Chapter 1
- Boże drogi, stój! - nakazał Luke, kiedy tylko przekroczyłam próg jego pokoju.
Zatrzymałam się, patrząc na jego sylwetkę ubraną w półmrok.
Blondyn wyciągnął komórkę z tylnej kieszeni swoich dżinsów i bezceremonialnie zrobił mi zdjęcie. Rzucił aparatem o łóżko i podszedł do mnie.
Jego dłonie ułożył się wygodnie na mojej talii. Były tak zimne, że dreszcz przebiegł przez całe moje ciało. Blondyn złożył jeden mokry pocałunek na moim mostku, po czym odsunął się ode mnie i oparł się o szafkę obok. Jego umięśniony brzuch unosił się i opadał.
Nienawidziłam go całym sercem, nienawidziłam Luke'a Roberta Hemmingsa, nienawidziłam każdej rzeczy w jego ciele i umyśle. Nienawidziłam go tak mocno, że gdybym nie była dumna, już dawno zostawiłabym tę pracę.
- Jesteś trochę gorąca - mruknął.
- Trochę? - zapytałam, unosząc brwi.
- Jesteś cholernie gorąca - szepnął, zsuwając się z szafki. - Tak gorąca, że najchętniej zrobiłbym z tobą coś niedozwolonego.
I nienawidziłam jego słów i pełnych podtekstów zdań.
- Och - wyrwało mi się, kiedy jego duża dłoń spoczęła na zapięciu mojego stanika. Zdjęłam ją szybko, posyłając mu karcące spojrzenie. - Przyszłam zapytać, czy nie widziałeś mojej sukienki, ale w tym stanie chyba nie udzielisz mi odpowiedzi. Pogadamy, kiedy narkotyki Arz przestaną buzować ci w żyłach.
- Nie jestem teraz naćpany - burknął, przeciągając mnie do siebie za łokieć.
- Teraz - prychnęłam. - Za to cały czas jesteś równie żałosny, Luke.
Chwyciłam pilota i włączyłam telewizję na jeden z kanałów internetowych.
- 5sos się rozpada i to wszystko wyłącznie twoja wina. Jesteś cholernym egoistą - wyrzuciłam z siebie. - Popadłeś w narkomanię, do jasnej cholery. Nie masz już żadnych wartości, nie zasługujesz na żadną z tych rzeczy, które masz.
- Przestań pieprzyć i wierzyć w to gówno, które rozsiewa Modest! - krzyknął, trzaskając drzwiami i tym samym zostawiając mnie samą.
Myślałam, że praca psychoterapeutki Luke'a będzie przebiegać normalnie, tak jak z innymi pacjentami, jednak myliłam się aż za bardzo.
Nie maiałam bladego pojęcia w jaki sposób mogłam do niego dotrzeć, próbowałam już wszelkich metod, jednak żadna się nie sprawdziła.
Siedząc samotnie w jego dużym pokoju, doszłam do wniosku, że nie zostało mi już nic, jak tylko spróbować tego, czego nie wolno mi robić.
Wszystkie zasady mówią: nie mieszaj życia prywatnego z pracą, bo skutki mogą okazać się tragiczne.
Jednak poziom mojej desperacji i ambicji zawodowych przeważały szalę i podjęłam tę mało słuszną decyzję.
Wdać się w romans z Hemmingsem. Z człowiekiem, którego nienawidzę.
***
- Luke! - krzyknęłam, wolno idąc do jego sypialni ze śniadaniem na tacy. - Hej, Luke, śpisz? - Otworzyłam drzwi łokciem i weszłam do środka, nie czekając na jakikolwiek odzew z jego strony. Głęboko w nosie miałam jego pozwolenia na cokolwiek.
Jako prywatny psycholog miałam w jego domu swój własny pokój, mogłam cały czas mieć Hemmingsa pod ścisłą kontrolą.
- Chciałam cię przeprosić, Luke - powiedziałam, siadają na skraju jego łóżka. - Zrobiłam ci niepotrzebną awanturę.
Kiedyś chciałam być aktorką, wszystkie te warsztaty i lekcje gry jednak na coś mi się przydały. Pomogły mi udawać, że może nawet trochę go lubię, chociaż tak na prawdę facet doprowadzał mnie do rozstroju nerwowego.
Położyłam tacę na jego kolanach i usiadłam obok niego.
- Powinienem ci teraz wybaczyć? - zapytał, nawet nie racząc mnie spojrzeniem.
- Myślę, że tak - odpowiedziałam, poprawiając poduszkę pod jego głową.
- Niech będzie - westchnął, odkładając jedzenie na stolik obok. - Daj mi się w końcu pocałować na zgodę, hm?
Odwrócił się w moją stronę, a ja pomyślałam tylko jedno: poszło szybciej niż mogłabym się tego spodziewać.
Popatrzyłam w jego oczy, o dziwnych tęczówkach i wąskich źrenicach. W najlepszym wypadku pił, w najgorszym - ćpał. W każdym razie nie był poczytalny i to wyjaśniało jego reakcję i sposób, w jaki mnie traktował.
- Dlaczego miałabym? - zapytałam, nie chcą, by wziął mnie za łatwo dostępną.
- Bo jesteś cholernie gorąca - mruknął, zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
- A Arzaylea? - upierałam się, doskonale wiedząc, że tak czy siak mój nowy, szalony plan dojdzie do skutku.
- Przestań pytać o tyle rzeczy - szepnął.
Pochylił się nade mną i delikatnie pocałował.
Mimo, że chamowałam odruch wymiotny, nie mogłam zmarnować takiej szansy.
Wychyliłam się i jedną dłonią trzymając jego kark, ukradłam z jego ust jeszcze jeden całus.
Uśmiechnął się, po czym zagryzł moją wargę.
Dotknęłam jego twardego torsu, sunęłam po nim dłońmi.
- Przestań - mruknął, zamykając oczy i mrucząc cicho z przyjemności.
Ale ja w żadnym wypadku nie miałam takiego zamiaru.
Celowo prowokowałam blondyna, kusiłam go, świadoma jego słabej woli i skłonności do kobiet.
Przbiegłam językiem po jego ustach.
Wplotłam ręce w nieuczesane włosy.
- Na co jeszcze czekasz, Luke? - zapytałam cicho, prosto do jego ucha. - Nie widzisz, że czekam na coś więcej?
Czułam się poniżona i zażenowana, ale wizja niedalekiego sukcesu w przypadku tego pacjenta skutecznie podnosiła mnie na duchu.
Właśnie tym był dla mnie Luke Hemmings - kolejnym pacjentem, wyjątkowo trudnym, ale w dalszym ciągu pacjentem - niezależnie od tego co działo się za zamkniętymi drzwiami jego sypialni.
***
Godzinę później leżałam naga pod kołdrą Hemmingsa, udając, że jestem zadowolona z tego, co zrobiłam.
Luke bawił się moimi włosami.
Starałam się powstrzymać falę oskarżycielskich myśli, ale przytłaczały mnie zbyt bardzo, bym mogła je zagłuszyć.
- Jestem głodna - szepnęłam. - Pójdę coś zjeść. - Podnosiłam się i ściągając kołdrę z dwudziestolatka, owinęłam nią swoje ciało. - Radzę ci zrobić to samo.
W kuchni nastawiłam wodę na kolejną kawę i ruszyłam w stronę łazienki. Chciałam zmyć z siebie zapach Luke'a. Gorące kropelki spływały po moim ciele, mieszały się ze łzami na twarzy. Myślałam tylko o tym, jak głupio robię.
Spojrzałam na swoje odbicie. Blada, zmęczona twarz patrzyła na mnie brązowymi, matowymi oczami. Usta wykrzywiały się w wymuszonym uśmiechu, a białe włosy ociekały wodą.
Byłam wrakiem dawnej siebie, cieniem człowieka.
Luke mnie zniszczył.
Ubrałam się w luźną koszulkę z krótkim rękawkiem i czarne dżinsy, a włosy zwinęłam w ręcznik.
Wróciłam do kuchni, żeby zjeść cokolwiek, chociaż mój żołądek zdawał się wcale tego nie potrzebować.
Usiadłam przy wysokim blacie, żeby zjeść kromkę chleba posmarowaną masłem orzechowym.
Niedługim paznokciem uderzałam o rant talerza, a usta moczyłam w kawie, sącząc ją powoli.
- Hemmings, Hemmings, Hemmings - szepnęłam. - Jak cię rozgryźć?
- Myślę, że się nie da - odezwał się ktoś, stając w progu.
Uniosłam wzrok, a moim oczom ukazał się Calum Hood we własnej osobie.
- Co tym razem wymyśliłaś, księżniczko? - zapytał, siadają naprzeciwko mnie.
- Przespałam się z nim - odpowiedziałam szczerze, podając Calumowi swój kubek z kawą.
Hood był dla mnie jak brat i gdyby nie to, że spotyka się z Ashtonem, najprawdopodobniej uganiałabym się za nim. Jest świetnym człowiekiem, a jego ciało to świątynia.
Pamiętam doskonale dzień, w którym się poznaliśmy - po raz pierwszy płakałam przez Luke'a, los chciał, że w łazience studia nagrań, a Calum po prostu mnie usłyszał. Nie starał się mnie pocieszać, nie próbował wmówić mi, że to jednorazowe i nie kazał mi być silną. Rzucił tylko jedno zdanie, którym od razu zdobył moje serce: "Luke to dupek, chodź na pizzę".
Pokiwał głową, upijając łyk.
- Czyli to już ten stopień desperacji? - zaśmiał się.
- Daj spokój, Cal. Dobrze wiesz, że jestem bliska załamaniu nerwowemu.
Pochylił się nade mną, podpierając się na łokciach i cichym głosem zapytał:
- Powiedz przynajmniej: dobry jest?
Czułam, jak całą moją twarz zlewa rumieniec i mimo mojej antypatii względem Lukea, wiedziałam, że Caluma zwyczajnie nie da się okłamać.
- To pieprzony bóg.
Skinął głową, wstając. Wyjął z szafki paczkę ciastek i wziął jedno. Typowe dla niego. Nie miał pohamowań, u Hemmingsa czuł się jak u siebie.
- Słuchaj słonko - zaczął - jutro jest impreza w klubie na przedmieściach. Będzie tam sporo ludzi, niestety Arzaylea nie ma do niego wstępu, od kiedy pobiła jedną z kelnerek. Byłoby świetnie, gdybyś pojawiła się tam z nim. - Spojrzał znacząco w stronę schodów. - Skoro i tak masz gdzieś zasady.
- Przemyślę to - obiecałam, chociaż wcale nie miałam takiego zamiaru.
Skończyło się tak, że byłam w tym klubie, znosząc kaprysy Luke'a.
Ostatecznie, chcąc odciągnąć blondyna od barku, skończyłam w damskiej toalecie wycierając jego łzy.
***
Nawet nie wiem co napisać, dość dawno pisałam to opowiadanie i ciężko mi jest je jakkolwiek ocenić, duh.
Pijcie dużo wody, robi się ciepło, dbajcie o siebie xx.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro