51: „Nienawidzę chemii. Każdej." ~ Yoongi
Zwykła czcionka – angielski
Pogrubiona – koreański
W trakcie zajęć Jimin wymyślił, że skoro nie może wyjść z domu, to po odrobieniu zadania domowego połączy się z przyjaciółką na Skype i spędzą wspólnie miły wieczór. Jako tako miał w głowie plan, co będą robić i oglądać, ale nie zdążył się on do końca ukształtować. Tak jak obiecał, czekał na swojego hyunga przy wspomnianej ławce, chociaż było bardzo zimno. Naciągnął na głowę i puchate uszka kaptur, mając ochotę opatulić się rękoma.
Yoongi, jak na złość, się ociągał. Ostatnie dnie spędził na całkowitym wyciszeniu i próbie zrozumienia, co się stało. Trochę szalał, wyobrażając sobie najczarniejsze scenariusze, które składały się na znalezieniu przez niebezpiecznych ludzi. Nie dało się ukryć, że to Jimin w jego wyobraźni przekazywał wszystkie detale, co do położenia jego rodziny. Rozsądek walczyły z uczuciami, był rozdarty. To wszystko sprawiło, że był jeszcze bardziej niechętny na pójście do szkoły, niż zwykle. Niesiony niestety wizją konsekwencji i zawodu u rodzicielki, pojawił się na zajęciach, izolując nawet od Marka.
Ubrał się i udał przed szkołę, szybko wyczuwając truskawkowy zapach, który tym razem wywołał mieszane uczucia. Pierwszy raz wstydził się tego, kim był. Wolałby być normalnym chłopakiem, który dałby blondynowi normalne, nastoletnie życie oraz uczucia, zamiast... tego, czyli swojej żałosnej egzystencji opartej na wiecznych obawach i strachu. Nawet już nie czuł się zraniony, bo o co miał obwiniać Parka?
— Cześć. — przywitał się, zachowując dystans kilku kroków.
Jimin uniósł głowę, przez co szalik, w którym chował buzię przed mroźnym wiatrem, zsunął mu się z nosa. Widząc Yoongiego po raz pierwszy od kilku dni, jego ogonek sam z siebie zaczął merdać wesoło na widok ukochanej osoby. Zrobił parę małych kroków w kierunku starszego, lecz widząc jego kamienny wyraz twarzy, zatrzymał się. Między nimi nadal był dobry metr wolnej przestrzeni.
— Cześć, hyung — starał się zachować spokój, ale jego głos samoistnie drżał, nie tylko z zimna. Wziął głęboki oddech i zaczął mówić: — Przepraszam, że się nie odzywałem, hyung... Naprawdę musiałem to wszystko sobie poukładać, to było naprawdę... dużo szokujących informacji. A-ale... po głębszych przemyśleniach... — Podniósł wzrok, który utkwił prosto w oczach bruneta. — Po głębszych przemyśleniach doszedłem do wniosku, że to niczego nie zmienia. Jesteś dla mnie bardzo ważny, hyung... Poza tym, uwielbiam twoją mamę i nie obchodzi mnie, gdzie kiedyś mieszkała i kim kiedyś była. To przeszłość.
— Mogłem ci o tym nie mówić — podsumował krótko starszy, a jego uwadze nie umknął jasny, puchaty ogonek, który nadal kiwał się za blondynem.
Czy poczuł ulgę po tych słowach? Częściowo, bo wciąż nie uważał, że jasnowłosy wiedział, w co się pakował. Słabo uśmiechnął się do chłopaka przed nim, nie potrafiąc dłużej zachowywać pozorów. Na jego widok wilk wewnątrz sam unosił się entuzjazmem, którego nie potrafił hamować.
— Nie... nie, nie, nie, hyung, naprawdę się cieszę, że mi powiedziałeś! — Młodszy od razu zaczął gorąco zaprzeczać i zrobił kolejne kilka kroków w kierunku Yoongiego. Ręce same go świerzbiły, żeby go przytulić zwłaszcza, że w aurze wilczej hybrydy wyczuwał wyraźnie zmieszanie i rezerwę. — To ja nie powinienem był tak po prostu wyrzucić cię z domu! To było naprawdę okropne i za to też przepraszam, hyung — patrzył na Mina z paniką w oczach, bojąc się szczerze, że jego bezmyślne zachowanie kilka dni temu mogło sprowokować bruneta do myślenia, że ich związek nie miał dłużej racji bytu.
— Powiedziałbym ci, ale kiedyś — westchnął w końcu Min, sięgając po dłoń psiaka. Bardzo mocno poczuł w jego zapachu, jak ten nagle się spiął, a szczerze powiedziawszy miał już dość przykrych sytuacji. — Nie musisz wracać do domu?
— Jeszcze nie, powiedziałem rodzicom, że mam dzisiaj dodatkowe zajęcia z angielskiego i Joseph przyjedzie po mnie później. — odparł blondyn dość cicho, spuszczając spojrzenie na ich złączone ręce. Szybko wysunął z trochę zbyt długiego rękawa drugą łapkę i nią także ścisnął większą dłoń. Pochylił się delikatnie i musnął ustami, lekko zaczerwienione od zimna, knykcie swojego chłopaka. Był to drobny, ale czuły gest, po którym na policzki Jimina wpłynął różowy rumieniec.
Yoongi, zaskoczony, obserwował, co robił chłopak, czując nieśmiałość, która na nowo pojawiła się gdzieś przyczajona. Gdy psia hybryda się wyprostowała, Min skorzystał z tego, dając swojemu chłopakowi krótkiego buziaka w usta, czym zawstydził ich obu. Takie gesty wciąż powodowały rumieńce na ich twarzach, w szczególności, że wciąż znajdowali się blisko szkoły. Yoongi starał się żyć przeświadczeniem, że kurtka i czapka maskuje kim jest i to na razie mu wystarczało.
— Nie zdążymy iść do mojej mamy, a ona mi nie wierzy, że cie przeprosiłem, więc jak już skończy się twój szlaban odwiedzimy ją, okej?
Blondyn uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową z entuzjazmem. Musiał odwiedzić panią Min jak najszybciej i jej podziękować.
— Oczywiście! Bardzo chętnie ją odwiedzę, jestem jej coś winien. — Po chwili jednak uświadomił sobie pewną rzecz. Przybrał nagle niepewny wyraz twarzy i spojrzał na Yoongiego z lekką obawą. — Czy... czy twoja mama wie, że wiem? — spytał pokrętnie, ale był pewien, że starszy zrozumie przekaz.
— Nie, nie wie. I nie wiem, czy zmieniać jej świadomość. — Drugie zdanie starszy dodał ciszej, uciekając wzrokiem na bok. Mama dawno temu prosiła go o dyskrecje, ale od tego momentu minęło już tyle czasu, że mógłby o tym zapomnieć, gdyby nie fakt, że spora część życia Yoongiego opierała się na przeszłości. — Może nie teraz? Trochę później... w jakichś lepszych okolicznościach. Co myślisz? — wypowiadając te słowa, język wilczej hybrydy trochę się plątał. Ten temat od razu go stresował.
— To zależy od ciebie, hyung... Nie powiem jej nic, jeśli ty tego nie chcesz — odpowiedział szczerze psiak, po czym zbliżył się do starszego i objął go obiema rękami w pasie. Policzek oparł na jego ramieniu i westchnął. Co prawda, przez grubą warstwę ubrań nie mógł w pełni cieszyć się bliskością Mina, ale nie przeszkadzało mu to aż tak. Ważne, że w ogóle mógł to zrobić.
— T-to niech to zostanie przez jakiś czas tylko między nami — poprosił Yoongi, unosząc obie dłonie, kładąc je na plecach chłopca. Jego kurtka była zimna, ale nie to teraz liczyło się dla wilczej hybrydy, a zwyczajna obecność. Przynosiła ona ukojenie w ciele starszego nastolatka. Jakby nie patrzeć, przyzwyczaił się już do świadomości, że ma chłopaka, który akceptuje go ze wszystkimi wadami.
Po kilku chwilach Jimin odsunął się, żeby zobaczyć, która jest godzina. Zostało mu jeszcze trzydzieści minut do przyjazdu szofera pod swoją szkołę, a nie mógł ryzykować, że ten zobaczy go z Yoongim tuż obok niej. Z westchnieniem schował telefon do kieszeni, lecz pomimo swoich myśli, znów przytulił się do starszego, po sekundzie składając na jego, zaróżowionym lekko od zimna, policzku słodkiego buziaka.
— Mam jeszcze trzydzieści minut... Wrócimy na moment do szkoły? Trwa teraz lekcja, więc wszędzie będzie pusto — zaproponował cicho, żeby nie podrażnić czułego, wilczego słuchu.
— Okej, jest zimno. Wracajmy do środka. — zgodził się na to wilk. Jeszcze kilka chwil stali blisko siebie, a potem skierowali się do budynku. W środku, blisko wyjścia wcale nie było cieplej.
Obrali wspólny kierunek do szkolnego automatu, gdzie kupili sobie po ciepłej czekoladzie. Min skrzywił się już na sam zapach chemii, a gdy zanurzył usta w gorącym napoju, grymas pogłębił się. Winą nie był do końca wrzątek, a zupełny brak smaku naturalnej słodkości wykonanej z drzewa kakaowego.
— Jak można to pić? — to pytanie mogło brzmieć jak retoryczne, gdyby był tutaj sam.
Jimin na swoją własną czekoladę nie narzekał, bo i nie spodziewał się niczego lepszego. Wzruszył więc ramionami, biorąc kolejny łyk z plastikowego kubeczka. Czekolada w proszku, jak czekolada w proszku. Nie było obrzydliwe, ale też nie zachwycało smakiem czy zapachem.
— Jak na swoją cenę to jest okej. — mruknął, pijąc bez skrępowania, podczas gdy jego chłopak krzywił się, jakby ktoś podłożył mu pod nos zgniłe jajko. — Jeśli ci nie smakuje to mogę wypić za ciebie, hyung.
Min oddał zatem swój kubeczek do wolnej dłoni Jimina.
— Ja nie będę się truł, to jest okropne. — powiedział zgodnie z prawdą. Nie tylko na przykry zapach ludzi miał „uczulenie", ale też na niezdrowe jedzenie. Nie przepadał za zbytnio przetworzonymi produktami, a jak już zdarzyło mu się brać udział w zakupach, uważnie studiował etykiety. Lubił wiedzieć, co je.
(Shori: Dzień doberek!
Dzisiaj rozdział trochę krótszy, ale spokojnie, kolejne wam to wynagrodzą!
A teraz, idę grać z unnie w AIONa *_*)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro