59: „Chyba ktoś sobie robi ze mnie bardzo nieśmieszne żarty." ~ Yoongi
Normalna czcionka – angielski
Pogrubiona – koreański
Pani Min węstchnęła niepocieszona, posyłając mężowi spojrzenie, które mogło mówić wszystko. I mężczyzna tak właśnie się poczuł, w jednej sekundzie tracąc odrobinę swojego dyplomatycznego podejścia. Co jak co, jego kobieta była jedną z dwóch osób, które wywoływały w nim niepewność. Druga to była nieżyjąca już babcia Yoongiego.
Jedyny syn państwa Min nie odzywał się już w ogóle, nie mając nic więcej do dodania prywatnie. Rozgadał się dopiero wtedy, gdy postanowił odprowadzić Jimina do domu.
— Mój ojciec to gbur, ale nie przejmuj się nim. Ładnie pachniesz, w końcu się przekona. Jest po prostu nieufny — dopiero mówiąc to, zdał sobie sprawę, że zachowywał się niemal identycznie na początku ich znajomości. Tą uwagę zostawił dla siebie.
Jimin tylko smętnie pokiwał głową.
Powiedzenie, że był niezadowolony z przebiegu tego wieczoru było zdecydowanym niedopowiedzeniem. Tak bardzo starał się dobrze wypaść, ale najwidoczniej staremu wojskowemu nie podobało się to, kim był sam w sobie, bo w swoim zachowaniu Park nie potrafił doszukać się niczego, przez co zasłużyłby na taką wrogość. Cieszył się jednak, że miał pełne poparcie w swoim chłopaku oraz jego matce.
Chwycił zwisającą luźno dłoń starszego chłopca i splątał ich palce.
— Myślę... myślę, że wcale nie musi mnie lubić, dopóki nie będzie próbował nas rozdzielić. — powiedział niepewnym tonem, wlepiając oczy w Yoongiego. — Po prostu trochę mi przykro, że ocenił mnie z góry.
— Wiem jak się czujesz, bardzo podobnie czułem się u ciebie. Twój ojciec... daje bardzo podobne odczucia, co mój. Tylko, że ja wiem, że mój w końcu sobie odpuści. Jest dumny z tego, że nie daje sobie wejść na głowę i zrozumie... zrozumie, że chcę z tobą być... — Z każdym zdaniem brzmiał coraz ciszej, a nieśmiałość wkradła się w ton głosu wilczej hybrydy. Mówienie o uczuciach wciąż należało do rzeczy, które przychodziły mu z trudem. Wiedział jednak, że nie powinien ich ukrywać przed swoim chłopakiem (chociaż czuł, że te kilka słów zwiążą mu język w supeł na kilka następnych dni).
Zacisnął mocniej dłoń na tej delikatniejszej, uparcie patrząc przed siebie i zachowując delikatny dystans z widocznego zawstydzenia. No dalej, Min Yoongi! Jesteś facetem, przestań zachowywać się jak bez jaj!, krzyczał sobie w głowie. Nic nie mógł poradzić, iż pomimo upływu czasu, związek był dla niego czymś nowym. Dzielenie chwil i czasu z drugą osobą to było coś, czego powoli się uczył.
Godzina wcale nie była późna, słońce dopiero chowało się za horyzontem, a wieczór należał do cieplejszych, więc Jimin zdecydował się nie dzwonić po Josepha. Czekał go co prawda półgodzinny spacer, ale skoro miał mu towarzyszyć Yoongi, na nic się nie uskarżał. Zwłaszcza, że mógł trzymać go bez skrupułów za rękę i niczym się nie przejmować.
Słysząc słowa swojego chłopaka, psiak spojrzał na niego z ogromną dawką czułości w oczach, a jego serce zbiło mocno, obijając się o żebra. Uwielbiał słyszeć słowa tego typu z ust Mina, bo po prostu nie miał okazji często ich doświadczać. Yoongi był typem człowieka, który chował w sobie swoje uczucia, zwłaszcza te ciepłe i Jimin czuł się w pewien sposób wyjątkowy, będąc obiektem ich manifestacji.
— W takim razie nie przejmujmy się na razie swoimi ojcami i cieszmy się tym, co mamy teraz... — niemal wyszeptał, wiedząc jednak, że starszy z łatwością go usłyszy.
— Ale twojego ojca nie polubię — dodał po chwili Yoongi, przypominając sobie spojrzenie pana Parka. Zapłonęła w nim żywa niechęć do tego mężczyzny, ale z szacunku do starszych osób nie wdał się z nim w dłuższe dyskusje, które mogłyby skończyć się kłótnią. Na samą myśl skrzywił się.
Droga do domu uroczej, psiej hybrydy minęła nadzwyczaj szybko. Niestety, nie do końca Yoongiemu się to podobało. Nie chciał wracać do siebie, ale nie dane było zaznać im spokoju. Przez płot dojrzało ich czujne spojrzenie Josepha, który nim prawdziwy wartownik, obserwował okolicę z puszką piwa w dłoni.
— Znowu ten szczyl... — wymamrotał pod nosem, na widok wilczej hybrydy, obejmującej właśnie młodszego. Gdyby tylko nie było mu szkoda złotego napoju w aluminium, jego dłoń ścisnęłaby boleśnie puszkę.
Jimin oczywiście dzięki swojemu superczułemu słuchowi usłyszał mamrotanie swojego szofera, ale ostentacyjnie go zignorował. Wtulił się w ukochanego nawet bardziej, przyciskając nosek do jego szyi, żeby móc wdychać intensywny zapach żywicy.
Stali tak dobre dziesięć minut, nie chcąc się od siebie odkleić. Blondyn czuł ciepłą dłoń w swoich włosach, głaszczącą je niespiesznie i prawie że roztopił się w ramionach starszego chłopca. Musieli jednak w końcu wrócić do swoich domów. Robiło się coraz ciemniej, a Jimin nie chciał, żeby Yoongi wracał sam po ciemku. Zwłaszcza w swojej dzielnicy.
Pocałował go więc na pożegnanie, idąc w stronę drzwi frontowych, a mijając rozwalonego na leżaku Josepha z puszką piwa w dłoni, rzucił mu tylko wyzywające spojrzenie i zniknął wewnątrz domu.
Cóż, może i ojciec Yoongiego nie należał do najmilszych ludzi na świecie, ale Jimin stwierdził, że może z tym żyć. Może z tym żyć, póki on i Yoongi mogą być razem bez przeszkód.
~*~
Yoongi dotarł do domu szybko, już od progu wyczuwając napiętą atmosferę. Szybko rzucił okiem na puste pomieszczenia, w których nie dojrzał swoich rodziców. Domyślał się, gdzie mógł ich znaleźć, ale nie zamierzał wywoływać potwora z lasu. Chciał trochę odpocząć, dzień należał do tych męczących. Rozebrał się, wracając myślami do blondyna, a wspomnienie truskawkowego zapachu przyjemnie otulało coraz żywsze serce nastolatka.
Zamknął się w swoim pokoju, słysząc szum rozmów rodzicieli pochodzących z balkonu. W takich sytuacjach dziękował, że posiadał telefon. Napisał blondynowi, że jest już w domu i szykuje się do kąpania. Potem całkiem możliwe, że spędzi trochę czasu nad nieszczęsnymi notatkami. Egzaminy końcowe zbliżały się nieubłaganie, a wiedza sama nie wbije mu się do głowy.
— Yoongi, przyjdź do nas! — Usłyszał po chwili wołanie. Wilcze uszy zareagowały od razu, stając na baczność. Spojrzał na drzwi, w głowie powtarzając jak bardzo nie chce mu się wstać z materaca. Ale musiał, szczególnie gdy donośny głos ojca zawołał go jeszcze raz.
Kiedy w końcu najmłodszy członek rodziny pojawił się w salono-kuchni, od razu wyczuł stężałą, nerwową atmosferę, która się w nim unosiła. Mina jego ojca nic nie zdradzała, natomiast twarz matki była dosłownie pusta i wyblakła z wszelkich emocji. To od razu postawiło Yoongiego w stan alarmu. Jego gardło ścisnęło się z nerwów.
— Usiądź — zarządziła głowa rodziny swoim nieznoszącym sprzeciwu tonem, więc młody wilk usiadł naprzeciw niego, choć miał pewien problem z nieruszaniem się przy tym. Miał ochotę nerwowo się wiercić.
— Co się stało? — zapytał Yoongi. Miało wyjść ostro i wymagająco, ale z ciasnego gardła wyszedł jedynie cichy pomruk.
Przez moment w pokoju zapadła niemal całkowita cisza, przerywana jedynie ich płytkimi oddechami. Działo się coś złego, to najmłodszy Min mógł powiedzieć na pewno. I nie był pewien, czy chciał wiedzieć, co dokładnie. Jego serce biło mocno w piersi ze strachu i stresu.
— Zdecydowałem, że jako mój syn, powinieneś wypełnić obowiązek względem naszej ojczyzny — oznajmił jego ojciec niskim, poważnym tonem. — Już najwyższy czas, jesteś dorosły. Dlatego zdecydowałem, że pod koniec lata wrócisz ze mną do Korei i odbędziesz swoją służbę wojskową.
(Shori: DUM DUM DUUUUUUUM)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro