Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

* Aria - 5 *

Kochani, wyjątkowo dzisiaj, ponieważ jutro mnie nie ma 😁 Będę bujać w obłokach 😎

Miłego weekendu! 🖤🖤


Od lat wodziłam wzrokiem za Mateuszem. Podobał mi się fizycznie, taki mój typ faceta, brutala z siekierą w ręku, którego mózg obliczał całki w pamięci. Kiedy mój brat był mrukiem i potrzebował kontrolować wszystko i wszystkich, Matti był rozrywkowym chłopcem, wiecznie żartującym z przyklejony na stałe na ustach szerokim uśmiechem. Dla przyjaciół zrobiłby wszystko.

Obserwowałam wszystkie kobiety, które pojawiały się przy jego boku. Ciemnowłose piękności, którymi można było się pochwalić przed kolegami. I tym bardziej nie rozumiałam, co ze mną jest nie tak, że nie spogląda nawet w tę stronę, traktując jak siostrę. Wtedy też zrozumiałam, że nic z tego nie będzie dokładnie z tego powodu. On zawsze we mnie widział siostrę kumpla. Straciłam nadzieję, że kiedykolwiek się to zmieni. Aż do dzisiaj. Ot tak po prostu na kliknięcie palców stałam się dla niego kimś innym, bo zakręciłam tyłkiem.

Telefon zawibrował w kieszeni. Zerknęłam na aparat. Mój najnowszy prześladowca Matti wysłał mi wiadomość na WhatsApp.

Mateusz: gdzie jesteś?

Aria: na zewnątrz

Mateusz: Jest ciemno i pada.

Aria: dzięki pogodynko, zauważyłam.

Mateusz: serio Aria, gdzie jesteś??

Oho! Dwa znaki zapytania powinnam się bać i trymiga biec na życzenie pana i władcy.

Aria: Nie mam ochoty na towarzystwo.

Mateusz: uparta baba!

Drgnęłam słysząc w ciemności dźwięk pękającej gałązki. Ciekawe czy mają tutaj jakieś stado jeleni, po tym które się dzisiaj zameldowało na jutrzejszą imprezkę. Wpatrywałam się w atramentową czerń usiłując coś wypatrzeć. Powtarzane przez babcię „jak oko wykol" nabierało teraz sensu. Zrobiło mi się tak jakoś nieswojo. Jeszcze chwilę temu było przyjemnie i relaksująco, a teraz miałam ochotę uciekać. Włoski na karku stanęły na baczność. Odblokowałam telefon kodem, który wysyłał alert bezpieczeństwa do Leona, a do Mattiego napisałam.

Aria: Huśtawka, teraz!

Wstałam z siedziska i oparłam się o jeden z bali podtrzymujących dach. Znów trzasnęła gałązka, ale gdzieś znacznie bliżej jakby w krzakach na lewo. Przez chmury księżyc nie dawał żadnego światła. Zimna palce odziane w materiał zamknęły się na moim ramieniu. Strach ścisnął mi wnętrzności żelazną ręką. Wrzasnęłam jak oparzona, zanim druga dłoń nie zamknęła mi ust. Zrobiłam pierwsze, co przyszło mi do głowy. Ugryzłam napastnika i jak tylko syknął, odsuwając dłoń, nastąpiłam mu na stopę, nabrałam powietrza i krzyknęłam ile sił w płucach.

– Mateusz!

Doszedł mnie zwrotnie nieco stłumiony krzyk „Aria!" a latarka przecięła ciemność od strony ścieżki prowadzącej do hotelu. Napastnik chyba zupełnie nie spodziewał się, że zacznę walczyć, a ja drapałam wszystko w zasięgu dłoni, w razie co DNA zostanie mi pod paznokciami. Kopałam, szarpiąc się całym ciałem i wykręcałam na boki.

– Aria! – krzyk Mateusza rozległ się bliżej.

Znów ugryzłam kneblującą mnie dłoń, ale nie puścił tym razem, mamrocząc pod nosem „suka". Coś prześlizgnęło się po moim ramieniu, sprawiając ból. Początkowo w głowie miałam gwałt, ale teraz to mogło być zabójstwo, co tylko dodało mi sił do walki. Nie dam się tak łatwo pokonać!

– Aria! – donośny głos Leona przeciął ciszę, gdzieś z drugiej strony jeziorka niż tam skąd słyszałam Mateusza. Agresor nie spodziewał się go najwyraźniej, a ja cieszyła w duchu z kodu bezpieczeństwa i paranoi brata. Skorzystałam z chwytu, który pokazał mi kiedyś Maruda na treningu i udało mi się odepchnąć napastnika, który zachwiał się i upadł do tyłu, potykając o stopień altany.

– Matti! – krzyknęłam półgłosem.

Zamiast uciekać, gdzie pieprz rośnie, a najlepiej w kierunku któregoś z głosów, zamachnęłam się na napastnika nogą, żeby z całej siły kopnąć. Nie udało się, a on chwycił mnie za kostkę i runęłam jak długa do tyłu. Siła uderzenia pozbawiła mnie tlenu z płuc. Nie mogłam zaczerpnąć powietrza. Przekręciłam się na kolana, uderzając w mostek otwartą dłonią i czując nadchodzącą panikę, że się uduszę. Snop światła przeciął ciemność.

– Aria – Matti dopadł mnie w paru krokach, upadając na kolana obok.

Usiłowałam mu dać znać na migi, że się duszę. Poklepałam się po piersi kurczowo, łapiąc go drugą dłonią. Uderzył mnie mocno między łopatkami. W końcu złapałam spazmatyczny, świszczący oddech. I to było jedno na czym mogłam się skupić, bo pociemniało mi w oczach. Schyliłam się, żeby nie stracić przytomności, oddychając głośno. W głowie mi huczało, a serce galopowało, jak po długim biegu. Matti odchylił moją głowę, zaglądając mi w oczy, w których zaczynały się zbierać łzy.

– W porządku? – spytał z troską.

Pokiwałam głową, obejmując gardło dłonią. Przytulił mnie do siebie mocno, stawiając nas oboje do pionu.

– Był sam?

– Nie wiem – wycharczałam, zaczynając drżeć, gdy uświadomiłam sobie, co się mogło stać. Posiadanie brata w jednostce specjalnej, najwyraźniej nie chroniło przed napadem gwałciciela czy innego pojeba!

– Co się stało?

Zrobiłam nieokreślony gest ręką, niezdolna do wyduszenia z siebie jakiegokolwiek słowa. Na dźwięk szurania buta, Matti okręcił nas o sto osiemdziesiąt stopni, zasłaniając mnie swoim ciałem i mierząc do nadchodzącej osoby z broni.

Jezus! Skąd on miał broń? I po co?

Zęby zaczęły mi nie kontrolowanie szczękać i trzęsłam się jak galareta.

– To tylko ja – doszedł nas spokojny głos brata z zupełnie innej strony, który teraz chował swoją broń za pasek w dżinsach. Cholerny ninja! Rozpiął bluzę i narzucił mi na ramiona.

– Złapałeś go?

– Nie – zaprzeczył – nie znam tutejszego lasu, a on najwyraźniej był lepszy w orientacji w okolicy w padającym z nieba deszczu i na podmokłym terenie. – Leon pogłaskał mnie po głowie. – Co się stało Aria?

Nadal zęby szczękały mi okrutnie o siebie. Matti oddał broń mojemu bratu i zaczął rozcierać skórę na plecach i ramionach.

– Już w porządku mała, jesteś bezpieczna – zapewnił miękko. – Widziałem ten ruch z wyswobodzeniem się. Świetnie ci wyszło – pochwalił. Niespodziewanie chwycił mnie pod kolanami i podniósł w ramionach. Pisnęłam, kuląc się w sobie. – W porządku Aria, chcę, żebyśmy schowali się przed deszczem.

Usiadł na huśtawce ze mną w ramionach i zaczął nas łagodnie bujać, powtarzając co jakiś czas, że jestem bezpieczna. Ciepła dłoń kojąco głaskała po głowie, a druga obejmowała dając tak potrzebne poczucie bezpieczeństwa.

Zaczynałam się rozluźniać. W końcu docierało do mnie, że Leon i Mateusz nie pozwolą mnie skrzywdzić i na szczęście całe zajście może się skończyć tylko na złych snach i paru siniakach. Teraz zauważyłam, że kurczowo trzymam się koszulki Mattiego. Rozluźniłam palce, ale wtuliłam buzię w miękki, sprany materiał. Nie byliśmy też już sami. Kiedy przyszedł tutaj Jacek i Maruda?

– Lepiej? – spytał Matti, odchylając moją głowę, by zajrzeć w oczy. Szare tęczówki, spoglądające w dół, były pełne troski. Przełknęłam ciężko usiłując znaleźć głos. W zasięgu wzroku pojawiła się ręka brata z butelką wody, z której już zdjęto nakrętkę. Upiłam parę łyków, ciesząc się chłodem w gardle.

– Chcę ptysia z dużą ilością bitej śmietany i WZ–tkę! – oznajmiłam, siorbiąc nosem. – I kawę z przyprawą dyniową.

Maruda parsknął śmiechem i nie uszło mojej uwadze, że Mateusz uśmiecha się, chowając twarz w moich włosach. Matti zatrzymał huśtawkę, a Leon ukucnął przed nami opierając dłonie na moich udach.

– Powiesz mi, co się stało? – spytał Leon.

– Potrzebowałam przewietrzyć głowę, przyszłam tutaj pobujać się na huśtawce. – Zadrżałam, czując niespokojny dreszcz pełznący po kręgosłupie. – Podobał mi się szum deszczu uderzającego o dach i liście drzew. Mateusz do mnie napisał. Pobujałam się jeszcze... a potem... Potem usłyszałam trzaśnięcie gałązki i pomyślałam, że fajnie, że mają tu stado jeleni... – zawahałam się.

– Poza tymi, co się zameldowały w hotelu? – dopowiedział Leon, bez żadnych emocji na twarzy.

Przymknęłam powieki i przytuliłam się do Mateusza, który zaśmiał się cicho. Brat pogłaskał mnie po kolanie.

– I co dalej?

– Wysłałam ci kod, bo włoski mi na karku stanęły na baczność i wolałam, żebyś mnie objechał, niż... niż... – Łzy znów zebrały się pod powiekami i spłynęły po policzkach.

– Już dobrze – uspokajał Matti.

– Dobrze zrobiłaś – pochwalił Leon.

– Czy napastnik się odezwał? – spytał Maruda.

– Nie wiem skąd się tam wziął! – zawołałam cicho w panice.

– Już dobrze, Aria, rozumiem. Zaskoczył cię.

– Ten dźwięk gałązki doszedł mnie z zarośli, a on stanął za mną! – dodałam szeptem. – To wszystko wydarzyło się za szybko! – znów zaczynałam panikować.

Leon pogłaskał mnie po ramieniu, ale syknęłam z bólu.

– Boli?

– Tak.

– Uderzyłaś się?

– Nie... nie wiem.

Maruda odsunął materiał i poświecił na ramię. Nie chciałam widzieć, ale w końcu zerknęłam, bo wszyscy nagle zamilkli. Na skórze miałam długie zadrapanie.

– Jezus, a to skąd? – szepnęłam, patrząc na poszarpaną skórę.

– Zadrapałaś się, gdy tu szłaś? – spytał Mateusz.

– Nie – zaprzeczyłam marszcząc brwi. – Chyba... chyba on mnie zadrapał. Ten ktoś... Nie wiem.

Brat ujął mnie za podbródek i zmusił, żebym spojrzała mu w oczy.

– Aria siedziałaś na huśtawce – zaczął Leon łagodnie. – Pisałaś SMS do Mateusza, co napisałaś?

Siorbnęłam nosem.

– Nie mam ochoty na towarzystwo. A on odpisał „uparta baba!" – Matti pocałował mnie w skroń. – Trzasnęła gałązka i przypomniałam sobie, jak babcia mawiała, że ciemności „jak oko wykol".

– Nadal padał deszcz? – spytał Maruda, takim samym kojącym tonem jak brat. – Krople rozbijały się o dach i zostawiały rozchodzące się kręgi na wodzie?

– Tak i pachniało deszczem – potwierdziłam. – Potem znów pękła gałązka, ale bliżej. Wpisałam kod alarmowy odblokowując telefon, a Mateuszowi wysłałam SMS „Huśtawka, teraz!". – Udawałam, że już się nie boję, ale w środku dygotałam. – Podeszłam do filaru i oparłam się o niego, żeby w razie co zeskoczyć na trawę i uciekać, ale ręka w czymś czarnym znalazła się na moim ramieniu.

Wzdrygnęłam się całym ciałem, dotykając palcami tego miejsca.

– Zasłonił ci usta dłonią? – zasugerował Leon.

– Tak, ale ugryzłam mocno i wrzasnęłam „Mateusz".

Znów zaczęłam drżeć.

– Jesteś bezpieczna – szept Mattiego, był miękki.

– Złapał cię w pasie? Na wysokości ramion?

Zamrugałam, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w ciemność.

– Za szyję. Dlatego stanęłam mu na stopie i dlatego znów mogłam krzyknąć. Ten ruch, co mi go kiedyś pokazałeś Jacek, przydał się.

– Cieszę się, zdolna bestyjko – pochwalił, nowa dłoń pogłaskała mnie po włosach.

– Napastnik był wyższy od ciebie? – dociekał Leon.

– Nieco.

– Przypomnij sobie zapach, co czułaś? Kwaśny zapach strachu? Własne perfumy? Deszcz? Trawę? Wodę? Ryby w stawie i zbutwiałe mokre drewno?

Poruszyłam nozdrzami, zamykając oczy. Zaciągnęłam się zapachem perfum trzymającego mnie w objęciach mężczyzny.

– Fiołki.

– Do czego zmierzasz? – spytał Maruda.

Leon podniósł się i wyprostował, a coś strzeliło mu w kręgosłupie.

– Myślę, że zaatakowała ją kobieta – wypalił.

– Kurwa! – doszło mnie mamrotanie Jacka.

– Odpalajcie latarki, bo jak Boga kocham, jeśli mam rację, to musiała mieć plan, żeby ją odurzyć. Może się nam poszczęści i znajdziemy strzykawkę?

Wyciągnęłam drżące dłonie przed siebie.

– Podrapałam go... ją... jego – myliłam się w słowach, nie mogąc sobie przypomnieć ich znaczenia.

Maruda ujął moją rękę i poświecił latarką, wtedy też wszyscy to dostrzegliśmy, pod obłamanym z boku paznokciem, zaplątał się włos.

– Nikt nie oddycha! – nakazał, wyciągając z kieszeni bluzy plastikowy woreczek na dowody. Włożył do środka moją rękę i na tyle na ile się dało zamknął. – Dasz radę zanieść ją do mojej terenówki? – spytał Mattiego, robiąc to samo z drugą dłonią.

– Pewnie – odparł mój bohater śmiało.

– To my galopujemy do auta, a wy szukacie wokół altany – zaordynował Maruda.

– ETA 30 przy aucie? – zaproponował Leon.

– Aria jest cała mokra, wolałbym, żeby wzięła prysznic, jak tylko wyskrobiemy jej to DNA spod paznokci – zasugerował Matti.

– Czterdzieści pięć u was w pokoju i żeby była całkowicie ubrana – rozkazał brat.

Zachichotałam nerwowo słysząc te słowa. Nie mogłam zatkać dłonią ust, więc schowałam buzię na piersi niosącego mnie mężczyzny. Zostałam posadzona w bagażniku, a na kolanach wylądował przenośny stolik. Na nim metalowa tacka i zestaw narzędzi z przepastnej czarnej torby. Niezwykle ostrożnie zdjął torebki na dowody, upewniając się, że włos został w środku.

– Myślisz, że coś z tego będzie? – spytałam Marudę, który czymś w rodzaju pilniczka, wybierał zawartość spod moich paznokci na białą bibułę.

– Trzeba spróbować – odparł, metodycznie wykonując swoją pracę. – Bardziej poszczęściło nam się z tym włosem, ponieważ jest razem z cebulką.

– Jest tu w ogóle w pobliżu jakieś laboratorium, żeby nas obsłużyć? – dociekałam.

– To już moja broszka – rzucił z humorem.

– Ale ja nie chcę robić kłopotu.

– Kochanie, ktoś cię napadł – przypomniał Mateusz, który jak kat nad dobrą duszą stał nad Marudą i pilnował każdego jego ruchu, gotowy wkroczyć do akcji, jeśli poczuję się zagrożona.

– No ale jutro jest ślub i wesele...

– I nie chcemy, żeby którakolwiek kobieta jutro musiała przeżywać to co ty – uspokajał.

– Ale Leon zasugerował, że byłam celem?

– Tego jeszcze nie wiemy. Daj na zebrać dowody – wtrącił się Maruda. – Jak skończymy usiądę do lokalnych kamer i może uda mi się coś ustalić.

– To kto pojedzie z dowodami?

– Trafiła się nam damska wersja Leona – zaśmiał się Maruda, zbierając bibułę ze drobinami.

– To nie brzmi jak komplement – oburzyłam się na żarty.

– Ale jest! Co my byśmy zrobili bez naszego nieustraszonego lidera? – zakpił Mateusz.

– Nic – potwierdził Maruda.

– Gadacie tak tylko dlatego, że to mój brat – upierałam się.

– Nie mała, dlatego że tak naprawdę myślimy – Matti użył tego samego tonu. – I uważamy się za szczęściarzy, że mamy fajnego szefa. Teraz idziemy, wziąć prysznic.

Brwi Marudy podjechały do góry.

– Wiedziałem, że coś mnie ominęło – mruknął pod nosem, gdy Mateusz znów wziął mnie na ręce i zaczął nieść w stronę hotelu.

– Mogę iść.

– A ja mogę cię nieść.

Na własnych nogach stanęłam dopiero w windzie. Mateusz, obejmując ramieniem zaprowadził nas do pokoju. Ledwo drzwi się za nami zamknęły, zadałam nurtujące mnie pytanie.

– Dlaczego wszyscy jesteście uzbrojeni?

– Nie mogę ci tego powiedzieć – odparł natychmiast.

– Nie możesz, czy nie chcesz?

– Nie mogę, nie bez zgody Leona.

Poprowadził mnie do łazienki. Na sam widok brodzika i wyobrażenie, że woda będzie mi się lała po głowie oddech mi przyśpieszył a gardło zacisnęło w panice. Matti zupełnie opatrznie zrozumiał moje wahanie i chęć ucieczki.

– Zostawię cię samą.

Złapałam go konwulsyjnie za koszulkę, wczepiając się w nią palcami.

– Nie zostawiaj mnie! – szepnęłam z desperacką paniką.

Wziął mnie na ręce i posadził na blacie z umywalką.

– Lepiej by było, żebyś wzięła prysznic, ale jeśli nie, to zmyjemy co się da, dobrze?

Ten łagodny ton sprawił, że się irracjonalnie zdenerwowałam.

– Nie mów do mnie jak do ofiary! – zaprotestowałam.

Zmierzył mnie spojrzeniem, ale nie odezwał się słowem. Zmoczył mały ręcznik w wodzie, a ja zmyłam z rąk trawę i bród. Bluza brata zsunęła mi się z pleców, więc Matti obejrzał jeszcze raz zadrapanie i z bagaży przyniósł zestaw pierwszej pomocy.

– Jesteś przygotowanym harcerzem – zażartowałam słabo. – Prezerwatywy też wozisz?

– Nie, ale kupiłem, jak wracaliśmy z gry.

Nasączonym gazikiem przemył skaleczenia.

– Nikt nie pytał?

– Jechałem sam.

– Cwaniaczek – pochwaliłam.

Prysnął mi czymś na ranę.

– To powinno pomóc do jutra.

Oparł się na dłoniach po obu stronach moich ud.

– W razie co powiemy Olce, że wpadłam w krzaki róż, dobrze?

Odgarnął mi pasemko włosów, podając szczotkę z kosmetyczki.

– Dlaczego?

Rozpuściłam włosy i usiłowałam rozczesać.

– Bo nie chcę jej martwić. To ma być najszczęśliwszy dzień w życiu kobiety.

– Olka nie jest głupia.

– Ale liczy na to, że będziemy się seksić po kątach, więc nie podejrzewa, że mogłoby mi się coś stać.

– Porozmawiajmy najpierw z Leonem, dobrze? – zaproponował ugodowo, odbierając mi szczotkę i niezwykle delikatnie rozczesując włosy.

Rozmowa z bratem zostawiła mnie w totalnym zaskoczeniu, a on sam siedział na przeciwko łóżka rozwalony na krześle. To rozleniwienie było pozorne, ponieważ jego oczy pozostawały niezwykle czujne i w sprzeczności z mową ciała. Czekał na moją reakcję.

– I dopiero teraz mi o tym mówisz?! – spytałam zwodniczo spokojnym tonem, bo w środku buzowała już wściekłość.

– Trzymaliśmy się od ciebie z daleka Aria.

– I nie przyszło ci do głowy, że twoja rodzina może być w zagrożeniu?! – mój głos podnosił się niebezpiecznie do góry.

– Mieliśmy na wszystkich oko – zapewnił.

– Najwyraźniej nie – wskazałam palcem na moje zadrapane ramię.

– Nie powinnaś być sama – spojrzał na Mateusza twardo. – Ktoś miał cię mieć cały czas na oku, ale jakimś dziwnym sposobem udało ci się zniknąć.

– A mógłbyś to tak ująć, żeby nie chciała mi wydrapać oczu? – warknął Matti, a Leon tylko się lekko skrzywił.

Zesztywniałam, spoglądając podejrzliwie na obejmującego mnie faceta. Odsunęłam się gwałtownie, wstając z łóżka. Potarłam skronie palcami.

Czy Leon mi właśnie powiedział, że wszystko jest ukartowane? Że Mateusz nie pojawił się w recepcji przypadkowo? Że wszystko to jakaś chora gra? 


ETA - Przybliżony czas spotkania. Tzw. Za ile się widzimy? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro