Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

»» 2 ««

a/n; moja wena jest zbyt wild, przecież ja nie mam czasu na pisanie dwóch hyuninów, ale tak mnie ciągnie do jednego z tych pomysłów, że chyba zejdę, why am i like this,,

ps. rozdział nie jest za długi?

***

Po dłuższym zastanowieniu Hyunjin stwierdził, że najlepszym wyjściem będzie pójście w lewo. Pozostała dwójka nieszczególnie rozumiała jego tok myślenia. Jakim cudem mieli znaleźć windę w zniszczonych budynkach? Jeśli jakakolwiek w nich była, przestała działać już dawno. Ale nic nie powiedzieli, uznając, że i tak wiedzą zbyt mało, żeby wyrażać swoje zdanie na ten temat.

Szli wolno, żeby nic nie przegapić. Momentami mijali ogromne kupy gruzów, więc nie musieli nawet zawracać sobie głowy przeszukiwaniem ich — nie było możliwości, żeby winda się tam znajdowała.

Dzięki temu, że tak niewiele budynków stało choć trochę nietkniętych, szukanie nie zajmowało im dużo czasu. Często wystarczało, żeby tylko wetknęli głowę przez okno bez szyby i już byli pewni, że nic tam nie ma.

To nie zmieniało jednak faktu, że czas mijał i w końcu słońce zaczęło zachodzić.

— Nie mogę uwierzyć, że spędziliśmy cały dzień na szukaniu i nie znaleźliśmy nic — prychnął najstarszy, siadając na ziemi. — Ile masz zamiar to ciągnąć?

Hwang oparł się o ścianę jednego z budynków i westchnął głęboko.

— Nie wiem — wyznał szczerze, zamykając oczy. Był zmęczony. Miał wrażenie, że jego nogi zaraz odpadną, a głowa pójdzie w ich ślady i poturla się gdzieś ulicą. — Może odpoczniemy i poszukamy jutro?

W międzyczasie zerknął na Jeongina, który siedział obok po turecku i lekko przysypiał. Serce mu się ścisnęło; naprawdę powinni odpocząć.

Lee również spojrzał na najmłodszego i przytaknął bez słowa. Mogłoby się wydawać, że opieka nad Jeonginem zawsze łączyła każdego z ich grupy.

***

Rano zebrali się wcześnie i wrócili do miejsca, w którym skończyli swoje poszukiwania. Spali w swoim prowizorycznym obozie. Był naprawdę bardzo prowizoryczny — mieli tylko koc, przenośną kuchenkę i trochę zapasów. Starali się zbytnio nie przyzwyczajać do czegokolwiek tutaj. W końcu mieli zaraz znaleźć windę.

...problem w tym, że to „zaraz" trwało już piątą godzinę.

— Hyunjin hyung — odezwał się w pewnym momencie Jeongin. — Długo jeszcze będziemy szukać? Chan hyung nie powiedział ci nic więcej?

Hwang przygryzł wargę. Błądzili już długo i sam zaczynał się zastanawiać, czy to ma jakikolwiek sens.

Jego wzrok napotkał budynek, w którym z pewnością niegdyś mieszkali ludzie. Czy to nie było idealne miejsce, by znaleźć windę?

— Chodźcie — powiedział nagle, podchodząc energicznie do budynku. — Myślę, że możemy tu znaleźć windę.

— No ja myślę — prychnął Minho, wyciągając rękę do Jeongina, który usiadł na chwilę. Pomógł mu wstać i jeszcze raz sprawdził, czy wszystko z nim w porządku. Wieczorem Hwang powiedział mu, że widział, jak najmłodszy znika i pojawia się z powrotem, co przestraszyło Lee. W końcu, kogo by nie przestraszyło? — Mam nadzieję, że teraz naprawdę ją znajdziemy.

Hyunjin wszedł pierwszy, Jeongin drugi. Najstarszy uparł się, żeby szli w ten sposób, żeby Yang był najbezpieczniejszy (chyba przez nieobecność Chana stał się trochę nadopiekuńczy). Stwierdził, że skoro Hwang wie najwięcej, to właśnie on powinien prowadzić. Sam wolał „zabezpieczać" tyły.

Stawiali kroki ostrożnie, jakby bali się, że zaraz stanie się coś złego.

I stało.

Minęła chwila, zanim zorientowali się, że coś jest nie tak. Na ich głowy zaczął spadać pył, a potem dołączyły do niego cegły.

— Cholera jasna, uciekamy! — wydarł się Minho, ciągnąc Jeongina za tył bluzy. Młodszy prawie się przewrócił, ale Lee nie zwracał na to uwagi. — Hyunjin! Uciekaj!

To był istny chaos. Z sufitu sypał się gruz, kawałki ścian spadały prosto pod ich nogi, przez co nie raz i nie dwa prawie się o nie potknęli albo stracili stopę.

Całe szczęście, nie weszli zbyt daleko. Po minucie szybkiego biegu i krzyków wypadli na ulicę. Minho i Jeongin upadli na asfalt wypchnięci przez Hyunjina z budynku w ostatniej chwili. Teraz wszyscy leżeli na ulicy i próbowali się uspokoić. Drżeli na samą myśl, że jeszcze moment temu stali w tych drzwiach, po których nie pozostało nawet śladu. Wejście zostało zniszczone przez spadający sufit.

— Wszyscy cali? — zapytał po kilku minutach Lee. Przyglądał się przyjaciołom z przejęciem.

— Jestem cały i zdrowy, hyung — odpowiedział najmłodszy, uśmiechając się uroczo, przez co serca jego towarzyszy wręcz się roztopiły z nadmiaru słodyczy.

— Odpocznijmy. Pójdziemy szukać dalej potem, dobrze?

Przytaknęli, po czym wszyscy zgodnie opadli z powrotem na asfalt i przymknęli oczy.

***

Minęła chyba godzina, zanim znaleźli niewysoki budynek z drabiną przyczepioną do jednej z jego ścian. Byli zmęczeni i potrzebowali odpoczynku. Usiedli na chwilę i nie odzywali. Hyunjin nienawidził tego, jak jego umysł znowu wypełnił się negatywnymi myślami. Zaczynał coraz bardziej wątpić w to, że ta „misja" się powiedzie — szukali już drugi dzień, a nie znaleźli nic. Bał się, że zwariował, a to wszystko jedynie wymysł jego wyobraźni. A może to był sen?

Zerknął kątem oka na budynek. Przyjrzał mu się uważniej. Drabina wyglądała na bezpieczną i stabilnie przymocowaną do ściany. Przez myśl przemknęło mu, że gdyby wspiął się po niej na dach, może udałoby mu się zobaczyć coś z takiej wysokości.

— Hyung — zaczął, nie odrywając wzroku od budowli. — Może powinniśmy tam wejść, co?

Minho nie odzywał się przez chwilę, jakby się nad czymś poważnie zastanawiał. Młodszy już otwierać usta, żeby coś powiedzieć, kiedy usłyszał:

— Nie wiem. Rób co chcesz. Ja tam nie wchodzę.

I odwrócił się do niego plecami. Hyunjin westchnął, przypominając sobie o lęku wysokości przyjaciela. Jakim cudem o tym zapomniał?

— Jasne, hyung. Wejdę sam.

Starszy tylko przytaknął. Chociaż próbował to ukryć, gołym okiem można było zobaczyć, jak drży na samą myśl o oderwaniu nóg od podłoża. Hyunjin uśmiechnął się lekko. To było... urocze. W obliczu swoich strachów Minho stawał się malutkim dzieckiem, które każdy chciał ochronić, chociaż starszy nie lubił pokazywać swoich słabości. Musiał zawsze czuć się zobowiązany do bycia starszym bratem dla reszty ich paczki, szczególnie odkąd Woojin odszedł.

Pokręcił głową. Nie powinien teraz o tym myśleć, tylko wziąć się do roboty. Podszedł do drabiny i zaczął się wspinać.

Naprawdę myślał, że była przymocowana stabilnie.

— Hyunjin!

Minho i Jeongin pojawili się obok niego w mgnieniu oka. Spod półprzymkniętych powiek widział ich zmartwione twarze.

— Jest okej — wydukał, podnosząc się i natychmiast tego żałując. Myślał, że głowa mu zaraz pęknie. — J-jest okej.

— Chyba skręciłeś kostkę — mruknął Lee, dokładnie sprawdzając stan przyjaciela. — Ciamajdo, uważaj na siebie trochę!

Miał jedynie siłę uśmiechnąć się lekko. Nie czuł bólu w nodze, teraz bolała go jedynie głowa.

Leżał tak przez kilkanaście minut i wysłuchiwał reprymendy Minho, zanim Jeongin powiedział, że powinni iść dalej, bo w końcu znowu nic nie znajdą przed zachodem słońca.

Pomogli mu wstać, zarzucając jego ramiona na swoje, żeby podtrzymywać go, kiedy będą szli. Był wyższy od nich, więc było to trochę trudne, ale nikt nie narzekał. No, może oprócz Minho, który co chwilę wyklinał go pod nosem.

Minho nie odzywał się przez chwilę, jakby się nad czymś poważnie zastanawiał. Młodszy zaczął już otwierać usta, żeby coś powiedzieć, kiedy usłyszał:

— Nie. To może być niebezpieczne.

Hyunjin nie mógł się powstrzymać i wywrócił oczami.

— To w jaki sposób chcesz znaleźć windę? Przecież nagle się przed nami nie pojawi! — krzyknął, dając upust swojej irytacji. Trzymał w sobie emocje zbyt długo. Musiał w końcu wybuchnąć. — Skoro jesteś taki mądry, to może ty zacznij prowadzić!

Mina Minho przybrała groźny wyraz.

— Hyunjin — zaczął ostrzegawczo, podchodząc do niego odrobinę zbyt blisko. — Uspokój się.

— Nie, nie uspokoję się! — wrzasnął, a do jego oczu napłynęły łzy. — Mam tego dość, od kilku dni mam wrażenie, że wariuję, a ty ciągle masz do mnie jakieś pieprzone pretensje i ja mam po prostu dość, słyszysz?! Mam dość!

Lee zacisnął zęby i złapał wyższego za kołnierz. Mogło to wyglądać zabawnie, ale nie wyglądało. Mina starszego była wręcz przerażająca; można byłoby pomyśleć, że zaraz uderzy przyjaciela.

— Powiedziałem, żebyś się uspokoił, do cholery jasnej — wysyczał przez zęby, mocniej zaciskając dłonie na materiale bluzy chłopaka. — Zamknij się, jeśli masz zamiar się drzeć.

Miał zamiar coś odpowiedzieć, kiedy usłyszał:

— Co się dzieje? — Jeongin był wyraźnie zdezorientowany. Zostawił ich dosłownie na chwilę, żeby poszukać czegoś, co mogłoby się im przydać. — Czemu się kłócicie?

Minho spojrzał Hyunjinowi w oczy i odepchnął go tak mocno, że ten prawie się przewrócił. W tamtym momencie naprawdę miał ochotę go uderzyć, ale nie przy Jeonginie. Nie przy nim.

Oboje wiedzieli, że Jeongina trzeba teraz chronić. Bo skoro Changbin zniknął, on też może. Już raz prawie to zrobił. A historia lubi się powtarzać.

Hwang nie odezwał się ani słowem.

***

Nagle Hyunjin coś usłyszał. Odwrócił się w stronę, z której dochodził głos. Nikogo tam nie było. Zmarszczył brwi. Był prawie pewien, że usłyszał, jak ktoś mówi: „Tutaj".

— Słyszeliście coś?

Pokręcili przecząco głowami. Może naprawdę oszalał? Przecież to niemożliwe, żeby tylko on usłyszał ten głos.


Chodź.


I poszedł.

Jego nogi same poniosły go do budynku, z którego, miał wrażenie, dobiegał dźwięk. Nie zwracał uwagi na krzyki przyjaciół, którzy próbowali go powstrzymać. Po prostu szedł.

Po chwili znalazł się wewnątrz. Nie panował nad swoim ciałem, jakby coś go przyciągało.

Zatrzymał się dopiero po kilku minutach i wtedy też odzyskał świadomość.

Upadł na kolana, biorąc głębokie wdechy.

— Co tu się dzieje, do cholery? — spytał Minho, kiedy wraz z Jeonginem przybiegli do niego.

Nie odpowiedział. Skupiał się na oddychaniu i dopiero po chwili podniósł wzrok.

Omal nie krzyknął.

— To... to jest winda — wyszeptał najmłodszy. — Znaleźliśmy windę!

Jednak krzyknął.


Klucz. Potrzebujesz klucza.


— Hyung! — Poczuł czyjeś ramiona na swoich. — Hyung, co się dzieje?

Nie był w stanie się odezwać. Przez chwilę miał wrażenie, że umiera.

— Hyunjin? — głos Minho słyszał jak przez mgłę. Jego wzrok był wbity w drzwi windy. Widział w nich swoje odbicie i całym sobą czuł, że ktoś tam jest. — Hyunjin!

Otrząsnął się.

— Klucz — wychrypiał. — Musimy znaleźć klucz.

Jeongin spojrzał na najstarszego ze zdziwieniem. O co chodziło? Co się tutaj działo? Dlaczego?

Nagle poderwał się na równe nogi, strasząc tym pozostałą dwójkę. Zachwiał się, jakby był pijany i oznajmił:

— Jeongin, idziemy po klucz. Hyung, ty zostajesz.

— Czekaj, stop. — Minho złapał Hwanga za ramię i spojrzał mu w oczy. — Co się stało? Dlaczego się tak zachowywałeś? Wytłumacz się najpierw, dopiero potem pozwolę ci zrobić cokolwiek.

Hyunjin zamrugał. Sam niezbyt wiedział, co się właśnie stało. Był zdezorientowany. Bardzo zdezorientowany.

— Ja... słyszałem Chana — powiedział po chwili namysłu. — Kazał mi tu przyjść i szukać klucza.

— Ale dlaczego? — zapytał Lee, bardziej siebie, niż kogokolwiek innego. Puścił ramię przyjaciela i podszedł do windy. — Jest tu ktoś? Halo!

Zaczął walić pięścią w drzwi. Ani drgnęły. Nie było też słychać żadnej odpowiedzi. To wszystko było takie dziwne.

— Czyli mamy znaleźć klucz, tak? Wiesz, po co?

— Nie mam zielonego pojęcia. — Wzruszył ramionami. — Ale myślę, że ktoś powinien tutaj zostać i poczekać. Jeongin, pójdziesz ze mną poszukać klucza?

— Moment — powiedział najstarszy, zanim Yang zdążył cokolwiek powiedzieć. — Przecież mówiłeś, że mamy się nie rozdzielać.

— Ale winda może zniknąć — wytłumaczył. — Szukaliśmy jej tak długo, co jeśli zniknie?

— A co jeśli ja zniknę? — spytał z wyrzutem. — Changbin zniknął. Ja też mogę.

Hyunjin przygryzł wargę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro