61: Epilog
Zwykła czcionka – angielski
Pogrubiona – koreański
Początek czerwca okazał się gorący i duszny. Słońce w każdym zakątku Ziemi jest takie same, ale to dzisiejszy dzień wybrało sobie na ten najcieplejszy w ostatnim czasie. Asfalt był tak nagrzany, iż w oddali było widać mętny, rozmazujący się obraz przez wysoką temperaturę. Brakowało wiatru, który mógłby dać wytchnienie podróżującym ludziom komunikacją miejską. W busach było jeszcze parniej, niż na zewnątrz i otworzone okna nie pomagały za wiele. Zapach spoconych ludzi z pewnością drażniłby czuły, wilczy węch. Na szczęście Yoongi siedział na ławce w cieniu i obserwował mękę innych, ciesząc się, że jego mama posiada samochód z klimatyzacją.
Obok niego przesiadywał truskawkowy chłopiec, o jasnych włosach i patrzył dokładnie w to samo miejsce, co jego chłopak.
— Nie wsiadłbym do tego busa w środku lata — skomentował na głos starszy, ignorując głośny szum lądującego samolotu. Odpędzał od siebie dołujące myśli, jeszcze nie myśląc o celu swojej podróży. Siedzieli przed wejściem na lotnisko obserwując otoczenie.
Jimin skinął tylko głową na te słowa, wyglądając na o wiele bardziej przygnębionego, niż starszy, ale starał się trzymać w sobie całą rozpacz, żeby wylać ją w domu, kiedy będzie już sam. Czuł, że tego dnia będzie dużo płakać. Odpędzał jednak te myśli najdalej jak mógł, ta czynność skutkowała niestety tym, że nie miał już siły na wykrzesanie z siebie choć najmniejszej iskierki entuzjazmu.
Przez ostatni miesiąc chłopcy przebywali w swoim towarzystwie tak dużo, jak tylko mogli, przygotowując się w ten sposób na nieuniknioną rozłąkę. Yoongi uzyskał naprawdę dobre wyniki z egzaminów końcowych, nawet z angielskiego, w czym dużą zasługę miał jego chłopak, a dobre wyniki z egzaminów otwierały Minowi furtki do wielu świetnych szkół wyższych.
Dni do wyjazdu zleciały im obojgu przerażająco szybko. Wczorajszego dnia Jimin został nawet u ukochanego na noc, żeby móc tulić go przez ten ostatni czas, który im został. Budzenie się u boku wilczej hybrydy było niezwykłe i Park snuł nieśmiało marzenia o tym, jak obaj razem zamieszkają za kilka lat, wtedy miałby coś takiego codziennie.
Blondyn westchnął cicho i oparł się policzkiem o ramię Yoongiego, przymykając oczy, by lepiej skupić się na ukochanym zapachu żywicy i leśnej ściółki. Szczerze, nie wyobrażał sobie tak długiego czasu bez niego, nie mieściło się to w jego nastoletnio zakochanej głowie.
Nagle o czymś sobie przypomniał i podniósł szybko głowę, by móc spojrzeć na starszego.
— Masz tę bandankę, Yooni? — Nadal się czerwienił, kiedy nazywał Mina w ten sposób, ale naprawdę chciał mówić do niego po imieniu, a i brunetowi w niczym to nie przeszkadzało. Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie.
Yoongi uniósł rękę, pociągnął do góry materiał ubrania, a na nadgarstku widniała wspomniana ozdoba, w całości wypachniona uroczym zapachem jasnowłosego psiaka tak mocno intensywnym, iż woń od razu wpadła w nozdrza chłopców.
— Oczywiście, że mam. Zostawiłem kilka moich bluzek dla ciebie w moim pokoju. Moja mama ci je potem odda — mruknął ciszej, obracając głowę i chowając nos w blond kędziorkach młodszego nastolatka.
Wilcza hybryda pomimo upału, ubrana była w długą bluzę oraz spodnie. Min nie dał sobie nic powiedzieć. W dodatku przed wyjściem kazał siebie wysmarować kremem z wysokim filtrem UV. Nie przepadał za słońcem i od lat unikał opalania. Według opinii Yoongiego lato było zdecydowanie najgorszą porą roku i mogłoby trwać krócej.
Jimin pokiwał z zadowoleniem głową. Chwycił nadgarstek starszego i podetknął sobie pod nos, po czym zaczął ocierać się policzkami o miękki materiał bandanki. Tak dla pewności.
— To dobrze. — mruknął, kiedy skończył, ale nie puścił ręki Mina, tylko wsunął jego palce pomiędzy swoje własne.
W przeciwieństwie do bruneta, Park bardzo lubił lato. Był z tych ludzi, którzy o wiele bardziej woleli skwar od mrozu. Poza tym, miał tak niską odporność, że kiedy tylko spadała temperatura zaczynał pokasływać, siąpić nosem i nie mógł pozbyć się tego lekkiego stanu podchorowania, więc chodził tak całą zimę i część jesieni. Najbardziej lubił wiosnę. Była ciepła, ale nie gorąca, a przy tym wszystko budziło się do życia, pąki liści oraz kwiatów wynurzały się ze wszystkich stron, owady wesoło bzykały, ptaki ślicznie ćwierkały.
—Pójdziemy do Starbucksa napić się mrożonej kawy? — podpytał brunet, ściskając dłoń Jimina. Jego własne były nieco lepkie od potu, ale to wszystko przez upartość wilka. Ciemne włosy lepiły się do czoła starszego, ale ten zdawał się tym nie przejmować. Dzisiaj to blondyn skradał całą uwagę starszego, co wcześniej zauważyła pani Min. Razem ze swoim mężem obserwowali tą dwójkę z wnętrza klimatyzowanego, przeszklonego budynku. Serce kobiety rwało się do swojego dziecka, ale jednocześnie wiedziała, że ta dwójka zasługuje na chwilę dla siebie.
— Dwa lata szybko miną, może nawet uda się troszkę szybciej — usłyszała przy sobie niski ton Sonmyeona. W odpowiedzi tylko westchnęła, kiwając głową z widocznym brakiem entuzjazmu. Niestety, na nic zdały się jej próby przekonania wojskowego do odsunięcia tej decyzji w czasie. Uparł się, ponadto jego argumenty były przerażająco trafne. Ciężko było się z nim nie zgodzić, teraz tuż po ukończeniu szkoły był najlepszy czas na wyjazd i spełnienie swoich obowiązków wobec kraju.
Yoongi nie miał żadnych innych zobowiązań w postaci studiów, pracy lub rodziny. Był wystarczająco młody, mógł w przyszłości osiągnąć wyższe szczeble edukacji, zdobyć niesamowitą pracę oraz oficjalnie zaobrączkować młodszego licealistę (pani Min nie widziała innej opcji – tylko Park Jimin miał taką moc, by ustatkować życie jedynego potomnego Minów). Intuicja kobiety podpowiadała, że miejsce jedynego syna jest właśnie przy niej oraz przy psiej hybrydzie, ale zdrowy rozsądek i nutka patriotyzmu zakorzeniona głęboko w sercu nie dostarczyła wystarczająco dużo siły, by sprzeciwić się mężowi.
Małżeństwo obserwowało w ciszy, jak para wstała z ławki, po czym skierowała się w stronę kawiarni z zielonym logiem, trzymając się za ręce. Nawet z tej odległości można było dostrzec oklapnięte w przygnębieniu uszka młodszego z chłopców.
Weszli do, dzięki Bogu, klimatyzowanego Sturbucksa, w którym było całkiem sporo ludzi. Właściwie, nic dziwnego przy lotnisku. Ustawili się w kolejce do kasy, by złożyć zamówienie, a kiedy już się przy niej znaleźli, poprosili o dwa duże mrożone kawy. Lot Yoongiego i pana Mina był planowany na prawie dwie godziny w przód, ale woleli wszyscy przyjechać wcześniej, aby na spokojnie wszystko załatwić i z niczym się nie spieszyć. Yoongi i Jimin mieli więc czas na ostatni wspólnie spędzony czas oraz ostatnie czułości.
Kiedy dostali swoje napoje, wyszli z powrotem na zewnątrz, żeby państwo Min nie straciło ich z oczu na zbyt długo. Usiedli na tej samej ławce, co poprzednio, popijając kawy. Zimny płyn przyjemnie chłodził przegrzane ciała chłopców.
— Jak się czujesz, Yooni? — spytał cicho blondyn, przyglądając się wilczej hybrydzie otwarcie.
— Teraz już chłodniej i lepiej. Nie byłym zły, jakby chmury przykryły na chwilę słońce. – spojrzał oskarżycielsko w stronę błękitnego nieba. Duży samolot właśnie startował, nieco przysłaniając mu widok. — Uszy do góry, będzie dobrze. Lepiej planuj, co będziemy robić jak dostanę pierwszą przepustkę — podjął próbę rozweselenia psiaka obok. Sam nie czuł się najlepiej, a do tego znów wróciły mu te same myśli, które miał na początku.
Na co ci to było? Po co ci ten związek? Teraz musisz cierpieć.
Na szczęście, teraz nie żałował żadnych swoich decyzji. Rozumiał nareszcie swoje uczucie, wiedział czego pragnie. Fakt, na jakiś czas będzie musiał zamrozić plany i marzenia, w których pojawia się ukochany, ale to nic. Spełni swoje obowiązki i już nie będzie musiał martwić się tym na przyszłość. Trzymał się tej myśli niczym tonący brzytwy, bo to ona budziła nadzieje w serduchu wilka.
— Nawet nie wiemy kiedy ją dostaniesz... — wymamrotał Jimin na wpół smutno, na wpół marudnie, przyciskając się swoim bokiem do boku starszego i wtulając nos w jego ramię. Leśny zapach nieco uspokajał coraz mocniej łomoczące w piersi serce. — Będę tak strasznie tęsknić, Yooni... — niemal wyszeptał, chowając całą buzię w materiale ubrania swojego chłopaka. Zaczął ocierać się policzkami o bluzę, instynktownie zostawiając na niej swój zapach. To sprawiało, że ciężar w jego żołądku stawał się nieco lżejszy.
— No ale wiemy, że na pewno ją dostanę. – powiedział kojącym głosem, pozbawionym tej nutki sarkazmu, który często miewał. Objął chłopaka w pasie, przesuwając po ławce jeszcze bliżej siebie. Ucałował go w bok głowy z czułością – Proszę, nie smuć się. Nie chce pamiętać twoich załzawionych oczu. Też będę za tobą mocno tęsknił – przyznał cichszym głosem.
Ludzie mijali ich, rzucając ukradkowe spojrzenia w kierunku hybryd. Puchate ogony i uszy rzucały się w oczy, w dodatku na twarzach niektórych widać było niepokój zapewne sprawiony ubiorem Mina. Dziś naprawdę nie przejmował się wzrokiem innych, chociaż czasami kątem oka dostrzegał ciekawskie miny. Odchylił się, dopijając kawę do końca.
— Może chodźmy do środka? Jest tam chłodniej, zobaczymy jakie duże jest lotnisko. Musze kupić jeszcze chusteczki. Wyczuwam alergie w powietrzu — na potwierdzenie swoich słów Yoongi pociągnął nosem. Jak nie on, próbował być pozytywny i nie dać się zjeść niechcianym uczuciom.
— Nie masz żadnych leków leków na alergię? — Jimin spojrzał na niego troskliwie, kiedy wstali i ruszyli w stronę wejścia na halę. Jego uszka zaś zarejestrowały, że rodzice Mina ruszyli powoli za nimi. Sonmyeon prowadził za rączkę walizkę z rzeczami Yoongiego.
Może to zabrzmieć niewiarygodnie, ale blondyn czuł się o wiele gorzej, niż wyglądał. W środku miał ochotę po prostu położyć się na ziemi, zwinąć w kulkę i zacząć histerycznie płakać. Możliwe, że zbyt wyolbrzymiał całą sprawę, lecz dla niego – młodego, nadal dojrzewającego chłopca – to naprawdę była tragedia niemal nie do przeskoczenia. Coś ściskało mu całe gardło na samą myśl o tylu miesiącach w separacji. Przez ostatnie dni starał się po prostu o tym nie myśleć, a dziś doznał bardzo bolesnego zderzenia z rzeczywistością.
Starsza hybryda w głębi duszy, mimo rozpalonych nadziei i natłoku pozytywnych myśli, także bardzo się smuciła. Prawdopodobnie samodzielnie nie podjąłby takiej decyzji, odsuwając wojsko do momentu, kiedy już musiałby do niego wstąpić. Jako młody mężczyzna nie pozostało mu nic innego, jak bycie wsparciem dla ukochanego do samego końca oraz ukrycie negatywnych emocji.
— Alergia nie jest uciążliwa, więc nie mam żadnych leków. — powiedział zgodnie z prawdą. Starał się dojrzeć cokolwiek pomiędzy ludźmi. W środku hali pozwolił sobie na rozpięcie bluzy i przyjął to z ulgą, gdy chłodne powietrze uderzyło w nieco wilgotny t-shirt. Odgarnął grzywkę do góry, a mokrą od potu dłoń wytarł o spodnie. Zdawał sobie sprawę jak bardzo obleśnie musiało to wyglądać i pewnie trzymanie go za rękę nie należało do najwygodniejszych, ale wciąż pozostało mu coś z „muszę ukryć całego siebie". Nie znaczyło to, że nie pracował nad swoimi fobiami, wręcz przeciwnie.
— Widzę kiosk. — zakomunikował ciemnowłosy, od razu skręcając w tamtym kierunku.
Podreptali w tamtym kierunku, wymieniając między sobą ciche komentarze na temat cen w budkach na lotniskach. Fakt faktem, że liczby wypisane na etykietkach zasługiwały na miano co najmniej kosmicznych. Yoongi miał niemal zbolały wyraz twarzy, kiedy wyjmował z kieszeni bluzy swój portfel przed wejściem do niewielkiego sklepiku. Królowały w nim głównie gazety oraz magazyny, wyłożone na wielkiej wystawie, zajmującej pół przestrzeni sklepu. Tuż przy wejściu stało zaś kilka automatów z plastikowymi kulkami, w których znajdowały się pierścionki, naszyjniki, sztuczne tatuaże i bransoletki.
Jimin mimowolnie uśmiechnął się na widok automatów. Pamiętał, że w Korei także takie były i gdy następował jeden z tych nielicznych momentów wyjścia całą rodziną do jakiegoś parku rozrywki, zawsze marudził rodzicom, że chce drobne na automaty z zabawkami. Podczas, gdy Yoongi kupował chusteczki, blondyn zaczął przeglądać jedno z wystawionych czasopism, tracąc na moment kontakt z rzeczywistością.
Min irytował się faktem, że nawet nie są w strefie bezcłowej, a ceny tutaj już są wywindowane sporo do góry. W dodatku nie mógł kupić jednej paczki i zmuszony był nabyć całe opakowanie, a znudzona sprzedawczyni jak na złość wydała mu w samych centach. W dodatku rzuciła mu takie dziwne spojrzenie, jakby pierwszy raz widziała hybrydę na oczy.
Wrócił do swojego chłopaka, pod pacha niosąc wspomniane opakowanie chusteczek, z nieco skrzywioną miną.
— I co ja zrobię z tymi drobniakami? — uniósł ciemne spojrzenie na Jimina, pokazując mu dłoń pełną pieniędzy niskiego nominału.
Wzrok blondyna od razu skierował się z powrotem ku automatom. Odłożył magazyn na miejsce i wskazał jedną z maszyn ze szczerym uśmiechem, którego starszy nie miał okazji podziwiać dzisiejszego dnia na twarzy swojego chłopca.
— Może coś z automatu? — zaproponował, bardziej żartobliwie, niż poważnie, ale jakaś jego niewielka część była całkiem ciekawa, co Yoongiemu udałoby się wylosować. Może nawet wypadłoby coś całkiem ładnego?
— Czemu nie? I tak bym ci je oddał.
Wspólnie podeszli do automatów najpierw zaglądając co znajdą w kuleczkach. Okazało się, że zawartość nie różniła się zbytnio, jednakże było widać wyraźny podział na zabawki dla chłopców i dziewczynek. Gdyby mieć szczęście, można w nich wylosować nawet malutki, całkiem dobrze zapowiadający się pojazd do zabawy lub ładnie błyszczącą bransoletkę.
Min wrzucił odliczoną kwotę do obu automatów, niebieską kulkę dając Jiminowi, a dla siebie zostawiając różową.
— To chyba jakiś plastikowy pierścionek. – mruknął pod nosem, obserwując zabawkę pod każdym kątem w palcach, nim zgrabnie ją otworzył. Bez większych problemów rozpoznał truskawkę przyczepioną do plastiku. Uśmiechnął się całkiem szeroko, gdy do jego głowy wpadł pomysł, który mógłby przedłużyć szczery uśmiech na twarzy młodszego. Sięgnął po prawą dłoń chłopca o kasztanowych oczach, chwycił delikatnie. Przyglądając się krótkim, dość pulchnym palcom dotykał każdy, zatrzymując się na serdecznym.
Serce wilka przyspieszyło, tak jakby to co robił było prawdziwe i faktycznie zobowiązujące. To takie uczucie towarzyszy oświadczynom? Rozpierające, duszące szczęście zmieszane ze stresem, brakiem oddechu? Wsunął zabawkowy pierścionek na paluszek swojego chłopaka, z rozbawieniem stwierdzając, ze mieścił się tyle co za paznokieć.
— Obiecuję, że jak wrócę, zrobię to jak należy... — odezwał się starszy, podnosząc oczy do góry, na twarz truskawkowego chłopca. Parę miesięcy temu nie sądził, że te owoce będą na równi z mięsem ulubionego posiłku.
Jimin zaś trochę zaniemówił.
Gapił się to na plastikową truskawkę na pierścionku, to na Yoongiego, który wciąż trzymał jego dłoń i zupełnie nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Zapomniał nawet zupełnie, że trzymał w dłoni swoją własną kulkę z automatu, której zawartością okazała się czarna, sznurkowa bransoletka z symbolem nieskończoności.
Nim zdążył w ogóle pomyśleć nad jakimiś słowami, poczuł, że w jego oczach zaczęły zbierać się łzy wzruszenia. Dosłownie rzucił się starszemu chłopcu na szyję, z minuty na minutę zaczynając coraz dotkliwiej szlochać. Nagły ból, który wybuchł w jego piersi na myśl o rozstaniu z Yoongim był tak obezwładniający jak jeszcze nigdy w ciągu tego miesiąca. Tak prosty gest, jak podarowanie głupiego, plastikowego pierścionka z akurat tymi słowami spowodowały, że tama została dotkliwie uszkodzona.
Nagły ruch ze strony Jiminniego nieco zachwiał postać wilka. Zrobił jeden krok do tyłu, ale szybko złapał równowagę. Szczelnie przytulił chłopaka, wyczuwając w truskawkowym zapachu wybuch, drzemiących wewnątrz drobnego ciała, uczuć. Schował twarz w zagłębieniu szyi psiaka, wdychając woń owoców, który nawet w takim emocjonalnym zestawieniu koiły nerwy wilczej alfy.
— Nie płacz, zachowaj łzy na jakąś ciekawszą uroczystość — poprosił wilk, sugerując mu, co to miałaby być za okazja. Przypadkowo stłumił słowa w ubraniach Parka. Dobrze wiedział, że ten go usłyszy dzięki puchatym, oklapłym uszkom. Miarowo gładził plecy młodszego, co rusz szepcząc mu ciepłe słowa. Sam powoli zaczynał pękać, a wizja tęsknoty z powodu rozdzielenia przytłaczała go coraz mocniej.
Paradoksalnie, te słowa wywołały jeszcze większy napad emocji w blondynie, bo jego płacz wzmógł się. Dosłownie wył, przyciskając mocno twarz do ramienia wilczej hybrydy i mocząc materiał jej bluzy. Wiedza, że ktoś ważny wyjeżdża, nieważne z jakim wyprzedzeniem uzyskana, nigdy nie chroni przed bólem z powodu rozstania. Jimin nie czuł się ani trochę bardziej przygotowany na rozłąkę, nawet jeśli wiedział o niej już od dłuższego czasu.
Po kilku minutach prawdziwego zawodzenia, zaczął się powoli uspokajać, a wtedy właśnie podeszło do nich państwo Min. Matka Yoongiego miała troskę i smutek wymalowane na twarzy, kiedy przyglądała się rozpaczliwemu uściskowi, w jakim trzymał jej syna młodszy chłopiec.
— Yoongi, musimy już iść — zakomunikował potomkowi jego ojciec, nawet w takiej sytuacji zachowując kamienny wyraz twarzy, lecz rysy miał wyraźnie łagodniejsze i mniej napięte.
Najmłodszy wilk ledwie zerknął na ojca, niemal od razu wracając wzrokiem do chłopca w swoich ramionach. Mrugał szybko, żeby nie dopuścić, by jakiekolwiek zbłąkane łzy spłynęły mu po policzkach. Odczekał jeszcze kilka chwil, a potem chwycił delikatnie Parka za ramiona i odsunął od siebie. Czuł jak palce Jimina kurczowo ściskają jego bluzę, nie chcąc pozwolić mu się oddalić, ale i je ujął w swoje dłonie podniósł do ust i ucałował ich opuszki, chłonąc wzrokiem czerwoną, zapłakaną twarzyczkę chłopca.
A potem pocałował go prosto w usta, wypierając całkowicie z głowy, że są w miejscu publicznym, tuż obok jego rodziców. Obaj zasługiwali na swój pocałunek na pożegnanie i nikomu nie było nic do tego. Yoongi poczuł na wargach słonawy smak łez, przez co jego własne oczy znów zapiekły. Kiedy się wreszcie od siebie oderwali, dał blondynowi jeszcze kilka buziaków w nos i policzki, po czym odsunął się bardziej, z żałością przyglądając się sponiewieranej postaci przed sobą.
Pan Min podszedł do niego, podając mu rączkę od jego walizki i skinął głową w kierunku, w którym mieli się udać, by oddać bagaż. Ruszyli więc powoli, a nastolatek nie mógł się powstrzymać od oglądania się przez ramię.
Ostatni raz, kiedy zobaczył swojego chłopaka stał on w objęciach jego matki, która przeczesywała jasne kosmyki i ewidentnie szeptała słowa pocieszenia. Jimin także wciąż mu się przyglądał, na pulchnych policzkach lśniły świeże łzy, a prawą ręką przyciskał do piersi lewą, na której znajdował się pierścionek z truskawką.
(Rehteaa: I tak oto dotarliśmy do końca historii, blisko po około dwóch latach tworzenia jej wspólnie z Shori. Muszę przyznać, pisanie tego opowiadania było dla mnie bardzo wyboistą drogą i czuję ulgę, że bezpiecznie zaparkowaliśmy na końcu tej wojaży. Romanse w szkolnym życiu nigdy nie były czymś, co fascynuje mnie w literaturze. Uwielbiam podejmować wyzwania, a radości współautorki było przy tym na tyle, bym chciała to kontynuować. Wcielanie się w Yoongiego oraz jego rodzinę było przyjemnością, czytanie Waszych komentarzy przez ponad sześćdziesiąt (!) rozdziałów było prawdziwą zabawą. Dziękuje. You make us shine, shine bright like a diamond! Do zobaczenia w następnym yoonminie, tym razem na moim profilu i z nieco mroczniejszą historią (PS. Czasem spojlery są na moim twitterku ;3)
Shori: Chcę podziękować wam za czytanie tej historii oraz przede wszystkim unnie. Bez niej to ff nie byłoby tak dobre, jak ostatecznie wyszło i zawsze będę jej wdzięczna, że zdecydowała się je ze mną napisać. Podczas pisania epilogu autentycznie się popłakałam. Wy jednak nie płaczcie! To nie jest koniec opowieści o Jiminie i Yoongim jako hybrydkach. Tak, kontynuacja będzie, jest w całości zaplanowana, ale nie mamy pojęcia, kiedy ukaże się waszym oczom. Chcemy trochę odpocząć od tego AU i zająć się czymś innym. Obiecujemy jednak, że w inne nasze prace włożymy tyle samo starań i serca!
Do zobaczenia w kolejnych ficzkach!)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro