Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

Z początku było trochę niezręcznie. Gerard oznajmił bratu, że wróci później do domu i razem z Frankiem poszli do parku, w którym de facto spotkali się pierwszy raz i, w którym pies Franka postanowił obdarować Gerarda swoimi wydzielinami.
Szli w dosyć niezręcznej ciszy, oboje bali się jakoś ją przerwać, a poza tym nie mieli raczej wspólnych tematów albo nie zdawali sobie sprawy, że takowe są.

—Więc, Frank... — Zaczął Gerard. —Interesujesz się czymś? Masz jakieś swoje ulubione zespoły, cokolwiek? — Spojrzał na niego, ale po chwili znowu skupił swoją uwagę na drodze.

—Gram trochę na gitarze, ale nie wiąże z tym większej przyszłości. Słucham trochę Slipknot, the misfits, trochę queen i takie tam. A ty? —Tym razem to Frank uraczył Gerarda swoim spojrzeniem, ale szybko tego pożałował, bo potknął się o wystający kawałek chodnika i przewrócił się.

—Lubisz tak romansować z ziemią? — Zaśmiał się Gerard pomagając wstać Frankowi.

—Oczywiście. Ma w sobie tyyyyle uczuć. — Frank posłał całusa do chodnika.

—Uważaj, bo pomyślę, że to jakiś fetysz. —Gerard pognał dalej przed siebie zostawiając Franka z tyłu. —Ja lubię rysować. Kiedyś liczyłem na studia artystyczne, ale małe mam szanse na dostanie się, więc nie próbuje. Też lubię trochę pograć na gitarze, czy pianinie... To znaczy kiedyś grałem. Jeżeli chodzi o muzykę, to również słucham misfits czy Slipknot, ale też the smashing pumpkins oraz iron maiden i tym podobne.—Powiedział Gerard.

—A była taka ładna pogoda... — Frank wskazał na burzowe chmury. —Chodźmy do mnie może, co?

—No nie wiem... — Odpowiedział niepewnie czarnowłosy.

—Obejrzymy coś, a jak się poprawi, to wrócisz do siebie.

—No... Dobrze, ale muszę powiedzieć Mikey'emu. —Powiedział Gerard i skierował się w stronę swojego domu. Poprosił Franka aby poczekał kawałek wcześniej i sam wszedł do budynku, po czym zawołał swojego brata. Oznajmił mu, że powinien wrócić później i wrócił do bruneta, który zrywał jakieś kwiatki i robił z nich wianek.

—Oh jaki śliczny, dla mnie? —Gerard podszedł do młodszego, a tamten wypuścił wiązankę z rąk.

—Jest dla mojego nieistniejącego przyjaciela, który mieszka u mnie w szafie. —Frank się uśmiechnął, a Gerard odpowiedział mu niepewnym chichotem.
—Oh żartuje, po prostu mi się nudziło.

Droga do domu Franka była krótka i jeszcze krótsza wydawała się im ze względu na to, że cały czas o czymś rozmawiali. Gerard stopniowo dowiadywał się czegoś o Franku i vice versa.
W okolicach domu Franka słychać było dziecięce głosy. Brunet opowiadał Gerardowi, że to dzieci ich sąsiadki. Są denerwujące czasami, ale czasami lubi z nimi posiedzieć i w coś się pobawić. Przypominały mu beztroskie dzieciństwo, kiedy największym zmartwieniem było, to że ktoś nie chciał się z nim pobawić. Dom Franka z zewnątrz wyglądał tak samo jak Gerard zapamiętał. No może oprócz nie przyciętego żywopłotu. W środku zmienił się nieco układ zdjęć na korytarzu oraz zniknęło kilka obrazów. Salon był dalej w tej kolorystyce co wcześniej, a mianowicie niebiesko-żółty.
Pokój Franka? Oprócz większego bałaganu nie zmieniło się nic.

—Przepraszam za bałagan. — Powiedział Frank zabierając ubrania i bieliznę leżące na ziemi i na łóżku, po czym schował je do szafy. — To co oglądamy?

—Może... —Gerard zaczął się zastanawiać, a Frank wziął pudełko z różnymi płytami.

—Horror? — Zapytał Frank wyjmując stos opakowań. Gerard skinął głową, ale miał w sobie trochę strachu. Nienawidził horrorów, a na jego nieszczęście młody wybrał coś z klasyków, czyli wiadome było, że będzie straszne. W tym momencie też odezwał się brzuch Way'a, no tak, nie jadł nic w końcu od rana, a zaraz będzie wieczór. — Przepraszam, zapomniałem spytać. Jesteś głodny? W sumie nie musisz odpowiadać, słyszę, że jesteś. Chodź, zrobimy pizze, no chyba, że masz ochotę na coś innego?

— Może być pizza. — Odpowiedział krótko Way. Frank się uśmiechnął i odkładając płytę pognał do kuchni.

—Weź gaśnice lepiej, bo znając mnie, to umiem spalić nawet wodę na kawę. —Powiedział Frank, a Gerard zaśmiał się perliście.

—Aż tak źle chyba nie jest. — Gerard przyglądał się ruchom Franka. Jak wyjmował pudełko pizzy z lodówki, jak włączył piekarnik i po pewnym czasie jak wsadził pizze na blachę, a ją do piekarnika. Wszystko robił bardzo niepewnie, co było dziwne, bo przecież był w swoim domu, ale może miał rację? Może gotowanie i Frank nie powinno stać obok siebie i tym bardziej Frank nie powinien stać w kuchni, próbując zrobić coś do jedzenia? —Tak w ogóle, gdzie są twoi rodzice?

—Mama w Afryce, a tata w Europie. —Powiedział Frank wyjmując dwa kubki i włożył do nich po torebce czarnej herbaty i wstawił czajnik na gaz.

—A co robią? —Zadał kolejne pytanie, ale gdy Frank otworzył usta aby coś powiedzieć, Gerard mu przerwał. —Przepraszam, że jestem taki wścibski, nie musisz odpowiadać.

—Spoko, to nic. Matka pomaga afrykańskim dzieciom, a ojciec nadzoruje jakąś tam budowę. Wracają gdzieś w pierwszym tygodniu września. —Frank zalał wrzątkiem herbaty i położył cukierniczkę, w razie gdyby Gerard słodził.—A twoi co robią? — Zapytał Frank. Gerard spuścił głowę, ale po chwili znowu spojrzał brunetowi w oczy i się uśmiechnął.

—No cóż. Ojciec nadzorował jakąś tam firmą, a matka... Matka była prawdziwym aniołem. Siedziała z nami w domu, kiedy ojciec zarabiał i się nami opiekowała. Nauczyła mnie grać na pianinie oraz zachęcała mnie do rysowania. Gdy się poddawałem powtarzała: Nawet jeżeli nie wyszło ci teraz, to wyjdzie za jakiś czas. Potrzebujesz czasu i cierpliwości.
Nigdy nie zapomnę tej kobiety. —Gerard nawet nie zdał sobie sprawy, kiedy po jego policzku popłynęła jedna samotna łza.

—Czy oni...?

—Kopnęli w kalendarz, a ja przejąłem opiekę nad Mikey'm. A ty chyba powinieneś przejąć opiekę nad pizzą, bo się zaraz spali. —Gerard się zaśmiał, a Frank podbiegł do piekarnika wyłączając go.

—Przepraszam, że zapytałem. —Powiedział wyjmując blachę z jedzeniem, które nie było aż tak spalone, jak Frank się spodziewał.

—Wygląda zjadliwie.—Podszedł do niego Gerard i spojrzał na pizze. —Nic się nie stało, że zapytałeś. To normalne, że jesteś ciekawy. A teraz zabieraj jedzenie i idziemy oglądać.


***
Ponad 960 slow XDD

13.08.2019

Edit. Well...

13.02.2020

[słów: 969]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro