60: „Każda historia ma swój początek i koniec." ~ Jimin
Zwykła czcionka – angielski
Pogrubiona – koreański
— Jiminnie, usiądź — wymamrotał Yoongi, który stał wyprostowany jak struna.
Minął tydzień. Siedem ciężkich dni od feralnej rozmowy z ojcem. Nie zareagował najlepiej, prawie wszczynając kłótnie z mężczyzną. Nie chciał wykonywać poleceń i spełniać wizji Sonmyeona jak podrzędny szeregowy. Patrząc w te same ciemne oczy widział obcego człowieka, a nie tatę, którego zawsze chciał mieć.
Czy nie wspominał o tym, że przyjazd pana Mina zazwyczaj wiązał się z jakąś niespodzianką? Nigdy nie było to pozytywne zdarzenie. Wilcza hybryda zawiodła się tak, jak zawsze, a wnętrze wyło donośnie. Bo co teraz miał powiedzieć tym pięknym, kasztanowym oczom? Za dobrze pamiętał ostatnią panikę blondyna. Drżał i rzucał się na łóżku na samą myśl, mięśnie same wykręcały go na materacu, a stres momentami odbierał oddech.
Gdyby nie mama... gdyby nie ona, nie jej wsparcie i dobre słowo pewnie udusiłby ojca we śnie. To ona z nim usiadła i wytłumaczyła mu cierpliwie. Miała rację. Zanim zacznie studia i na poważnie zwiąże się z Jiminem... musi wypełnić swoje obowiązki jako Koreańczyk. Tak byłoby najprościej, nie musiałby potem o tym myśleć, zostawiać Parka samego. Tylko jak mu o tym powiedzieć? Całokształt ostatnich wydarzeń bardzo go przerósł. Ale tutaj znowu na pomoc przybyła niezastąpiona kobieta w życiu Min Yoongiego. To ona zaaranżowała spotkanie z psią hybrydą i właściwie, siedziała jako trzecia osoba przy stoliku w kawiarni. Rodzicielka wilka obwiniała się za ostatnią kłótnię między dwójką zakochanych. W dodatku sama zarzekała się, że przyjazd jej męża w żaden sposób nie wpłynie na nich negatywnie.
Wszystko oczywiście poszło na marne.
Poczuwała się do odpowiedzialności porozmawiać z chłopakami o najbliższych miesiącach, a przede wszystkim nie chciała, żeby ci dwaj się rozeszli...
Jiminnie zaś już po ich minach potrafił rozpoznać, że mają mu do powiedzenia coś złego. Można powiedzieć, że i tak w pewnym stopniu się tego spodziewał. Przez ostatni tydzień jego chłopak był wyraźnie niemrawy i przygaszony. Nie unikał kontaktu z Jiminem jak wtedy, gdy dowiedział się, że przyjeżdża jego ojciec, ale był w podobny sposób zdystansowany. Coś go martwiło i nie chciał powiedzieć o tym Jiminowi, a przynajmniej nie chciał aż do dzisiaj.
Psiak usiadł, a potem cały spiął, w oczekiwaniu na cios prosto w serce. Obecność matki Yoongiego wbrew pozorom jeszcze bardziej go niepokoiła, zamiast uspokajać, bo jej mina także nie wyrażała niczego dobrego. Czy właśnie chcieli mu oznajmić, że jednak wyjeżdżają? Czy to miał być koniec? Park starał się nie wnikać głębiej w swoje przypuszczenia, bo czuł, że inaczej po prostu pęknie.
Usiadłszy, myślał, że to matka lub syn pierwsi zabiorą głos, lecz przy stoliku zapadła grobowa cisza, więc to on pierwszy się odezwał.
— O co chodzi? — spytał cicho i drżąco.
— Może zamówmy coś do picia? — zaproponowała kobieta, wyczuwając poddenerwowanie Jimina w jego zapachu.
— Nie, mamo. To nie będzie chyba konieczne — odezwał się Yoongi, czując jak cała krew odchodzi z jego policzków, a ręce niesamowicie mu się spociły. — Mój ojciec wpadł na kolejny, doskonały w jego mniemaniu plan...
— Yoongi, umawialiśmy się, że to ja będę mówiła — wtrąciła się matka, samym spojrzeniem sprawiając, że wspomniany zamilkł. Niechętnie, ale posłuchał się kobiety. Ciemnowłosa wilczyca przeniosła spojrzenie na zmartwioną minę Jiminniego. Zły humor dodawał mu co najmniej kilku lat, a oklapłe uszka jeszcze bardziej leżały na jasnych loczkach zupełnie bez życia. W kasztanowych oczach nie widziała radosnego błysku. Nabrała powietrza, wzdychając. — Mój mąż postanowił zabrać ze sobą Yoongiego do Korei na początku lata. Nie na stałe, skarbeńku — zapewniła od razu, dostrzegając jak mięśnie twarzy psiej hybrydy drgnęły na tą wiadomość. Złapała ukrytą pod rękawem swetra dłoń psiaka, ściskając ją. — Chce, żeby jak najszybciej rozpoczął obowiązkową służbę wojskową.
Jimin zastygł w miejscu, słysząc te słowa. Spodziewał się czegoś w tym stylu. Jakoś nie mógł wyjść z przekonania, że ojciec Yoongiego będzie w jakiś sposób próbował ich rozdzielić. A teraz jego przeczucia okazały się nie aż tak bardzo irracjonalne, jak myślał.
Wpatrywał się w blat stolika przed sobą. Nie miał pojęcia jak zareagować na tą rewelację. Szczerze mówiąc, miał ochotę jedynie bezsilnie się rozpłakać. Co innego mógł zrobić? Nie wyobrażał sobie dwuletniej rozłąki z Yoongim, już przecież kilka dni bez niego wprawiały Jimina w niemal grobowy nastrój, a co dopiero kilkanaście miesięcy? Przecież on zwiędnie jak pozbawiony słońca kwiat. Chciał płakać, ale jego oczy pozostawały nieznośnie suche, jakby nie pozwalały mu zrobić nawet tego. Był całkowicie bezsilny.
Milczał, nie będąc w stanie znaleźć słów, którymi mógłby odpowiedzieć.
— Jiminnie... — zaczął miękko Yoongi. Jego serce pękło, widząc reakcję blondyna. Tak bardzo chciał uniknąć powtórki ostatnich wydarzeń. — B-będę miał przepustki, będziemy do siebie pisać listy... — mówił cicho, przy okazji samemu próbując przekonać siebie właśnie do takiego scenariusza.
Nadal było to za mało, by wywołać bardziej entuzjastyczną reakcję blondyna. Głęboko w duchu bał się, że zaraz usłyszy najbardziej niechciane słowa, czyli „ to koniec z nami". To było irracjonalne, bo obaj wiedzieli, że nic im nie da rozłąka, wracali do siebie jak bumerang.
Starszy nastolatek nie wytrzymał tego napięcia. Wstał z miejsca, by podejść do jasnowłosego. Zignorował ciekawskie spojrzenia innych gości, za bardzo przejęty szlochem psiaka. Objął go dość koślawo, przytulając głowę do swojego brzucha. Zamknął mocno swoje oczy, czując pod powiekami nieznośną wilgoć. Cierpienie Jimina było czymś, czego nie umiał zignorować i zostawić bez komentarza. Wilk wewnątrz wył donośnie, skutecznie zakrywając człowieka, który w takiej sytuacji najprawdopodobniej nie ruszyłby się z miejsca.
— A może... może myślałeś, kiedy ty byś chciał odbyć swoją służbę wojskową? — spytał cicho z nadzieją, że byłaby możliwość, by młodszy także odbył swoją odsiadkę jak najszybciej.
Musiało potrwać kilka chwil, zanim Jimin uspokoił się na tyle, by móc mówić. Wszystko, co próbowało wydostać się z jego ust było niespójnym bełkotem. W końcu jednak wyswobodził się delikatnie z uścisku ukochanego i wstał na swoich trzęsących się nogach. Chwycił jego dłoń i bez słowa zaczął prowadzić go do wyjścia. Nie chciał teraz przebywać wśród ludzi, którzy jak nic zaczęli już plotkować. Niejasno uświadomił sobie, że pani Min szła za nimi.
Kiedy znaleźli się na mniej ludnym terenie, pół kilometra od centrum miasteczka, wreszcie Jimin się odezwał.
— Nie mam obowiązku służby wojskowej. — Jego głos był zachrypnięty od płaczu, oczy lekko napuchnięte i zaczerwienione.
Dłonie starszego od razu wystrzeliły do kurtki Jimina, zapinając ją. Jego słowa nie do końca do niego dotarły. Po drodze zgubili panią Min, która chyba wróciła do samochodu postanawiając dać im chwilę dla siebie.
— Jak to nie masz obowiązku? — spytał miękko, nie mogąc odsunąć się od roztrzęsionej, puchatej kulki dla której złamał i zgniótł całe poprzednie życie. Miał ochotę scałować wszystkie zaczerwieniania na twarzy truskawkowego chłopca i powiedzieć, że żartuje sobie z tym wyjazdem. A potem uciec gdzieś, gdzie jego ojciec go nie znajdzie.
Jimin przytulił się mocno do ukochanego, ściskając go niemal z całej siły, jakby bał się, że gdy go puści, ten odejdzie i nigdy już nie wróci. Cóż, miał to trochę wspólnego z prawdą. Przycisnął twarz do piersi starszego, całkowicie chowając się w jego ramionach. Łzy ponownie zapiekły jego oczy, gdy pomyślał, że przez tak długi czas nie będzie mógł tego zrobić... Do egzaminów Yoongiego został niecały miesiąc. Czas, który mieli razem przeciekał im przez palce.
— Omegi nie mają obowiązku służby... — wymamrotał w materiał bluzy Mina, głosem tak cichym, że niemal podchodził pod szept.
— Jesteś omegą? — spytał ciszej, nie będąc aż tak zaskoczonym, jakby mógł być.
Pamiętał lekcję biologii, na której mieli zajęcia na temat hybryd. Wtedy też zastanawiał się jaką rolę pełnił chłopak w jego ramionach, ale z czasem instynktowne zrozumiał, że jest tak jak oznajmiła psia hybryda. Poza tym słodkawy, kuszący zapach i to jak zareagował podczas swojej pierwszej rui podświadomie dawały mu pewność. Bujał się lekko na boki, znowu zamykając oczy, by nie patrzeć na otoczenie i w pełni skupić się na młodszym nastolatku.
— Nie zostawiaj mnie, te dwa lata miną bardzo szybko... — szepnął błagalnie, ukrywając usta w jasnych, miękkich loczkach tuż obok oklapłego uszka.
Młodszym chłopcem ponownie wstrząsnęło ciche łkanie. Nie wyobrażał sobie tego. Ani trochę. Potrzebował czasu, żeby pogodzić się z tą wiadomością, teraz – świeżo po jej przekazaniu – nie miał wystarczająco dużo siły, by sobie z nią poradzić. Chciał jedynie przyciskać Yoongiego do siebie i cicho błagać, aby nigdzie nie jechał.
— Teoretycznie to ty zostawiasz mnie, hyung — zaśmiał się mokro i bez humoru, ale nie rozluźnił swojego uścisku na ciele wilczej hybrydy ani trochę.
— Tylko ciałem. I na pewno spotkamy się pomiędzy. A potem wrócę, skończysz szkołę i będziemy mogli razem wybrać koledż — mówił delikatnie Min, trącając czubkiem nosa uszko. Wdychał truskawkowy zapach, powoli uspokajając zszargane nerwy. Ostatni czas dał im obu mocno w kość.
Psiak skinął tylko niemo głową. Nie miał już siły na prowadzenie dalszej rozmowy, więc pozwolił sobie zatonąć w kojącym cieple i zapachu ukochanego, spychając na razie wszystkie swoje lęki na tył umysłu. Miał całą noc, żeby się nimi zadręczać. Teraz chciał tylko spędzić z Yoongim czas, który im pozostał.
(Shori: Oficjalnie jest to ostatni rozdział SBAD :(
Epilog pojawi się w przyszłym tygodniu. Ja i Rehteaa unnie mamy nadzieję, że podobało wam się ff jako całokształt i że czytanie go nie było dla was marnotractwem czasu. Do zobaczenia w epilogu!)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro