Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

»» 3 ««

a/n; powodzenia jutro

***

— Hyung — zaczął niepewnie. — Proszę, zostań. Szukaliśmy windy zbyt długo, żeby teraz tak po prostu zniknęła.

Poza tym, to Jeongin już raz prawie zniknął. Jego nie możemy zostawić samego.

Minho nie odezwał się. Przytaknął jedynie, nie patrząc mu w oczy. I Hyunjin poczuł przez ten gest ukłucie w sercu, ale nic więcej nie powiedział. Spojrzał na Jeongina i skinął na niego głową, żeby szedł za nim.

Wyszli z budynku w ciszy. Kątem oka widział, jak młodszy oglądał się, żeby sprawdzić, czy Lee i winda (ale przede wszystkim Lee) nadal tam są. Przygryzał wargę, walcząc sam ze sobą, żeby również się nie odwrócić. Bardzo chciał to zrobić. Ale miał wrażenie, że nie przeżyje tego spojrzenia Minho.

W tamtym momencie był bardzo rozdarty. Bał się, że przyjaciel zniknie. I winda też. Nigdy nie powiedziałby tego na głos, ale obawiał się, że koniec końców to zniknięcie windy byłoby gorsze.

Jeongin kilka razy starał się zacząć rozmowę, ale starszy nie miał ani chęci, ani sił na jakąkolwiek konwersację.

Nie chciał go odpychać. Naprawdę nie chciał.

Mój Boże, miał tego dość. Chciał po prostu się do kogoś przytulić i zasnąć. A potem obudzić się i zobaczyć, że to wszystko było zwykłym snem.

Ale nie było. To była najprawdziwsza rzeczywistość. I nie mógł nic na to poradzić.

— Hyung. — Jeongin złapał go za nadgarstek. — Może przeszukamy któryś z budynków?

Przytaknął bez słowa. Miał wrażenie, że opuściły go wszystkie siły i gdyby Yang nie pociągnął go za rękę, nawet by się nie ruszył. Był jak szmaciana kukiełka, która w tym momencie chciała się rozpłakać z nadmiaru emocji.

Weszli do budynku znajdującego się po ich prawej stronie. Był dość duży i w środku walały się tysiące cegieł, które kiedyś musiały być sufitem i ścianami na wyższych piętrach. Teraz wszystko zakrywało podłogę i utrudniało im przemieszczanie się.

Nie zaszli daleko. Na szczęście.

— Jeongin, uważaj! — tylko tyle zdołał wykrzyczeć Hyunjin, kiedy zauważył, że jedna ze ścian zaczyna upadać. Nie zdążył złapać go za rękę. A było tak blisko.

Chyba stracił na chwilę przytomność. Musiał, skoro po otwarciu oczu leżał między gruzami. Zakasłał głośno, a w powietrzu uniósł się pył. Było ciemno; słońce przedzierało się przez pojedyncze dziury między cegłami. Niewiele widział. I miał wrażenie, że jego klatka piersiowa zaraz pęknie.

Drżącymi rękami zrzucił z siebie kilka cegieł, które na szczęście były dość lekkie. A może były takie przez adrenalinę płynącą w jego żyłach? Był trochę obolały, ale nie sądził, że stało mu się coś poważnego. Z trudem podniósł się na nogi i zaczął rozglądać.

— Jeongin! — zawołał, kaszląc. Pył drażnił jego gardło. — Jeongin!

Nie dostał odpowiedzi.

Jego serce zaczęło bić mocniej.

Błagam, nie. Błagam, błagam, błagam...

— Hyung? — odezwał się cichutki głosik. — Hyung, gdzie jesteś?!

— Jeongin! — krzyknął, nerwowo rozglądając się we wszystkie strony. Było zbyt ciemno, żeby mógł dostrzec cokolwiek. — Jeongin, mów do mnie!

Cisza.

— Jeongin, do cholery jasnej! — jego głos był płaczliwy, a sam Hyunjin bliski wpadnięciu w histerię. — Błagam...

— Hyung, nie mogę oddychać.

Serce Hwanga przestało bić na kilka sekund.

— Jeongin... — Głos mu się załamał.

Muszę go uspokoić, nie może się denerwować, będzie oddychał szybko i...

Przełknął łzy.

— Hej, mały, pamiętasz, jak w City Jungle graliśmy razem w kosza? — Starał się, by jego głos nie drżał. Nie był pewien, czy dobrze mu to wychodziło; cały trząsł się ze strachu o przyjaciela. — Było fajnie, prawda?

— Nie jestem taki mały, hyung — mruknął młodszy; Hyunjin natychmiast odwrócił się w stronę, z której dobiegał dźwięk. — Było fajnie. Zagramy tak jeszcze kiedyś?

Jego serce złamało się na pół, gdy wyczuł to błaganie o pomoc w głosie Jeongina.

— Oczywiście, że zagramy — mówił, podchodząc po omacku w stronę młodszego. — Obiecuję. Odezwij się, gdzie jesteś?

— Tutaj, hyung.

Był blisko. Bardzo blisko. Hyunjin uklęknął i zaczął dotykać podłoża. Wyczuwał cegły, które co i raz raniły jego dłonie, ale nie mógł znaleźć przyjaciela.

— Jeongin?

Nagle poczuł chłodny dotyk na swoim nadgarstku i omal nie krzyknął w ciemność.

— Hyung... wyciągnij mnie stąd, proszę.

Złapał dłoń młodszego i powoli, starając się nie zrobić mu krzywdy w mroku, zaczął pomagać mu wydostać się spod gruzów. Na szczęście, Jeongin musiał wpaść w dziurę między cegłami, na które potem upadł duży kawałek ściany. Przykrył go, ale nie zranił. Był cały.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobił Hyunjin po wyciągnięciu Yanga spod gruzów, było przyciągnięcie go do siebie i zamknięcie w szczelnym uścisku.

Już nie powstrzymywał łez. Pozwolił im popłynąć i zmoczyć materiał koszulki Jeongina, który przylgnął do niego całym ciałem. On również drżał, dopiero po jakimś czasie zaczął się uspokajać w objęciach starszego.

Spędzili tak kilka dobrych minut. Nie potrafili się od siebie odkleić, tak bardzo potrzebowali poczuć odrobinę bliskości w tamtym momencie.

— Już dobrze — wyszeptał Yang, odsuwając się powoli od przyjaciela. — Chodźmy. Minho hyung pewnie się martwi.

Hyunjin był w stanie jedynie przytaknąć. Był senny, obolały i chciał po prostu odpocząć. Ale młodszy miał rację; musieli iść. Nie mogli tu zostać na zawsze.

Gdy wychodzili z budynku, Hwang zobaczył kątem oka jakiś błysk. Odwrócił głowę w tamtą stronę i miał ochotę krzyczeć ze złości. Jeonginowi mogło się coś stać, a...

A klucz, teraz odbijający promienie słoneczne, leżał niedaleko przy wyjściu.

Gdy wrócili, winda stała na swoim miejscu. Wszystko wyglądało tak samo, jak wcześniej, Minho dalej tam był; poczuli, jak kamień spada im z serca.

Z lekkim trudem podeszli do przyjaciela. Nie zdążyli nawet się odezwać, zanim ten krzyknął:

— Co wam się stało?!

Nie mieli zbytniej możliwości na wytłumaczenie się. Chłopak zaczął ich oglądać, żeby upewnić się, że jedynymi obrażeniami są zadrapania i kilka siniaków.

— Mieliście uważać! — jęknął z pretensją w głosie.

— Przepraszamy, hyung — powiedział Jeongin, spuszczając głowę.

Hyunjin chciał się rozpłakać. Znowu.

Nie mógł pozbyć się tego poczucia winy, które wręcz rozrywało go od środka. A co, jeśli najmłodszemu by się coś stało? Co by wtedy zrobił? Starał się o tym zbytnio nie myśleć, ale były takie momenty, kiedy czuł tę rosnącą w gardle gulę za każdym razem, gdy spojrzał na Jeongina.

To był ich mały Jeongin. Od początku był oczkiem w głowie wszystkich. Pozostała ósemka zawsze, bez żadnej dyskusji czy kłótni, zgadzała się z tym, że należy się nim opiekować.

Dlatego Hyunjin tak bardzo starał się go chronić. Tu już nawet nie chodziło o to, że darzył go innym, równie mocnym uczuciem.

Westchnął, odpychając myśli na bok. Teraz powinni się stąd wydostać. Tylko jak?

Wyjął klucz z kieszeni. Obrócił go kilka razy między palcami. Był trochę większy od przeciętnych kluczy i wyglądał łudząco podobnie do tych, które kiedyś oddał Chanowi.

Nie miał pojęcia, po cholerę mu ten klucz, ale sądził, że skoro Bang mówił, że musi go znaleźć, jest ważny i potrzebny.

Tylko teraz nie miał pojęcia, co powinien z nim zrobić.

Przygryzł wargę, patrząc na Minho i Jeongina. Starszy rozmawiał o czymś z Yangiem, ale Hyunjin był zbyt daleko, żeby ich usłyszeć. Zapewne mówił coś o tym, że młodszy powinien bardziej uważać, przy okazji sprawdzając jeszcze raz, czy aby na pewno jest cały.

Hwang odwrócił się w stronę windy. Przypominała każdą inną windę, ale jednocześnie miał wrażenie, że wygląda zupełnie inaczej. Na drzwiach widniały złote zdobienia, a metal był tak dobrze wypolerowany, że był w stanie zobaczyć w nich swoje odbicie, niczym w lustrze.

Podszedł trochę bliżej i kiedy w końcu stanął pół metra przed windą, spojrzał w swoje oczy, a raczej w ich odbicie, i powiedział:

— Chan hyung, słyszysz mnie?

Przez chwilę nikt mu nie odpowiadał.

I przez to Hyunjin miał wrażenie, że to wszystko na nic. Nie mając kontaktu z Chanem, nie mógł zrobić nic. Był jak dziecko we mgle. Nie wiedział wiele; Chan obiecał, że wyjaśnij mu wszystko, kiedy już się spotkają. Ale jak mieli się spotkać, skoro stał przed zamkniętymi drzwiami windy, które nie chciały się otworzyć i w ręku trzymał klucz, który wydawał się być zupełnie niepotrzebny?


Słyszę cię.


Hwang omal nie krzyknął. Był w szoku. Gdzie był Chan? Skąd dochodził głos? Był zdezorientowany.


Musisz dać mi klucz.


— Ale jak? — zapytał, rozglądając się na wszystkie strony. — Gdzie jesteś?


W windzie.


— Jak mam dać ci ten klucz?

Nie wiem, Hyunjin. Jestem w windzie od samego początku, nie wiem nawet, jak wygląda z zewnątrz.

Hyunjin westchnął. Chyba nie było innego wyjścia niż przyjrzenie się windzie. Może gdzieś jest jakaś skrytka? Jego rzeczywistość była tak dziwna, że naprawdę by się nie zdziwił.

— Hej! — krzyknął w stronę przyjaciół. Odwrócili się i zmarszczyli brwi. — Pomóżcie mi, chcę sprawdzić, czy ta winda nie ma jakiejś skrytki czy czegoś innego. Chan potrzebuje klucza, ale winda nie otwiera się od wewnątrz bez klucza.

Przytaknęli bez słowa i zabrali się do pracy.

Czas mijał, ale poszukiwania nie przynosiły żadnych rezultatów oprócz zdenerwowania. Hyunjin miał wrażenie, że zaraz popłacze się ze stresu. Miał już dość.

Ta ciągła niepewność, brak konkretów i wyjaśnień go wykańczały. Chciał odpocząć, znów poczuć się bezpiecznie. Zrzucić z ramion ten ciężar.

Stawał na palcach, żeby móc sprawdzić ściany windy jak najwyżej. Dotykał ich dłońmi, szukał czegokolwiek — i niczego nie znajdował.

W końcu się poddał. Po prostu. Poddał się. Nie mógł tak dłużej.

Usiadł na podłodze, ukrył twarz w dłoniach i pozwolił, by kilka łez opuściło barierę jego rzęs.

Proszę, Chan hyung.

Zrób coś.

Mam dość.

Nie dostał żadnej odpowiedzi.

— Hyung? — zaczął Jeongin, wychylając się zza jednej ze ścian windy. — Hyung, wszystko w porządku?

Hyunjin nie odezwał się. Potrzebował chwili, żeby otrzeć łzy, ale to nic nie dało. Wciąż wyglądał jak siedem nieszczęść. Wystarczyło jedno spojrzenie w oczy przyjaciela, które były tak szczere i niewinne, żeby rozpłakać się ponownie.

A Jeongin nie mógł zrobić nic innego, jak przyciągnąć chłopaka do siebie i objąć go, głaszcząc po głowie. Uznał, że uspokojenie go to najlepsza możliwa opcja w tym momencie. Chciał dać mu odrobinę wytchnienia, zanim powie, co znalazł.

— Hyung? — Hwang spojrzał na niego, powoli się prostując.

— Tak?

— Znalazłem dziurkę od klucza.

Hyunjin otworzył szeroko oczy. Poderwał się w górę, ale zrobił to zbyt szybko i niebezpiecznie się zachwiał, prawie się przewracając. Wciąż trzymał w dłoni klucz.

— Gdzie? Gdzie? — pytał, rozglądając się gorączkowo.

Minho tymczasem stał przed przednią ścianą windy i wpatrywał się w mały otwór, który teraz świecił niebieskim blaskiem, z daleka praktycznie niezauważalnym.

Hyunjin podszedł bliżej i drżącą dłonią włożył klucz do dziurki.

Pasował.

Winda powoli się otworzyła.

Nie pamiętał, kto wpadł w czyje ramiona jako pierwszy, ale był pewien jednego — zobaczenie przyjaciół sprawiło, że poczuł się przez chwilę bezpiecznie.

Odkleili się od siebie dopiero po kilku minutach. Chyba właśnie dlatego zauważyli, że drzwi zamknęły się, a na panelu pojawiły się dwa przyciski, dopiero, gdy zaczęli przyglądać się windzie od wewnątrz.

Wyglądała jak ta, do której wsiedli dawno temu, niedługo po ucieczce z District Nine.

— Chan hyung? Co to? — zapytał Hyunjin, wskazując na jedyne dwa przyciski na panelu, 1 i 7. Reszty nie było.

Bang nie odpowiadał przez chwilę.

Młodszy poczuł ucisk w żołądku. Znowu zaczął się stresować. Coś znowu musiało być nie tak.

— Musimy wybrać jeden z nich. Felix powiedział, że musimy znaleźć wszystkich. — Chris spojrzał Hwangowi w oczy. — Musimy znaleźć Changbina.

Hyunjin poczuł suchość w gardle.

Jak mamy go znaleźć?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro