XXIII. Zgoda
Około cztery dni przed koncertem Luka wysłał mi dokładny termin i miejsce wydarzenia. Wcześniej miało się to dobyć gdzieś indziej, ale padła elektryka czy coś takiego. Przenieśli więc imprezę do innego lokalu. Podobno był on trochę mniejszy, ale bardziej klimatyczny.
Na szczęście przez to, że dostałam zaproszenie od członka zespołu, nie musiałam martwić się o to, że się nie dostanę. W końcu kilka biletów zostało odrzuconych, ze względu na brak wystarczającego miejsca. Tamta sala była większa, ale niestety... coś się spaprało.
Podobno koncerty tego zespołu cieszyły się największą popularnością. Niestety nie znałam jego nazwy więc było mi trochę głupio tam iść.
Podobno ten i jeszcze pięć zespołów brało udział w jakimś konkursie czy coś w tym stylu. Podobo co dwa dni miał odbywać się inny koncert. Tak przeczytałam na plakacie, który wisiał na ścianie przed wejściem do budynku.
Ubrana w ciepły płaszczyk stałam przy kasie do sprawdzania biletów. Gorączkowo przeszukiwałam kieszenie, bo nie mogłam go nigdzie znaleść.
Tak właściwie to go nigdy nie dostałam.
- Przepraszam - powiedziałam i odeszłam od kasy. - Muszę zadzwonić do kogoś. Proszę wpuścić kolejną osobę.
Stanęłam w koncie pomieszczenia, bo wydawało mi się, że tam było najciszej. Wybrałam numer do Luki. Chyba musiał zapomnieć o tym, że dał mi bilet.
Pierwszy sygnał.
Drugi sygnał.
Trzeci sygnał.
Włączyła się poczta głosowa, pobieważ chłopak nie odebrał.
W sumie to nic dziwnego. Musiał być zajęty przygotowywaniem do koncertu. Nie winiłam go za to.
Jedank to ja miałam problem. I to właśnie przez niego. Jak mógł zapomnieć o tym, by dać mi bilet?!
Kurde, co ja teraz zrobię?
Ktoś podszedł do mnie. Nie mogłam powiedzieć, kim była ta osoba, ponieważ nosiła czarną maseczkę i okularny przeciwsłoneczne. Na głowie miała... kapelusz? I to jeszcze taki wiklinowy? Zaśmiałabym się, gdyby nie to, że postać roztaczała przerażającą aurę.
- Pójdziesz ze mną - powiedział. - Tylko nie rób scen, jasne?
Po głosie stwierdziłam, że był to mężczyzna.
Pokiwałam głową, pobieważ nie byłam w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Bałam się go trochę.
Niektórzy mogliby powiedzieć, że Biedronka, paryska superbohaterka nie powinna się nigdy bać.
Nieznajomy złapał mnie za nadgarstek i pociągnął mnie w stronę drzwi z napisem ,,wejście tylko dla personelu''.
Zaraz, co? Czemu tam idziemy?
Żeby przejść przez te drzwi, trzeba było przyłożyć kartę identyfikacyjną. Wątpiłam, żeby on ją miał.
Mężczyzna przyłożył kartę i otworzył drzwi.
Aha, czyli jednak ją miał.
Gestem pokazał mi, żebym poszła przodem. Zrobiłam to, co mi rozlazał.
Kiedy drzwi się zamknęły, zapaliło się światło. Naszym oczom pokazał się dosyć długi korytarz.
Nieznajomy ściągnął zarówno maskę, okulary jak i słomiany kapelusz. Spod kapelusza wyleciał mu brązowy kucyk, a także dwa kosmyki z przodu. Miał zielone oczy i dosyć przystojną twarz. Wyglądał na jakieś dziewiętnaście, może dwadzieścia lat.
- Przepraszam, że cię przestraszyłem - powiedział, drapiąc się po głowie. - Ale Luka prosił, żeby przyprowadzić cię na zaplecze.
- Luka? - zapytałam i mrugnęłam dwukrotnie. - Serio?
- Mhm - potwierdził chłopak i ruszył korytarzem, a ja za nim. - Właśnie, nie przestawiłem się. Jestem Adam.
- Marinette.
- A więc to ty jesteś Marinette? - powiedział podekscytowanym tonem. - Miło mi cię poznać.
- Że co? Co masz na myśli?
Nie wiedziałam o co mu chodziło, ale bardzo chciałam się dowiedzieç.
- Nic, nic. Cos kiedyś Luka o tobie mówił.
Miałam nadzieję, że nie było to nic głupiego.
Adam otworzył drzwi jakiegoś pokoju i wszedł do środka. Zrobiłam to samo. W środku znajdowały się trzy osoby.
Był tam jakiś chłopak z czarnymi włosami. Gdy weszłam do pokoju, odwrócił twarz w moją stronę. O rany! Jedno jego oko było niebieskie, a drugie zielone. Wglądał kapitalnie! Też takie chcę!
Obok niego siedział Luka. Spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się lekko. Natychmiast poczułam rumieniec. Próbując to ukryć, odchrząknęłm i powoedziałam:
- Umm, hej?
- Hej - odezwała się dziewczyna.
Była to ta cała ''Lizzy''. Ta zdzira, która pocałowała Lukę. Zaraz, nie powinnam tak myśleć.
- Mogłabym chwilę z tobą porozmawiać? W cztery oczy - poprosiła cicho.
- J-jasne - zająknęłam się. - Chodźmy na chwilę na zewnątrz.
xxxxx
- To o czym chciałaś pogadać? - spytałam, kiedy znalazłyśmy się z powrotem na korytarzu.
- Chciałam cię przeprosić.
Dziewczyna spuściła lekko głowę.
- Przeprosić? - powtórzyłam i dwukrotnie zamrugałam, niedowierzając. - Za co?
- Za to, że pocałowałam Lukę. Widziałaś to wtedy, prawda? Można to wyczytać z twoich oczu.
- Aha...
‐ Ty go kochasz, co nie?
Kiwnęłam głową. Nawet nie próbowałam zaprzeczać. Ona i tak już wiedziała.
- Wiem, że pewnie mi nie wybaczysz - kontynuowała. ‐ Ale chciałabym zakopać topór wojenny między nami. On i tak mnie odrzucił.
- Odrzucił cię?
Dziwiłam się, że mógłby tak zrobić. Przecież Lizzy jest sto razy ładniejsza ode mnie. Czekaj, czemu znowu porównuję ją do siebie?
W odpowiedzi na moje pytanie, Lizzy kiwnęła głową.
- Dlatego nie chciałabym, żebyśmy się kłóciły o chłopaka. Jeżeli nie miałabyś nic przeciwko, chciałabym się z tobą zaprzyjaźnić?
- Dlaczego? - spytałam, nic nie rozumiejąc.
- Wydajesz się być ciekawą osobą. Właśnie dlatego.
Lizzy uśmiechnęła się pogodnie. Nie wiem czy się do tego zmuszała, ale zrobiło mi się bardzo miło.
- To zgoda?
- Niech będzie. Ale nie musisz się zmuszać, jeśli tego nie chcesz. Potrafię to zrozumieć.
- Nie zmuszam się, naprawdę.
- No dobrze.
xxxxx
Perspektywa Luki
Gdy Lizzy i Marinette wyszły porozmawiać, zaniepokoiłem się trochę. W końcu odtrąciłem uczucia tej pierwszej, więc obawiałem się, że Lizzy może jej powiedzieć coś niemiłego.
Jednak gdy obie wróciły po chwili, gawędząc ze sobą, odetchnąłem z ulgą. Na szczęście moje obawy się nie ziściły.
‐ A, właśnie - z kieszeni wyciągnąłem i przepustkę na smyczy. - To dla ciebie.
Dałem kartę Marinette, a ona zawiesiła sobie ją na szyi.
- Wiesz, jaki miałam przez ciebie kłopot przy kasie? - zapytała. - Zapomniałeś mi dać biletu, matole.
Zaśmiałem się cicho.
- Pokażę ci może jak dotrzeć na widownie - powiedziałem. - Do koncertu jeszcze trochę, ale nie chciałbym, żebyś się zgubiła.
Wyszliśmy z pokoju. Kiedy drzwi się zamykały, usłyszałem dosyć głośny szept. Po głosie rozpoznałem, że to Hayden powiedział do Adama:
- Czy Luka się właśnie zaśmiał?
Witam, witam.
Rodział miał być wcześniej. I miał być dłuższy xd. Jednak stwierdziłam, że rozbiję go na dwa, bo bym się nie wyrobiła
(Inna sprawa, że za późno sie za niego wzięłam)
Hehehe
Miłego dnia :3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro