🎆Sylwestrowy One-shot🎆
Moi drodzy, witajcie w Nowym Roku!
Tradycyjnie z tej strony Shori. Przybyłam, by życzyć wam udanego roku! (Jestem naprawdę słaba w składaniu życzeń, unnie też, więc oszczędzimy tego i sobie, i wam)
ZANIM PRZYSTĄPICIE DO CZYTANIA TEGO ONE-SHOTA, UWAGA!!!
Akcja przedstawiona w one-shocie ma miejsce ponad rok po obecnie dziejących się w ff wydarzeniach, dlatego wszystkie nieznane wam wątki, terminy czy postacie zostaną wprowadzone w serii głównej, zgodnie z biegiem fabuły. Po skończeniu opowiadania (które mamy już zaplanowane od początku do końca), będziecie mogli wrócić do tego shota i wszystko powinno połączyć się w spójną całość.
Dodatkowo, praca poniżej ma prawie 17 tys. słów... więc znajdźcie sobie jakiś cichy kąt, jeśli nie lubicie przerywać w połowie :")
A teraz, bez niepotrzebnego przedłużania, zapraszam do czytania!
~*~
Normalna czcionka – angielski
Pogrubiona – koreański
Jimin gapił się niewidzącym wzrokiem na miskę czekoladowych płatków, pływających leniwie w zabarwionym już od nich lekko mleku. Pogrążywszy się w rozmyślaniach, nie zwracał uwagi, że śniadanie właśnie praktycznie całkowicie mu wystygło. A co zajmowały jego myśli? Cóż, to, przed czym w ciągu poprzednich kilku miesięcy tak się wzbraniał. Nie mógł uwierzyć, że wreszcie, po pięciu miesiącach, zobaczy swojego ukochanego. Czas ten płynął tak powoli, że Park czuł się, jakby nie widział go od co najmniej roku.
Dumał więc nad tym, jak powinien się z nim przywitać, mieszając w chłodnym mleku łyżką. Czuł się naprawdę dziwnie, bo zdawał sobie sprawę, że powinien skakać z radości, ale chyba to jeszcze po prostu do niego nie dotarło, dlatego znalazł się aktualnie w takiej, a nie innej sytuacji.
Drgnął, wybudzając się z letargu, kiedy po przygnębiająco pustym i cichym domu rozniósł się dźwięk dzwoniącego telefonu, na który uszy blondyna ze smętnego zwisania uniosły się i gdyby naturalnie nie były oklapłe, stanęłyby na baczność. Wstał z krzesła, po czym szybkim krokiem udał się do sypialni, skąd dochodził donośny odgłos. Chwycił wibrujący telefon, podnosząc go z rozłożonej schludnie kołdry, a serce praktycznie mu zamarło, gdy ujrzał na wyświetlaczu kontakt, od którego tak dawno nie dostał żadnego telefonu.
Odebrał drżącymi palcami, jak zwykle nie musząc przykładać aparatu do ucha, bo i tak wszystko doskonale słyszał.
— Ha-halo? — zająknął się, zaraz karcąc za to w myślach. Odchrząknął i dodał już bardziej stabilnym głosem: — Jesteście już na dworcu? Mam wychodzić?
— Nie, jeszcze nie, ale zaraz będziemy, Jiminnie — lekko ochrypły głos rozbrzmiał w głośniku psiej hybrydy, a na ustach starszego z nich pokazał się uśmiech. Dłonie drżały mu nie tylko przez zimne otoczenie, bo w końcu była zima, ale też z emocji. Długie pięć miesięcy marzył o tym, aby móc tak swobodnie wykonać telefon i usłyszeć głos ukochanego. Może nieco zniekształcony przez jakość połączenia, ale w stu procentach satysfakcjonowało go to. — Ubierz się ciepło, moja mama po ciebie podjedzie.
— CZEŚĆ, JIMIN! — Do mikrofonu krzyknął nagle towarzysz Yoongiego, sprawiając, że brunet się skrzywił. Jechał pociągiem ze swoim najlepszym przyjacielem, Hoseokiem, którego postanowił zabrać ze sobą na te kilka dni, które planował zostać w Springs Heath.
— Cześć, Hoseok — odparł Park, o wiele spokojniejszym tonem, choć jego ogon zaczął lekko się kiwać. — Dobrze, Yooni. Jak minęła wam podróż? — spytał, siadając na łóżku.
Wciąż czuł się tak, jakby to wszystko nie działo się naprawdę, a było jedynie jednym z wielu wywołanych tęsknotą snów. Chyba dopiero, kiedy zobaczy hyunga na własne oczy to naprawdę uwierzy, że ten jest tu z nim i nie należy do kolejnej nocnej mary.
— Strasznie głośno i ciasno. — mruknął do urządzenia, odsuwając się od przyjaciela, który chciał już zabrać mu telefon z ręki. Puchate uszy Mina stały na baczność, nie chcąc przegapić żadnego dźwięku, wydanego przez Jimina, a przez jazdę pociągiem co chwilę jakość połączenia się pogarszała. — Niedługo się zobaczymy, nie mogę się już doczekać, aniołku — prawie szepnął, ale nie mógł się powstrzymać. Bardzo rzadko nazywał tak swojego chłopaka, w chwilach takich słabości jak ta, kiedy próbował w każdy sposób pokazać mu, jak mocne żywi do niego uczucia.
Jimin zacisnął piąstki na pościeli, czując jak bieg jego serca wzbiera na sile jeszcze bardziej, zaczynając obijać się już o żebra. Spuścił też nieświadomie nieco głowę, nachylając się bardziej do telefonu, a ogon jeździł po kołdrze w tą i z powrotem.
— Ja też, Yooni. Chcę cię już przytulić... — wyznał nieśmiało, wbijając oczy w wyświetlacz.
Dopiero teraz fala tęsknoty, którą do tej pory blondyn trzymał za szczelną tamą, by nie przeszkadzała mu w normalnym funkcjonowaniu, zalała go całego i jedyne, czego teraz pragnął to znalezienie się znów przy ukochanym, czyli dokładnie tak, gdzie jego miejsce.
— Ja ciebie też...— odpowiedział, na co obaj usłyszeli zawodzenie Hoseoka, że są uroczy. Z ciężkim sercem wymienił jeszcze z ukochanym kilka zdań, po czym się rozłączył, bo jego przyjaciel stał się strasznie upierdliwy.
Potem od razu wysłał SMSa do swojej mamy, aby już wyjeżdżała po Jimina. Gdyby blondyn nie chciał być przy odbieraniu go z dworca, nikt nie musiałby nawet po niego wychodzić, bo mieszkał w okolicy dworca kolejowego, zawsze przebywając tory na swoją dzielnicę w miasteczku.
Tak jak chciał jej syn, pani Min, gdy tylko otrzymała od niego wiadomość, ubrała się i podążyła do samochodu, który wreszcie udało się jej nabyć, po tylu latach pracy. Nigdy nie chciała kupić jakiegoś grata i wolała jeździć komunikacją miejską, niż mieć własne cztery koła. Do czasu, dopóki nie było jej stać na kupno wymarzonego Hyundaia i20, do którego właśnie wsiadała cała w skowronkach.
Kiedy tylko mama Yoongiego dała Jiminowi sygnał, ten niemalże wybiegł z domu, w biegu naciągając na ramiona puchową kurtkę. Było naprawdę zimno, ale w tej chwili mu to nie przeszkadzało. Natychmiast namierzył wzrokiem znajome już sobie, srebrne auto i pomknął w jego kierunku, zaraz do niego wskakując.
— Dzień dobry... proszę pani... — wydyszał, siadając na fotelu. — Jedźmy juuuż. — poprosił marudnie, zaczynając wiercić się w miejscu.
— Już, już. Przecież nie będę łamała przepisów. — zaśmiała się brunetka, w taki sposób chowając swój stres. Sama chciałaby już objąć swojego syna. Gdyby nie Jiminnie, odwiedzający ją co jakiś czas w mieszkaniu albo salonie fryzjerskim, czułaby się opuszczona przez wszystkich.
Podróż przez miasto nie zajęła im długo, wkrótce zatem zaparkowali na pustym parkingu przy dworcu. Psia hybryda wyskoczyła z pojazdu nim kobieta wyłączyła silnik. Pani Min przyglądała się, jak blondyn w zdenerwowaniu podskakiwał jak urocza piłeczka i rozglądał się nerwowo.
— Pociąg chyba jeszcze nie podjechał. Chodźmy zobaczyć na tablicę. — zaproponowała, kierując się do budynku.
Jimin szybko pokiwał głową i równie prędko ruszył w stronę dużej tablicy z rozkładem kursów pociągów. Ledwo jednak odszukał wzrokiem linię, którą miał przyjechać jego ukochany, kiedy jedna z żelaznych maszyn wjechała na peron. Psiak utkwił w niej wzrok, całkowicie zastygając. Tylko jego oczy się ruszały, próbując wyłapać w tłumie znajomą sylwetkę oraz nos, który drgał delikatnie, szukając ukochanego zapachu.
W końcu Park wyłapał parę czarnych, szpiczastych, wilczych uszu, wyróżniających ich właściciela z tej całej szarej masy. Ignorując więc panią Min (choć było to niegrzeczne), wskoczył w tłum i pognał do Yoongiego, żeby jak najszybciej rzucić mu się na szyję. Nie zwrócił przy tym całkowicie uwagi na Hoseoka, którego widział do tej pory jedynie na zdjęciach. Po prostu zatopił się w intensywnej woni lasu i objęciach ukochanego, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak bardzo w istocie za nim tęsknił.
Z dłoni Mina wypadła rączka trzymanej torby podróżnej, która z brzdękiem upadła na marmurową podłogę, niosąc się echem po nieciekawym dworcu.
Nikt nie zwrócił uwagi na ten dźwięk, żaden przechodzień, zdziwiony Hoseok, ani pani Min. A już tym bardziej para dwóch hybryd, złączona w mocnym uścisku ze sobą. Yoongi nie był w stanie powstrzymać swojego ogona przed wyrażeniem uczuć, które się w nim rozlały, w momencie wyczucia truskawek i malin, za którymi tak tęsknił. Czerwona bandana, która tkwiła na jego nadgarstku także i dzisiejszego dnia, dawno straciła zapach swojego właściciela.
To wszystko stało się tak szybko, nawet nie wiedział skąd Jimin znalazł się w jego ramionach. Wybuch euforii sprawił, że podniósł swojego ukochanego kilka centymetrów nad ziemię, całując mocno w bok głowy i miziając go swoim nosem. Jeszcze kilka miesięcy temu nie byłby w stanie. Codzienne treningi na coś się w końcu przydały.
Blondyn zacisnął mocno dłonie na materiale kurtki na plecach wilka i zaskomlał z rozsadzającej go radości, przyciskając się do niego jeszcze mocniej, o ile było to w ogóle możliwe. Jasny ogon dosłownie szalał, wyrażając całe szczęście, jakim Jimin w tej chwili przesiąkł. Nie zwracał w ogóle uwagi na otaczających ich ludzi, zbyt zajęty chłonięciem całym sobą upragnionej obecności ukochanego.
Dopiero po paru chwilach uniósł wzrok, by móc spojrzeć Yoongiemu w oczy – ukochane, ciemne oczy, których tak długo nie widział. I pewnie po nowym roku znów nie będzie widział przez długi czas. Ta świadomość sprawiła, że na dobre przykleił się do starszego, nie mając zamiaru puszczać na dłużej, niż minutę.
A jak będą mu kazali to pogryzie.
Yoongi miział czubkiem nosa policzek blondyna, a czuł się tak, jak pierwszego dnia, gdy go poznał. Zapach truskawek był bardzo intensywny i powodował, iż mięśnie wilczej hybrydy stawały się wiotkie.
— Synku... — Do czułych wilczych uszu, dotarł głos rodzicielki, gdy w końcu powrócił myślami do świata rzeczywistego. Niechętnie odkleił się od Jimina (który prawie wisiał na nim jak koala), aby objąć swoją mamę i przywitać się z nią. Dopiero na samym końcu przypomniał sobie o Hoseoku, który stał skołowany kilka metrów od rodzinki, udając, że ich nie zna.
— Hoseokkie! — zawołała radośnie kobieta, idąc do przyjaciela jej syna. To pozwoliło Yoongiemu chwycić na nowo dłoń ukochanego i uśmiechnąć się do niego w pełnym rozmarzeniu.
Jimin nie odrywał oczu od twarzy swojego chłopaka, nie mogąc nacieszyć się jej widokiem i ciepłem dłoni. Był tak samo gorący, jak blondyn zapamiętał. Już miał ochotę znów wtulić się w niego, żeby czuć to bezpieczne ciepło.
Dopiero kiedy wyszli już na parking, blondyn zwrócił uwagę na drugiego przybysza, wesoło rozmawiającego z panią Min. Do tej pory nie miał okazji spotkać Hoseoka na żywo. Widział go jedynie na zdjęciach i na paru połączeniach wideo, a jak wiadomo – rzeczywistość wygląda czasami inaczej. Hobi nie stracił jednak ani czarnych włosów, ani szerokiego uśmiechu w kształcie serca, które najszybciej przykuwały uwagę i które ich właściciel dumnie prezentował. Poza tym, Jimin doskonale wyczuwał promieniujący z niego optymizm, podnoszący każdego wokoło na duchu (a przynajmniej każdego, kto umiał wyczuwać aurę) oraz delikatny, trochę dziwny zapach, przywodzący na myśl... jakby krem z filtrem? Nie była to niemiła woń, ale też nie wzbudzała w hybrydzie żadnych większych wrażeń.
— Jakie mamy plany na te kilka dni? — zapytał Yoongi, gdy wziął głęboki wdech powietrza ze Springs Heath. Nie sądził, że kiedykolwiek zatęskni za tą dziurą, ale tak długo jak przebywała w nim psia hybryda, tak długo ciągnęło go w to miejsce.
Starszy zauważył, że Jiminnie co kilka chwil zerka w kierunku jego przyjaciela. Dość brutalnie przerwał rozmowę swojej mamy, wołając Junga do siebie.
— Jeszcze was sobie nie przedstawiłem. To jest Hoseok, mój najlepszy przyjaciel, a to Jimin, mój chłopak. — powiedział na jednym wydechu. Nowo przybyły gość, ukłonił się psiej hybrydzie, witając się z nim w języku angielskim, co nieco zbiło z tropu wszystkich zgromadzonych. — Hoseokkie, on normalnie mówi po koreańsku — mruknął do swojego kumpla, czując, że to będzie wyjazd pełen wrażeń, nie tylko dla niego samego, ale też właśnie dla Junga.
Blondyn nie mógł powstrzymać się od cichego śmiechu. Puchaty ogon zamachał nieco mocniej, kiedy wyciągnął dłoń, którą nie ściskał tej Yoongiego i uśmiechnął się przyjaźnie.
— Jestem Park Jimin, miło mi cię poznać! — przywitał się wesoło. Radość rozsadzała go od środka.
Hobi przeczesał swoje włosy, nerwowym ruchem przez lekkie zawstydzenie, zaraz ściskając dłoń młodszego chłopaka.
— Mi też bardzo miło.
— Do kogo jedziemy Jiminnie? Do nas czy do ciebie? — zabrała głos pani Min, przerywając rozmowę młodszym. Trzy pary oczu najpierw spojrzały na kobietę, potem po sobie, nie wiedząc co zrobić dalej.
— Może jednak do was? — zaproponował z nadzieją psiak.
Miał serdecznie dosyć pustego domu, w którym przebywał praktycznie całe dnie z tymi małymi wyjątkami, kiedy kogoś do siebie zapraszał czy gdzieś wychodził. Jego rodzice byli bardzo zajęci sprawami firmy, dlatego spędzali z nim naprawdę niewiele czasu. Nie miał im tego za złe, ale samotność, którą Jimin odczuwał przez brak kontaktu z Yoongim dawała mu w kość.
— To nie mamy daleko. — Kobieta uśmiechnęła się, ciągnąc za sobą torbę syna, której pewnie by zapomniał. Obejrzała się na dzieciaki za nią, zauważając, jak Yoongi obejmuje ramieniem w pasie swojego chłopaka, przyciągając go do siebie i całując czule w bok głowy, tuż koło uszka.
Dobry humor towarzyszył wszystkim przez całą (bardzo krótką, bo zaledwie pół kilometrową) drogę do skromnego mieszkania państwa Min. Wciąż było kolorowe, tak jak zawsze, pełne fryzjerskich drobiazgów, ale za to ciepłe i przytulne. Brunet z zadowoleniem rzucił się na swoje stare łóżko, wtulając głowę w poduszkę. Zaciągnął się zapachem, wyraźnie wyczuwając, że mama musiała zmienić mu pościel.
— Yah, twój pokój jest jeszcze mniejszy, niż przez kamerkę — odezwał się Hoseok, zaczesując swoją grzywkę do góry. Przyglądał się każdej ozdobie na wąskich szafkach Yoongiego, dostrzegając figurki zrobione z kasztanów i patyczków. Uśmiechnął się.
Jimin natychmiast wskoczył na ukochanego, kładąc się na nim i wciskając go tym samym w materac. Wiedział, że takie klejenie się przy innych ludziach było dość niegrzeczne, bo przecież nie każdy lubi oglądać twoje umizgi z drugą połówką, ale to było po prostu silniejsze od niego. Miał potrzebę trzymać się jak najbliżej Yoongiego do samego końca czasu, jaki był im dany, nim starszy znów wyjedzie.
Wtulił się w pierś wilczej hybrydy, kładąc na niej policzek w taki sposób, żeby móc obserwować rozglądającego się po pomieszczeniu Hoseoka. Wdychał głęboko zapach leśnej ściółki, którego tak mu brakowało przez ostatnie miesiące. Na samym początku nie mógł poradzić sobie z tęsknotą i często spędzał parę godzin dziennie na przytulaniu jakiejś rzeczy hyunga, przesiąkniętej jego zapachem. Trochę to pomagało, lecz gdy po kilku tygodniach zapach zwietrzał, Jimin musiał znaleźć inny sposób na niemyślenie o tej ziejącej dziurze w jego duszy, która należała do Mina.
Yoongi objął swój mały skarb, o kolorze włosów tak złotym, jak zawartość takiego kufra. Gładził z czułością jego plecy, ignorując jego ciężar na sobie. Nic nie było mu teraz w stanie przeszkodzić, nawet grzebiący w pokoju przyjaciel, który zaraz dorwał się do jego komputera i keyboardu.
Ból, jaki towarzyszył mu przy rozłące, był paskudny, zawsze chciał go unikać, dlatego będąc jeszcze szczylem (w sumie, to było przecież nieco ponad rok temu, wiele się nie postarzał) ubzdurał sobie życie pustelnika. Nic jednak nie dało się porównać do uczuć i emocji, jakie teraz przepływały przez ciało starszego. Każdy oddech, mrugnięcie okiem, a nawet delikatny ruch było tym, czego brakowało Minowi przez tyle miesięcy, kiedy go tutaj nie było. Mógł cierpieć i tęsknić, jeśli miłość miała mu to wszystko wynagradzać. Najchętniej nie ruszałby się nigdzie, jednak Hoseok trochę krzyżował mu plany. Skoro już go tutaj ze sobą zabrał, nie chciał, żeby ten się nudził.
Szybko te myśli zostały odgonione, kiedy spojrzał w kierunku swojego chłopca, który obecnie przyglądał się mu kasztanowymi oczami. Podniósł dłoń, przeczesując jasne kosmyki, tak samo delikatne, jak zapamiętał.
— Chodź wyżej — poprosił. W tej pozycji nie mógł sięgnąć jego ust, a te kusiły go od samego przyjazdu. Całkowicie zapomniał o Jungu, który zrobił wielkie oczy, słysząc takie słowa.
Jimin nie wahał się ani sekundy, od razu spełniając prośbę hyunga. Uniósł się na rękach i nogach, po czym przeniósł trochę wyżej tak, żeby ich twarze znajdowały się na tym samym poziomie. Jemu samemu też po głowie chodził ten pocałunek już od jakiegoś czasu, więc chętnie go oddał, gdy starszy ujął jego policzki w obie dłonie, przyciągając twarz do siebie i złączył ich wargi.
Tak bardzo tęsknił za tym uczuciem... czuł się jak człowiek, wędrujący przez pustynię, który po trzech długich dniach bez żadnego picia dostał butelkę wody. Właśnie, tylko jedną, jedyną, półlitrową butelkę. I musiał wykorzystać ją jak najlepiej, żeby przetrwać kolejne dni w pustynnym piekle.
Zacisnął dłonie na koszulce Yoongiego i zamknął oczy, oddając się subtelnemu dotykowi, jakim obdarzały się ich usta. Mimo że tak bardzo obaj za sobą tęsknili, nie robili nic szybko czy gwałtownie. Wręcz przeciwnie, smakowali tą chwilę, chcąc, by wyryła się w ich pamięci jak najlepiej.
— Jeju, hybrydy naprawdę aż tak mocno przeżywają rozłąki? — spytał na głos Hoseok, próbując ratować sytuację. Nie chciał spędzić tych kilku dni, obserwując ciągle całująca lub miziajacą się parę. To nie było fajne, a Jung chciał robić w Ameryce tylko ekstra rzeczy.
Yoongi oderwał się od miękkich, ciepłych ust ukochanego z głośnym cmoknięciem. Nieprzytomnym wzrokiem objął mały pokój, dostrzegając w obrotowym fotelu swojego przyjaciela.
— Idź zobacz, czy moja mama czegoś nie potrzebuje — polecił mu, na co ten niechętnie przystał. (Wersja alternatywna: — Wypieprzaj, Hoseok — polecił mu i wrócił do całowania Jimina. XDDD)
Po chwili hybrydy zostały same, mogąc oddać się delikatnym pieszczotom. Min z czułością musnął wargi blondyna, ocierając przy tym swój nos o ten malutki chłopaka. Uśmiechnął się delikatnie, widząc uroczy rumieniec wpływający na buźkę Jimina. Znowu się powtórzy, ale za tym także tęsknił. Za uroczymi reakcjami, malutkimi dłońmi, zapachem słodkich mochi, kasztanowymi oczami, ciężarem na sobie, puchaty ogonem. Będąc daleko od ukochanego, potrafił kojarzyć z nim prawie każdą rzecz, przez co serce wilczej hybrydy mocno cierpiało. Dlatego teraz wprost nie umiał się nacieszyć tym, co ma w swoich ramionach. I pomyśleć, ze kilkanaście miesięcy wstecz zapierał się rękami i nogami przed uczuciami do Parka.
Jimin wydał z siebie jakiś dziwny odgłos, będący czymś między mruczeniem i skomleniem, wyrażając tym samym, jaki jest w tej chwili szczęśliwy i jak mu dobrze. Nie mógł przestać się uśmiechać, mimo że policzki go już rozbolały, był to jednak ten rodzaj bólu, który łatwo było znosić.
Wcisnął zaraz twarz w szyję starszego, zaczynając miziać go po niej nosem, po części by sprawić mu przyjemność, a po części dla bliższego kontaktu z cudownym zapachem. Nie zrezygnował z zaciskania palców na T-shircie, Yoongiego, jedynie ułożył się na nim wygodniej, żeby nic mu przypadkiem nigdzie nie wbijać. Nie mógł się powstrzymać i po kilku chwilach pocierania noskiem o szyję ukochanego, musnął skórę w tamtym miejscu językiem, a potem złożył mokrego całusa. Chciałby, naprawdę chciałby zrobić mu malinkę, ale z jakiegoś dziwnego powodu nigdy nie umiał zassać się dostatecznie mocno, żeby takowe znamię udało mu się stworzyć.
— Jest mi tak dobrze, że zaraz zasnę — zamruczał brunet, odchylając głowę do tyłu, pozwalając dotykać się rozgrzanymi wargami po wrażliwej skórze. Jego uszy w ekscytacji podrygiwały, będąc nastroszone, tak samo jak ogon. Sam zapach ukochanego pobudzał całe jego ciało i wszystkie instynkty i zamiast groźnego wilka, przedstawiał sobą obraz łasego na pieszczoty, oswojonego psa, z gardła którego wydobywały się co chwilę niekontrolowane pomruki.
Jimin wyznaczył drogę uroczych, pojedynczych buziaków od ramienia do szczęki starszego, czując się naprawdę wspaniale. Ostatni raz odcisnął swoje wargi na policzku hyunga, po czym ponownie trochę się uniósł, żeby móc patrzeć mu w oczy. Jego słowa trochę ostudziły w nim entuzjazm i przywołały na twarz nieco smutny uśmiech.
— Nie śpij, Yooni, jeszcze się tobą nie nacieszyłem — poprosił cicho. — Musimy wykorzystać wszystkie dni, które mamy jak najlepiej.
Przez dłuższą chwilę Min nie odzywał się, jakby rzeczywiście zasnął. Ale tak naprawdę zbyt mocno zachwycał się wewnętrznie pociągającym zapachem Jimina, nie mogąc się nim dostatecznie nacieszyć. Zamruczał cicho, niskim tonem w końcu się odzywając:
— A masz jakieś plany na te kilka dni? Co chciałbyś porobić? — podpytał, poprawiając się na materacu. Otworzył oczy, których powieki były ciężkie i najchętniej znów by opadły. Postanowił spełnić prośbę swojego chłopaka, bo po szybkim zastanowieniu miał rację.
— Zaplanowałem parę rzeczy... — przyznał młodszy, wtulając policzek w materiał koszulki ukochanego. — Hoseok pewnie też chce dużo zobaczyć i zrobić. Więc może pojedziemy jutro do Atlanty? Pochodzimy po mieście, może pójdziemy na lodowisko...? — zaproponował nieśmiało.
Nigdy nie był na lodowisku, ani nie miał styczności z łyżwami czy choćby rolkami. W końcu dla dzieciaka z bogatej rodziny takie umiejętności nie są potrzebne w życiu. Przynajmniej z takiego założenia wychodziły jego opiekunki, którym zaczął być oddawany pod opiekę jakoś od piątego roku życia.
— Mieszkałem tutaj tyle lat, a nawet nie wiem, czy jest lodowisko w pobliżu. Sprawdzałeś? — dopytał, zaczynając się kręcić i szukać w kieszeni swojego telefonu, który ostatecznie wysunął z ciasnej kieszeni za pomocą drobnej łapki swojego ukochanego. Chciał zobaczyć, czy takie miejsce w ogóle jest w pobliżu. — A do sauny pójdziemy?
— Lodowisko jest w Atlancie, ale sauny nie szukałem. — mruknął Jimin, zmieniając pozycję, żeby nie przeszkadzać Minowi w używaniu telefonu, czyli zsunął się z niego ostrożnie, tuląc się jednak zaraz do jego boku. (Wyjaśnienie: W Korei odwiedziny w saunie to noworoczna tradycja.)
— Dobrze, pojedziemy do Atlanty. — zgodził się, aczkolwiek dużo bardziej wolałby spędzić po prostu ten czas na leżeniu w łóżku i przytulaniu swojego skarba. Niestety, wiedział, że nie po to zabrał swojego przyjaciela tutaj, aby się nudził. Chciał mu pokazać jakiś kawałek Ameryki, bo tak mocno chciał ja zobaczyć.
Objął luźno w pasie swojego ukochanego, przeglądając strony internetowe, szukając jakiegoś połączenia. Nie chciał nawet słyszeć, że to Joseph ich zawiezie. Nie polubili się za bardzo i wolał sobie nie psuć humoru towarzystwem kierowcy.
Ostatecznie zgramolili się z łóżka dopiero po kwadransie, choć i ten czas wydawał im się zbyt krótki. Jimin jednak słusznie stwierdził, że wypadałoby, gdyby Yoongi spędził trochę czasu także ze swoją mamą. Kiedy weszli do salono-kuchni, zobaczyli panią Min i Hoseoka, rozmawiających przy stole. Nie wyglądali wcale na znudzonych, czego blondyn się obawiał. Notabene, wciąż ściskał palce hyunga między tymi swoimi, więc siłą rzeczy usiedli na krzesłach obok siebie.
Od razu, gdy zajęli miejsca, kobieta zaczęła wypytywać o ich wyjazd i o to, jak się trzymają. Zadała wcześniej takie pytania Jungowi, ale od syna także chciała usłyszeć odpowiedzi. Zresztą, sama strasznie się za nim stęskniła.
Min będąc zmęczonym, odpowiadał na pytania, nie trudząc się o rozszerzanie tematu. Cieszył się, że może spędzić trochę czasu z najbliższymi sobie w jednym czasie, jednak brak sił nie pozwalał mu na okazanie entuzjazmu, jakim powinien się teraz kierować.
Przedstawił też plan na najbliższe dni, ten który wyjawił mu przed chwilą Jiminnie, na co mama starszej hybrydy zaproponowała, że zawiezie ich do Atlanty. Podróż pociągiem trwałaby niemal cztery godziny z ich miasteczka, samochodem i autostradami powinno być znacznie szybciej.
Yoongi spojrzał na ukochanego, szukając w jego oczach akceptacji.
— A na mnie tak nie patrzysz, tylko podejmujesz decyzje i tyle — zaśmiał się Hoseok, zaczepiając kumpla.
— Bo ty byś decydował się trzy dni, więc ktoś musi podjąć decyzje za ciebie — odburknął Yoongi, ściskając mocniej łapkę pachnącej truskawkami hybrydy. Nie był żadnym pantoflarzem, a tak się poczuł po uwadze przyjaciela.
— Jak dla mnie to te plany są w porządku. — odezwał się nieśmiało Park.
Dopiero teraz dopadła go znajoma niepewność przy obcych osobach. Wcześniej był tak naładowany pozytywną energią tuż po spotkaniu Yoongiego, że zupełnie nie zwrócił na to uwagi. Będzie musiał spędzić trochę czasu w towarzystwie Hoseoka, żeby się do niego przyzwyczaić i poczuć swobodniej.
Brunet zauważył rumieńce swojego chłopca, co uważał za bardzo urocze. Spojrzał na panią Min, która była ucieszona, że każdemu odpowiada jej propozycja. Po kilku minutach wstała z krzesła i postanowiła podgrzać obiad, ignorując zapewnienia, że brzuchy dzieciaków są pełne. Mama oczywiście wiedziała lepiej. Yoongi ruszył za nią do kuchni, niechętnie puszczając łapkę ukochanego, i zaczął pomagać swojej rodzicielce.
Hoseok spojrzał na Jimina i uśmiechnął się do niego, wyginając przy tym usta w kształt serca.
— Jeśli jestem zbyt bezpośredni, powiedz mi o tym — poprosił.
— Nie jesteś! — zaprotestował od razu blondyn, kręcąc szybko głową, że aż uszka śmiesznie mu załopotały. — To ja jestem trochę nieśmiały. — wyjaśnił nieco cichszym tonem, zaczynając bawić się kawałkiem rękawa od swojego zielonego golfu w świąteczne wzorki. Chciał zacząć jakoś rozmowę, a żeby to zrobić poruszył jak na razie ich jedyny wspólny temat. — A więc... jak długo znacie się z Yoongim?
Jung wykrzywiła usta w dziwnym kształcie, spoglądając w sufit, co chyba miało znaczyć, że zaczął się nad czymś mocno zastanawiać. W końcu przeniósł wzrok na psia hybrydę przed sobą.
— Myślę, że jakieś dziesięć lat? Coś koło tego. Nasi rodzice mieli bzika na punkcie natury. Mój tato jest leśniczym, mama ekolożką, a siostra zajmuje się modą z eko źródeł. Pewnie gdyby nie to, Yoongi by nie zniósł towarzystwa człowieka w swoim otoczeniu. — zarechotał głośno.
— Prawda. — odpowiedział brutalnie wspomniany, nawet się z tym nie kryjąc, że inaczej by nie był skory zaprzyjaźnić się z osobnikiem czysto ludzkim. Czy to już można nazywać rasizmem?
Jimin wydął wargi, zaczynając się zastanawiać, czy gdyby nie był hybrydą to nie miałby u swojego ukochanego żadnych szans. Zapewne tak by właśnie było, Yoongi niejednokrotnie mówił mu, że ludzki zapach w większości jest dla niego drażniący, a ludzie sami w sobie mają coś, co go odpycha. Dość zabawne, bo sami w osiemdziesięciu procentach są ludźmi.
Przez swoje rozmyślania zamilkł na dłuższy czas, podczas którego dwaj starsi chłopcy zaczęli się przyjaźnie przekomarzać. Dopiero po kilku chwilach dumania wrócił do świata żywych, stwierdzając, że próby wyobrażania sobie życia na stałe bez Mina nie tylko bardziej go dobije, ale też nie ma za bardzo sensu. Zaczął więc obserwować dwójkę przyjaciół, uśmiechając się po chwili delikatnie. Nigdy nie widział, żeby w Ameryce Yoongi kiedykolwiek rozmawiał z kimś tak swobodnie, jak robił to z Hobim, dlatego taki widok aż cieszył oczy psiaka.
Po kilku minutach jedzenie było gotowe, a Pani Min zaczęła dla każdego nakładać porcję na talerz, taką, o jaką poprosili. Yoongi w tym czasie nalał do szklanek trochę Pepsi. Zasiedli do iście amerykańskiego obiadu, w postaci pieczonych piersi z kurczaka, a do tego puree z ziemniaków i trzech różnych sałatek, które były popijane wysokosłodzonym napojem. Przy stole nie zabrakło też rozmów, które przeistoczyły się w planowanie jak rozmieścić wszystkich obecnych w łóżkach.
— Jiminnie, zostajesz na noc? — zapytał Yoongi.
— Jeśli to nie problem... — zaczął niepewnie, rozglądając się po wszystkich.
W normalnych okolicznościach zapewne odmówiłby i poszedł do domu, nie chcąc, żeby w tym i tak niewielkim mieszkaniu panował ścisk, ale to była sytuacja wyjątkowa, bo za żadne skarby nie chciał rozstawać się z Yoongim. Może chyba raz na jakiś czas zachować się egoistycznie, prawda?
— W takim razie, Hoseokkie śpi w salonie na kanapie, a u mnie w pokoju Jimin — zarządziła najstarsza, męska hybryda, na co spotkał się ze sceptycznym wzrokiem swojej mamy.
— Na pewno będziecie tylko spać? — spytała podejrzliwie wilczyca.
Park cały poczerwieniał, wyłapując tą dwuznaczną sugestię.
Jeśli miał być szczery, między nim i hyungiem nie doszło nigdy do niczego więcej, prócz głębszych pocałunków i nieco śmielszego dotyku. Jakoś żaden z nich nie czuł potrzeby, by to zmieniać. Chociaż Yoongi przechodził już ruję parę razy, Jimin trzymał się wtedy od niego jak najdalej. Sam jeszcze swojej nie dostał, wciąż był trochę za młody. Zresztą, to nie ruja wyznaczała czas, w którym mieli urządzić swój pierwszy raz. Miało to zależeć tylko i wyłącznie od nich, gdy oboje będą do tego gotowi.
Yoongi zaczął bardzo głośno kaszleć, aż za dobrze wiedząc, co jego mama ma na myśli.
— Niedawno skończyła mi się ruja, poza tym biorę leki. — powiedział szybko, chcąc uspokoić swoją rodzicielkę, że nie ma co obawiać się zostania babcią w tak młodym wieku. Nie miał zamiaru w inny sposób tego oznajmić, niż prosto z mostu, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości i zakończyć już ten temat. Zabrał się za swojego kurczaka, chcąc zatuszować swoje zawstydzenie.
W momencie, gdy jego język zetknął się z dobrze przyprawiona panierką, z jego gardła wydobyło się głośne mruknięcie przyjemności. Dotarło do niego jak mocno tęsknił za tak przyjemną rzeczą jak zapieczoną bułką tartą na kurczaku.
— Jakie to w ogóle uczucie mieć ruję? — Z jedzeniowego zamyślenia wyrwało go pytanie przyjaciela.
— Nie teraz, Jung — burknął.
— Ale dlaczego, Yooni? To bardzo dobry temat...
— Mamo, proszę — syn jęknął błagalnie, a twarz przyozdobił rumieniec, którego nie potrafił powstrzymać.
— W sumie to nie tak ciężko wyjaśnić... — zaczął Jimin, zamyślając się. Właściwie temat samej rui nie był dla niego wstydliwy, bardziej peszył się, jeśli ktoś wnikał w jego kontakty z hyungiem na tej płaszczyźnie. — To tak jakbyś był na viagrze przez kilka dni. — dodał trochę niepewnie.
Niekontrolowany kaszel po raz kolejny rozniósł się po kuchni, ponieważ Yoongi zakrztusił się przez jedzenie, które wciągnął wraz z gwałtownym nabraniem powietrza na słowa swojego ukochanego.
Nie spodziewał się po nim żadnej odpowiedzi, a tym bardziej nie takiej, która zasugerowała mu...
— Miałeś ruję i nie było mnie obok? — powiedział słabo, mając łzy w kącikach oczu i odkaszlnął jeszcze kilka razy. Zacisnął dłoń na udzie ukochanego.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Hoseok coraz większymi oczami przyglądał się w napięciu rodzinie, u której właśnie gościł. Sam Min czuł nieprzyjemny stres, kiedy dotarło do niego, że nie mógł chronić swojego ukochanego przed nachalnymi adoratorami. Po sobie wiedział, że po pierwszej rui jego zapach stał się dużo bardziej atrakcyjny dla wolnych omeg.
Zaciągnął się mocniej zapachem psiej hybrydy, wyszukując w aromacie swojego kochania coś więcej. Oczywiście, sam Yoongi kierował się w dziewięćdziesięciu procentach bezpieczeństwem, a tylko w dziesięciu instynktem i pożądaniem... ale chyba jego mama odebrała te proporcje na odwrót, bo przyłożyła synowi w ramię ze ścierki głośno się bulwersując.
— Ty tylko o jednym! Jak typowy mężczyzna! — sarknęła kobieta, okładając go materiałem, na co wilcza hybryda skuliła się i zaczęła zasłaniać rękami, nie mając szans nawet coś powiedzieć.
Jung miał ciekawe widowisko. I zaczął się głośno śmiać.
— N-nie, j-ja... — Jimina zatkało. Nie myślał, że ukochany wyciągnie takie wnioski z jego wypowiedzi i zszokowany gapił się na niego wielkimi oczami. — Nie miałem, nie skończyłem przecież nawet osiemnastu lat, jestem za młody... — wydukał, czując, jak policzki pieką go dotkliwie.
Nie zwrócił uwagi na zanoszącego się śmiechem Hobiego, tylko wbił wzrok w swoją nienaruszoną porcję obiadu, którą zaraz zapchał sobie usta, żeby uniknąć dalszego udziału w rozmowie.
— Na pewno by ci w liście napisał, jakby dostał — zarechotał Jung wesoło, wracając do obiadu i też zapychając sobie usta.
Yoongiemu zrzedła Mina, ponieważ każdy zrozumiał go inaczej, niż miał w planach. Nawet sam Jimin wydawał się odseparować od niego. Wbił wzrok w swoje jedzenie, tracąc apetyt na chwilę.
Para dokończyła posiłek w ciszy, woląc się już nie odzywać i tylko słuchać rozmowy Hoseoka z panią Min. Potem Jimin chętnie pomógł gospodyni w posprzątaniu ze stołu oraz w pozmywaniu wszystkich naczyń, chcąc, żeby jego ukochany i ich gość sobie odpoczęli.
Następnie przenieśli się do salonu, żeby spędzić wspólnie czas na rozmowach. Nieco napięta atmosfera, która pozostała po wcześniejszej konwersacji już opadła, więc blondyn bez żadnych oporów wślizgnął się pod ramię Yoongiego, by przytulić się do jego boku, kiedy usiedli na kanapie. Oparł przy tym policzek na jego ramieniu, miziając łaskocząco ich uszka o siebie.
Brunet odetchnął, przyciskając do siebie ukochanego. Wpatrywał się ze znudzeniem w ekran telewizora, bardziej zainteresowany swoją kruszynką, która tuliła się do niego z uczuciem.
— Zmieniło się coś w szkole? — zapytał chłopaka cicho, całując ponownie w bok głowy.
— Niewiele. Zmodernizowali kilka klas, w których wcześniej nie było tablic interaktywnych, teraz są już wszędzie. Doszło dwóch nowych nauczycieli, ale z żadnym nie mam lekcji, więc nawet nie wiem jak wyglądają. — mruknął, przymykając na moment powieki. — Poza tym, wszystko jest takie samo.
— Nikt ci nie dokucza? — dopytywał starszy. Podniósł się trochę na swoim miejscu, obejmując go mocniej, poprawiając też poduszkę przy plecach ukochanego, aby było mu wygodniej.
Blondyn uśmiechnął się delikatnie i cmoknął starszego w policzek. Troska, którą wilcza hybryda chciała ukryć w tym pytaniu, strasznie go rozczuliła.
— Nie martw się, Yooni, wszystko jest w porządku — zapewnił i posłał szeroki, ciepły uśmiech ukochanemu.
~*~
Około godziny dwudziestej drugiej wszyscy zaczęli zbierać się do łóżek, choć Min już trochę przysypiał. Przybyłym zmęczenie podróżą dało się we znaki. Podczas kiedy Hobi i Yoongi się kąpali (a raczej ten pierwszy to robił, a drugi czekał na swoją kolej), Jimin wraz z panią Min pościelili dla wszystkich łóżka.
Psiak nie miał u hyunga żadnych swoich ubrań, ale wymiary obojgu były bardzo zbliżone, więc nie krępował się przed pożyczeniem czegoś. Pół godziny później, Park jako ostatni opuścił łazienkę. Nie zdziwiło go, że ukochany już w połowie spał, gdy młodszy kładł się w łóżku obok. Od razu przytulił się do rozgrzanego ciała wilka, czując rozchodzący się po nim spokój. Tak mu tego brakowało...
Brunet przebudził się, czując ruch przy sobie. Uniósł głowę z poduszki, rozglądając się nieobecnym wzrokiem. Pierwszy i tak doleciał do niego zapach psiej hybrydy, wzbogacony o żel do kąpieli i jego własny zapach, przez założone ubrania, które sam mu dał. Blond włoski były pokręcone, mokre u końcówek, a samo ciało chłopca bardzo ciepłe.
— Jiminnie... — zamruczał cicho, przesuwając się bliżej ściany na wąskim materacu, tak żeby ukochany miał dużo miejsca.
Wywołany wymamrotał coś pod nosem, ale ani on, ani Yoongi nie mieli pojęcia, co dokładnie. Nie zdążyli nawiązać żadnej konwersacji, bo oboje szybko usnęli.
~*~
Następnego dnia obudził ich Hoseok, i to dość brutalnie, bo z obu zerwał kołdrę, pozbawiając zatrzymującego ciepło kokonu, przez co obie hybrydy przycisnęły się do siebie ściślej, ponieważ ich ciała były bardzo nagrzane po nocy. Jung nie dał im jednak spokoju, więc chcąc nie chcąc musieli wstać, witając przy tym dzień uroczym buziakiem (nie do końca świeżym, bo obaj nie umyli zębów).
Kilkanaście minut później pani domu zaprosiła ich na śniadanie, przy którym Hobi nawijał, jak katarynka, będąc wyraźnie podjaranym dzisiejszym wypadem. Wszystkie hybrydy zaś były widocznie jeszcze zaspane, zwłaszcza Yoongi, opierający głowę na ramieniu ukochanego. Po posiłku zaczęli się szykować do wyjścia, a po pół godzinie byli już gotowi do drogi. Wpakowali się wszyscy do samochodu.
Ubrali się ciepło, ponieważ nie było najlepszej pogody, ale nie było też całkowitego mrozu.
Podróż minęła każdemu znośnie, a sam Yoongi nie dał się namówić na prowadzenie, mimo nalegań swojej mamy. Dużo bardziej wolał rozłożyć się na siedzeniu z tyłu, wtulić w Jimina i całą drogę do Atlanty przespać. Gdy dotarli do miasta docelowego, pierwsze, gdzie się zatrzymali to kawiarnia, w której kupili aż dwie kawy dla Yoongiego („Jedną na zapas", uparł się).
Kolejnym miejscem, które odwiedzili było centrum handlowe, w którego centralnej części znajdowało się ogromne akwarium, w którym pływały rekiny i inne egzotyczne rybki. Musieli pilnować Hoseoka, który w swojej radości, był bardzo ruchliwy i obawiali się, że go zgubią. A byłby to kłopot, ponieważ chłopak znał po angielsku jedynie naprawdę podstawowe słowa.
Czas płynął im bardzo szybko i nieco boleśnie, ponieważ ani Jimin, ani Yoongi nie potrafili jeździć na łyżwach. O ile Park po jakimś czasie zaczął sobie lepiej radzić, iż odważył się potrzymać dłoń pani Min i odepchnąć od poręczy, o tyle wilcza hybryda nie czuła się na tyle pewnie i w większości spędziła czas obejmując to Junga (który śmigał po lodzie jak zawodowiec, zgarniając nawet oklaski przy piruetach) to Jimina.
Po intensywnym treningu na lodowisku, odwiedzili jedną z włoskich restauracji, gdzie Yoongi postanowił być romantyczny. Zamówił dla siebie i ukochanego porcję XXL spaghetti z dużymi klopsikami, zawstydzając uroczo blondyna. Ucałował go w policzek szybko, siadając zaraz prosto i obserwując, czy nikt się im nie przygląda. Zostało mu coś z fobii, aczkolwiek było już dużo lepiej.
— A co robimy na Sylwestra? — spytał Hoseok, gdy czekali na swoje zamówione posiłki.
— W sumie to nie myślałem jeszcze o Sylwestrze. — wymamrotał Jimin, będąc w trakcie przeżuwania klopsika, który wyłowił spośród splątanych klusek. — Dostałem kilka zaproszeń na jakieś domówki, ale powiedziałem, że nad tym pomyślę. A jak wy byście chcieli go spędzić?
To prawda, że Jimin był dość popularny w szkole i określenie „kilka" było lekkim niedomówieniem, lecz świętować nowy rok chciał ze swoim ukochanym, a to, jak on by chciał to robić było dla niego zagadką, więc nie podejmował na razie żadnej decyzji.
Brunet nie lubił jak wszystko było na jego głowie i to on musiał decydować o tym, co będzie się działo. Odłożył widelec, sięgając po zamówiony napój (wszyscy mieli sok pomarańczowy, a tylko on jabłkowy).
— Może jakaś domówka nieduża? Tak, żeby on się nie zgubił. — Kiwnął w stronę Hoseoka, na co ten głośno zaoponował, że nie jest przecież jakimś dzieckiem. Ponownie, Min spędziłby ten czas z mamą, Jiminem i swoim przyjacielem, jednak to, że on coś chciał, nie równało się z oczekiwaniami jego gościa.
— W takim razie Cherry kilka dni temu powiedziała mi, że organizuje niewielką imprezę u siebie. Jej mama wychodzi, a zaproszonych jest maksymalnie dziesięć osób z tego, co wiem. — zaproponował blondyn.
Nie ukrywał, że bardzo by chciał zawitać właśnie do Cherry. Ufał jej, była jego przyjaciółką i zdecydowanie to z nią chciał pójść na imprezę, a nie z bandą znajomych ze szkoły, z którymi rozmawia raz na tydzień o teście z biologii.
Yoongi pokręcił ustami, próbując przypomnieć sobie, kto to jest Cherry, gdy nagle go oświeciło. To była ta kocia hybryda, którą swatali z synem dyrektora. Pokiwał głową.
— Pijące towarzystwo? — zapytał Jung, dokańczając swoje danie.
Blondyn wzruszył ramionami i odpowiedział dopiero po połknięciu jedzenia.
— Będzie alkohol, tego jestem pewny, ale ile i jaki nie mam pojęcia. — Sam Jimin w planach pić raczej nie miał. Nigdy nie ciągnęło go do alkoholu, jak zresztą większości hybryd. Głównie przez instynkt, który mówił im, że substancja jest w pewien sposób dla nich niebezpieczna i lepiej jej nie spożywać. Z tego, co jednak się orientował, prócz Cherry, Yoongiego i jego samego, na domówce ma nie być żadnych innych hybryd, więc alkohol będzie na pewno.
Przyjaciel Mina pokiwał głową, ciesząc się, że nie będzie jedynym pijącym, bo nie zamierzał sobie niczego odmawiać. Zresztą, dzisiejszy Hoseok nie przypominał tego, którego wczoraj Jimin odebrał z stacji. Uroczy chłopak, w skromnym ubraniu i dołeczkami przy szerokim uśmiechu, dziś ubrany w sportową kurtkę, ciasno przylegający T-shirt, włosy zaczesane do góry i ukryte pod czapką z daszkiem, a na nos założył okulary w ciężkiej oprawce.
Sam Yoongi nie skomentował tego, ale niesamowicie go to bawiło i gdy byli przez chwilę sami, nawet żartował sobie z kumpla przy ukochanym, że podmienili im Junga na kogoś innego i się martwi, że jego mama zgłosi reklamację, jak już wrócą do Korei. Prawda była taka, że w rodzinnym kraju rodzice Hobiego bardzo go pilnowali, przez co chłopak rzadko mógł się wyszaleć. Gdyby nie fakt, że od dawna odkładał pieniądze, tak po prostu, na pewno teraz nie znalazłaby się w Atlancie i nie jadł tutejszego obiadu.
Następne kilka godzi spędzili na spacerowaniu po promenadzie, przyglądając się pozostawionym jeszcze świątecznym ozdobom i kolorowym wystawom. Dopiero, gdy cała czwórka nieźle wymarzła, skierowali kroki do dość dużego SPA, które wyposażone było w saunę oraz multum innych atrakcji. Raz na jakiś czas można zaszaleć i wydać pieniądze na pobyt w takim miejscu, prawda?
Załatwianie formalności poszło szybko. W recepcji podali swoje nazwiska (bo pani Min, była tak miła i wczorajszego dnia zabukowała im wizyty), a potem poszli do wyznaczonych miejsc. Niby Jimin był chłopakiem, nie powinien więc wstydzić się nagości przy innych, ale będąc tym, kim był, nie potrafił się nie krępować. Na szczęście sauny w tym dniu nie odwiedzał nikt, prócz nich, więc blondyn mógł rozebrać się za drugim rzędem szafek, żeby nikt go nie widział. Chociaż paradowanie w samym ręczniku też nie było szczytem jego marzeń.
Wychylił się nieśmiało zza rzędu, a jego uszy oklapły z okropnego zawstydzenia. Sauna zaś zrobiła się na jego twarzy, razem ze sklepikiem z burakami.
Jego oczom ukazała się walka przyjaciół, którzy wzajemnie uderzali się skręconymi ręcznikami i głośno śmiali. W pewnym momencie ręcznik z bioder Yoongiego osunął się, a on złapał go w ostatniej chwili, ale i tak świat mógł podziwiać jego blady pośladek.
Nic sobie z tego nie zrobił, chichotając tylko z kumplem. Kontrolnie obejrzał się za siebie, chcąc sprawdzić, czy Jiminie jest już gotowy i dostrzegł jego bujny ogonek, wystający zza szafki.
Podszedł powoli w tamtym kierunku, czując mrowienie w krzyżu na samą myśl. Tylko raz w życiu miał okazję widzieć swojego ukochanego w negliżu, gdy raz trochę za mocno się zagalopował podczas pierwszej rui na samym jej początku. Oblizał swoje wargi, po czym delikatnie zastukał knykciami o szafkę, zaznaczając swoją obecność.
Jimin podskoczył i natychmiast obrócił przodem do ukochanego. Jego policzki stały się jeszcze czerwieńsze, o ile było to w ogóle możliwe. Nawet myśl, że hyung widział go już nago nie pomagała mu się uspokoić, przez co serce waliło mu w piersi, a on sam ciężko oddychał. Wlepił więc wzrok w podłogę, choć i to niezbyt pomogło.
Może nie reagowałby w ten sposób, gdyby był trochę starszy i dojrzalszy, ale był jeszcze dzieciakiem, którego związek nie trwa nawet roku, do tego często dość nieśmiałym i ogólnie pruderyjnym.
Yoongi milczał, zakrywając swoim ciałem widok „ciekawskim oczom", których tutaj nie było. Nie licząc Hoseoka, który szybko stracili zainteresowanie sceną, gdy pomyślał sobie, że to jakieś zaloty.
Min obserwował chłopca przed sobą, który kulił się w sobie, jakby był brzydulą z tego kultowego serialu. Przed sobą natomiast widział uroczego, młodego mężczyznę, otoczonego wiankiem blond pukli, próbującego zakryć karmelową skórę, oczywiście bezskutecznie.
— Aniołku, przecież jestem tutaj tylko ja. A w środku będzie tyle pary, ze Hoseok nic nie zauważy — zaczął delikatnie, wyciągając dłoń przed siebie
— W-wiem, ale i tak pokazywanie się... w takim wydaniu mnie zawstydza... — wydukał Jimin, łapiąc niepewnie wyciągniętą dłoń. Nie potrafił wytłumaczyć Yoongiemu swojego speszenia, bo ono po prostu było i nie wiedział, skąd przyszło. Nie mógł więc nawet nic wywnioskować, nie mając do tego podstaw. Sam nadal wlepiał oczy w kafelki na podłodze, nie wiedząc, czy jest gotowy zobaczyć ukochanego półnago.
Ciało bruneta prezentowało się lepiej, niż tuż po zakończeniu szkoły jak i w trakcie jej trwania. Nie wyglądał już na takiego wątłego. Ewidentnie to, co rzucało się w oczy nawet pod ubraniami, to ramiona i przedramiona, które nabrały dużo masy, reszta ciała była smukła i nie miała nadmiaru tłuszczyku, ale też nie było widać żeber tak, jak pierwszego dnia, gdy się spotkali.
Pociągnął blondyna w kierunku wyjścia z szatni, po drodze znajdując idealną alternatywę.
— Mamo... — zaczął, gdy spotkali się na korytarzu, a jego chłopak chował się za nim. — Zwinęłabyś może jeden szlafrok dla Jimina? Chłodno mu trochę po dzisiejszym dniu — uśmiechnął się do rodzicielki.
— Ojej, ale nie jest to początek choroby? — spytała, już odwracając ciało do drzwi, za którymi znajdowała się przebieralnia kobiet. Znikła za nimi, wracając z puchaty, białym ubraniem, które wręczyła Parkowi.
Tak przygotowana grupa ruszyła w końcu do sauny, a wylawszy w niej siódme poty, wszyscy wrócili do Heath Springs. Jimin już dawno nie przeżył tak naładowanego atrakcjami dnia. Przez ostatnie pół roku jego dni wyglądały tak samo, czyli szkoła-dom bez żadnych dodatkowych zabaw.
~*~
Kilka kolejnych dni wyglądało podobnie. W domu spędzali naprawdę mało czasu, jeżdżąc do różnych sąsiednich miast, żeby coś zobaczyć, gdzieś pójść czy coś pozwiedzać. Blondynowi aż wstyd było to przyznać, ale mieszkał w Ameryce ponad półtora roku i sam większości tych rzeczy nie widział. Nic jednak dziwnego, z natury był domatorem i sam raczej nie wychodził z propozycjami takich wyjazdów bez okazji. A Hoseok chciał wszystko zobaczyć i wszędzie pójść.
Tak czas upłynął do trzydziestego pierwszego grudnia, czyli ostatniego dnia obecnego roku, a zarazem dnia imprezy u Cherry. Parę dni wcześniej Jimin zadzwonił do przyjaciółki, żeby poinformować ją, że on także się do niej wybiera i zabiera dodatkowych dwóch gości. Nie powiedział jednak dokładnie kogo. Dziewczyna ufała mu na tyle, że o to nie dopytywała.
Tutaj pojawiał się problem – co Jimin mógłby założyć na domówkę? Na co dzień chodził zazwyczaj w rzeczach oversize, a w zimie praktycznie w samych swetrach, bo naprawdę je uwielbiał. Nie wiedział nawet, czy ma jakieś ubrania zdatne na imprezę. W tajemnicy więc poprosił Amy, by poszła z nim do centrum handlowego i w czymś doradziła, na co dziewczyna chętnie przystała. Miał dzięki temu popołudniu skompletowany już cały strój, łącznie z butami i dodatkami. Jego zdaniem był trochę zbyt... odważny, ale dziewczyna upierała się, że wygląda jak milion dolarów z brylantami, więc finalnie uległ.
Yoongi nie miał takiego problemu. Rozwalony leżał na łożku ukochanego, z telefonem w dłoni, czekając aż ten się wyszukuje. Po raz pierwszy musiał aż tyle czekać na swojego chłopaka, dlatego zajęli się z Hoseokiem grą w Heartstone'a przeciwko sobie, leżąc w poprzek dużego materaca Jimina.
Min dawno nie miał takich ubrań na sobie jak tego dnia. W sumie to chyba nigdy, ponieważ imprezowy image w całości zaprojektował mu przyjaciel, któremu już dawno udzieliła się modowa fiksja jego starszej siostry.
Miał na sobie czarne rurki z rozcięciami na kolanach, wyjątkowo dopasowane, na tyle mocno iż na początku musiał je „rozchodzić", bo zbyt mocno uciskały mu to i owo w spodniach. Do tego miał szarą koszulę wyjściową, z czarnymi guzikami, wsuniętą w spodnie. Wcześniej miał ją na sobie tylko raz, dlatego wyglądała jak nowa. Jung pożyczył mu kilka bransoletek, które wesoło błyszczały i brzęczały na nadgarstkach wilka, a od swojego ukochanego miał łańcuszek, zawieszony obecnie na szyi, który dumnie prezentował przez rozpięcie kilku górnych guzików, przez co przy okazji podkreślił swoje obojczyki. Wyglądu dopełnił skórzaną kurtką i wypastowanymi, czarnymi rockersami.
Obecnie miał gdzieś, że ma na sobie koszulę, wesoło walając się po pościeli blondyna, mimo burczenia Hoseoka, ubranego równie stylowo co wilczy przyjaciel, ale postawił na bordową koszule.
— Jimin! Bo się spóźnimy! — zawołał zniecierpliwiony Min.
— Już idę! — Blondyn niemal pisnął. Przez lekki stres jego głos podskoczył kilka tonów do góry.
Już chyba piątą minutę gapił się na swoje odbicie w lustrze, nie do końca poznając samego siebie. Co prawda spędził na przygotowaniach dobre dwie godziny, bo zaczął nim jego ukochany wraz z przyjacielem do niego przyszli, ale nie oczekiwał, że efekt będzie tak piorunujący.
W końcu odetchnął kilka razy, zbierając się na odwagę, by tak odwalony wyjść do ludzi, a potem opuścił łazienkę, gasząc za sobą światło, przeszedł przez korytarz i nieśmiało uchylił drzwi swojego pokoju, wślizgując się do niego, niczym jakiś złodziej.
Tego wieczoru naprawdę nie przypominał standardowej odsłony siebie. Ubrany był w czarną koszulę z jakiegoś dość ciężkiego, gładkiego materiału, która prześwitywała delikatnie w okolicach brzucha, perfekcyjnie przylegające do jego nóg spodnie z pseudo skóry oraz creepersy, również w kolorze czarnym. Na szyi zapięty był cienki choker na skórzanym paseczku z przywieszką w kształcie okręgu. Uroczy blond grzybek na jego głowie został podany w zmienionej odsłonie, bo w zasłaniająca jego czoło grzywka została rozdzielona gdzieś z boku czoła (wcale nie szukał tutoriali fryzurowych na YouTubie przez pół godziny), nadając mu odważniejszy wygląd. Poza tym, kąciki jego oczu były podkreślone delikatnie ciemniejszymi cieniami.
Całość jego prezencji tak znacząco odbiegała od tego, jak prezentował się na co dzień, że sam był w szoku, gdy siebie takiego zobaczył. Mimo to kiedy tylko ujrzał Yoongiego, wlepił w niego zafascynowane spojrzenie, a jego źrenice rozszerzyły się delikatnie. Do hyunga w wydaniu imprezowym także nie przywykł, więc bez krępacji gapił się na niego, pochłaniając wzrokiem to, jak przystojnie się prezentował i próbując ignorować falę motyli, wirującą w jego brzuchu.
— No nareszcie. — westchnął brunet, energicznie wstając z łóżka, będąc jeszcze przez chwile odwróconym plecami do ukochanego. A gdy w końcu spojrzał w kierunku psiej hybrydy, zmarszczył brwi, zastanawiając się kogo przed sobą ma. W chwili, gdy twarz chłopca po drugiej stronie mebla oblał rumieniec, a on spojrzał znów w dół zrozumiał, że to właśnie Jimin przed nim stoi.
— No już, nie zachowujcie się jak w filmach — wciął się Hoseok, powodując, że Yoongi usłyszał w głowie dźwięk gwałtownie zatrzymanej płyty. Prychnął głośno na kumpla i podszedł do swojego chłopaka. Dopiero gdy znalazł się przed nim, zauważył, że ten, dzięki butom na niewielkiej platformie, jest wyższy, co wprawiło go w konsternację.
— Wyglądasz... oszałamiająco. Na pewno idziemy na zwykła domówkę? — zażartował sobie. Poczuł się brzydki i mały przy swoim olśniewającym chłopcu. Zaczął wygładzać dłońmi koszule, żałując, że ją tak pogniótł.
— Dzie-dziękuję, Yooni — wydukał blondyn, wlepiając oczy w swoje buty. Cóż, może i wyglądał jak młody bóg, ale charakter uroczej ciapy pozostał. — Ty też wyglądasz bardzo, bardzo dobrze... — skomplementował, unosząc wzrok, żeby jeszcze raz omieść aparycję hyunga urzeczonym spojrzeniem.
Wilcza hybryda poruszyła swoimi uszami w geście lekkiego zawstydzenia. Przysunął się bliżej, całując policzek swojego słońca, dziś przyodzianego w podkreślające wdzięki ubrania. Przekonał się o tym, gdy szli do wyjścia, a jego wzrok padł na opięte skórzanym materiałem pośladki blondyna. Uniósł brwi, czując się jak podczas hipnozy, gdy tyłek Jimina podskakiwał równo z ogonem przy każdym kroku. Wybudziło go dopiero klepnięcie Hoseoka, któremu oddał boleśnie łokciem w żebra. Chłopak aż się lekko spiął.
— Jedziemy z Josephem? — zapytał w końcu Parka, gdy założył już swoje buty i ciemną kurtkę.
— Raczej tak. Chyba, że chcesz prowadzić — odparł Jimin, z góry znając odpowiedź, bo hyung nie lubił siedzieć za kierownicą.
Bezustannie poprawiał w nerwach prześwitującą koszulę, nie czując się ani trochę swobodnie w takim stroju. W pewnym momencie zaczął nawet żałować, że nie ubrał po prostu swetra tak, jak zawsze, zamiast odstawiać jakieś cyrki. Kości jednak zostały rzucone i musiał iść ubrany właśnie tak.
— Nie będę mógł się skupić, wyglądasz za dobrze — odpowiedział mu, przyciągając go w pasie i znów całując czule w policzek. Chętnie wycałowałby go bardziej, a dłonie z bioder przeniósł nieco niżej. Siłą się powstrzymał, zostawiając to na później.
Jimin nie zdawał sobie sprawy jak tym ubiorem grał na nerwach i cierpliwości swojego hyunga. Ten najchętniej zamknąłby się w jakimś ciasnym pomieszczeniu i pokazał jak bardzo mu się podoba. W połączeniu z zapachem truskawkowych mochi, czuł się jak jakiś multimilioner, gdy mógł go mieć przy sobie. Blondyn w każdym wydaniu wyglądał doskonale, ale teraz... przeszedł samego siebie. Min czy chciał czy nie, zrobił się bardziej czujny, zaznaczając swój teren swoim zapachem, który zostawiał na nim poprzez ocieranie się, gdy trzymał go blisko siebie.
Przywitał się niechętnie z Josephem, gdy wsiadł jako ostatni do czarnego samochodu. Nie patrzył w stronę mężczyzny, totalnie go ignorując. Szofer rodziny Parków także za Yoongim nie przepadał. Brało się to głównie stąd, że Joseph uwielbiał rzucać niesmacznymi żartami czy sugestiami (zwłaszcza w kierunku Jimina, bo ten zabawnie się peszył), a dla wilczej hybrydy taka bezczelność była nie do zniesienia. A że on także grzeszył ciętym językiem ich potyczki słowne potrafiły być naprawdę widowiskowe.
Dziś jednak młody szofer nie miał nastroju na wojny z Minem, będąc widocznie ponurym. Miał mieć wolnego Sylwestra, żeby móc się wyszaleć w klubie razem ze znajomymi, a musiał wozić tyłki bandy dzieciaków. Jeszcze gdyby tylko miał ich zawieźć na miejsce to byłoby wszystko cacy, ale pan Park nieznoszącym sprzeciwu głosem oznajmił, że ma także odebrać jego syna z imprezy, by ten na pewno bezpiecznie wrócił do domu. Tak więc Joseph miał całkowity celibat alkoholowy na dzisiejszą noc, z czego wcale nie był zadowolony.
Para hybryd jak zwykle zajęła miejsca na tylnych siedzeniach, by móc bez krępacji się do siebie tulić. Jimin zauważył, że ukochany jakoś tak... bardziej się do niego klei, niż zazwyczaj. Jego aura przy tym zmieniała delikatnie swoją strukturę, dając psiakowi do zrozumienia, że Yoongi go pilnuje i stara się w jakiś sposób pokazać, że Jimin należy do niego. Ta świadomość mile połechtała ego blondyna, bo starszy raczej rzadko przejawiał takie terytorialne instynkty.
Dużo łatwiej byłoby, gdyby Yoongi mógł naznaczyć swojego ukochanego. Niestety, tak jak już wcześniej ustalili, Jimin nie był jeszcze na to dostatecznie dojrzały, dlatego nie mógł tego zrobić, by zapach chłopca nie kusił innych alf w otoczeniu. Zostało mu pilnowanie uroczej, psiej hybrydy na własną rękę. To nie znaczyło oczywiście, że mu nie ufał, bo gdyby było inaczej, nigdy nie zgodziłby się na wyjazd za granicę na długi czas i widywanie dwa razy do roku.
W życiu każdego wilka przychodzi taki moment, kiedy potrzebuje pokazać wszystkim wokoło, jaką ma dobrą partie tylko dla siebie, jasno komunikując, że inni nie mają już czego szukać. A przy okazji chciał się pochwalić, chociaż nigdy wcześniej nie podejrzewałby siebie o takie ciągoty.
Droga do domu Cherry minęła im w dobrych humorach, a przede wszystkim szybko. Ulice Heath Springs nie były zakorkowane tak, jak te w Atlancie sprzed kilku dni. Joseph musiał zwolnić, gdy wjechał już w konkretną ulice, ponieważ wszędzie kręciła się masa młodych ludzi. Sceneria przypominała tą typową z amerykańskich filmów, a im bliżej byli znanego im domu, tym bardziej dudniącą muzykę słyszeli.
Yoongi jakby na chwile zapomniał o swoich wieczornych postanowieniach, gdy zdał sobie sprawę, że dziesięcioosobowa domówka rozmnożyła się o setkę ludzi. Spiął ramiona, wtapiając się w siedzenie, a jego uszy gwałtownie nastroszyły się w niezadowoleniu.
Całkiem inaczej zareagował Hoseok, przyklejając się do szyby i głośno ogłaszał swoją radość, podnosząc tym samym ciśnienie swojego przyjaciela.
Blondyn, będąc przyciśnięty bokiem do boku ukochanego, szybko wyczuł zmianę jego postawy i wlepił w jego twarz zmartwione spojrzenie. Doskonale wiedział już wszystko o fobii społecznej Yoongiego, bo spędził naprawdę dużo czasu na rozmowach z panią Min, kiedy jej syn wyjechał. Mimo że teraz było już o wiele lepiej, niż rok temu, brunet nadal stresował się w większym skupisku ludzi.
Jimin przytulił policzek do szyi wilka, składając zaraz na niej delikatny pocałunek, starając się tym samym przekazać, że jest obok i nie ma czego się bać. Zresztą, po tym, jak Yoongi skończył szkołę niewielu ludzi go zapamiętało. Trzymanie się na uboczu dało pożądany efekt.
— Miała być mała domówka. — powiedział stękliwie do Jimina, patrząc na niego oczami wyrośniętego, wilczego szczeniaka.
— Hyung, nie narzekaj. Będzie fajnie, nikt i tak nie zwróci na nas uwagi — odparł na to Hobi z szerokim, sercowym uśmiechem.
W końcu kierowca zatrzymał się, a chłopaki wypakowali się z pojazdu. Gdy nie chroniło ich już nic, basy z muzyki, głośne rozmowy i chłód grudniowego powietrza uderzyły w nich bez krępacji. Min zacisnął mocniej dłoń swojego ukochanego, mając ochotę odwrócić się na pięcie. Nie na to się przygotowywał, nie na taki tłum spoconych, obcych ludzi, pomiędzy którymi miałby się przeciskać.
Jimin celowo wsunął swoje niewielkie palce między te starszego, bo wcześniej trzymali się za ręce w bardziej niewinny sposób, mając nadzieję, że pomoże to ukochanemu w jakikolwiek sposób. Nie pozostawało im nic innego, jak ruszyć w kierunku domu. Na podwórku znajdowało się paręnaście osób, rozmawiających w luźnych grupkach, pijących alkohol w dobrze wszystkim znanych z filmów, czerwonych kubeczkach i palących papierosy. Najwidoczniej alkohol tak ich rozgrzał, że nie czuli mrozu wieczoru. Już wtedy parę osób zwróciło oczy na nowo przybyłych, witając się z Jiminem, który starał się wszystkim odmachiwać i odpowiadać uśmiechem. Był już przyzwyczajony do tego, że raczej większość szkoły go kojarzy, dlatego nie zrobiło to na nim wrażenia i pociągnął ukochanego za sobą w kierunku drzwi frontowych.
— Jiminnie, może jednak pojedziemy do McDonalda, a potem pochodzimy po parku? — spytał nagle Yoongi, gdy przy drzwiach dojrzał bardzo dużo ludzi, w tym obciskającą się parę. W dodatku nie podobało mu się to, że nagle stali się atrakcją wieczoru i niemal chował się za Parkiem. Ale jeszcze większych palpitacji serca dostał, gdy nie zobaczył za sobą Hoseoka. Szarpnął aż ręką swojego chłopca, zatrzymując go, gdy gorączkowo zaczął rozglądać się wokół siebie.
I zobaczył go. Z czerwonym kubeczkiem w dłoni, obejmującego skąpo ubrana blondynkę, która przez głowę przewieszała mu kolorową girlandę. Jung jednak nie wydawał się być zainteresowanym tym, co dziewczyna z nim robi, wlepiając wzrok w jej głęboki dekolt.
— Aloooohaaaa! — powiedział głośno, a dziewczyna zaczęła go ciągnąć za sobą.
— Ho-Hoseok! — Min krzyknął za przyjacielem, ale ten chyba go nie słyszał. Nie miał wyboru, nie mógł się stad ruszyć, dopóki nie wyciągnie stąd Junga. Jego plan (który istniał niecałą minutę) legł w gruzach.
— Mam wrażenie, że przez kilka godzin już go nie zobaczymy... — powiedział Jimin, patrząc, jak Jung znika w tłumie razem z roznegliżowaną dziewczyną.
Po kilku chwilach ni stąd, ni zowąd obskoczyła go grupka znajomych ze szkoły (większość dziewcząt, ale też kilku chłopców), którzy przywitali się z nim i zaczęli komplementować jego dzisiejszą prezencję. Z przyklejonym przyjaznym uśmiechem odpowiadał na zaczepki, chcąc jak najszybciej się wywinąć i zacząć szukać Cherry, bo to z nią najchętniej by się przywitał. Nie puszczał przy tym dłoni bruneta.
— Znasz tych wszystkich ludzi? — zapytał, nachylając się do oklapniętego uszka ukochanego.
Był z lekka przerażony, jacy obecni ludzie było otwarci, aczkolwiek miał wrażenie, że nikt nie dostrzega go obok błyszczącego Jimina. Denerwowało go to, lecz w takim tłumie Park nie miał szans wychwycić zmiany w jego postawie. Yoongi postanowił grzecznie trzymać się dłoni swojego ukochanego, chociaż jego już dawno spociła się ze stresu i na pewno nie było komfortowo jej dotykać.
— To znajomi ze szkoły. — odparł krótko, nie wdając się w szczegóły, bo i szczegółów żadnych nie było.
Ruszyli dalej zatłoczonym salonem, a Jimin rozglądał się za przyjaciółką. W tłumie nie mógł zdać się na swoje wyostrzone zmysły słuchu i powonienia, dlatego zostało mu szukanie wzrokiem dziewczyny. Aż w końcu znalazł ją przy wejściu do kuchni. Stała, rozmawiając z Amy i Aną, a od tyłu obejmował ją jej chłopak, którego zaraz koledzy zaciągnęli w inny kąt pomieszczenia.
— Cherry! — zawołał blondyn, idąc niestrudzenie w jej kierunku i ciągnąc wilczą hybrydę za sobą.
Przefarbowane na rudo uszka dziewczyny zadrżały, wyławiając spośród głośnej muzyki i miliona rozmów jego wołanie, a zaraz zielone oczy odnalazły go. Cherry uśmiechnęła się promiennie, widząc swojego przyjaciela, z którym przywitała się przytulasem. Nie miała na sobie sukienki, jak większość dziewczyn, tylko dopasowane, ciemne spodnie i bladoróżową, zwiewną bluzeczkę z masą falbanek.
— Jiminnie! Łał, wyglądasz... łał... — wykrztusiła, skanując zdumionym wzrokiem wygląd Parka. — Kto ci doradził w wyborze tych ubrań, bo sam byś na pewno się tak nie odstawił!
— Hehe — Amy zaśmiała się cwaniacko. — Wiedziałam, że będzie wyglądał jak złoto i brylanty!
Ana zaś kilka sekund gapiła się na blondyna z otwartą buzią. Co prawda zauroczenie chłopakiem już jej przeszło, ale nie mogła wybić sobie z głowy myśli, że Jimin wygląda jak seksowny, koreański idol. Dlatego też nie przeżyłaby, gdyby nie zatańczyli chociaż jednego wspólnego tańca. Kiedy więc puścili kolejny, skoczny kawałek, dziewczyna porwała go na parkiet. Psiak zdążył tylko posłać ukochanemu przepraszające spojrzenie, nim zniknął wśród innych tańczących.
Yoongi został sam z Amy i Cherry.
Nie wiadomo jak i kiedy, ale w dłoni Yoongiego pojawił się nie jeden, a nawet dwa kubeczki pełne trunku. Został sam na sam z obiema dziewczynami w totalnej ciszy. Nie było zupełnie drętwo przez głośną muzykę. Obserwował obie z lekkim dystansem, po czym odezwał się z początku po koreańsku, szybko poprawiając się na angielski.
— Jestem Yoongi, chłopak Jimina — przywitał się. Musiał krzyknąć, aby te na pewno go usłyszały.
Rudowłosa uśmiechnęła się do niego nieco nieśmiało i zbliżyła trochę, żeby oboje nie musieli wrzeszczeć podczas rozmowy. Na szczęście, nie musiała stać bliżej, niż pół metra, by dobrze się słyszeli.
— Wiem bardzo dobrze, kim jesteś. Jimin nie przestaje o tobie mówić — powiedziała sympatycznym tonem. Była to prawda, bo ze szkolnej społeczności tylko trzy najbliższe przyjaciółki blondyna wiedziały, że on i Yoongi są ze sobą. Siłą rzeczy więc, chłopak naprawdę dużo im o nim opowiadał, mając czasami potrzebę wyrzucenia z siebie wszystkiego.
Brunet posłał dziewczynie nieśmiały uśmiech, zatapiając stres wraz z kilkoma łykami, jak się okazało, piwa. Nie miał nic do alkoholu, ale wolał za dużo nie pić, znając preferencje swojego chłopaka, którego szukał wzrokiem, bo gdzieś totalnie mu znikł.
Czuł się zapomniany, przez fakt, że Jimin tak szybko został wciągnięty przez tłum ludzi, który zdawał się go doskonale znać. Miał wrażenie, że bardziej był kulą u nogi, niż kimś, z kim Park chciałby spędzić resztę życia. Niepokoiło go to, iż nie znał jego położenia i coraz bardziej stresował się faktem, że jakieś obce dłonie mogą zalegać właśnie na jego biodrach i nie tylko. Nic więc dziwnego, że szukał go wzrokiem. Przygotowywał się mentalnie na wejście w ten tłum, byle żeby go znaleźć.
— Cherry, powiedz mi, skąd ci wszyscy ludzie znają Jimina? W szkole przecież trzymał się chyba tylko z wami...
Dziewczyna spojrzała na niego z wyraźnym zdumieniem.
— Tak, na początku tak było, ale z czasem zaczął być coraz bardziej popularny, jakoś po tym, kiedy cheerleaderki go poznały i zrobiły sobie z niego prywatną maskotkę. Wiadomo, wszystkie te dziewczyny są znane w całej szkole i przez to Jimina znają już chyba wszyscy i wszyscy uwielbiają. W końcu, jak można nie uwielbiać takiej przyjacielskiej, uroczej kulki? — zaśmiała się, ale widząc nietęgą minę rozmówcy, odwróciła ponownie wzrok, kontynuując niepewnie swój monolog. — Wcześniej miał dużo adoratorek i... w sumie nie tylko adoratorek, ale kiedy odmówił jednej z nich, mówiąc, że już kogoś ma, plotka rozniosła się po szkole z prędkością światła. Nie powiedział, z kim się spotyka i do tej pory poza mną, Amy i Aną nikt tego nie wie. — opowiadała dalej. Była dość zdziwiona, bo wychodziło na to, że Yoongi nie wiedział nic o popularności swojego chłopaka, co było aż dziwne, biorąc pod uwagę, że przecież razem chodzili do tej samej szkoły.
Brunet wyglądał na autentycznie zdziwionego tym co usłyszał. Patrzył w tłum ludzi, próbując sobie przypomnieć, czy faktycznie tak było, ale niestety, nic nie pamiętał. Odkąd poprosił Jimina o dyskrecję, w szkole mieli bardzo mało interakcji ze sobą, a on sam nigdy nie był ciekawskim uchem, aby słyszeć jakie są plotki w szkole (przeważnie, bo często było tak, że ludzie rozmawiali o czymś obok niego, nie dostrzegając go).
Mimo wszystko, nie podobało mu się to, że nie był świadom popularności psiej hybrydy. Ale teraz, kiedy miał już taką wiedzę, to zastanawiał się, czy nie wolałby czasem być w błogiej nieświadomości. Zastanawiał się, czy jest bardziej zły na swojego ukochanego, że nic mu nie powiedział, czy na siebie, że nic nie zauważył. Z jeszcze innej strony, on też miał swój mały sekret, którym nie dzielił się z Parkiem w obawie, iż ten zacznie się zamartwiać i dodatkowo się jeszcze pokłócą. Przez swój temperament nie zgarnął przychylności osób, wśród których obraca się w Korei. Gdyby nie ojciec i jego znajomości, pewnie by go tutaj nie było. Gryzł się w język za każdym razem, ale przez swoją nerwowość musi pozostać poza granicami Stanów Zjednoczonych dodatkowe pół roku. Nie wiedział jak przekaże to swojemu chłopakowi, ale przynajmniej wiedział, że nie powinien się teraz na niego wkurzać.
Będąc zamyślonym, wypił tak oba kubeczki w przeciągu dziesięciu minut i sięgał właśnie po trzeci. Na trzeźwo tego nie zniesie.
Jimin wrócił z parkietu po dobrych piętnastu minutach, zdyszany, czerwony i spocony, ale wyraźnie zadowolony, że zastał bruneta w tym samym miejscu, w którym go zostawił. Nie zważając na fakt, że znała go większość ludzi wokół, padł ukochanemu w ramiona, samemu się do niego przyklejając i tuląc buzię do jego szyi. Zmęczył się, do tego przyjaciółki (bo Amy dołączyła do niego i Any krótko po tym, jak ta dwójka odeszła na parkiet) prawie że wlały w niego dwa drinki. A cóż, Jimin nigdy wcześniej nie pił alkoholu, poza symboliczną lampką szampana i już było widać pierwsze oznaki wstawienia, bo uśmiechał się szeroko i chichotał z byle powodu, nie chcąc też za żadne skarby odkleić się od Yoongiego.
Yoongi natychmiastowo stracił zainteresowanie Cherry, gdy tylko zauważył jasne uszka swojego aniołka. Objął go szczelnie, czując jak skąpa koszulka lepi mu się do pleców od potu. Ogarnął dłonią niesforne kosmyki z czoła swojego kochania.
Nie umiał się powstrzymać od takich gestów, ale w głębi czuł się bardzo nieswojo, z myślą, że ktoś może się im przyglądać. Dlatego patrzył tylko na zarumienioną twarz Jimina, który szczerzył się, jak gdyby nie tylko wypił dwa drinki, a przy okazji naćpał się haszyszem.
— Dobrze się bawisz? — spytał, dalej stojąc twardo na swoim miejscu. Gdyby blondyn nie pojawił się w tym miejscu, wyglądałby jak posag, który tylko wymienia kubeczki i ich zawartość w dłoni.
— Niby taaak, ale się zmęczyłem. — burknął, przeciągając dziwnie słowo, czego normalnie zazwyczaj nie robił. Co prawda ogarniał w pełni, co się wokół niego dzieje i co on sam robi, ale gdy za długo patrzył w jedno miejsce, obraz dziwnie mu się zlewał, a czasami słowa wypadały z jego ust w złej kolejności, przez co zdanie nie miało sensu. — A ty będziesz tak tu stał, Yooni? — spytał, tuląc się, niczym spragniony bliskości szczeniak.
— Wygodnie mi tutaj. Nikt mnie nie zaczepia i nie ma takiego tłumu — mruknął. Stał pomiędzy oknem i wejściem do kuchni, a stołem zapełnionym w całości czerwonymi kubeczkami. W prawdzie co chwilę ktoś podchodził, ale zabierał co potrzebował i znikał w tłumie. Tylko on stał w tym miejscu, mając całkiem niezły widok na otoczenie.
Pochylił się w kierunku ukochanego, wąchając go intensywnie. Zmarszczył nos, gdy wyczuł alkohol od blondyna.
— Dużo wypiłeś? — spytał, zaczynając całować go po linii szczęki, żeby jak najdłużej zatrzymać go przy sobie. Niestety, ale nie był jakimś herosem, który przeskoczy własne lęki. Nie ma mowy, aby wszedł pomiędzy obce, spocone osoby i naraził się na niechcianą bliskość. Ale z drugiej strony bał się o swojego chłopaka. — Nie odchodź za daleko, chcę cię widzieć, dobra?
— Nie, tylko- mhh... tylko dwa drinki... — wymamrotał, odchylając posłusznie głowę, żeby dać starszemu lepszy dostęp do pieszczonego miejsca. Oparł się tym samym na jego ramieniu. — Znajomi mnie ciągną, żeby coś mi pokazać, albo żebym z nimi porozmawiał i... głupio mi odmawiać. — wyjaśnił cicho, był jednak tak blisko czułego, wilczego ucha, że Yoongi bez problemu mógł go usłyszeć. Jasny ogon bezustannie kiwał się leniwymi ruchami, dając znać, że jego właściciel jest zadowolony.
Brunet składał powolne, mokre pocałunki wzdłuż szyi ukochanego, wdychając jego zapach, przez co nie odpowiedział mu tak do razu. Przez kilka sekund nawet zastanawiał się, o czym wcześniej rozmawiali.
— Ja ci niedługo ucieknę... a ich będziesz miał tu na stałe — powiedział, ostatecznie odsuwając się. — Idź do nich, a potem przejdziemy się w pobliżu, okej? Musisz się przewietrzyć, bo wypiłeś o dwa drinki za dużo — czuł się trochę jak jakaś matka, prawiąc tak morały ukochanemu. Nie znosił takich imprez, lanego litrami alkoholu i hałasu, mocno drażniącego uszy.
— Mhm, dobrze, hyung — wymruczał młodszy, nie odrywając się jednak od drugiego ciała. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że zwrócił się do Mina honoryfikatem. Starał się nie mówić do niego w ten sposób, bo byli razem już jakiś czas i miał wrażenie, że mówiąc mu po imieniu przełamuje jakąś niewidzialną granicę, która oddzielała ich, nim zaczął to robić. Czasami jednak przyzwyczajenia dawały o sobie znać, zwłaszcza, gdy nie skupiał się na tym, co mówi.
Nie nacieszył się jednak bliskością wilczej hybrydy zbyt długo, bo zaraz kilka cheerleaderek zaciągnęło biednego Jimina do swojego grona, chcąc pozachwycać się swoją ulubioną maskotką. Blondyn przywykł już do tego, że dziewczyny często dotykają jego włosów czy twarzy, były jednak na tyle uprzejme, żeby nie ruszać żadnej ze zwierzęcych części ciała. Żadna hybryda nie przepadała za dotykaniem ich, prócz wyjątkowych sytuacji.
Yoongi został sam, podpierając ścianę. Nie miał co ze sobą zrobić, a nie chciał psuć zabawy swojemu ukochanemu. Zaczął się zatem zastanawiać, gdzie jest jego przyjaciel. Wyjrzał przez okno, szukając go wzrokiem. Dość szybko jego uwagę odwróciły pierwsze fajerwerki, puszczane w oddali przed czasem, ale za to ładnie odznaczały się nad rozświetlonym niebie. Zapatrzył się na ten widok, odsuwając na bok wszystkie myśli, które trochę go dręczyły.
Z niezadowoleniem wrócił wzrokiem, szukając rozchwytywanego chłopaka, który znowu mu zniknął. Zaczął krążyć wokół stolika, albo zaglądał do kuchni, gdzie znalazł zlew pełen wymiotów, na co strasznie się skrzywił.
Tak mijała godzina za godziną. Jimin robił coraz bardziej chwiejne kursy (co było zasługą dwóch kolejnych wypitych drinków (naprawdę nie należał do asertywnych ludzi)) między znajomymi, a ukochanym, nie zostając jednak w żadnym z tych miejsc zbyt długo. Czasami miał wrażenie, że mija otoczonego dziewczynami Hoseoka, ale nigdy nie zwracał uwagi na tyle, by swoje podejrzenia zweryfikować. Poza tym, nie kontaktował tak dobrze, jak normalnie.
Nim cała ferajna się obejrzała, nadeszła północ. Większość towarzystwa wysypała się przed dom, żeby podziwiać fajerwerki, w tym Jimin wraz z Yoongim, którego w końcu odnalazł w tłumie. Obraz zabawnie mu się rozmywał, a on sam miał nieco zaburzone poczucie równowagi, ale nie miało to większego znaczenia, kiedy oparł się o bok ukochanego i gapił w rozświetlane przez kolorowe iskry niebo.
A gdy tłum skończył wielkie odliczanie, zaczynając głośno wiwatować, psiak przerzucił śmiało rękę przez kark bruneta i docisnął swoje wargi do tych jego. W końcu to, jak zaczynasz następny rok ma obrazować cały jego przebieg, prawda?
Min oddał pocałunek chaotycznie, trzymając ciało chłopca blisko siebie, nie mając zamiaru wypuszczać go, ani dzielić się nim przez najbliższą godzinę.
— Zaproponowałbym ci szampana, ale jesteś totalnie wcięty — powiedział w usta ukochanego, ignorując głośne okrzyki radości wokół nich.
Żadne fajerwerki nie potrafiły przyćmić urody psiej hybrydy, nawet jeśli makijaż trochę mu się rozmazał, a policzki były mocno czerwone od wypitego alkoholu. Przysunął się, dotykając czubkiem nosa tego od Jimina, po czym pomiział go, uśmiechając pod nosem.
— Zimnego ognia? — zapytał ktoś obok nich, wręczając im do dłoni wynalazek, który wspólnymi siłami zapalili i mogli cieszyć wzrok przez kilka minut.
Obserwowanie radości Parka było czymś, co Yoongi mógł robić godzinami. Szczery, szeroki uśmiech unosił i tak pyzate policzki jeszcze wyżej, uwydatniając je. Oczy, które niekontrolowanie i naturalnie zamykał. Pewnie nie zdawał sobie sprawy z tego, iż jego brew drgała, gdy mocno się ekscytował. Bystre oko wilczej hybrydy wyłapało nawet to. A teraz, błyszczące fajerwerki na patyczku odbijały się w kasztanowych oczach, w których zakochał się jako pierwszych.
Szczęście wywołane przez dobrą zabawę, obecność i bliskość ukochanego oraz wypity alkohol, wprawiła Jimina w stan prawdziwej euforii. Nie potrafił przestać się uśmiechać, a jego ogonek merdał i podskakiwał na przemian.
Zgodnie ze złożoną samemu sobie obietnicą, Yoongi nie wypuścił blondyna przez dłuższy czas. Kiedy wszyscy wrócili z powrotem do wnętrza domu, para zaszyła się w zaciemnionym kącie, żeby móc oddać się swojemu wzajemnemu ciepłu i zapachowi, skradając sobie co jakiś czas pocałunki. Kuriozalnie dopiero wtedy mieli naprawdę czas, żeby się sobą nacieszyć, bo przez ostatnie parę dni byli zbyt na to zabiegani, chcąc jak najwięcej zrobić w jak najkrótszym czasie.
Apogeum imprezy zaczęło powoli mijać i coraz więcej osób zaczęło zbierać się do domu (poza delikwentami, którzy posnęli gdzieś po kątach), aż ostała się dość niewielka grupka, zaliczająca do siebie naszą parkę, nadal zatopioną w swoim świecie, Cherry, Amy, Anę, nieźle wstawionego Hoseoka i paręnaście innych osób. Imprezowanie w tak nielicznym gronie nie miało większego sensu, więc trzeba było wymyślić inną rozrywkę.
A ta nasuwała się sama i na głos wypowiedział propozycję jeden z chłopców:
— Zagrajmy w butelkę!
Dłoń bruneta zacisnęła się na kształtnym, półtwardym pośladku Jimina, gdy jego uszu dotarła ta niedorzeczna propozycja, przez którą jego psiak oderwał się z cmoknięciem od jego ust i głośno zadeklarował swój udział. Uciekł mu z ramion, a tym samym seksownie opięte, okrągłe półkule, na które czaił się cały wieczór, zdążył jedynie musnąć opuszkami.
Warknął pod nosem niepocieszony, gdy zobaczył na jednym kolanie Hoseoka blondynkę, a na drugim jakąś rudowłosą z piegami. Dlaczego ten dzień był dla niego taki niesprawiedliwy?
Mark, chłopak Cherry, przyniósł kilka butelek i zaczął testować, która najlepiej się kręcie, kiedy towarzystwo rozpoczęło układać się wygodnie wokół.
— Ale nie siadajcie tak ciasno, bo nie będzie wiadomo na kogo padło — chłopak rozganiał ręką zgromadzonych, tworząc trochę przestrzeni pomiędzy każdym.
Ktoś włączył normalne światło, wyłączając tym samym roztańczone neony i fioletowe lampki, które miały nadawać klubowej atmosfery, dzięki czemu cały salon był dobrze widoczny. Już samo to sprawiło, że Jimin trochę oprzytomniał (pocałunki z hyungiem działały na niego bardziej, niż te wszystkie kolorowe drinki) i zaczął rozglądać, jakby dopiero co się obudził. Ze smutkiem stwierdził, że jego ukochany wcale nie ma zamiaru brać udziału w zabawie, bo wciąż siedział na tym samym fotelu, na którym wcześniej bezwstydnie się obściskiwali, i nie wykazywał chęci do ruszenie się z miejsca.
Oczywiście, gra była na pytania i wyzwania. Cała gromada, widocznie nietrzeźwa, miała naprawdę bezpośrednie, bezpruderyjne pomysły, dlatego nie zawsze wybór „pytania" był bezpieczną opcją. I mimo że Jiminowi przybyło sporo odwagi poprzez zażyte procenty, wolał nie wybierać wyzwania, dopóki całej jej w sobie nie zbierze.
Przez kolejne pół godziny zabawa się rozkręcała, tak samo jak wirująca na środku butelka po winie. Jedna z uczestniczek została wylosowana już kilka razy i nie chcąc wyjść na ciapę wybierała za każdym razem wyzwanie. Zrządzenie losu chciało, że zadania dawała jej sama męska część towarzystwa, biorąc chyba za cel rozebranie jej do naga, bo każdy kazał jej pozbyć się którejś części garderoby, aż nie została w samej sukience, bez żadnej bielizny.
Na blondyna padło tylko raz i bojaźliwie wybrał pytanie, którym było „Czy jesteś prawiczkiem?". Zadała je jedna z dziewcząt, a kiedy odpowiedział twierdząco, reszta zaczęła wyrażać swoją dezaprobatę, że zmarnowała szansę na wyciągnięcie czegoś z niego, pytając o tak oczywistą rzecz (czego Jimin nie do końca zrozumiał. Czyli wyglądał na prawiczka?).
— Dobra, Jiminie, teraz ty kręcisz! — krzyknęła radośnie Amy, klaszcząc w dłonie.
Przez kilka sekund wzrok większości skupił się na ciemnej butelce, a ta zwalniała z kolejnymi obrotami. W końcu się zatrzymała wskazując na Junga, który krzyknął radośnie, a wraz z nim jego towarzyszki, które zaczęły całować go po policzkach z ekscytacji i ściskać tak mocno, że jego twarz znikła pod piersiami dziewczyn, dusząc go trochę.
— Wyzwanie! — krzyknął po koreańsku, poprawiając zaraz słówkiem z angielskiego, które kojarzył dzięki obejrzanym filmikom na YouTube.
Min, siedzący do tej pory z boku i przyglądający się wszystkiemu z dystansem, zastanawiał się, jakim cudem uśmiech w kształcie serca zarażał tak wszystkich zgromadzonych, którzy zaczęli głośno wiwatować wybór jego przyjaciela.
— Jak on się nazywa? — zapytał w końcu ktoś głośno, na co odpowiedziała mu Anastasia, zadowolona, że może wymówić koreańskie imię nowego kolegi (zdążyła zrobić research nowego gościa, wyglądającego jakby wyszedł z teledysku kpopowego). Sekundę później całe pomieszczenie skandowało imię Junga, klaszcząc przy tym i patrząc wyczekująco na Jimina, a wyzywany wstał ze swojego miejsca (z pomocą innych, bo sam nie dałby rady), będąc gotowym na przyjęcie swojego zadania.
— Nie szczędź mnie, dawaj coś dobrego.
Jimin musiał się poważnie zastanowić, co dla otumanionego mózgu było ekstremalnym wyzwaniem. Rozchichotana Cherry, która siedziała po jego prawej stronie, nachyliła się, żeby szepnąć mu coś do psiego uszka, powodując tym samym jego śmiech. Tak, to zdecydowanie nie oszczędzi Hoseoka.
— Wsyp sobie dwie garści lodu do gaci. Z przodu — powiedział na głos podsuniętą przez przyjaciółkę propozycję.
Jung przekręcił głowę w bok, co blondyn odczytał jako „nie rozumiem", a Jimin szybko przetłumaczył mu to na ich rodzinny język.
Mina Koreańczyka była bezcenna, a tuż przed nim nagle zjawił się chłopak z wiadrem pełnym lodu. Pisnął jak dziewczyna, odsuwając się na bok, ale towarzyszki, które do tej pory jedynie go całowały, albo obmacywały, przytrzymały go.
Yoongi widząc rozgrywającą się akcję, wstał ze swojego miejsca, przemieszczając się bliżej. Po raz pierwszy podczas całej zabawy zainteresował się nią bardziej, węsząc idealny wspominkowy klip z „wycieczki do Ameryki", którym miał zamiar dręczyć swojego przyjaciela do końca życia. Nagrał na swój telefon egzekucję kumpla, pełną krzyków katowanego i śmiechów całej publiczności. Nie omieszkał też najechać obiektywem na swoje słoneczko, które wyglądało na zadowolone z siebie.
Po całym zabiegu Hoseok, niestety, nie był zdolny do zakręcenia butelką (stękał ciche „moje jajeczka hibernują" i kulił się na ziemi w pozycji embrionalnej). Zrobiła to gospodyni imprezy, a po chwili każdy zapomniał o cierpiącym chłopaku. To był idealny moment, w którym przydała się wilcza hybryda, bo przetransportowała przyjaciela na kanapę wewnątrz domu. Musiał się z nim trochę siłować, bo Jung nie chciał współpracować, twierdząc, że w jego żyłach płyną drobinki lodu. Min nie szczędził sobie z niego żartów, których ten nie rozumiał.
— Czym oni cię napchali? — spytał sam siebie, sadzając go na skórzanym meblu i dla bezpieczeństwa otoczył go znalezionymi poduszkami. — Nie ruszaj się już stąd, pobaw się telefonem czy coś. Musze iść po Jimina i chyba zmywamy się do domu. — Yoongi nie był pewien, czy rówieśnik go rozumie, bo nic nie odpowiedział, skupiając wzrok na jakieś rzeczy.
Wyprostował się, strzelając kośćmi w kolanach i podążył tam, gdzie trwała cała gra. Omiótł czujnym spojrzeniem całe pomieszczenie, szybko dostrzegając swojego ukochanego, który akurat w tym momencie został wybrany przez butelkę. Postanowił po raz ostatni wypełnić zadanie lub odpowiedzieć na pytanie, a potem porwać go do domu.
W końcu odwaga Jimina skumulowała się dostatecznie, by śmiało wybrać wyzwanie. Szybko jednak tego pożałował, bo chytry uśmiech dziewczyny, która kręciła butelką sprawił, że psiakowi dreszcze przebiegły po plecach. Była to wysoka, piękna, dobrze wyglądająca blondynka, a zarazem redaktorka naczelna newsów w radiowęźle. A taka nie przepuści okazji, żeby wycisnąć z Jimina jego długo ukrywany sekret. Oczywiście, zdążyła podejrzeć, że blondyn całował się tu i ówdzie z jakimś chłopakiem, ale nie była do końca pewna, kim on jest i czy to na sto procent ten „ktoś z kim spotyka się Park Jimin", dla kogo odrzucał wszelkie zaloty.
Dziewczyna podumała parę chwil, a potem uśmiechnęła się szeroko, znajdując idealne rozwiązanie dla swojego problemu. Uderzyła z zaciętością dłonią w podłogę, aż Park podskoczył wystraszony i powiedziała:
— Musisz pocałować osobę, z którą jesteś w związku.
Przez grupę przeszedł szmer, a kilka osób pokiwało z aprobatą głowami na ten pomysł. Jimin natychmiast spojrzał na Yoongiego, który dopiero co pojawił się w pokoju. W tym stanie w ogóle nie widział problemu w wypełnieniu tego zadania, więc szybciutko wstał i sprężystym krokiem dotarł do hyunga, żeby po chwili owinąć rękoma jego szyję i pocałować całkiem śmiało.
Szczupłe, ale tak bardzo znane dłonie owinęły kark starszego. Nie powstrzymywał się, tylko oddał pocałunek swojego chłopca, nie do końca słysząc, co miał zrobić. Przyzwyczajony do krótkich ale intensywnych pieszczot, przytrzymał go bliżej siebie, gdy ten chciał się odsunąć, czemu zaczęły towarzyszyć nagłe gwizdy, szybko burzące intymną atmosferę między nimi (o ile jakaś istniała, jeśli od samego początku kilkanaście par oczu wgapiało się w nich).
— Co się... — spytał, a stres przygniótł jego klatkę piersiową, gdy tyle oczu patrzyło wprost na nich. Zacisnął mocniej dłoń na ramieniu swojego ukochanego, nie rozumiejąc z czego cieszą się ci wszyscy ludzie dookoła. W kilka sekund na jego szyi zawisła girlanda z kolorowych kwiatów, a podobną otrzymał Park. Z lekka się najeżył, kiedy ktoś zaczął go popychać bardziej w głąb pokoju, tylko po to, żeby ukazać większej ilości ludzi chłopaka Park Jimina.
W momencie ujawnienia jego twarzy, nastolatkowie podzielili się na kilka grup. Jedni byli w szoku, rozpoznając w czarnych włosach, szpiczastych uszach i nieprzystępnym spojrzeniu Min Yoongiego, który opuścił ich liceum trochę ponad rok temu. Drudzy w ogóle nie zwrócili uwagi na tożsamość bruneta (lub po prostu go nie skojarzyli), wciąż krzycząc i wiwatując. Kilka dziewczyn zrobiło takie miny, jakby ktoś im wepchnął do ust zapleśniałą skarpetkę.
A Jimin szczerzył swoje białe zęby w pijackiej radości, przyklejając się do boku ukochanego. Żałować swoich pochopnych działań miał dopiero na następny dzień. Szybko jednak stracono zainteresowanie Yoongim (no, przynajmniej większość straciła), wracając do gry. To Jimin miał teraz kręcić. Ten jednak nie miał zamiaru odrywać się od wilczej hybrydy, wciąż chichotając pod nosem, dlatego reszta kontynuowała zabawę bez niego.
Brunet skorzystał z okazji, widząc jak jego chłopak się do niego klei. Wyprowadził go z pomieszczenia, chcąc zejść całkowicie z oczu tych wszystkich ludzi. Był oszołomiony, tym co się stało.
— Jiminnie, wracamy do... — Usta starszego zostały zakryte tymi pełnymi, lekko suchymi od blondyna. Złapał go w pasie, aby utrzymać równowagę i oddał chaotycznie jego pocałunek. Zamruczał w jego usta, próbując się delikatnie odsunąć, ale Parka dopadła wyjątkowo ckliwa i mocna chwila okazywania czułości swojemu chłopakowi.
Sam Jimin także wydawał z siebie mrukliwe, bliżej niezidentyfikowane odgłosy, mocniej dociskając swoje ciało do tego hyunga. Nie miał pojęcia co go tak nagle napadło na wymianę śliny z ukochanym, ale będąc porządnie wstawionym, w ogóle nie myślał o tym, co robi. Na trzeźwo zapewne nie byłby tak śmiały, żeby inicjować pocałunki głębsze, niż jeden całus w miejscu, gdzie byli inni ludzie. Prosty obraz tego, co alkohol potrafił zrobić z ludźmi, zwłaszcza tak na niego podatnymi, jak Park.
Rozochocony, nie zwracając uwagi na to, że Yoongi próbuje go odsunąć, zaczął delikatnie, acz sugestywnie poruszać biodrami, ocierając się tym samym o starszego. Był to naprawdę subtelny gest, ale przez cienki materiał spodni, który przylegał do jego nóg jak druga skóra, odczuwał to intensywniej, przez co z gardła wyrwał mu się głośniejszy pomruk.
Na twarz Mina wstąpił rumieniec, po ruchach i dotyku Jimina, którego nie podejrzewałby o taką śmiałość, nawet po alkoholu. Ułożył dłonie na tali psiej hybrydy, lgnącej do dotyku swojego hyunga bardziej, niż zwykle.
Yoongi musiał myśleć dużo wolniej, bo ani dreszcze odczute na kręgosłupie, ani delikatne ruchy bioder ukochanego prędko nie wpłynęły na wyobraźnie wilka. Dopiero, gdy poczuł drobną łapkę pod swoją koszulą i cichy chichot przy uchu zrozumiał, do czego to wszystko zmierza. Nie był do końca pewny, czy to dobry pomysł wykorzystywać upojenie alkoholowe Jimina, ale ten sam pchał go do tylu na ścianę. Szybko jednak się okazało, że nic nie ma za nim i wywrócili się na schody. W ostatniej chwili złapał blondyna, aby ten nic sobie nie zrobił.
Trochę im zajęło, nim pozbierali się z miejsca upadku (jakby nie patrzeć, oboje trochę wypili, aczkolwiek Min był w dużo lepszym stanie od swojego chłopca). W momencie, gdy znaleźli się na piętrze, ich usta złączyły się ponownie, a oba ogony całkiem energicznie przecinały powietrze, co chwilę o coś uderzając. Starszemu bardzo szybko zrobiło się gorąco, kiedy dotarło do niego, iż nareszcie będzie mógł dokładnie podotykać kształtnych pośladków, ukrytych jeszcze pod ciasnym materiałem spodni.
Nie wiedzieli gdzie idą. Dwa razy przypadkiem trafili do innego miejsca, niż potrzebowali, a droga im się dłużyła, bo ciągle obdarzali się pocałunkami, a niezrażony Jimin zdążył rozpiąć koszulę ukochanego już do połowy, nim znaleźli pokój wyposażony w coś miękkiego, na czym mogli ułożyć swoje rozgrzane ciała.
Jako, że zarówno Yoongi, jak i Jimin byli młodzi i niedoświadczeni, podniecili się naprawdę szybko. Oboje więc mogli wyczuć u siebie wzajemnie niewygodne wzwody, gdy wymieniali się mokrymi, głębokimi pocałunkami, jeżdżąc dłońmi po swoich ciałach bez zahamowań.
Ostatecznie blondyn skończył pod swoim ukochanym, postękując ledwo słyszalnie i ocierając się o niego energicznie przez ciasny materiał. Nigdy by nie pomyślał, że na tej „domówce dla maksymalnie dziesięciu osób", jak to niewinnie przedstawiła mu Cherry, skończy z wilczą hybrydą w takiej sytuacji, ale nie był w stanie tego żałować, kiedy dotyk starszego na jego skórze przyprawiał go o niezwykłe, podniecające dreszcze, a wilgotne od pocałunków wargi zjeżdżały co jakiś czas z tych jego, by dotknąć innych miejsc, głównie szyi i odkrytych już obojczyków.
Procenty we krwi skutecznie przyćmiły zawstydzenie, które w takich sytuacjach zazwyczaj paraliżowało Jimina, więc mimo pewnej nieporadności w swoich gestach, wszystko robił śmiało i bez namysłu. Uniósł się do siadu, komunikując brunetowi, że chce tym samym zmienić pozycję na siedzącą, na co ten mu pozwolił i kiedy Min siedział już, dysząc ciężko i oblizując wargi, Jimin wtrynił się pomiędzy jego nogi, przekładając te swoje nad jego uda. Mogli dzięki temu wciąż się całować, a młodszy miał dostęp do interesującego go miejsca. A był nim czarno-szary, wilczy ogon.
Zazwyczaj hybrydy nie lubiły być dotykane w tych miejscach, jednak w chwilach podniecenia i uniesienia, dotyk na ogonie czy za uszami wyzwalał nowe pokłady przyjemności. Chcąc w ten sposób zadowolić ukochanego, psiak zaczął od przejeżdżania delikatnie dłonią po ciemnej sierści, mając w planach przejść do pocierania o wrażliwą nasadę, jeśli reakcja będzie pozytywna (nie wszystkie hybrydy w końcu miały takie same upodobania).
Yoongi, odurzony zapachem truskawkowych mochi, oddychał szybko przez rozchylone usta. Jego koszula ledwo trzymała się na ramionach, będąc całkowicie rozpiętą. Wodził końcówką nosa po szyi ukochanego, a jego dłonie samoistnie zjechały na miejsce, o którym myślał dziś przez większość wieczoru.
Pełne, kształtne, nie za miękkie, ani też nie za twarde. Wielkością idealnie pasującą do dużych, żylastych dłoni Mina. Z ogromem satysfakcji ułożył swoje palce na pośladkach swojego chłopaka, a od knykci po sam krzyż przebiegł go mocny dreszcz podniecenia. Były idealne, wymarzone, perfekcyjne, najwyższej próby – aż zabrakło mu epitetów na określenie tego, jak mocno oczarowany był tyłkiem swojego ukochanego. Z miłą chęcią stanie się nowym i jedynym koneserem jiminowego półdupka.
Nigdy głośno by tego nie przyznał, w obawie ze takie uprzedmiotowienie mogłoby urazić Jimina, ale zdecydowanie kasztanowe oczy i obłędne dwie półkule były rzeczami, na których wzrok Yoongiego zawieszał się najczęściej i najbardziej pobudzały jego wyobraźnię. A teraz bezwstydnie dotykał go, ściskając raz po raz coraz mocniej. Mocno wbił palce w znakomicie wyrzeźbione pośladki, przyciągając jego krocze bliżej swojego i zaczął ocierać ich znowu o siebie.
Przy zachwycie i ekscytacji, jakie odczuwał podczas spełniania swoich fantazji poprzez macanie ukochanego, z opóźnieniem dotarł do niego dotyk na ogonie, który z początku go łaskotał, ale im bardziej stawał się intensywny, tym bardziej Min odczuwał gwałtownie wzrastające podniecenie, szukające ujścia.
— Kochanie... — wymamrotał, a z ust uleciało mu niskie westchniecie, gdy odczuł silny ucisk w podbrzuszu.
Jimin jęknął w odpowiedzi, bo i jego bardziej pobudził silny dotyk na jego pupie oraz przyjemność, płynąca z ocierania się o starszego. Psiak okazał się zadziwiająco głośny, jeśli chodziło o wyrażanie swojego zadowolenia. Yoongi myślał, że ten będzie raczej – tak jak na początku – postękiwać cichutko, a w rzeczywistości Park jęczał, skomlał i charczał przepełnione emocjami „Yooni" do wrażliwego, wilczego ucha, nie przejmując się ani trochę tym, że ktoś może go usłyszeć (a ktoś usłyszał na pewno).
Nie zrezygnował też z dotyku na ogonie Mina, choć przez napływające zewsząd, odbierające myślenie bodźce ciężko było mu się skupić na tej czynności. Ostatecznie jednak trafił palcami do odpowiedniego miejsca, gdzie ogon wychodził z czarnych spodni właściciela, i zaczął mocno je pocierać, słysząc i czując, że jego ukochanemu się to podoba.
Yoongi przełknął ślinę, zbyt mocno zaoferowany tym co się wokół niego działo, by zatrzymać dłoń ukochanego. W momencie, gdy palce dotknęły wrażliwej nasady ogona, wilk głośno warknął, a jego biodra szarpnęły gwałtownie, domagając się więcej dotyku w tamtym miejscu.
Brak doświadczenia, który przekładał się też w tym, że nie do końca wiedział, co ma zrobić z rozgrzanym i atrakcyjnym ciałem ukochanego szybko objawił się w scenariuszu, przez który przechodziła większość par.
Ucisk w podbrzuszu, ocieranie się o ciebie, głośne, świdrujące dokładnie każdy zakątek ciała Yoongiego, jęki Jimina, nawołujące to jego imię, albo o coś więcej, dotyk na ogonie. Mimo iż z natury był dominantem, w tak nagłej i bardzo ekscytującej sytuacji stracił kontrolę nad własnym ciałem, wpadając w zgubną chęć zaspokojenia.
Moment kulminacyjny nastąpił, gdy usta blondyna przykryły te bruneta, a wolną dłoń młodszy położył na erekcji ukochanego, lekko zaciskając. Yoongi nie wytrzymał tego gorąca pomiędzy nimi, nowego dotyku na ciele, który nie należał do niego. Intymność, jaką zaznał po raz pierwszy ze swoim ukochanym otumaniła go zupełnie. Drobne dłonie doprowadzały go do obłędu, a on nie potrafił go zatrzymać.
Doszedł, odsuwając się od pełnych ust Parka i sycząc.
W pierwszej chwili fala ciepła i odprężenia ponownie nie pozwoliła mu na logiczne myślenie. Szybko jednak zrozumiał, co się stało. Rozchylił usta, tym razem nie po to, aby wypuścić z nich jęk, a w głębokim szoku, który go ogarnął. Wstyd, wymieszany z zaskoczeniem szybko zastąpił uniesienie sprzed chwili.
Jimin nie od razu zorientował się, co się stało. Jemu samemu wiele nie brakowało, żeby dotrzeć do końca, przez co był naprawdę otumaniony siłą i intensywnością odczuć. Dopiero po chwili wyczuł, jak jego ukochany zastygł, a gorący oddech smaga psie uszko. Połączenie tego faktu z uczuciem wilgoci na dłoni, którą nadal zaciskał na kroczu starszego, dało prosty wynik, ale sam był trochę w szoku.
Odsunął się trochę od wilka, żeby móc spojrzeć mu w oczy, choć ten widocznie unikał jego wzroku.
— Yo-yooni, czy ty... — wydukał, wpatrując się bezustannie w twarz Yoongiego. A ten nie musiał odpowiadać, milczenie było wystarczającym przytaknięciem. Wtedy też Jimin otworzył się na bodźce otoczenia, wychodząc z bańki namiętności, w której do tej pory znajdował się z brunetem, dzięki czemu wyczuł jego zestresowaną aurę. Przytulił go więc mocno, tym razem w czysto czułym geście. — Nic się nie stało, naprawdę... — powiedział cicho, chcąc jakoś pocieszyć ukochanego.
Brunet siedział sztywno ze spiętym mięśniami, chcąc uciec najdalej jak się da. Nie dane było mu się ruszyć z miejsca, przez obejmujące go dłonie. Pocieszający głos Jimina sprawił, że tylko bardziej się zawstydził. W piersi czuł narastającą irytację, a ogon co chwilę uderzał o pościel.
— Ale ty nie... — wykrztusił. Zamknął oczy, licząc, że jak znów je otworzy to sytuacja sprzed chwili zniknie. Ale tak się nie stało. Zamiast tego wciąż czuł ciężar Jimina na sobie, jego wzwód wbijający mu się w brzuchu i dłoń delikatnie klepiącą go po plecach. — Przepraszam... ja... — zakończył wypowiedz warknięciem. Oczyma wyobraźni już szukał sobie miejsca na cmentarzu, bo wstyd sprawił, że czuł się jak martwy.
— Nie przejmuj się, Yooni... — poprosił blondyn, puszczając ukochanego, bo to i tak w żaden sposób mu nie pomogło. — I... wiem, że nie powinienem o to prosić w tej chwili, ale mhh... ale mógłbyś mi pomóc? — zerknął sugestywnie w dół. Co prawda mógłby sam dać sobie z tym radę, lecz wiedział, że przez dotyk Yoongiego skończy szybciej.
Brunet pokiwał głową, nie mówiąc już nic więcej. Niepewnie przesunął dłonią po udzie ukochanego, nie czując tego samego mrowienia i podekscytowania, co wcześniej. Raczej zawstydzenie, objawiające się bordowym rumieńcem na jego policzkach.
Pochylił się, całując szczękę blondyna, zostawiając po sobie mokre ślady. Drżące palce rozpięły ciasne spodnie blondyna. Wargi przesuwały się coraz niżej, do obojczyków psiej hybrydy, a szczupłe palce Mina wsunęły się pod bieliznę z trudem. Objął palcami twardy członek ukochanego, na początku pocierając główkę, po chwili zaczynając ruszać dłonią. Policzki nie przestawały go palić, gdy słyszał szybki, urywany oddech Jimina, który nie był już tak spazmatyczny i głośny jak wcześniej, kiedy Yoongi nie zepsuł jeszcze ich pierwszego razu.
Mógł za to obserwować twarz młodszego podczas orgazmu, jak rozchyla niekontrolowanie usta, dłonie zaciskają się prawie w pieści, a całe ciało napina się pod wpływem przyjemności. Jego dłoń nie została pobrudzona nasieniem, co nie było dla niego zdziwieniem. Omegi i bety go nie produkowały, ponieważ nie posiadały żadnych gruczołów odpowiedzialnych za to.
Yoongi ucałował policzek swojego chłopaka, wciąż unikając jego spojrzenia.
Blondyn musiał parę chwil odczekać, nim zaczął w pełni kontaktować, bo jeśli miał być szczery, to był pierwszy orgazm, spowodowany przez drugą osobę i zdecydowanie był o wiele przyjemniejszy, niż te wszystkie, do których doprowadzał się sam (leżąc cichutko pod kołdrą w swoim pokoju, rzecz jasna).
Kiedy już mroczki przed oczami ustąpiły, rozejrzał się po pokoju, tak naprawdę dopiero teraz weryfikując, gdzie w szale pocałunków się dotoczyli. A wyglądało to na sypialnię. Nie wiedział jednak czy pomieszczenie należało do Cherry czy jej mamy, w ciemności ciężko było wypatrzeć szczegóły. Zerknął ponownie na ukochanego. Jego aura nie przestawała być spięta. Jimin chyba powinien być na niego zły za ten... dość szybki koniec, ale nie odnalazł w sobie nawet śladów irytacji. Nie miał Yoongiemu za złe niczego i bardziej w tamtym momencie martwił się tym, że hyung będzie się obwiniał o tą sytuację przez dłuższy czas.
— Wszystko w porządku? — Park nachylił się, by móc zajrzeć w twarz starszego, bo ten miał spuszczoną głowę. — Yooni, naprawdę nie musisz się przejmować... Sam długo bym nie wytrzymał.
Min nie był w stanie powiedzieć mu, że nie tak miało wyglądać ich pierwsze zbliżenie. Chciałby chociaż moc wykrztusić z siebie słowa, że to Jimin powinien dojść jako pierwszy, nie on. Milczał jak zaklęty, odpowiadając na pytanie ukochanego niemrawym cmoknięciem w jego usta, spoglądając przez chwile w kasztanowe oczy aniołka.
Odchylił się w końcu, aby zacząć zapinać swoją koszule.
— Zbierajmy się do domu, okej? — poprosił cicho, próbując zdusić w sobie uczucia takie, jak zawstydzenie i poczucie winy. Jeszcze tego brakowało, żeby robił z siebie ofiarę losu. Wystarczająco się już dziś zbłaźnił.
— Okej... — Jimin niemalże to wyszeptał. Przygnębiona aura udzieliła się i jemu, nie mógł więc cieszyć się z ich pierwszego, bliższego niż do tej pory kontaktu. A naprawdę nie był o nic zły! Ani nawet rozczarowany!
Wyszedł posłusznie za ukochanym na korytarz, zeszli schodami w dół, a gdy ktoś zauważył ich w przejściu salonu, parę osób zagwizdało i coś zawołało, ale żaden już nie zwrócił na to uwagi (no, Jimin tylko się zaczerwienił, chyba przez wcześniejszą sytuację trochę wytrzeźwiał). Blondyn zadzwonił do szofera, który marudnym tonem odmruknął „przyjąłem".
Yoongi czuł się strasznie zmieszany, głównie przez to, że czuł nieznośną wilgoć w swoich spodniach, szczególnie, gdy jego uszu dotarły gwizdy od kilku osób. Nie wkładał koszuli do spodni, żeby ta chociaż trochę zakryła jego problem.
— Skoczę tylko na chwilę do łazienki, dobrze? — Mimo wszystko, nie mógł powstrzymać i ucałował Jimina w policzek, gdy się odsuwał. Nie chciał, żeby tak zapamiętali swój pierwszy kontakt cielesny. Próbował jakoś z tego wybrnąć, chociaż zepsuł już na samym początku wszystko.
W łazience spróbował w jakiś sposób ogarnąć sytuacje w swoich spodniach i bokserkach, ale nie zdało się to na wiele. Liczył, ze Joseph nie będzie niczego komentował. Naciągnął najbardziej jak się dało swoją koszulę i wrócił do ukochanego i Hoseoka, który zasnął na fotelu przed wyjściem.
Chociaż przez chwile jego myśli zostały zajęte przez coś innego, niż sytuacja sprzed chwili i zaczął zamartwiać się przyjacielem, który bez żadnej opieki skończył z zupełnym zgonem. Przewiesił sobie jego rękę przez ramię, po czym objął talię i razem z blondynem wyprowadzili go przed dom, w momencie, gdy kierowca zadzwonił, że już czeka na nich. W trójkę (włącznie z Josephem, który postanowił pomóc swojemu paniczowi, gdy zobaczył w jakim stanie jest Jung) wpakowali bezpiecznie chłopaka do samochodu. Yoongi poczekał, aż Jiminie wsiądzie do samochodu, zamknął za nimi drzwi i po chwili zajął miejsce po jego drugiej stronie.
Droga nie trwała długo, bo i Heath Springs nie było dużym miastem. Zajechali jednak najpierw pod kamieniczkę, w której mieszkał Yoongi, żeby wysadzić jego i Hobiego. Min i szofer dotaszczyli ledwo przytomnego chłopaka pod drzwi (Jimin też chciał pomóc, ale sam miał nogi jak z waty, więc tylko kręcił się wokół nich, niczym niespokojny pies), a potem również do rozłożonej już kanapy, kiedy mama Yoongiego otworzyła im drzwi, ubrana w lawendowy szlafrok. Nie można powiedzieć, że nie spodziewała się widoku, jaki zastała.
Potem Joseph wrócił do auta, dając parze chwilę, żeby się pożegnać. Blondyn popatrzył ze smutkiem na wilczą hybrydę, po czym przytulił się do niej mocno, chcąc tym gestem przyjąć wszystkie negatywne emocje swojej drugiej połówki na siebie, choć niestety nie miał takiej mocy.
— Do jutra, Yooni... — wymamrotał w jego ramię.
Yoongi kilkukrotnie cmoknął policzek, skroń, a ostatecznie usta swojego ukochanego, mocno przyciskając go do siebie.
— Nie chcesz zostać na noc? — spytał cicho, wciskając nos pomiędzy szyję, a bark Jimina, napawając się znów cudownym zapachem truskawkowych mochi prosto ze źródła.
— Chciałbym, ale tata mi nie pozwolił... Stwierdził, że za dużo czasu spędzam poza domem w ostatnich dniach. — prychnął młodszy. Zazwyczaj był potulny w stosunku do nakazów ojca, ale gdy w grę wchodził Yoongi, odnajdywał w sobie niezwykle dużo pokładów buntowniczości. W tym jednak wypadku nie mógł zrobić nic. Musiał posłuchać surowszego ze swoich rodziców, bo chciał przyjść tu z powrotem następnego dnia, a gdyby dziś nie wrócił na noc, na pewno dostałby szlaban i pana Parka zupełnie by nie interesowało, że chłopak jego syna jest w Ameryce tylko na kilka dni. — Ale przyjdę jutro. — obiecał, miziając policzkiem o ramię hyunga.
Min burknął pod nosem z niezadowoleniem, głaszcząc plecy ukochanego z czułością.
— To może pojadę z tobą do ciebie? — zapytał.
Nie chciał zostawać sam, bo wtedy myślałby za dużo, czego nie chciał. Już za dwa dni wracał do Korei i nie chciał marnować czasu na jakieś głupie przemyślenia, tego co im dziś nie wyszło. Mimo wszystko... to był ich pierwszy raz. Chciałby moc jeszcze wycałować ukochanego i pokazać mu, jak bardzo go szanuje i kocha w inny sposób, niż próbował dzisiaj.
— No... no nie wiem... — Jimin pogrążył się w myślach, zastanawiając się, co zrobić. Gdyby zadzwonił do mamy i zapytał, czy hyung może u niego nocować, jego tata najpewniej wyrwałby słuchawkę swojej żonie i powiedział, że nie ma takiej opcji. A jeśli przyjadą bez zapowiedzi wyrzucanie z domu gościa, nawet nieproszonego, jest niegrzeczne, więc istniała szansa, że wtedy para dopięłaby swego. Ewentualnie wciśnie się jakiś kit. W ciągu ostatniego roku już nieraz to robił, zdążył przywyknąć. — No dobrze. To weź wszystko, co ci potrzebne. Poczekam w samochodzie. — powiedział blondynek i cmoknął słodko wargi ukochanego po raz ostatni.
Yoongi uśmiechnął się, a radość, którą odczuł wyraźnie odznaczyła się w jego ogonie, który zaczął radośnie się bujać. Rozstali się dosłownie na kilka minut, ponieważ rodzicielka Mina nie miała problemu, aby puścić go na noc do Jimina.
Brunet chwycił plecak, do którego wrzucił ubrania do spania i na jutro, bieliznę oraz swoją kosmetyczkę. Zmienił jeszcze tylko bokserki i spodnie. Wystarczy, że zgrywał twardego przed swoją matką, która na pewno wyczuła, co robili. Nie miał zamiaru tłumaczyć się dodatkowo przed mamą Jimina, zatem poświęcił chwile czasu na ogarnięcie się, skoro miał taką możliwość.
Szybko zbiegł po schodach, wypadając na zimne powietrze i wsiadł do czarnego samochodu. Nie zdążył nawet porządnie zamknąć drzwi, gdy Joseph ruszył już przed siebie.
Park przeczesał swoje blond włosy dłonią. Jego zniszczona fryzura, rozmazane cienie i wygniecione ubrania łatwo dawały znać, że chłopak dopiero co wrócił z imprezy i nie jest pierwszej świeżości. Zdecydowanie potrzebował prysznica. Prysznica, ciepłego łóżka i Yoongiego. Trochę się bał reakcji swojego ojca, ale był jednocześnie już tak wymęczony wrażeniami tego wieczora, że perspektywa konfrontacji z rodzicem nie wydawała się aż taka straszna.
Po kilkunastu minutach byli już na miejscu (a Joseph odetchnął z ulgą, bo wreszcie mógł wyjść z pracy). Wysiedli w garażu, z którego drzwi wiodły do dość ciasnego korytarzyka i dalej do przestronnego holu. Pociągnął ukochanego za sobą w tamtą stronę, zdejmując kurtkę z ramion, bo cały dom był dobrze ogrzewany.
W tym samym momencie oklapłe uszy blond kobiety siedzącej w salonie uniosły się, a do nosa dotarła woń jej pierworodnego. I drugi zapach, którego nie miała niestety okazji czuć przez długi czas, nawet wcześniej nie czując go zbyt często. Zapamiętała jednak aromat lasu, który utrzymywał się na ubraniach Jimina i potrafiła dopasować go bezbłędnie do Min Yoongiego.
— Kochanie, mamy niezapowiedzianego gościa — zwróciła się do męża, na co ten uniósł na nią wzrok.
Już miał pytać, o co chodzi, kiedy do pokoju wszedł Jimin, w stanie opisanym powyżej, prowadząc swojego chłopaka za rękę. Twarz pana Parka stężała, jakby w pierwszym odruchu chciał wywalić wilczą hybrydę przez okno, ale ostatecznie utkwił w swoim synu spojrzenie mówiące „Co ten pchlarz robi na terenie mojego domu o drugiej w nocy?".
— Wróciłem. — burknął blondyn, odwzajemniając śmiało groźne spojrzenie taty. Bez wciskania kitu się raczej nie obejdzie. — Do Yooniego zjechała się rodzina i nie ma za bardzo miejsca, więc zaproponowałem, żeby dzisiaj u nas został.
Pan domu ponownie chciał się odezwać, ale wcięła mu się jego małżonka.
— Oczywiście, kochanie. Jak się bawiliście? — spytała ciepło kobieta, wstając z kanapy, a jej jasny ogon, który Jimin po niej odziedziczył, zamachał przyjaźnie kilka razy.
— Lucy... — warknął mężczyzna, oburzony tą istną zdradą z jej strony.
— Oj, daj spokój, skarbie — Blondynka skutecznie spacyfikowała męża. — No, to jak się bawiliście? — ponowiła pytanie.
— Było bardzo fajnie, ale jesteśmy naprawdę zmęczeni, więc pójdziemy już na górę. — Jimin był naprawdę wdzięczny swojej mamie, że ich obroniła, ale chciał jak najszybciej zniknąć ojcu z oczu, więc prędko ruszył w stronę schodów.
Yoongi zachowywał się bardzo potulnie, starając się nie robić żadnej miny, która mogłaby rozzłościć pana Parka, widocznie nieprzepadającego za nim. Nie wiedział skąd ta niechęć się brała, jednak nie miał nigdy czasu po prostu z nim porozmawiać, tak samo było teraz.
Jimin ciągnął go za sobą, trzymając za nadgarstek. Gdy znaleźli się w pokoju, zdobył się dopiero na głośne westchniecie i mocne przeciągnięcie zmęczonego ciała.
— Pójdziemy razem pod prysznic? — spytał, jak gdyby nigdy nic. Chciał nadrobić swoją nieśmiałość i spędzić ostatnie dni w Ameryce na czymś przyjemnym. Na jego twarz wstąpił delikatny rumieniec.
Jimin zaś cały zburaczał na policzkach. Wstydliwość, uśpiona przez większość nocy za pomocą alkoholu, który ulotnił się w większości już jakiś czas temu, dała osobie znać, zaciskając pazury na jego wnętrznościach i powodując tym samym znajomy, zestresowany uścisk w brzuchu. Był to jednak ten rodzaj stresu, gdy boisz się zbłaźnić przy osobie, która ci się podoba.
— Wie-wiesz, Yooni, może nie dzisiaj... i nie, kiedy mój tata prawie na sto procent będzie nasłuchiwał wszystkiego, co robimy, dobrze? — odpowiedział spłoszonym tonem.
Napalony, bezwstydny Park Jimin wyparował na dobre.
— Dobrze, to poczekam na ciebie — pokiwał głową, siadając na łóżku. Przesunął palcami po zmęczonych oczach, przyglądając się jak jego chłopak szykuje się do kąpieli.
Dopiero teraz pozwolił sobie na rozluźnienie. Jego ramiona nareszcie opadły w dół, a on się nieco zgarbił. Czekając, aż jego śliczny chłopak przygotuje się do snu, wyciągnął wszystko z torby i czekał na swoją kolej. W sumie mógłby iść do innej łazienki, ale zbyt mocno się bał, iż spotka na swojej drodze pana Parka, a tego wolałby uniknąć.
Park chciał uporać się ze wszystkim jak najprędzej, więc szybko zgarnął swoją piżamę i zamknął się w łazience na piętrze, z której korzystał głównie on, bo sypialnia jego rodziców znajdowała się na parterze. Rozebrał się, wskoczył pod prysznic, wyszorował porządnie swoje ciało, umył włosy i twarz, tradycyjnie nałożył jeszcze odżywkę na swój ogon, dzięki której był taki delikatny i puchaty. Potem wyszedł z kabiny, wytarł się, ubrał, umył zęby i rozczesał splątane blond włosy, uważając przy tej czynności na wrażliwe uszka.
Tak odświeżony, mógł wreszcie wrócić do pokoju. Wrzucił jeszcze rzeczy z imprezy do kosza na pranie. Zapomniał zdjąć cienkiego chokera, bo przez te kilka godzin tak się przyzwyczaił do tego delikatnego uścisku na szyi, że zupełnie wyleciało mu to z głowy. Wdreptał do swojej sypialni, znajdując ukochanego tak, jak go zostawił, dzierżącego dodatkowo telefon w dłoniach.
Yoongi posłał ukochanemu uśmiech, odrzucając telefon na bok. Wstał ze swojego miejsca z zamiarem pójścia do łazienki, gdy jego wzrok wyhaczył błyszczącą zawieszkę na szyi blondyna. Zbliżył się do niego, ponownie tego wieczoru składając na jego ustach powolny pocałunek, a palcami rozpiął ozdobę.
— Zapomniałeś — powiedział cicho, tuż przy jego uszku. Delikatnie je ucałował i odsunął się, przestając go zaczepiać.
Pokierował się do łazienki, gdzie nie spędził dużo czasu. Prysznic był dla niego ukojeniem, poczuł się jakby zmył z siebie brud nie tylko z ciała, ale i duszy, który nagromadził się w nim przez cały wieczór. Ubrany w spodnie dresowe i luźny T-shirt, rzucił swoje ubrania na plecak i wtoczył się na materac dużego łóżka Jimina, na którym też już leżał.
Miękkość pościeli zdążyła już nieco uśpić Jimina, dlatego kiedy hyung zajął miejsce przy nim, przysunął się tylko niemrawo, żeby wtulić twarz gdzieś pomiędzy jego obojczykami, a klatką piersiową. Zaciągnął się leśnym aromatem, wyłapując w nim znajomą nutę swojego truskawkowego żelu pod prysznic, przez co uśmiechnął się pod nosem, wciąż mając zamknięte oczy.
Yoongi, widząc senność swojego ukochanego, nie mówił nic więcej, chociaż chciał porozmawiać o dzisiejszym dniu. Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że chyba faktycznie w żaden sposób nie zawiódł Jimina, aczkolwiek na samą myśl o dzisiejszej nieudanej próbie, wciąż czuł nieprzyjemne uczucie w brzuchu i miał ochotę rzucać się po całym łóżku.
Zamknął oczy, wtulając w siebie najdroższą sobie osobę. Pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu był przekonany, że powinien spędzić życie samotnie.
Był głupcem, a teraz w ramionach miał najcudowniejszego chłopaka, o którym nigdy mu się nawet nie śniło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro