6
✨
Jak zawsze Gerard wstał wcześnie rano i po upewnieniu się, że Mikey'go dalej nie ma w domu, poszedł do pracy. Cieszył się, że jego brat kogoś sobie znalazł i miał nadzieję, że też niedługo kogoś pokocha. Jednym z jego marzeń jest, aby mieć tą drugą osobę, aby móc wymieniać się z nią pocałunkami, przytulać się z nią, móc zaufać i rozmawiać z tym kimś.
W pracy jak zawsze był przed ósmą, więc po prostu rozsiadł się na krześle i zaczął czytać komiksy z nowej dostawy.
Koło godziny dziesiątej odwiedził go Frank i siedzieli tak oraz rozmawiali dopóki do lokalu nie weszło dwóch policjantów.
—Dzień dobry, w czym pomóc. —Powiedział Gerard podchodząc do funkcjonariuszy.
—Dzień dobry, pan Gerard Way? — Zapytał ten wyższy. Był nawet wyższy od Gerarda, więc Frank przy nim wyglądał jak prawdziwy krasnal.
—Tak, coś się stało? — Zapytał delikatnie zaniepokojony.
—Moglibyśmy porozmawiać gdzieś na zapleczu, czy coś? —Niższy spojrzał na Franka, a Gerard od razu wyczuł o co chodzi i przed zamknięciem drzwi, poprosił jeszcze Franka aby popilnował wszystkiego.
—Tak więc... Coś się stało? Coś z Mikey'm?
—Mikey Way to pana brat, tak?
—Tak. Co się stało?
—Jest w szpitalu. —Powiedział policjant numer jeden, a Gerard poczuł jak robi mu się słabo. Oparł się o ścianę obok niego i zjechał plecami do ziemi.
—C-co? — Powiedział, a policjant numer dwa wyszedł i po chwili wrócił z wodą, którą wręczył Way'owi. —Co się stało?
—Został znaleziony w nocy na peronie. Kobieta, która go znalazła na szczęście szybko udzieliła pierwszej pomocy i to tak właściwie Mikey zawdzięcza jej życie. —Powiedział jeden z umundurowanych i pomógł Gerardowi wstać. —Zabierzemy pana do tego szpitala, dobrze?
—Tak... Muszę tylko powiadomić szefa. —Gerard wyszedł z pomieszczenia na miękkich nogach i podszedł do telefonu stacjonarnego, po czym zadzwonił do wcześniej wspomnianej osoby. Frank przyglądał mu się i gdy usłyszał, co ten powiedział, był w szoku.
W szpitalu byli po ponad dwudziestu minutach i Way podbiegł do recepcji pytając o brata.
—Gdzie Mikey? Gdzie mój brat? — Pytał roztrzęsiony. — Mikey Way, gdzie on leży?!— Nie dał kobiecie dojść do słowa. Ta go uspokoiła gestem ręki i wskazała sale, w której leży jej brat. Gerard szukał kogoś, kto powie mu w jakim stanie znajduje się jego brat, aż w końcu zobaczył wysokiego mężczyznę, wychodzącego z pokoju jego Mikey'ego.
—Pana brat jest na razie nie przytomny. Okazało się, że próbował popełnić samobójstwo poprzez tak zwany złoty strzał, czyli inaczej po prostu przedawkować heroine dożylnie. —Lekarz mówił każde słowo w tak dobijającym Gerarda tonie, że ten poczuł jak miękną mu nogi, a po chwili uderza głową w coś twardego. Słyszał głos lekarza, ale po prostu potrzebował na chwilę odpocząć. Tylko na chwilę...
Frank również postanowił, że pojedzie do szpitala. Tak więc wsiadł w najbliższy autobus w tamtą stronę i pojechał. Wiedział gdzie to jest, bo zanim starszy Way pojechał z policjantami, to Frank się go zapytał o ulice. Gdy był już na miejscu, to podszedł do recepcjonistki i zapytał o salę.
—Pan jest kimś z rodziny? — Zapytała blondynka.
—Nie, ale to brat mojego przyjaciela i się martwię. —Frank zrobił smutną minę, a ta podała mu numer sali Mikey'go
Ku zdziwieniu bruneta pod salą nie zastał nikogo oprócz lekarza, tak więc podszedł do niego i zapytał o starszego z braci.
—Pan jest kimś z rodziny? —"kurwa." Pomyślał Frank.
—Nie, ale Gerard to mój przyjaciel i chciałbym wiedzieć czy może widział go pan, lub coś. —Powiedział Frank.
—Jest w tej sali. Proszę go nie stresować. —Powiedział lekarz i odszedł. Zdziwiło Franka, że jest w innej sali niż jego brat, bo przecież nic mu się nie stało, chyba...
Gerard leżał i tępo patrzył się w biały sufit. Oczy jak i policzki miał czerwone i opuchnięte od płaczu, a na skroniach widniały ślady nowych i starych łez.
—Gerard? —Powiedział Frank podchodząc do łóżka.
Way tylko spojrzał na niego i przetarł twarz dłońmi, po czym podniósł się do siadu. —Co się stało?
—Nic, jest dobrze. Pomożesz mi? — Wyciągnął rękę do Franka. —Chce pogadać z Mikey'm. — Dodał gdy widział jak brunet się na niego niepewnie patrzył. Frank podszedł do czarnowłosego i złapał go jedną ręką w pasie, a drugą przełożył sobie przez głowę. Starszego przeszedł przyjemny dreszcz, ale zignorował to.
Gdy doszli do drzwi na przeciwko to Gerard puścił Franka i chwiejnym krokiem wszedł do sali swojego brata, który był już przytomny.
—Mikey, musimy pogadać. — Starszy podszedł do łóżka, po czym usiadł na niewygodnym stołku.
—Nie mamy o czym. —Wyszeptał i zamknął oczy.
—Owszem, mamy. Pójdziesz na odwyk, a ja wynajmę nam normalne mieszkanie, a dom sprzedam. —Po wypowiedzeniu tych słów, Mikey spojrzał na brata ze strachem.
—Błagam cię, Gerard, nie wysyłaj mnie tam, już tego nie zrobię...
—To samo mówiłeś ostatnim razem. Nie popełnię znowu tego błędu. Powinienem już dawno sprzedać dom i wynająć normalne mieszkanie.
—Nie, Gerard, błagam cię. —W oczach Mikey'go zebrały się łzy. Ten dom to była ostatnia pamiątka po ich rodzicach, nie licząc jednego zdjęcia.
—Nie, Mikey. Muszę dać ci szanse na normalne życie. Pójdę do pracy, ty do szkoły jak wrócisz i będzie dobrze.
—Gerard, ja sobie tam nie poradzę...
—Dasz radę, a teraz muszę iść, wpadnę jutro. — Gerard wstał i bez pożegnania wyszedł.
Frank uśmiechnął się do Gerarda i poszedł za nim do wyjścia ze szpitala.
✨
***
Sory za długą nieobecność, ale byłam zła na ten rozdział i zaczęłam pisać też coś innego XD na razie nie będę chyba dodawać rozdziałów i nie wiem, czy nie usunę tej książki. Zaczęłam coś "normalnego", nie będzie to ff. Ale nie tak będzie o homo związku XDD
17.08.2019
Edit. Co
Nie ważne XD nie dodam tamtej książki
13.02.2020
[słów: 926]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro