Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szklana marionetka

Jeon po raz kolejny tego dnia rozmasował szczękę i spojrzał się na okno. Wstał odpychając policjantów i zatrzasnął je, a ptak spadł na dół.

-Zabrali go, zabrali, zabrali.- jedna z dziewczyn zaczęła histeryzować. - To znowu się dzieje. - miała na myśli to, że kiedyś w ich mieście co roku przed halloween ginęło kilka osób.

- Chowa się gdzieś pewnie i z nami pogrywa. Chuj nie ma co robić.- Kook nie wierzył w te brednie.

-Pobaw się ze mną Kookie...Znajdź mnie.- cichy szept i zimny oddech owiały ucho koszykarza. Po chwili światła zapaliły się i zgasły na dobre. Wszystkie urządzenia elektroniczne wyłączyły się, a alarm przeciwpożarowy zaczął wyć jak szalony.

- Spierdalaj! - czarnowłosy wrzasnął i wybiegł z sali zaraz wsiadając do swojego sportowego samochodu. Miał bogatych rodziców, a do tego był rozpieszczony.

*

Po ciężkim treningu nastolatek wrócił do pustego domu. Jego rodziców jak zwykle nie było. Jednak w domu unosił się zapach jedzenia. Jimin zawsze gotował mu ryż z warzywami i kurczakiem mówiąc, że to dobre dla sportowca.

Niski chłopiec przemykał niczym cień po mieszkaniu starszego przez co było w nim co raz zimniej. Czekał na swojego ukochanego.

- Mamo? - Kook trząsł się cały nie tylko z zimna. Zobaczył na stole talerz i karteczkę.
"Smacznego kochanie. Trening musiał być męczący."
- Jimin... daj mi spokój chociaż jutro... Mam mecz.

-Nie chcę.- drobna dłoń gładziła jego ramię, a telewizor sam się włączył. W kółko leciało na nim nagranie małych kroków przemykających po korytarzu domu państwa Jeon. - Znajdź mnie Jungkookie.

- Daj mi spokój! - Rzucił talerz na ziemię i pobiegł do sypialni chowając się pod kołdrą- Idź do kogoś innego!

-Ty jesteś moim chłopakiem.- czarne oczy patrzyły na niego.- Ty musisz po mnie przyjść. Inaczej wszyscy zginiecie, a ty na końcu. - zimne i bordowe jak krew wargi dotknęły tych mniejszych, malinowych.

- Ale gdzie!? Od czego mam zacząć!?

Smutny uśmiech pojawił się na pulchnej twarzy. - Jest zimno Kookie. Zimno i ciemno. Pomóż mi.- biała postać uciekła po tym jak okno Jungkooka otworzyło się, a do środka wleciał czarny ptak.

- Dużo mi to powiedziało.- Westchnął i ubrał się ciepło wychodząc z domu. Szukał go po podwórkach, domkach na sprzęt ogrodowy, domkach na drzewie. Jednak minęła trzecia, a po nim nie było śladu. Westchnął zrezygnowany i wrócił do domu. Musiał się wyspać. Rano miał mecz.

*

O dziesiątej wszyscy czekali w szatni na Hoseoka. Ten jednak ani nie napisał ani nie zadzwonił.

                     
*

-Hobi powiedz mu by mnie znalazł.- Jung usłyszał za swoimi plecami. Odwrócił się gwałtownie. Przed nim stał drobny chłopiec. Jego postać stawała się co raz bardziej przezroczysta.

-Ji-Jimin.- przestraszył się.

- Powiedz mu!

-Już!- starszy wyjął telefon dzwoniąc do przyjaciela. - Nie odbiera!

- W takim razie sam zadzwonię.- uśmiechnął się pokazując swoje białe zęby.- Chodź Hobi. Pójdziemy na spacerek.- mówił hipnotyzującym głosem, a koszykarz ruszył za nim.
Po dwudziestu minutach dotarli na stary cmentarz.- Załóż.- wskazał na wiszącą na drzewie pętlę. - Załóż i skocz.- uśmiechnął się uroczo widząc jak starszy robi wszystko co ten mu karze.
Czerwone usta rozchyliły się kiedy po cmentarzu rozszedł się głośny trzask łamanej kości.

                      
*

-Gdzie do cholery jest Jung?!- do szatni wpadł trener. - Dzwońcie po niego ! Inaczej nie zagra!

- Nie odbiera! - Krzyknął Jungkook zakrywający bluzką swoje wyrzeźbione mięśnie.

Po chwili po szatni rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia.
-Czyj to?- chłopcy rozglądali się wokół.

- To... To telefon Hobiego.- Kook sięgnął po telefon leżący w szafce i wcisnął zielona słuchawkę- Halo?

-Hobi chciał mi pomóc wiesz?- cichy szept Jimina dźwięczał po drugiej stronie.- Niestety nie odebrałeś...Więc kazali mi go zabrać do siebie. Do ciebie dzwonił ostatni raz...A teraz ty masz jego telefon. - zachichotał młodszy. - Czas się kończy kochanie. Znajdź mnie.

Jeon patrzył się w pustą przestrzeń nie mogąc w to uwierzyć. Stracił jedynego prawdziwego przyjaciela. Osobę, którą najbardziej kochał.
- Hoseok nie żyje.- powiedział do trenera i zabrał swoje rzeczy wychodząc z szatni.

Kilkanaście minut później wieść o śmierci nastolatka rozeszła się po miasteczku, a policja szukała już teraz nie jednego, a dwóch ciał. Wszyscy oskarżali młodego Jeona jednak nawet policja nie miała dowodów by móc go aresztować. Wszystko wskazywało na kapitana drużyny koszykarskiej jednak ten za każdym razem miał alibi.

-Kook!- przerażona dziewczyna podbiegła do swojego chłopaka. - Słyszałam co się stało, a teraz jeszcze Tzuyu zaginęła. - zaczęła płakać.

Nic nie powiedział. Miał już tego dość. Wiedział, że musi znaleźć chłopaka żeby nie stracić więcej osób. Tak bardzo go w tej chwili nienawidził.
- Idź do klasy- Szepnął i wyszedł ze szkoły od razu jadąc do domu dziewczyny.

Rodziców nastolatki nie było jednak drzwi były otwarte. W salonie telewizor odtwarzał to samo nagranie co u Jeona, a radio trzeszczało. Wszystkie okna były otwarte, a jesienny wiatr przynosił ze sobą co raz bardziej pożółkłe liście.
Drobna postać nastolatka siedziała w pokoju koleżanki na bujanym fotelu,  a ręce trzymał maskotkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro