Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19

To dzień w którym Mikey wychodził z zakładu odwykowego. Bał się niesamowicie, bał się, że nie będzie umiał powrócić do normalnego życia, że popadnie w to gówno, co wcześniej. Poznał chłopaka, Pete Wentz, który trafił tam, będąc uzależnionym od heroiny i alkoholu. Polubili się, a po sytuacji, gdzie prawie wylądowali w łóżku, postanowili popchnąć tę relacje dalej. W ten sposób są razem. Nie wiedzieli czy coś do siebie czują, ale chcieli spróbować. Nie mówili sobie tych czółych słówek typu „kocham cie", bo uznawali je za zbędne.

Za to Frank i Gerard znowu mieli chwile odpoczynku od siebie. Frank obwiniał się o to, że Gerard zauważył, a Gerard obwiniał się o to, że Frank to robił.

—To nie twoja wina, Gerard. —Powiedział Mikey, pijąc kawę.

—Moja. Przeze mnie się krzywdzi. Jestem takim okropnym chłopakiem...

—Gerard, zamknij sie. —Blondyn wstał i podszedł do brata zamykając go w szczelnym uścisku, czując jak starszy zaczyna się rozklejać.
Pieprzony Gerard Way zaczął płakać.

—Przepraszam, Mikey...

—Nie przepraszaj, nie masz za co.




Tymczasem Frank siedział w pokoju z Brendonem i oglądali film. Znaczy, no Brendon oglądał, bo Frank się nie mógł skupić.

—Stary, co się dzieje? —Zapytał Urie. Widział, że coś męczyło jego przyjaciela i chciał się dowiedzieć co.

—Nic takiego.

—Frank, widzę przecież. Możesz mi powiedzieć, przecież się przyjaźnimy. —Brunet wyłączył film i obrócił się przodem do Iero.

—Pokłóciłem się z Gerardem...

—Znowu?

—Tak wyszło.

—O co?

—Blizny. —Patrzył na swoje dłonie.
Między chłopcami nastała dłuższa chwila ciszy.

—Frank... Nie mów, że znowu się tniesz...

—Nie chce, ale... To silniejsze, powinieneś mnie zrozumieć.

—Rozumiem. Mieliśmy wyjść z tego razem, obiecaliśmy sobie.

—Wiem, że was wszystkich zawodzę.

—Nie o to chodzi. —Brendon przytulił Franka, czując, że ten się zaraz rozpłacze. Znał przyjaciela jak własną kieszeń i wiedział kiedy ten miał płakać. —Chodzi o to, że nie możesz się krzywdzić, nie zasługujesz na to, masz nas, masz Gerarda, powiedz nam gdy coś się dzieje, gdy te głupie pomysły przychodzą ci do głowy.

—Wiem, dziękuje... —Wychlipiał.

—No, a teraz idź przemyj twarz i wychodzimy na kawę. Trzeba ci poprawić humor jakoś. —Uśmiechnęli się do siebie i poszli.

Najpierw poszli na kawę i jakiś deser, a później do sklepu muzycznego, bo obu chłopakom zaczęła nudzić się ich kolejkcja płyt i stwierdzili, że przyda im się coś nowego. Rozmawiali o pierdołach, o związku Brendona z Sarah, a Frank próbował się wyluzować, co nawet mu wyszło. W pewnym momencie usłyszał dźwięk SMS'a, na który się mimowolnie spiął i wyjął telefon z kieszeni.

Od: Gerard ❤️

Musimy się spotkać.

Nie wiedział o co chodzi, bał się troche, ale odpisał w miarę szybko.

Do: Gerard ❤️

Spoko, o której i gdzie?

Od: Gerard ❤️

Teraz, w parku.

—Muszę iść. —Powiedział Frank.

—Coś się stało? Odprowadzić cię?

—Gerard chce pogadać, dzięki nie trzeba.

—Okej, no to nara. —Pożegnali się, a Iero poszedł w stronę parku, który na szczęście nie był tak daleko.

Way już czekał, wyglądał na zmartwionego i zniecierpliwionego. Frank zaczął się coraz bardziej bać i czuł jak chce mu się wymiotować z tego stresu.

—Hej, co jest?

—Albo przestaniesz się krzywdzić i zaczniesz mi mówić o tym co ci jest, albo będziemy musieli zerwać. —Powiedział Gerard, na jednym wdechu.

—C-co? Ale...

—Frank, ja chce ci pomóc, ale nie ułatwiasz tego. Chce wiedzieć co się u ciebie dzieje, chce być wsparciem dla ciebie. Po to tu, kurwa, jestem. — Czarnowłosy złapał młodszego i przytulił go do siebie.

—D-dobrze.

—Obiecujesz?

—Postaram się, ale musisz zrozumieć, że to nie jest łatwe.

—Rozumiem. Wszystko rozumiem.

—Kocham cię.


***
Chyba jest spoko XD

2.03.2020
[słów: 586]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro