Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❦ Rozdział 09.

     Leżała na ziemi, tuż przy zlewie i ani myślała o zmrużeniu oka. Wspólnie z FP doszli do wniosku, że było to najlepsze miejsce na sen, ponieważ w nocy rzadko korzystało się ze zlewu. Położył wówczas na podłodze stary, wąski materac i dał jej poduszkę oraz koc. Nie rozmawiali ze sobą, a ona, choć miała wiele do powiedzenia, milczała. Zdawała sobie sprawę, iż FP miał trzy wyjścia: przyjąć ją do swojego gangu, kazać spadać i radzić sobie samej albo strzelić jej kulkę w łeb, by czasem nie sprowadziła na niego kłopotów. Trzecia opcja wydawała jej się najbardziej realna, dlatego nie pozwoliła sobie na sen, choć czuła się okropnie zmęczona.

     Pod kocem ściskała w dłoni nóż, którym zamierzała w razie potrzeby się bronić.

     Archie zaproponował jej spotkanie w Pop's, ale nie raczyła mu nawet odpisać. Była zbyt zajęta zamartwianiem się o własne życie, by odpowiadać na jego zaloty.

     Już sama nie wiedziała, co byłoby dla niej lepsze. Gladys nie dała jej wyboru i wiedziała, że jeśli nie podoła zadaniu, zabije ją. Z drugiej zaś strony zagrażał jej FP, który tak na dobrą sprawę również miał jej życie w garści. Patrząc na to wszystko, nie trudno było dojść do wniosku, że jej dni prawdopodobnie zostały policzone. Chyba że wpadnie na jakiś genialny pomysł, który pozwoli jej przestać się zamartwiać i będzie mogła w końcu odetchnąć z ulgą. Było to jednak mało prawdopodobne, zważywszy na to, iż miała do czynienia z niebezpiecznymi gangami.

     – Dlaczego nie śpisz? – Padło pytanie, a ona momentalnie podniosła się na łokcie, wpatrując się w kanapę.

     FP wciąż leżał i nawet na nią nie patrzył. Skąd więc wiedział, że nie spała?

     – Tak jakby boję się o to, że wpakujesz mi kulkę w łeb albo zadasz mi kilka bolesnych ciosów nożem? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, chowając nóż pod poduszkę.

     – Dlatego trzymasz nóż?

     Zaskoczona, podniosła się do pozycji siedzącej. FP zrobił to samo i posłał jej zmęczone spojrzenie. Miał na sobie białą koszulkę oraz krótkie spodenki do spania. Jego kruczoczarne włosy odstawały na wszystkie strony, a kilkudniowy zarost dodawał mu męskości. Prezentował się naprawdę dobrze nawet bez tej swojej czarnej skóry.

     – Chciałabym móc się bronić – przyznała szczerze, bez zbędnej skruchy. Choć raz nie musiała kłamać.

     – Wyglądam ci na mordercę, Raven? – spytał poważnie, nie spuszczając wzroku z jej piwnych oczu.

     Paląca się na stole lampka nie rzucała zbyt wielkiego światła, ale przyczepa była tak mała, że spokojnie mogli siebie dostrzec.

     – Każdy gangster wygląda mi na mordercę – przyznała bez ogródek, choć wiedziała, że stąpała po cienkim lodzie. – Zostałam zmuszona do wielu okrutnych rzeczy i widziałam zdecydowanie za dużo, by sądzić inaczej. Uwierz, że gdybym tylko miała wybór, wolałabym pracować w jakiejś kiepskiej kawiarni za marną wypłatę, niż każdego dnia martwić się o to, czy w końcu zginę z czyichś rąk.

     FP patrzył na nią i nie potrafił doszukać się obłudy. Musiała naprawdę wiele przejść i choć wiele by dał, by jej nie uwierzyć, nie potrafił tego zrobić. Naprawdę wierzył, że w końcu wyznała prawdę i była z nim szczera. Nie chciał, by dołączyła do jego gangu, ale wydawało mu się, iż nie był to wcale najgorszy pomysł. Nie mógł jej utrzymywać. Ba! Nie chciał tego nawet robić, a jeśli rzeczywiście miała dryg do sprzedaży narkotyków, mogła się przydać. Wtedy jego ludzie mieliby na nią oko i nie musiałby się obawiać ewentualnej zdrady z jej strony.

     Podniósł się z kanapy i podszedł do niej. Usiadł pod zlewem, wyciągając w jej stronę dłoń.

     – Oddaj nóż – poprosił spokojnie, nie spuszczając wzroku z jej oczu. – Zapewniam, że nic nie grozi ci z mojej strony, dopóki nie stwarzasz zagrożenia.

     Jestem twoim zagrożeniem, pomyślała.

     Bez słowa oddała ostry przedmiot, a na ustach FP pojawił się uroczy uśmiech. Nie potrafiła zrozumieć, jakim cudem potrafiła czuć się przy tym człowieku bezpieczna. Był charyzmatyczny i wydawał się naprawdę dobrym człowiekiem, a przecież trudno było doszukiwać się takiej cechy u kogoś, kto należał do gangu.

     – Nie jestem mordercą. Możesz wierzyć lub nie, ale jeszcze nigdy nie zabiłem żadnego człowieka – wyznał, a jej źrenice rozszerzyły się z zaskoczenia. – Pozbywałem się martwych ciał, owszem. Nigdy jednak osobiście nie odebrałem życia.

     Żałowała, że nie mogła tego samego powiedzieć o sobie. Pierwszego człowieka zabiła przez Gladys, która w ten sposób przeprowadziła chrzest, pozwalający jej być członkiem gangu. Szkoda tylko, że skończyła jako zabawka, która musiała robić wszystko, co od niej oczekiwała Gladys i nie miała prawa głosu.

     Na plecach Raven wciąż widniały grube, paskudne blizny - pamiątka po dniu, w którym darowała życie nastolatkowi, który widział, jak sprzedawała narkotyki dzieciakom z jego szkoły. Chłopak i tak został zamordowany, a ona surowo ukarana za nieposłuszeństwo.

     Była ciekawa, czy FP zdawał sobie sprawę z tego, czym zajmowała się jego była żona. Podobno dwa razy w roku przyjeżdżał do niej, by spędzić trochę czasu z córką, która szczerze go nienawidziła. Wówczas członkowie gangu nie mieli prawa kręcić się wokół mieszkania szefowej, co pozwoliło Raven sądzić, że Jones nie zdawał sobie sprawy z wielu rzeczy. Z planów Gladys bez wątpienia również.

     Niespodziewanie FP dotknął jej dłoni, przez co wszystkie myśli momentalnie wyparowały jej z głowy i całą uwagę skupiła na jego twarzy.

     – Jest mi przykro, że twoje życie wyglądało w taki sposób. To straszne, że nie mogłaś cieszyć się dzieciństwem, ale jeśli naprawdę tego chcesz, pozwolę ci wstąpić do South Side Serpents. Członkowie mojego gangu są rodziną i gdy jednemu dzieje się krzywda, cała reszta staje w jego obronie. Wystarczy przestrzegać zasad, by żyć ze wszystkimi w zgodzie. Zapewniam cię, że żaden z moich ludzi nie zabija bez powodu, a Riverdale jest dość bezpiecznym miasteczkiem. Nie będzie to może zwyczajne życie, ale zapewniam, że będziesz z nami bezpieczna.

     Gladys właśnie tego chciała. Raven miała wstąpić do gangu, zdobyć zaufanie South Side Serpents i ostatecznie zrobić wszystko, by FP wylądował w więzieniu, a Węże zostały bez przywódcy. Wszystko szło zgodnie z planem, dlaczego więc Raven nie cieszyła się z tego powodu?

     Patrzyła w ciemne oczy mężczyzny i czuła, jak niewidzialny ciężar przygniata jej serce. To był pierwszy raz, gdy ktoś naprawdę chciał jej pomóc. Gladys przemyciła ją dla własnych celów, FP zaś obiecywał bezpieczeństwo i zapewniał, że w jego gangu wszyscy traktowali się jak rodzina. Brzmiało cudownie, ale czy rzeczywiście tak było?

     Co, jeśli wizja zostania w South Side Serpents za bardzo jej się spodoba?

     Nawet nie chciała myśleć, jak poczuje się FP, gdy w końcu dowie się prawdy.

     – Dlaczego jesteś dla mnie taki wyrozumiały? – spytała w końcu, nie potrafiąc dłużej znieść jego spojrzenia.

     – Może i jestem naiwny, ale uważam, że niektórzy zasługują na drugą szansę. Poza tym to nie twoja wina, że miałaś tak porąbanych rodziców, którzy cię sprzedali i tym samym zrujnowali twoje życie – oznajmił, ukradkiem zerkając na pusty materac, na którym zazwyczaj spał jego syn. – Nie wyobrażam sobie, by coś podobnego spotkało Jugheada. Albo Jellybean. To, co ci się przytrafiło, po prostu nie mieści mi się w głowie i naprawdę chcę cię chronić. Masz w sobie coś, co nie pozwala mi porzucić cię na pastwę losu.

     – To dlatego, że obroniłam cię przed tą okropną blondyną? – Mrugnęła okiem, chcąc rozluźnić atmosferę, która zaczynała jej ciążyć. Miała już dość jego poważnej miny i faktu, iż nie spuszczał z niej wzroku.

     FP roześmiał się i pokręcił głową.

     – Tak, to właśnie dlatego.

     Jughead czuł się naprawdę dziwnie, gdy z rana obudził się u boku Cheryl i musiał czym prędzej opuścić jej dom w taki sam sposób, w jaki się do niego dostał. Czyli przez okno. Na szczęście nie połamał sobie żadnych kończyn, a Penelope Blossom nie przyłapała go na gorącym uczynku, dzięki czemu w spokoju dotarł do szkoły.

     Był okropnie niewyspany i nie wątpił w to, że wyglądał strasznie, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy. Dawno nie spędził czasu w tak miły sposób i musiał przyznać, że cała niechęć do Cheryl Blossom całkowicie z niego wyparowała. Dostrzegł w niej ciepłą osobę. Nieco zaszczutą przez jad matki i nieprzyjemne plotki mieszkańców Riverdale, ale wciąż ciepłą. Ta dziewczyna wcale nie była taka zła, jeśli pozwoliła siebie poznać od innej strony.

     Tak samo, jak Betty Cooper wcale nie była niewinną, nieśmiałą dziewczyną, za którą uważało ją całe miasteczko.

     Pozory potrafiły zmylić człowieka i on doskonale o tym wiedział. Dlaczego więc z taką niechęcią podchodził do Raven, skoro nawet Cheryl próbowała go przekonać do tej dziewczyny?

     Wyciągał z szafki potrzebne zeszyty, gdy podszedł do niego Archie. O dziwo jego twarz nie była radosna, a raczej zmartwiona, co oznaczało jedno: Betty szukała wsparcia i pocieszenia w jego ramionach.

     – Błagam cię, Archie, nie praw mi morałów. Nie mam zamiaru tego słuchać – oznajmił stanowczo i zamknął szafkę.

     Rudzielec poprawił plecak na ramieniu i posłał przyjacielowi rozczarowane spojrzenie.

     – Betty naprawdę ciężko przeżywa wasze rozstanie, a ty najwyraźniej nieszczególnie się tym przejąłeś. Jesteś pewien, że to koniec?

     Jughead oparł się o szafkę i posłał chłopakowi znudzone spojrzenie.

     – Tak, jestem pewien, że to koniec i lepiej będzie, jeśli nie będziesz kontynuował tego tematu.

     – W takim razie pogadajmy o Raven. Twoja koleżanka naprawdę bardzo mi się podoba...

     Jughead jednak już go nie słuchał. Patrzył na Cheryl Blossom, która z szerokim uśmiechem przemierzała szkolny korytarz. Miała na sobie strój cheerleaderki, a jej długie włosy zostały upięte w wysokiego kucyka. Prezentowała się naprawdę świetnie. Choć towarzyszyły jej trzy inne dziewczyny, ona prezentowała się najlepiej.

     Był pewien, że ominie go, jakby nie istniał, chcąc zachować pozory, ale ku jego zdziwieniu, posłała mu szeroki uśmiech i puściła mu oczko, mówiąc:

      – Hej, Jug!

      Niby nic wielkiego, a oczy zebranych dookoła uczniów momentalnie skupiły się na jego osobie, przez co poczuł się niesamowicie speszony. Nic dziwnego, że wszyscy zareagowali w taki sposób. W końcu „królowa" szkoły odezwała się do wyrzutka, co było wręcz nie do pomyślenia.

     Jughead zdecydowanie wolał być niezauważany przez uczniów i nie odpowiadało mu nagłe zainteresowanie jego osobą, ale mimo to, zachowanie Cheryl wywołało uśmiech na jego twarzy.

     – Ty i Blossom? Jaja sobie robisz, Jughead?! – Archie spojrzał na niego z wyrzutem. – Jeśli to dla niej rzuciłeś Betty, przysięgam, że ci przyłożę!

     – Rzuciłem Betty, bo kontrolowała mnie na każdym kroku i nie pozwalała mi normalnie żyć! – odparł wkurzony Jughead, obdarzając kolegę zirytowanym spojrzeniem. – Ona nie jest taka święta, za jaką ją masz, okay?! Dlatego albo przestań stawać w jej obronie, albo się ode mnie odwal!

     Archie przez chwilę przyglądał się plecom odchodzącego chłopaka i uważnie analizował jego słowa w głowie. Znajdował się w trudnym położeniu, ponieważ przyjaźnił się zarówno z Betty, jak i Jugheadem. Dziewczyna od jakiegoś czasu informowała go o tym, że Jones zaczął się dziwnie zachowywać i nie był już takim samym chłopakiem, jak na początku ich związku. Starał się między nimi nie mieszać, ale łzy Cooper sprawiły mu ogromny ból.

     Nie był w stanie uratować ich związku, dlatego zdecydował, że nie obierze żadnej ze stron.

     Podbiegł do Jugheada i otaczając go ramieniem, powiedział:

     – Opowiadaj, jakim cudem Cheryl Blossom odezwała się do ciebie publicznie. Jestem tego cholernie ciekaw. A potem porozmawiamy o Raven, z którą koniecznie musisz mnie umówić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro