Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

∞ Oliwia - 5 ∞


Spojrzeliśmy na niego wszyscy z niesmakiem. Niedocenianie przeciwnika to jedno, ale łapanie uczuć do podejrzanej to drugie. Nie ma mowy, żeby ktokolwiek pozwolił mu dalej brać udział w akcji.

– Odsuwam cię – oznajmił Leon chłodno.

– Słucham? – zmrużył oczy.

– Obawiam się, że od dawna mnie nie słuchasz – kontynuował bezlitośnie – za to z boskim uwielbieniem całujesz ziemię, po której stawia stopy.

– Będzie brakowało jednego – upierał się.

– Czy tobie się wydaje, że to są negocjacje? – spytał sarkastycznie Leon.

– Do rana wszystko ze mnie zjedzie.

– To pogadamy rano! – wtrącił się Marcin, wymieniając spojrzenia z bratem.

– Tytuł debila roku niekwestionowanie wędruje do ciebie – sarknął Maruda, pakując próbkę krwi. – Skończyłem.

– My też.

Leon odwrócił się i pomaszerował do drzwi. Marcin, objął mnie ramieniem i wyprowadził na korytarz. Sięgnęłam za siebie i oddałam mu broń. Stanęliśmy przy windzie i ściszyliśmy głosy.

– Polecę do Szczecina z tym manelem – oznajmił Maruda.

– Niech ktoś inny pojedzie – zarządził Leon. – Chcę cię mieć na miejscu, zwal z łóżka Zawadę. Reszta ma mieć oczy i uszy otwarte.

Pokiwaliśmy zgodnie głowami.

– Myślisz, że to ona? – spytałam Leona.

– Ja wiem, że to ona – zapewnił z takim przekonaniem, że aż uniosłam brwi. – Nie zwracasz uwagi na to, na co patrzą mężczyźni. Pachniała fiołkami, gdy wyszła z łazienki.

Zmełłam przekleństwo w ustach.

– To duszące, niebotycznie drogie gówno. – Przymknęłam oczy, kręcą głową z niedowierzaniem. – Tylko to jeszcze żaden dowód.

– Wiem, musimy ją przyłapać na gorącym uczynku. Krzychu – spojrzał na Marudę – zajmij się Grace. Ona jutro będzie w ruchu, ale potrzebuje ochrony. Niby nikt nie wie, że jest moją siostrą, ale nie mam pewności, ile Tomek wypaplał Weronice.

– Spoko szefie, przykleję się do niej – zapewnił z krzywym uśmiechem. – Przykuję kajdankami, jak będzie trzeba?

– Byle nie do łóżka – zażartowałam, ściągając na siebie karcące spojrzenia. – Ej! – zaprotestowałam. – Paweł i Marika oraz Mateusz i Aria. Mało wam? To by było do trzech razy sztuka – dodałam pod nosem.

– I jeszcze Weronika i Tomek – przypomniał Marcin.

– I mamy cztery wesela i pogrzeb? – zaryzykowałam powiedzenie na głos mojego pierwszego skojarzenia.

– Wypluj to – Maruda skrzywił się, krzyżując ramiona na szerokiej piersi.

– Wybiję jej to z głowy – zaproponował Marcin. – Albo lepiej „wystukam" – zaśmiał się. – Czyż nie tak gadał ten twój bohater policjant w opowiadaniu, które tak ci się podobało. Jak miała na imię autorka?

Zaczerwieniłam się mimowolnie, ale co poradzić? Jestem kobietą, kocham romanse, nie będę się tego wstydzić. Mam to w naturze, mimo że codziennie noszę broń przy pasku. Pokazałam mu język.

– Moglibyście sobie zadać trud i czasem coś przeczytać. 

– Idź już spać Olka, bo coś pierdolisz – westchnął Maruda z niesmakiem. – Albo ciebie nikt porządnie nie wygrzmocił.

– Jak w końcu dorośniesz – wyskandowałam, udając wzburzenie, ale usta układały się w uśmiech – zrozumiesz, że to nie ruchanie, pierdolenie czy stukanie tylko uprawianie litości! Tfu! Miłości.

– Miłości z litości? – zażartował. – Nie chcę wiedzieć, czemu się pobieracie – klepnął Marcina w ramię. – Do jutra.

– To byłby dobry pomysł sprawdzić co z Arią – zaproponowałam.

– Nie – zaprzeczył Leon. – Jest pod dobrą opieką, nie róbmy zamieszania.

– Ale...

– Wiem, że chcesz dobrze, ale...

Wyrzuciłam ręce do góry w bezsilnej frustracji i pomaszerowałam do pokoju. Kiedy kładliśmy się do łóżka, wciąż padało a szum deszczu sprawił, że zamiast analizować wydarzenia dnia i uporządkować je w głowie, zasnęłam, gdy Marcin zaczął gładzić moje włosy. Ten sam gest obudził mnie o poranku, wraz z czułymi pocałunkami składanymi na szyi i karku. Oddawałam się tym zabiegom z przyjemnością. Mój wzrok padł na buty ustawione przed szafą. Na podeszwie jego pary było napisane: „save me", a na moich na lewym prostopadle „help", a na prawym równolegle „Me".

Szaleństwo zaczęło się po śniadaniu. Pożyczyłam Ariadnie parę kosmetyków, bo wyglądała, jakby nie przespała nawet minuty a Matti chodził zirytowany. O cokolwiek poszło, moja szwagierka nie emanowała tym nieuchwytnym blaskiem zaspokojonej kobiety a jedynie zmęczeniem. A wydawało się, że w końcu przeskoczyła między nimi nić porozumienia. Czy to napad, o którym Aria nie chciała rozmawiać, sprawił, że nie mogła spać? Na tyle na ile widziałam wczoraj wieczorem, to flirtowali ze sobą dość odważnie, a dzisiaj nastąpiło chłodne traktowanie. Może się o coś pokłócili? Aria kazała mi się skupić na przygotowaniach i nie koncentrować na bzdurach. Spojrzałam na siebie w lustrze, mając na twarzy maseczkę kosmetyczną w czarnym kolorze. Uniosłam brew, patrząc na nią wymownie.

– Będzie dobrze, siostra – przytuliła się do mnie, uspokajając. – Robienie się na bóstwo musi przejść fazę demoniczną – zażartowała.

Grace wpadła do apartamentu skrzywiona i zatrzasnęła za sobą drzwi.

– Czy Weronika ma jakiekolwiek, ale to serio jakiekolwiek skrupuły? – spytała z niesmakiem.

– Raczej nie? – zaryzykowałam. – A co się stało?

– Chciałam zrobić zdjęcia w kościele, ale głupio byłoby się włamywać, prawda? – zatkała na chwilę ręką usta. – Poszłam do zakrystii, ale nawet nie weszłam do środka! Wystarczyło, że widziałam, jak ksiądz obraca ją na biurku kancelaryjnym. Ja pierdolę! W życiu nie wymarzę tego z głowy.

Szkoda, że nie mogłam jej powiedzieć, że ksiądz nie jest księdzem.

– Ja bym zażądała zaświadczenia o ślubach czystości – zaśmiała się Aria.

– Ja tam bym nie miała nic przeciwko takiej przygodzie – dodała dziewczyna, która pakowała sprzęt fryzjerski. – Ile razy w życiu będzie okazja, by uprawiać seks z księdzem w zakrystii?

– Taaa dzięki, ale nie dzięki – mruknęła Aria, krzywiąc się. – Ja bym na twoim miejscu nie piła wina mszalnego. – Spojrzałam na nią podejrzliwie. – Chuj wie, czego mogła dosypać. Jakiś laxigen czy inny syf. Niby cię lubi, ale kto wie?

Te słowa tkwiły mi w głowie, więc po skończeniu uczesania wysłałam SMS do rzekomego księdza, żeby zabezpieczył swoją seks taśmę na wypadek, gdyby główna podejrzana jednak zrobiła coś durnego. Powiadomiłam też Leona, żeby pogadał z nim i obejrzał film. Ja nie zamierzałam tego analizować a Maruda, który zazwyczaj zajmował się stroną techniczną, dzisiaj zajmował się Grace. Ciekawe co z tego wyjdzie.

Marcin napisał mi tylko, że gdybyśmy się zakładali o wymówkę jakiej użyje Stefan, to nikt nie trafił, bo zadzwonił, że mu jeleń wypadł na drogę i czeka na policję i służby, i niestety, ale nie dotrą wcześniej, niż w połowie przyjęcia, ale obiecał, że będą. To dawało nam wąskie okno, ale upewniało w poprawnym myśleniu, że coś się kroi, a główną osobą dramatu będzie Mera, skoro nie wyszło z Arią wczoraj.

Może i ceremonia była udawana, ale zaczynał mnie łapać stres. Z okna widziałam parking pełny samochodów oraz gości zebranych przed kościołem. Po otwarciu podwójnych, drewnianych drzwi z okuciami kolorowy tłum wlał się do środka. W głowie czułam unikalny zapach starego kamiennego kościółka, wyrażony w zbutwiałym, mokrym drewnie, nieuchwytnej woni kadzideł oraz wilgotnego kamienia.

– Już czas – rzuciła Paulina.

Roztarłam szminkę pomiędzy wargami, gdy podawała mi kwiatki.

– Jakby co to mam auto na parkingu z tyłu – nęciła Aria. – Uciekniemy przez kuchnię i już nas nie ma.

– No weź! – obruszyła się zastępcza świadkowa. – Po Mercedes spodziewałabym się takiego tekstu, ale po tobie? Ludzie się zjechali, wszystko zapłacone i byłby taki wstyd! Zwłaszcza dla rodziców.

Maruda czekał na nas za drzwiami. Na niepewnych nogach podążyłam za nim i Grace na dół. Tata czekał przy wejściu do hotelu, drepcząc nerwowo w tę i we w tę. Uśmiechnął się szeroko na nasz widok.

– Już się zaczynałem martwić – poprawił krawat. – A nawet układać w głowie przemówienie, dlaczego jednak moja córka wybrała wolność.

– Oj, tatuś! – pocałowałam go w policzek.

– Pięknie wyglądasz Ola. Nie, żebym wcześniej tego nie dostrzegał, ale dzisiaj wyglądasz oszałamiająco.

Kątem oka widziałam Grace robiącą nam zdjęcia.

– Gotowi? – spytała, błyszczącymi z ekscytacji oczami.

Czułam się nierealnie, jakbym nagle opuściła swoje ciało i oglądała wszystko z zewnątrz. Tata prowadził mnie do kościoła, w tle grały organy, oczy wszystkich zwróciły się na nas, a ja potrafiłam tylko patrzeć na mężczyznę przy ołtarzu, który nagle przestąpił z nogi na nogę, a potem zastygł w bezruchu, gdy na jego ustach pojawił się łagodny uśmiech.

Znamy się z Marcinem od czasów nastoletnich, pracujemy razem, ale jakby nadal osobno, ponieważ każde z nas ma w jednostce inne zadanie. Widziałam go pijanego w cztery dupy, błagającego, żebym za niego wyszła, ubranego w dres ociekającego potem na siłowni albo po biegu. Ale ta wersja przy ołtarzu była najlepszą jaką kiedykolwiek widziałam. Przystojny, ciemnowłosy facet w granatowym garniturze. Dla mnie Mister Universe.

Zatrzymaliśmy się tuż obok niego.

– Cała twoja synku – powiedział z uczuciem, całując nie w czoło, po czym dodał niemal szeptem. – I żebym ci nie musiał nóg połamać.

Parsknęłam śmiechem, a matka zgromiła mnie wzrokiem.

– To jeszcze nie ten moment na „możesz pocałować pannę młodą" – padł żarcik „księdza" ku uciesze wszystkich zebranych. – Dojdziemy do tego, ale najpierw porozmawiamy trochę o tym, po co się tu zebraliśmy, poza oczywistym by połączyć Oliwię i Marcina świętym węzłem małżeńskim. Usiądźcie. – Marcin i Paulina pomogli mi zająć miejsce w tej obszernej sukni, uszytej z „miliona warstw tulu". – Jest taki dylemat moralny znany ze starożytności, nieco zabawnie i refleksyjnie opisujący związek kobiety i mężczyzny. Masz trzy elementy: żonę, rację, spokój, ale możesz mieć tylko dwie jednocześnie. Jak masz żonę i spokój, to nie masz racji. Jak masz rację i spokój, to nie masz żony. Jak masz żonę i rację, nie masz spokoju. Zamiast żony można wstawić mąż i też zadziała. Proste? – Po zgromadzonych przetoczył się pomruk rozbawienia. – Proste. A jednak małżeństwo to nie tylko spokój i racja.

Przestałam na chwilę słuchać, bo kątem oka dostrzegłam jak Maruda podszedł do Grace, stojącej za filarem i niewidocznej dla nikogo poza nami. Co mnie zaszokowało to pocałunek w kark, gdy wydawało mu się, że nikt nie patrzy. Ścisnęłam lekko dłoń Marcina i wskazałam palcem na tamto miejsce. W odpowiedzi pogładził mój kciuk.

Przetrwałam całą mszę bujając w obłokach, ale udało się w odpowiedni momencie wypowiedzieć przysięgę, zgodnie z ustaleniami. Gdybym nie wiedziała, że ksiądz jest podstawiony, nigdy bym się nie domyśliła. Na żadnej twarzy starszej ciotki, kuzynki czy innej zaproszonej osoby w wieku sześćdziesiąt plus, nie widziałam niczego poza rozmarzonym uśmiechem szczęścia. I oby się nikt z nich nigdy nie dowiedział, że ich zrobiliśmy w konia.

Pomiędzy samą ceremonią zostawiliśmy dwie godziny wolnego dla gości, żebyśmy mogli zrobić sesję zdjęciową. Oczywiście rodzice obu stron i najbliższa rodzina byli zaproszeni. Dwie rzeczy, które psuły mi humor, to po pierwsze nieobecność Mercedes. Napisała mi SMS, że wylądowała a potem, że jest u fryzjera i zmierza do nas. Jeśli uważała, że robinie sobie z nami zdjęć jej się upiecze to była w błędzie. A po drugie niemiłosierne wręcz klejenie się Pauliny do Leona. On oczywiście obracał to w żart, ale mi się ulało.

– Wiesz, że on jest zaręczony?

Paulina spojrzała na mnie, jakbym się urwała z choinki.

– Słucham?

– On. Jest. Zaręczony! – wycedziłam, powstrzymując chęć, żeby ją nalać kwiatkami, przez ten durny łeb.

– Ach, Leon – machnęła lekceważąco ręką. – Ale jak widać, jego narzeczonej tu nie ma, to po pierwsze. Po Drugie są zaręczeni od lat, więc to już raczej związek z przyzwyczajenia i moment, kiedy trzeba iść dalej, a nie prawdziwa miłość. I po trzecie – z jej oczu znikło rozbawienie, zastąpione błyskiem złośliwości – czy to nie jest ta twoja przyjaciółka na śmierć i życie, co nie potrafiła dotrzeć na lotnisko odpowiednio wcześniej, żeby dotrzeć tu na czas.

Co za suka! Nie możesz jej zabić Olka, nie możesz.

Wzięłam dwa oddechy, żeby opanować wściekłość, ale dłoń z kwiatami drżała mi nieco, więc odłożyłam je na ławkę za sobą.

– Powiem to raz. – Oddychałam ciężko przez nos. – Albo zaczniesz się zachowywać z szacunkiem, albo wynocha, drzwi są tam!

– Nie możesz mnie wyrzucić! – zaprotestowała butnie.

– To jest mój dzień, mój ślub, moi goście, moja rodzina i najważniejsze wydarzenie w życiu – cedziłam słowa z zimną furią. – A ty usiłujesz włazić z butami w czyjś związek. I to dwóch osób, które są mi niezwykle bliskie.

– Sama mnie tu zaprosiłaś! – przypomniała, unosząc do góry głowę.

– Bo nie miałam innego wyjścia! – wypaliłam z urazą, na co mina jej zrzedła. – Wiedzieliśmy, że jak Leon cię poprosi, to nie odmówisz! – Krew odpłynęła jej z twarzy. – Ale widzę teraz, że poproszenie Arii a nawet Mariki byłoby lepszym pomysłem. Na boga! – zawołałam cicho. – On jest twoim kuzynem!

– Przyrodnim! Ale w sumie nie ma ani pokrewieństwa, ani powinowactwa, więc serio, serio... chyba ci się coś pomyliło.

Wzięłam głęboki oddech, bo teraz już ledwo panowałam nad sobą i zaraz ją uderzę a potem będę mieć sprawę o pobicie, a własny ślub i wkurwiająca świadkowa mogą nie być aspektami łagodzącymi! Na szczęście dla mnie nadciągał Marcin z Leonem. Jedno spojrzenie i szwagier zabrał ją sprzed moich oczu, aż na stopnie kościoła, po czym pochylił się do jej ucha.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro