Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

»» 6 ««

a/n; nie udało mi się dodać rozdziału w poniedziałek, przepraszam,,

***

Hyunjin wcisnął 8.

Winda zatrzęsła się i nie minęła chwila, gdy drzwi otworzyły się ponownie.

I znów dostali światłem po oczach.

Tym razem jednak do ich uszu dobiegł dźwięk... jadących samochodów i rozmów? Rozejrzeli się wokół siebie. Stali na chodniku, a obok nich przechodzili ludzie, jakby wcale nie pojawili się tutaj znikąd.

— Mój Boże... — wyszeptał Minho. — Czy to nie jest City Jungle?

— Jest — wtrącił Seungmin. — I nie rozumiem, co tutaj robimy. Stąd dostałem się do windy.

Wszyscy, oprócz Jisunga i Chana, odwrócili się w jego stronę.

— Naprawdę?

— Tak, winda była... moment. — Kim zaczął się rozglądać. Miał zmarszczone brwi i po chwili bardzo zbladł. — Winda stała tam, gdzie... stała przed chwilą.

Minho zaklął pod nosem.

— Czyli tym razem będziemy musieli znowu jej poszukać — westchnął Chan. — Podzielmy się na dwie grupy. Tym razem będzie trudniej, bo to miasto i w praktycznie każdym budynku jest winda, a my musimy jeszcze znaleźć drugiego Jeongina. Hyunjin, Minho, Jisung, wy idźcie razem. Reszta ze mną.

Przytaknęli. Lee niezbyt podobał się pomysł rozdzielenia się i miał do tego swoje powody. Ale musiał przyznać, że mimo wszystko to było najlepsze wyjście z tej sytuacji, jeśli chcieli znaleźć windę, klucz i drugiego Jeongina oraz zaoszczędzić na czasie.

Grupa z Chanem na czele poszła w lewo. Pozostała trójka odprowadziła ich wzrokiem, dopóki nie weszli do jednego z budynków niedaleko.

— To... co robimy? — zapytał Jisung. — Chyba nie będziemy tak tutaj stać, co?

Minho rozejrzał się.

— Może po prostu się przejdźmy? Sprawdzajmy wszystko po kolei.

Hyunjin przytaknął.

Skręcili w prawo. Czasami ktoś potrącał ich ramieniem; ulice City Jungle były naprawdę zatłoczone. Ciężko było im coś zobaczyć oprócz twarzy przechodniów. Minho ciągle odwracał się w stronę Hana, aż w końcu przyciągnął go bliżej siebie i nie puszczał jego ręki. Hwang natomiast stanął za nimi, żeby w najmłodszy mógł poczuć się trochę bezpieczniej w tłumie.

Ale chłopak nagle się zatrzymał, przez co Hyunjin na niego wpadł.

— Jisung? — Lee spojrzał na niego z troską. — Wszystko w porządku?

Han nie odrywał wzroku od drzwi bloku mieszkalnego, który znajdował się po ich prawej.

— Czuję wrzosy — wyszeptał i jak w amoku zaczął iść w tamtą stronę.

Minho i Hyunjin spojrzeli na siebie zdziwieni.

— Wejdźmy tam — poprosił Jisung, podchodząc jeszcze bliżej drzwi.

— Dobrze. Chodźmy.

I weszli do środka. Apartamentowiec wyglądał na porządny, drogi i nowoczesny. Dlatego bardzo zdziwili się, gdy drzwi tak po prostu się otworzyły — przynajmniej Hyunjin nie miał żadnego problemu z otworzeniem ich.

Hol był urządzony w neutralnych kolorach i wręcz pachniał bogactwem. Przypominał trochę ten w bloku, w którym mieszkali w City Jungle.

Hwang przygryzł wargę. Teraz, kiedy znowu był w mieście, tęsknota za nim uderzyła go jeszcze bardziej. Jeszcze kilka dni temu oddałby wiele, żeby tu wrócić. Tęsknił za dniami spędzonymi z przyjaciółmi, za ich wyjściami na jedzenie, za graniem w koszykówkę z Jeonginem czy ich wspólnymi spacerami wieczorem.

A teraz? Teraz chciał jak najszybciej się stąd wydostać. To już nie było bezpieczne miejsce. Wiedział, że będzie mógł odetchnąć dopiero, gdy będą w komplecie i wrócą... wydostaną się z tego pieprzonego równoległego świata.

Jisung szedł przodem. Minho i Hyunjin podążali za nim. Wciąż byli zdezorientowani, ale ufali mu. Mieli nadzieję, że zaprowadzi ich w odpowiednie miejsce.

Pojechali widną na ósme piętro. Han zaprowadził ich pod drzwi mieszkania numer 4419. Stanął przed nimi i powiedział:

— Stąd dochodzi zapach.

Hwang zmarszczył brwi i przyjrzał się drzwiom. Wyglądały jak każde inne.

No, prawie.

— W dziewiątce jest kompas — zauważył Minho, wskazując palcem na złotą cyfrę.

— To będzie włamanie, ale... spróbujmy — stwierdził Hyunjin.

Lee ukucnął i zaczął uważnie przyglądać się panelowi do wpisania kodu. Oglądał go z każdej możliwej strony i w końcu wpisał kod.

Urządzenie wydało z siebie dźwięk oznaczający złe hasło.

Minho wywrócił oczami i spróbował jeszcze raz.

I potem znowu.

I znowu.

— Nie chcę cię pospieszać — zaczął Hwang, nerwowo rozglądając się po korytarzu. — Ale w końcu zablokujesz drzwi albo przyjdzie ochrona.

Lee mruknął coś pod nosem i wrócił do swojego zajęcia.

— No i wykrakałeś — szepnął Jisung, zakrywając usta dłonią.

— Co wy robicie?! — krzyknęła starsza pani, która wyłoniła się zza drzwi mieszkania 4418. — Dzwonię na policję!

— A-ale my nie... — zaczął Minho, ale nie było dane mu skończyć.

— Halo?! Proszę przyjechać! Trzech niewychowanych gówniarzy właśnie włamuje się do mieszkania obok! — Kobieta podała adres i kilka innych ważnych informacji.

Przez ten czas chłopcy patrzyli na siebie z przerażeniem wymalowanym na twarzach.

— Co robimy?

— Policja! Ręce do góry!

Serce Hyunjina zaczęło bić szybciej.

— Wiejemy! — krzyknął do chłopaków.

Puścili się biegiem w przeciwną stronę.

I to chyba była jedna z ich najgłupszych decyzji.

Udało im się dobiec do schodów po drugiej stronie korytarza. Otworzyli drzwi i zaczęli zbiegać po schodach, omijając co drugi albo trzeci stopień. Nogi im się plątały, a serce waliło jak szalone.

Niestety, nie mogli przechytrzyć dobrze wyszkolonych funkcjonariuszy.

Byli szybcy. Trochę zajęło im dobiegnięcie do nich, a wtedy nawet nie próbowali obejść się z nimi delikatnie.

Pierwszy z funkcjonariuszy, który do nich dobiegł, złapał będącego najbliżej niego Jisunga za ręce i brutalnie wygiął je do tyłu.

— Ej! — zawołał Minho, gotowy teraz rzucić się na mężczyznę. Nie uciekał dalej. Nie mógł zostawić przyjaciela.

I to był błąd.

Drugi policjant podszedł niego od tyłu i skuł mu ręce.

— Będziesz tłumaczył się na komisariacie.

— C-co? — wydukał Hyunjin, zbyt zszokowany, żeby próbować się wyszarpać z uścisku kolejnego funkcjonariusza, który pojawił się chwilę potem.

— Macie prawo zachować milczenie. Wszystko, co powiecie, może zostać wykorzystane przeciwko wam — wyrecytował czwarty policjant, wskazując swoim współpracownikom, żeby zaczęli kierować się z zakutymi w kajdankami chłopcami do radiowozów. — Jedziemy.

***

Niecałe pół godziny później wsadzili ich do aresztu. Nie pozwolili im się wytłumaczyć. Dosłownie rozkuli im ręce i wepchnęli ich za kratki.

— To wszystko jest popieprzone — mruknął Minho, kopiąc w metalowe pręty. — Nie powinno nas tu w ogóle być, a wsadzili nas za kraty, no ja pierdolę.

Hyunji westchnął głośno. Jisung siedział na podłodze oparty o ścianę i nie odzywał się od kilku minut.

— To moja wina — powiedział w końcu. — Gdybym nie chciał wejść do tego mieszkania, ta pani nie zadzwoniłaby po policję.

Lee pokręcił głową.

— Nie, to nie jest twoja wina. — Podszedł bliżej najmłodszego, ukucnął przed nim i położył mu rękę na kolanie. Zanim kontynuował swoją wypowiedź, uśmiechnął się do niego lekko. — Mieliśmy po prostu pecha, Sungie.

— Minho hyung ma rację, ostatnio mamy po prostu wielkiego pecha. Nieważne, co zrobimy, i tak stanie się coś złego — zauważył Hyunjin, śmiejąc się cicho. — Chan hyung pewnie nas zabije za to, że wpakowaliśmy się w coś takiego.

Ale tak naprawdę nie było mu do śmiechu. Byli w areszcie i nie mieli możliwości, by się z niego wydostać. Nie mieli pieniędzy na kaucję, a informacja o nastolatkach, którzy chcieli włamać się do apartamentowca w centrum z pewnością już obiegła miasto. Gdyby jakimś cudem uciekli, szybko by ich znaleźli. Byli w kropce.

Nagle drzwi się otworzyły. Poderwali się do góry i podeszli do krat. Mieli nadzieję, że to ich przyjaciele.

— Chan hyung! — zawołał z uśmiechem, kiedy próg przekroczyła czwórka ich przyjaciół. — Znaleźliście nas!

Ale gdy tylko przyjrzał się twarzy najstarszego, mina mu zrzedła. Bang był wściekły.

— Co wyście zrobili? Ostatnią rzeczą, jaka jest nam potrzebna, to wy w więzieniu! — Westchnął głośno, łapiąc się za głowę. — Przecież my nie mamy pieniędzy ani na kaucję, ani na prawnika.

— Dobra, próbowaliśmy się włamać. Ale możemy udać, że nie wiem, pomyliły nam się numery mieszkań czy coś?

— Chcecie kopać pod sobą dołki? Mają to na nagraniu.

— Cholera — zaklął Hwang.

— W co wy się wpakowaliście... — westchnął Jeongin, podchodząc do Hyunjina. — Miałeś uważać, hyung.

Jęknął głośno, opierając głowę o metalowe pręty. To już koniec.

Nagle drzwi otworzyły się ponownie. Do pomieszczenia wszedł policjant, a za nim... co on tu robił?

— Ten mężczyzna mówi, że jest waszym adwokatem. To prawda? — zapytał poważnym głosem funkcjonariusz.

— Co on tu robi? — szepnął Minho do Hyunjnia.

— Nie mam pojęcia.

Wszyscy wpatrywali się w mężczyznę stojącego obok policjanta.

— No? To wasz adwokat czy nie? — ponowił pytanie, wyraźnie zdenerwowany. Patrzył na nich uważnie. Byli zdziwieni, że ten „prawnik" przyszedł. Coś mu śmierdziało i to na pewno nie był jego przepocony mundur. — Tak czy nie?

Chan patrzył z kamienną twarzą na stojącego przed nim Woojina ubranego w czarny garnitur.

— Kim Woojin to nasz adwokat — skłamał Australijczyk, wciąż nie odrywając wzroku od starszego. — Proszę zostawić nas samych, musimy omówić parę spraw.

Policjant jedynie przytaknął i zostawił ich samych.

— Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczymy, hyung — wyznał Seungmin głosem wypranym z emocji. — Ile to już? Dwa miesiące?

— Tak — potwierdził Jisung szeptem. — Woojin hyung zostawił nas dwa miesiące temu.

Na chwilę w pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza.

Każdy potrzebował chwili, żeby to przemyśleć. Nie widzieli go tak dawno. Dobrze pamiętali, jak pewnego dnia Chan oświadczył, że Woojin odchodzi. Ta informacja złamała im serce. Płakali bardzo długo, dopóki nie zasnęli ze zmęczenia. To była rana, która długo nie chciała się zagoić.

Hyunjin poczuł ucisk w gardle. Sam chciał zrobić to samo. Wrócić do miasta. Opuścić resztę. Dopiero wtedy zrozumiał, że zachowywał się jak skończony hipokryta — był czas, kiedy nienawidził Woojina za jego decyzję, a sam podjął dokładnie taką samą.

— To boli — wyszeptał Jeongin, zaciskając palce na metalowych prętach. Jego oczy były zaszklone od łez.

Hwang objął dłoń najmłodszego. Zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że nie byłby w stanie odejść. Za dużo trzymało go przy chłopcach, by ich zostawić.

Wtedy Woojin się odezwał:

— Przepraszam was. Naprawdę przepraszam.

Znów cisza.

— Słuchajcie, ja... — głos mu się załamał. — Musiałem wtedy odejść. Przepraszam, że to zrobiłem, ale... potrzebowałem tego. — Westchnął głośno. — Odłóżmy tę sprawę na bok, dobrze? Teraz muszę was stąd wydostać.

Nie podobało im się to, ale Woojin miał rację.

***

Minęła chyba godzina, odkąd prawnik wyszedł. Chan, Jeongin, Seungmin i Changbin musieli już iść; funkcjonariusz kazał im wyjść, więc obiecali, że będą czekać na zewnątrz.

W końcu do pomieszczenia wszedł ten sam policjant, tym razem z pękiem kluczy, a zaraz za nim Woojin. Policjant, nic nie mówiąc, podszedł do krat, wyciągnął odpowiedni klucz i otworzył celę.

— Udało mi się wyjaśnić wszystko z moją sąsiadką. Powiedziałem, że jesteście moimi przyjaciółmi i chcieliście zrobić mi niespodziankę. — wyjaśnił Woojin z uśmiechem.

Przytaknęli jedynie. Chwilę później stali już przed komisariatem, gdzie czekała na nich reszta.

— To... co teraz? — spytał niepewnie Jisung.

— Chodźcie do mnie — zaproponował najstarszy.

Reszta spojrzała na niego niepewnie. Czy to był dobry wybór?

— Dobrze — powiedział Chan. — Chodźmy.

***

W mieszkaniu Woojina panowała niezręczna cisza przerywana przez odgłosy gotowania dobiegające z kuchni i włączony telewizor. Chan i Minho poszli pomóc najstarszemu z kolacją, reszta została w salonie. Siedzieli na białej kanapie jak na szpilkach. Czuli się... dziwnie. Odkąd widzieli Woojina minęło sporo czasu. Wydawał się być teraz dużo starszy, dojrzalszy. Przy nim czuli się jak małe dzieci.

— W komodzie w sypialni są ręczniki, pójdźcie się wykąpać, pewnie jesteście wykończeni — zawołał z kuchni Woojin.

Dopiero wtedy Hyunjin zdał sobie sprawę z faktu, że jego dłonie są prawie czarne od brudu, włosy posklejane od potu, a na twarzy ma kilka zadrapań.

Minęły dwie godziny, zanim wszyscy się wykąpali. Przez ten czas najstarszy poszedł do sklepu i wrócił z kilkoma torbami jeansów i koszulek, bielizną i bluzami oraz kilkoma parami butów.

— To... dużo, dziękujemy — powiedział Chan, patrząc na ubrania. — Nie trzeba było.

— Trzeba. Jestem waszym hyungiem. Zawaliłem, a kupienie wam paru ciuchów nie załatwi sprawy — zaśmiał się, ale to nie był ani trochę szczęśliwy śmiech. — Przynajmniej tak mogę wam pomóc. Ubierzcie się, nakryję do stołu.

Przytaknęli i kilka minut później siedzieli przy dużym stole w salonie. W pomieszczeniu rozchodził się zapach kimchi jjigae i smażonego mięsa. Brzuchy chłopców zaczęły się wręcz przekrzykiwać, więc bez dłuższego zastanowienia zaczęli jeść.

— Nieźle się dorobiłeś — zauważył Minho, biorąc łyk wody. — Naprawdę jesteś prawnikiem?

— Tak. Przyjęli mnie w dobrej kancelarii i z czasem zacząłem dużo zarabiać — wyjaśnił starszy Kim. — Smakuje wam?

Przytaknęli energicznie. Woojin zaśmiał się.

Gdy skończyli jeść, najstarszy rozłożył im koce i poduszki w salonie. Było już późno i wszyscy szybko zasnęli. Byli zmęczeni; dopiero teraz zdali sobie sprawę z faktu, że, tak właściwie, nie mieli nawet kiedy porządnie odpocząć, nie mówiąc o ciepłym posiłku, czystych ubraniach czy miękkim łóżku.

Rano wstali wypoczęci i pełni energii.

— Kiedy spaliście, zrobiłem małe zakupy — powiedział Woojin, wskazując na siatki stojące przy drzwiach, gdy jedli śniadanie. — Spakujemy to w plecaki razem z ubraniami i kasą, potem możemy kontynuować podróż po wymiarach.

Seungmin zmarszczył brwi.

— Ale nie mamy klucza i windy — zauważył. — No i... idziesz z nami?

— Oczywiście, że z wami idę. — Uśmiechnął się szeroko. — Klucz jest w gablotce obok telewizora, a winda na dachu. Od kilku dni pilnuję, żeby żadne z nich nie zniknęło.

Reszta spojrzała na siebie ze zdziwieniem.

— Skąd wiedziałeś? — zapytał Jisung, odkładając pałeczki na bok. — Nie przypominam sobie, żebyśmy mówili ci o tym, że musimy znaleźć windę i klucz, a powiedziałeś, że masz je na oku już długo.

— Felix powiedział mi kiedyś, że kompasy i klucze zawsze doprowadzą nas do siebie — wyznał, patrząc na przyjaciół. — To dlatego schowałem klucz, gdy go znalazłem. I to dlatego w dziewiątce w numerze mieszkania jest mały kompas.

Zapanowała cisza. Wszyscy wrócili do jedzenia.

Gdy skończyli jeść, spakowali plecaki i podążyli za Woojinem. Na miejscu najstarszy podał Hwangowi gablotkę z kluczem. Wyjął go i otworzył windę.

Zaraz po wejściu do środka spojrzał na panel z przyciskami.

Tym razem również zobaczył dwa przyciski: 9 i „hell".

— Wybieraj — ponaglił go najstarszy.

Hyunjin przygryzł wargę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro