❦ Rozdział 17.
Gdy tylko pozwoliła zrobić sobie niewielki tatuaż na nadgarstku, została oficjalnym członkiem South Side Serpents. Nie mogła uwierzyć, że FP zwołał wszystkich członków. Oczywiście nie zdołała zapamiętać imienia każdego z nich, ale świadomość, iż w Whyte Wyrm zorganizowano imprezę na jej cześć, odrobinę ukoiła jej gniew.
– Wyglądasz, jakby ci ktoś nieźle przyłożył – odezwał się Sweet Pea z zaczepliwym uśmieszkiem, gdy Raven zajęła miejsce tuż obok niego.
Przy stoliku siedzieli jeszcze Toni, Jughead, Fangs i Joaquin. Temu ostatniemu posłała ukradkowy uśmiech. Musiała mu podziękować, gdy tylko zostaną sami. Wiedziała, że to dzięki niemu wciąż żyła. Gdyby nie jego cenne rady, mogłaby zginąć z rąk Katherine, a tak cieszyła się smakiem kolorowego drinka. Musiała udawać, że śmierć zamordowanej przez nią dziewczyny nie zrobiła na niej wrażenia, by gang nie uznał jej za słabe ogniwo. Już sam fakt, iż uciekła tuż po inicjacji, musiał źle o niej świadczyć, ale dowiedziała się, że FP ją krył.
– Może chcesz, żebym zrobiła ci limo pod okiem? – rzuciła zaczepnie Raven, naśladując uśmiech Sweet Pea. – Będziemy wtedy wyglądać jak rodzeństwo.
– Jesteś jak moja starsza siostra – odparł niespodziewanie Sweet Pea, a w oczach Raven mimowolnie pojawiło się zdumienie. – No co? – spytał, śmiejąc się pod nosem z jej reakcji. – Dołączyłaś do nas, a to oznacza, że jesteśmy rodziną. Jeśli cokolwiek ci się stanie, zabije śmiecia, który cię tknie. To samo zrobi cała reszta.
Nie mogła poradzić nic na to, że jego słowa od nowa wzbudziły w niej nadzieję, że w końcu odnalazła swoje miejsce w tym chorym świecie, ale zdołała ukryć wzruszenie za pozornie wymuszonym uśmiechem. Wydawało jej się, że Joaquin zrobił się dziwnie posępny po słowach kolegi, ale jej uwagę szybko zwróciła Toni, która wskazywała palcem najprzystojniejszych członków gangu. Sweet Pea robił wówczas niesamowicie komiczne miny, Joaquin wpatrywał się w swoją komórkę, a Jughead sięgnął po kolejny kufel piwa. Chociaż siedział przy stoliku od początku, nie odezwał się do niej choćby słowem. Wątpiła, by jej się zwierzył, dlatego postanowiła ignorować jego zachowanie.
Tak samo, jak udawała, że nie dostrzega ukradkowych spojrzeń ze strony FP, który próbował kilka razy do niej zagadać, ale za każdym razem dawała mu wyraźnie do zrozumienia, że miał dać jej spokój. To, że pozwoliła się tutaj przyprowadzić, wcale nie oznaczało, iż mu wybaczyła.
– Jestem najprzystojniejszym Wężem. I wiesz co? – Fangs nachylił się nad Raven, gdy podniósł się z krzesła, by pójść do baru po kolejne piwo. – Jestem też wolny. – Puścił do niej oczko i z uśmiechem odszedł od stolika.
Raven jedynie wywróciła oczami i wyjęła komórkę, by napisać Archiemu, że z nią wszystko w porządku. Był zły na nią i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Poprosiła go o pomoc, wzbudziła jeszcze większą nadzieję pocałunkiem, by koniec końców i tak wrócić do Whyte Wyrm. Gdyby tylko miała jakiś wybór, zostałaby przy Archiem, ale on wciąż był dzieckiem na utrzymaniu ojca. Co z tego, że niedługo kończył szkołę? Mógł ją zapewniać, że znajdzie wtedy pracę, wybuduje dla nich dom i stworzą szczęśliwą rodzinę, ale ona doskonale wiedziała, że prędzej Gladys go zabije, nim pozwoli jej odejść. Ponadto musiała pozbyć się FP, by jego była żona mogła zostać głową tutejszego gangu. Właśnie po to Raven tutaj przybyła.
Szkoda tylko, że została tak ciepło przyjęta przez członków gangu, a słowa Sweet Pea wciąż krążyły jej po głowie.
Może South Side Serpents zdołają mnie ocalić przed Gladys? Może, gdy powiem o wszystkim FP, nie pozwoli mnie zabić?, myślała gorączkowo, wpatrując się we flirtujących Toni i Sweet Pea.
Jughead wciąż siedział w milczeniu, a gdy tylko wypowiedziała jego imię, rzucił szorstko:
– Cheryl bardzo się o ciebie martwiła. Mogłabyś ją poinformować, że żyjesz.
I odszedł na chwiejnych nogach. Zaraz po nim zniknął też Joaquin, obdarzając ją jedynie krótkim, przenikliwym spojrzeniem niesamowicie błękitnych oczu.
Nie miała pojęcia, od kiedy Toni zaczęła interesować się Sweet Pea, ale atmosfera między nimi zrobiła się tak gęsta, że nawet nie zauważyli, gdy podniosła się ze swojego miejsca i ruszyła w stronę łazienki. Co chwilę była zaczepiana przez któregoś z członków, jednak przy żadnym nie zabawiła zbyt długo. Grzecznie się uśmiechała, odpowiadała na pytania i ruszała dalej, chcąc trochę odpocząć od tego tłumu. Z jednej strony cieszyła się, że była w centrum uwagi, z drugiej zaś chciała się gdzieś zaszyć i poczekać, aż wszyscy znikną, a ona będzie mogła wziąć relaksującą kąpiel.
Pragnęła też zadzwonić do Archiego, ale było zbyt głośno, by mogli ze sobą swobodnie porozmawiać.
Gdy tylko znalazła się w łazience i stanęła przed brudnym lustrem, przemyła twarz chłodną wodą. FP od razu zabrał ją do Whyte Wyrm, przez co nie miała możliwości, by się umalować. Śliwa pod okiem i kilka ran na jej twarzy nie prezentowały się zbyt dobrze, ale było jej wszystko jedno. Każdy, kto znajdował się w tym miejscu, wiedział, co się wczoraj wydarzyło i szczerze wątpiła, by ktokolwiek zwracał uwagę na stan jej twarzy. Liczyło się to, że wygrała.
Martwe ciało Katherine już dawno przestało kogokolwiek interesować.
– Jest mi naprawdę przykro – powiedziała do lustrzanego odbicia. Przed oczami stanęła jej szczupła twarz Katherine. Jej oczy były równie niebieskie, jak oczy Joaquina. – Żadna z nas nie powinna umrzeć. Niestety żadna z nas nie miała też wyboru.
Wiedziała, że pewnego dnia wspomnienie Katherine stanie się odległe i przestanie tak boleć, ale musiało minąć trochę czasu, by przestała wracać do tego, co się wydarzyło.
Gdy usłyszała odgłos otwieranych drzwi, nawet się nie odwróciła. Nie obchodziła jej osoba, która weszła do środka. Jedynie Toni wydała jej się na tyle interesującą dziewczyną, by mogła się z nią zaprzyjaźnić. Pozostała garstka dziewczyn w ogóle jej nie interesowała, choć wiedziała, że w razie potrzeby, będzie zmuszona oddać za nie życie.
– Raven. – Na dźwięk swojego imienia, wypowiedzianego z ust FP, momentalnie się spięła.
– To damska łazienka – odparła szorstko, posyłając mu krótkie spojrzenie w odbiciu.
Gdy nie zamierzał wyjść, skierowała się do drzwi, ale momentalnie zagrodził jej wyjście, przez co musiała się cofnąć.
– Proszę cię. Porozmawiaj w końcu ze mną!
– O czym? – spytała sfrustrowana, odsuwając się, gdy próbował dotknąć jej dłoni. Nie podobało jej się to, że patrzył na nią tymi lśniącymi oczami, z miną, która pozwalała jej uwierzyć w to, iż naprawdę żałował tego, co się wydarzyło. – O tym, że nie śmiałeś poinformować mnie o walce, w której mogłam zginąć?
– Nie mogłem cię ostrzec! – próbował się bronić. Nie rozumiał, dlaczego tak bardzo bolało go odtrącenie z jej strony. – Uwierz, że wiele razy chciałem cię ostrzec, ale wiedziałem, że jeśli to zrobię, a ty komuś o tym powiesz, będę miał kłopoty! Nie mogłem pozwolić, by z mojego powodu stało się coś Jugheadowi!
Chciała krzyknąć, że przecież mógł jej zaufać i powinien wiedzieć, iż nigdy by go nie zdradziła, ale słowa nie chciały przejść jej przez usta. Dotarło do niej, że FP znał ją zdecydowanie zbyt krótko, by całkowicie jej zaufał, a już na pewno zbyt krótko, by zaryzykował dla niej życiem swojego syna.
Ponadto naprawdę zamierzała go wykorzystać i sprawić, że wyląduje w więzieniu, a Gladys przejmie dowodzenie i wróci do Riverdale. Myśl, iż niebezpieczne narkotyki zaczną krążyć wśród tutejszych uczniów, wywołała w niej mieszane uczucia. Nie chciała, żeby Cheryl, Archie, czy też Jughead weszli w posiadanie niebezpiecznych dragów. Gladys handlowała towarem, który potrafił zabić człowieka i w ogóle jej to nie interesowało. Najważniejsze było to, by pieniądze się zgadzały. Gdy kiepska, niebezpieczna partia została sprzedana, zmieniała skład narkotyków i na nowo testowała je na kupcach.
– Przepraszam cię, Raven. Naprawdę bardzo cię przepraszam i dziękuję ci za to, że wciąż żyjesz.
Nie zdążyła nic odpowiedzieć, ponieważ ją przytulił. Stała jak sparaliżowana, wdychając zapach jego wody kolońskiej. Zastanawiała się, dlaczego to zrobił.
Dlaczego ją przytulił? Przecież nie byli ze sobą na tyle blisko, by obchodziło go to, czy przeżyła. Przynajmniej tak jej się wydawało do momentu inicjacji, przed którą jej nie ostrzegł.
Czuła się niezręcznie, dlatego poklepała go przyjacielsko po plecach i powiedziała:
– Rozumiem cię. Rozumiem, dlaczego mi nie zaufałeś i już o nic cię nie winię. Wszystko jest w porządku.
Czekała, aż ją puści, wpatrując się w czarny, skórzany materiał kurtki. Miała ogromną nadzieję, iż żadnej dziewczynie nie zachce się teraz skorzystać z łazienki. Nie wiedziała, jak FP wytłumaczyłby się z zaistniałej sytuacji. Wystarczyło, że po Riverdale chodziły plotki o ich rzekomym związku. South Side Serpents nie musiało ich powielać.
– FP? – Odsunęła go na niewielką odległość, gdy wciąż się nie ruszył ani nie odezwał słowem. Widok jego szklanych od łez oczu sprawił, że wpatrywała się w niego zszokowana. – Co z tobą? Myślałam, że wielcy gangsterzy nie płaczą, a ty zachowujesz się jak baba. Weź się w garść! Twoi ludzie nie mogą zobaczyć cię w takim stanie! – Szybko podeszła do pojemnika, skąd zabrała kilka ręczników papierowych i bez zastanowienia zaczęła ocierać mokre policzki mężczyzny. – Nie wierzę w to, co widzę...
FP dotknął jej dłoni, powstrzymując tym samym przed kolejnym ruchem.
– Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale zależy mi na tobie. Dlatego obiecuję, że nigdy więcej nie narażę cię na niebezpieczeństwo – oznajmił, wpatrując się wprost w jej piwne oczy. – Jesteś moją rodziną. – Czule dotknął świeżego tatuażu na jej nadgarstku. – Ochronię cię kosztem swojego życia. Obiecuję, że już nigdy nie będziesz samotna. Wiem, że uważasz, iż South Side Serpents jest kolejnym bezlitosnym gangiem, ale jeśli będziesz przestrzegała kodeksu, możesz odnaleźć tutaj spokój i szczęście.
– Nie będę musiała więcej zabijać? – spytała, z nadzieją wpatrując się w jego twarz. Nie chciała mu ufać, ale nie mogła nic poradzić na to, że od początku wzbudzał w niej nadzieję na lepsze życie.
– Zajmiesz się barem – obiecał. – Nie będziesz musiała robić nic niezgodnego z prawem. Tym zajmą się inne osoby.
– Obiecujesz?
– Obiecuję.
Jeszcze przez chwilę analizowała, czy mogła mu uwierzyć. Ostatecznie skinęła jednak głową i uścisnęła jego dłoń.
– W takim razie wracajmy do reszty. Mam ochotę na pysznego drinka i chcę pójść na parkiet.
– Ja nie tańczę – odpowiedział poważnie FP, ruszając za nią w stronę drzwi.
– To się jeszcze okaże. – Raven odwróciła się w jego stronę z tajemniczym uśmiechem.
FP pokręcił rozbawiony głową. Cieszył się, że w końcu ich konflikt został zażegnany i znów mógł patrzeć na jej uśmiech. Wiedział, że w głębi serca wciąż czuła się winna przez to, co stało się z Katherine, ale zdawał sobie również sprawę z tego, iż szukała ukojenia. Chciał, by je odnalazła, dlatego zdecydował, że dzisiejszy wieczór będzie należał do nich.
A potem wrócą wspólnie do przyczepy i położą się spać, by kolejny poranek powitać wspólnie.
Czy to dziwne, że czuł się cholernie szczęśliwy na myśl, że nie obudzi się samotnie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro