana – cmoknął mnie lekko w usta. – Polizana.

– Jeszcze mnie obsikaj – rzuciłam żartem.

Pochylił się do mojego ucha.

– Zaznaczę cię inaczej, ale też będzie spływało po udzie.

Ten facet miał siłę oddziaływania! Ten szept spłynął dreszczem między nogi, przyprawiając mnie o lekkie pulsowanie w tym miejscu. Rozejrzałam się dyskretnie, czy nikt nie słucha naszej rozmowy. Spojrzałam na zaparkowany samochód jednej z firm ochroniarskich o szumnej nazwie Twierdza.

– Zabawna nazwa – rzuciłam, wskazując na nich palcem.

– I tak lepiej niż "Cię Złapię Gnoju".

Zaśmiałam się.

– Albo "Czujny StrażnikTeksasu".

Zaśmiał się głośno.

– A i tak jedynym bez grupy inwalidzkiej na patrolu jest towarzyszący im pies.

To wywołało salwę śmiechu, aż łzy pociekły mi po policzkach.

– Napisałaś do eks? – spytał przed ostatnim kęsem.

– Jeszcze nie, bo jak mówiłam, potrzebuję twojej pomocy. Wiem, to szczeniackie – wzruszyłam ramionami – ale mam dziewiętnaście lat i prawo do takich zachowań.

– Co chcesz zrobić?

– Myślałam o jakimś fajnym zdjęciu w kajdankach. – Paweł pokręcił przecząco głową. Może miał rację i to dziecinne. – A może zdjęcie jedyne w swoim rodzaju z podpisem „masz rację wiek i doświadczenie robią różnicę"?

– Napisz mu prosto z mostu, że ich widziałaś i to koniec. – Poradził całkiem serio. – Nie musisz się mścić. Najgorsza kara to strata ciebie.

– Jakby tak było, to by nie zdradzał! – zaprzeczyłam.

– I dochodzimy do konkluzji, że nigdy nie powinnaś z nim być. Pisz – ponaglił.

– Czemu się przy tym upierasz? – zaczęłam składać papierek po kebabie.

– Ponieważ mam szaloną ochotę cię pocałować, ale jak na razie jesteś z kimś w związku. Nie tykam mężatek i zajętych.

Otworzyłam usta i je zamknęłam. W SMS napisałam. „Widziałam cię z Werą we czwartek. To koniec. Nie pisz, nie dzwoń i wyprowadź się do niedzielnego popołudnia!". Pokazałam mu treść, a potem nacisnęłam "wyślij". Schowałam aparat do kieszeni bluzy.

Zanim wsiadłam do samochodu, oparłam się o drzwi auta, patrząc na niego wyczekująco. Paweł dawał mi mnóstwo czasu na wycofanie się, ale chciałam tego tak samo jak on. Palcem wskazującym powiódł od skroni do linii szczęki. Niby nic, a dreszcz przebiegł po plecach, wywołując gęsią skórkę na ramionach. Zapałam za szlufki dżinsów i przyciągnęłam go bliżej, żeby móc czuć jego ciepło. Ujął moją twarz w swoje dłonie, pochylając się do ust.

Pierwsze muśnięcie było elektryzujące, dotyk motyla odczuwalny w całym ciele. Nie musieliśmy się śpieszyć, a pocałunek był czuły i delikatny. Uderzał do głowy jak mocny alkohol. To nie był mój pierwszy pocałunek, chociaż jednak smakował niczym taki. Żadnego nagłego atakowania językiem, za to namiętne usta w akcji.

Przyjemne uczucie rozleniwienia rozlewało się po ciele, a krew zaczęła krążyć szybciej, wypełniając ciało łagodnie rozpalającym się pożądaniem. Rozdzieliliśmy się, żeby zaczerpnąć powietrza. Podniosłam ciężkie powieki, oblizując dolną wargę.

– Warto było czekać – szepnął, patrząc na mnie z błyskiem w oku.

– Na dobre rzeczy zawsze warto czekać – odparłam z szelmowskim uśmiechem.

To w jaki sposób Paweł całował, było czymś nowy. Żaden z jego poprzedników, a było ich raptem kilku, nie wzbudzał tylu emocji. Każdy z nich od razu niecierpliwie sięgał do piersi czy tyłka, ale dłonie tego faceta obejmowały moją twarz, czule pieszcząc niemal niezauważalnie płatek ucha albo kości policzkowe. I to działało bardziej niż dotykanie oczywistych miejsc erogennych. Pocałunki stały się sensualne, nastawione na to, by podsycać namiętność. Staliśmy długą chwilę, ciesząc się doznaniami.

Do hotelu wracaliśmy na spokojnie, wymieniając się uwagami na temat oglądanych filmów i upodobań kinematograficznych. Bardzo lubiłam stare, czarnobiałe kino. Zwłaszcza „Arszenik i stare koronki" – świetna fabuła i fenomenalna gra aktorska, okraszona niesamowitym humorem.

Leona, Jacka i Tomka znaleźliśmy grubo po północy, siedzących przy barze.

– Wszystko poszło gładko? – zagadnął Leon

– Na tyle na ile – mruknął Paweł, zamawiając wodę i colę. – Technik ma zrobić wszystko, jak uzgodniliśmy.

– To co poszło nie po naszej myśli? – spytał, nadal wpatrując się w Pawła.

– Nie spodziewałem się okolicznej kryminalnej, która będzie mi napastować Marikę. Inaczej zabrałbym ją ze sobą, a nie zostawił w poczekalni. – Westchnął. – Na szczęście dziewczyna ma rozum na swoim miejscu i zaczęła nagrywać wszystko telefonem.

– Zaraz po tym, jak wywalił mi tekst „skądś cię znam" – wzdrygnęłam się. – Mam na niego alergię. – Wszyscy spojrzeli na mnie z ciekawością. – Dużo osób myli mnie z Weroniką i to nie jest miłe – przewróciłam oczami.

– Ej, twoja siostra dużo osiągnęła, to nobilitacja – wtrącił się Tomek.

– A ja mam prawo do własnej tożsamości – warknęłam na niego. – Cieszyłbyś się, gdyby ciebie ciągle nazywano złym imieniem i określano beztalenciem?

Ręka Pawła znów znalazła się na moim karku, ściskając leciutko i studząc moje nerwy.

– Masz nagranie? – spytał Leon, nie reagując na tę pyskówkę.

– Jasne. – Sięgnęłam po telefon, odblokowując dostęp a pierwsze, na co padł nasz wzrok, to kochanek Weroniki. Zupełnie zapomniałam, że miałam go pokazać Pawłowi.

– Znasz tego faceta? – spytał Paweł.

– To ten wieloletni kochanek Weroniki, o którym ci wspominałam. – Nie odezwał się słowem, marszcząc brwi. – Ten od białych róż? – dodałam niepewnie.

Leon spojrzał z ciekawością na ekran. Teraz wszyscy czterej stali osaczając mnie. Dopiero Jacek wypalił soczystą „kurwę" pod nosem, otrzeźwiając wszystkich. Nie do końca rozumiałam ich zdziwienie i te niedowierzające miny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro