10
Ten gif to życie XD
[Przepraszam za rozdział, nie chciałam aby tak było, ale jakos samo tak wyszlo]
✨
Nastąpił pierwszy dzień odwiedzin Gerarda u Mikey'go. Szczerze bał się, że brat będzie na niego zły i nie będzie chciał z nim rozmawiać, czy coś, ale przecież to wszystko dla jego dobra! Gerard nie może stracić kolejnej ważnej osoby, nie poradziłby sobie z tym...
Czarnowłosy pojawił się w placówce i skierował się w miejsce odwiedzin. Miał dokładnie dwie godziny, na rozmowy, czy robienie czegokolwiek ze swoim bratem - oczywiście tylko w świetlicy i pod okiem pielęgniarek. Starszy powoli wkroczył do pomieszczenia i zobaczył przed sobą na krześle drobną sylwetkę Mikey'go.
—Cześć... —Powiedział nieśmiało i się uśmiechnął, a młodszy to odwzajemnił.
—No chodź tu! Stęskniłem się! —Mikey wstał i wtulił się w brata.
—Bałem się, że jesteś na mnie obrażony, czy coś.
—Na początku byłem zły, ale później mi przeszło. Przecież chcesz dla mnie dobrze. —Powiedział Mikey, ale Gerard zauważył, że skłamał.
—Oczywiście! Jesteś moim ukochanym braciszkiem, jesteś mi najbliższy. —Gerard poczochrał młodszego po włosach i się zaśmiał. —Opowiadaj jak tutaj jest.
—Jak na razie jest okej, ostatnio dołączył do nas taki chłopak, Pete. Jest spoko, od razu złapaliśmy ze sobą dobry kontakt. [N/A NIE BĘDZIE PETEKEY
Edit. ArE yOu SuRe AbOuT tHaT?]
—Następnym razem musisz go ze mną poznać. —Powiedział Gerard sięgając po kawę, którą wcześniej kupił.
—A ty kogoś poznałeś? —Zapytał młodszy.
—Powiedzmy. — Uśmiechnął się.
***
Po wyjściu z placówki, Gerard spojrzał na Franka, który już na niego czekał i się uśmiechnął.
—Cześć, długo czekałeś? — Powiedział Gerard, całując go w policzek.
—Tylko chwile. Idziemy do mnie? — Zapytał Frank łapiąc czarnowłosego za rękę.
—Tak, błagam. Jestem zmęczony i chciałbym po prostu poleżeć i się z tobą poprzytulać.
Szli w ciszy, nie takiej niezręcznej, a przyjemnej. Cieszyli się swoim towarzystwem i w zupełności im to wystarczyło. Gerard myślał o swoim bracie, o tym czy na pewno jest u niego dobrze, czy nikt go nie wyzywa, ani nic w tym stylu. To był jego jedyny brat, jego ostatnia rodzina i nie dałby rady, gdyby Mikey go zostawił. Tymczasem Frank myślał o Gerardzie. Są już ze sobą tydzień i są szczęśliwi. Przynajmniej tak myślał brunet, ale z tego co widział, Gerard też zaczynał być szczęśliwy. Więcej jadł, dzięki czemu przytył, niby nie za dużo, ale jednak oraz zaczął się wysypiać.
—Gerard... —Zaczął Frank gdy już usiedli u niego w salonie.
—Tak? — Spojrzał na niego pytająco, a Frank przybliżył się do niego i spojrzał na jego usta, po czym znowu wrócił wzrokiem do jego oczu, a Gerard poczuł jak serce zaczyna mu szybciej bić. Brunet położył jedną dłoń na policzku Gerarda i dotknął delikatnie swoimi warga mi jego. Przez chwilę czarnowłosy nie reagował, ale jak doszło do niego, co się dzieje, odwzajemnił pocałunek, przez który czuł, jak Frank się uśmiecha.
Całowali się powolnie, zapominając o całym świecie, przez co też nie zauważyli, jak rodzice młodszego weszli do domu.
—Frank? — Powiedziała jego mama, patrząc na nich w szoku. Ci się szybko od siebie oderwali i ze strachem obserwowali państwo Iero. —Synku, kto to?
—G-gerard, miło mi. — Way wstał i podszedł do kobiety i chciał podać jej rękę, ale zatrzymał go nagły ból na policzku.
—Mamo! — Krzyknął Frank gdy zobaczył, że Linda uderzyła Gerarda.
— Ile ty masz w ogóle lat? Spedaliłeś mi syna! — Krzyczała. [śmiechłam]
—Lindo, kochanie, uspokój się... —Podszedł do niej mąż, próbując ją uspokoić.
—Dwadzieścia jeden i nie "spedaliłem" go. — Powiedział nakreślając cudzysłów w powietrzu.
—Wyjdź i nie waż się więcej zbliżać do mojego syna, albo zadzwonię po policję! On jest niepełnoletni! — Dalej krzyczała.
—Ale mamo! Jestem już prawie dorosły, mam prawo spotykać się z kim chce! —Frank podszedł do Gerarda i złapał jego dłoń.
—Gerard, wyjdź proszę. —Powiedział spokojnie Frank senior.
Gerard spojrzał na młodszego Franka i uśmiechnął się, po czym wyszedł. Brunet spojrzał na swoich rodziców i poszedl do swojego pokoju, w którym się rozpłakał. Przez niedomknięte drzwi słyszał niewyraźne krzyki rodziców, więc usiadł na schodach, aby wszystko słyszeć.
—Mój syn nie jest pedałem! Jest normalny, tylko dziewczyny! —Krzyczała Linda.
—Linda, kurwa! On ma prawo do kochania tego kogo chce!
—Nie! On ma mieć normalną rodzinę, żone, dzieci! A nie jakiegoś chłopaka, który w ogóle niewiadomo skąd jest!
—Powinnaś go zaakceptować! To twój syn do jasnej cholery!
—Nie! — Krzyknęła, a po domu rozniósł się dźwięk tłuczonego szkła. —Nie chce takiego syna! Mogłam go usunąć, nie byłoby problemu!
—Możesz się pakować. —Krzyknął Frank senior i poszedł w stronę ich pokoju.
—Co?! — Krzyknęła Linda idąc za nim.
—On nie będzie z tobą mieszkać!
—Skoro tak chcesz. —Ściągnęła obrączkę z palca i rzuciła nią w męża. —Chce rozwodu!
—Proszę bardzo! —Krzyknął, a Frank wrócił do swojego pokoju i trzasnął drzwiami, po czym zamknął je na klucz.
To wszystko moja wina, to przeze mnie się rozwodzą, jestem takim okropnym człowiekiem, tylko wszystkich zawodzę...
Pomyślał, a oczy zaszły mu łzami i spłynęły po jego policzkach. Podszedł do stolika i usiadł na krześle, kładąc głowę na stoliku.
—Nie mogę, nie mogę, nie mogę, nie mogę... —Powtarzał.
Uderzył pięścią w stół i sięgnął do szafki po mały metalowy przedmiot. —Jesteś idiotą Frank! — Powiedział głośniej i rzucił gdzieś żyletką. Zaczął mocniej płakać i spojrzał na swoje ręce, które pokryte były słabo widocznymi bliznami. Podszedł w miejsce gdzie rzucił kawałkiem metalu i zrobił płytkie nacięcie na skórze.
—Ostatni raz. —Patrzył jak krew po woli wypełnia rozcięcie, ale nie wypływa. Frank nie był tym usatysfakcjonowany, więc przejechał jeszcze raz po ranie, trochę mocniej przyciskając żyletke. Syknął z bólu i położył się na dywanie, czując jak krew powoli spływała po jego przedramieniu. Zamknął oczy i nawet nie wiedząc kiedy zasnął.
Obudził się. Obudził się, ale nie otwierał oczu, czuł tylko twardą powierzchnię pod plecami. Po chwili przypomniał sobie co zrobił wieczorem i zmusił się do podniesienia się do pozycji siedzącej. Na ręce miał ślady spływającej krwi, a na BIAŁYM dywanie plamę.
—Kurwa— Powiedział i wziął jakiś koc, aby to zakryć. Później spróbuje to zmyć. Wstał i poszedł do łazienki, aby odkazić ranę, bo do szczęścia brakowało mu tylko zakażenia, czy innego syfu, prawda?
Gdy wszystko już ładnie załatwił i przy okazji wziął prysznic, zszedł do kuchni, aby coś zjeść.
—Cześć Frank, przepraszam za twoją matkę i za to jak zareagowała na Gerarda. Chce abyś wiedział, że ja nie mam nic przeciwko waszemu związkowi. —Powiedział Frank senior leniwie popijając kawę.
—Um, dzięki... To przeze mnie się rozwodzicie, przepraszam. —Młodszy zajrzał do lodówki i wyjął z niej mleko, po czym nalał je do miski i nasypał do niej płatek.
—Nie. Twoja matka ma kogoś na boku i już od jakiegoś czasu chciałem się rozwieść
—No to okej...
✨
***
PRZEPRASZAM ZA TEN ROZDZIAŁ I ZA TO ŻE MNIE NIE BYŁO.
ale woah, patrzcie, ponad 1k słów XD
25.08.2019
Edit. Przepraszam XD
13.02.2020
[słów: 1115]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro