Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

49: „Jimin jest pierwszą osobą, której o tym opowiedziałem." ~ Yoongi

Zwykła czcionka – angielski

Pogrubiona – koreański

Ostatecznie, blondyn uspokoił się dopiero po kolejnych dziesięciu minutach. Jego szloch, choć powoli, stopniowo cichł, aż przeszedł w ledwo słyszalne chlipanie, by zakończyć się jedynie na pociągnięciach zatkanym noskiem. Cały czas wtulał się w starszego, nie czując się na siłach go wypuścić. W tym momencie rodzice, którzy mogli wrócić w każdej chwili, nie stanowili jakiegokolwiek powodu do niepokoju.

W końcu odzyskał jasne myślenie, nadal jednak nie odrywał się od Yoongiego. Ani trochę nie chciał rezygnować z ciepłej bliskości oraz pocieszającej obecności wokół siebie. Jedna z dłoni czarnowłosego chłopca zaczęła gładzić jasne kosmyki Jimina, aż ten wreszcie całkowicie się odprężył. Ukrył buźkę pomiędzy obojczykami Mina i wyglądało na to, że nie miał zamiaru się ruszyć.

Gdy chociaż trochę udało się pozbierać do jednej całości młodą, psią hybrydę, Yoongi zaprowadził go do przestronnego salonu. Posadził na miękkiej kanapie, obitej ciemnobrunatną skórą i niepewnie zajął miejsce obok. Cały czas blondyn kurczowo trzymał się go, nie chcąc, by opuścił jego bok. Obaj siedzieli w ciszy, ale nie należała ona do tych niewygodnych czy niekomfortowych. Wilk wewnątrz ciała nastolatka lgnął do uroczego chłopca, chcąc go pocieszyć swoją obecnością i gestami.

Min miał okazję obserwować dreszcze, które co jakiś czas przechodziły przez ciało młodszego. Z czasem było ich coraz mniej, ale i tak czuł, jak lekko drgał, a puchate uszka się trzęsły. Sam był w lekkiej konsternacji, nie chciał opuszczać zapłakanego nastolatka, dlatego wytarł jego buzię swoim rękawem, ignorując fakt, że potem na materiale będzie miał jego smarki.

Nic cię nie boli? — spytał ostrożnie. Od pewnego czasu myślał, jak rozpocząć rozmowę, by zająć czymś swojego chłopaka. Nawet, jeśli nie czuł żadnego skrępowania obecnością i coraz lepiej znał charakter Jimina, nadal posiadał obawy związane z odrzuceniem i wyśmianiem.

Oprócz serca? Nic... — wymamrotał Jimin, opierając głowę na ramieniu starszego nastolatka, bo od płaczu stała się nieznośnie ciężka. Wtulił policzek w materiał jego bluzy, przymykając oczy. Jego skronie pulsowały. Swoją własną małą łapką odnalazł większą dłoń wilka i delikatnie wsunął swoje palce między te jego. — Przepraszam, że tak się rozkleiłem. Ostatnio mam... cięższy okres. Kiedy udaje mi się naprawić jedną rzecz, chwilę później zawalam drugą...

Nie mów tak. Niczego nie zepsułeś, k-kiedy zgodziłeś się zostać moim chłopakiem. Dziewczyny... myślą inaczej, niż my — skomentował starszy, tonem znawcy. To było coś nowego dla Yoongiego, rzadko próbował kogoś pocieszać, zazwyczaj pełniąc rolę słuchacza.

Ścisnął jego łapkę, nieznacznie się uśmiechając, gdy na nią spoglądał. Ciepło rozlewało się po sercu, powodując, że łagodniał, chciał się szeroko szczerzyć, zatrzymać mniejsze chwile jak najdłużej w pamięci. Gesty, których nigdy wcześniej by nie zauważył, teraz potrafiły definiować humor na każdą kolejną godzinę. W pobliżu Jimina odprężał się, a tego brakowało mu przez ostatnie tygodnie.

Zepsuć to mogłem ja. Reaguję trochę paranoicznie, gdy słyszę o moim ojcu.

Po tych słowach zapadła chwilowa cisza.

Jimin, wciąż z zamkniętymi oczami i wygodnie oparty o swojego chłopaka, wdychając jego pocieszający zapach, znów miał okazję przemyśleć całą tę dziwną sprawę. Jeśli ojciec Yoongiego nie zostawił pani Min na pastwę losu po tym, jak ją zapłodnił to dlaczego nigdy go nie było, a żaden z członków ich małej rodziny nigdy o nim nie wspominał?

Na początku pomyślałem, że twój tata albo nie żyje, albo zostawił twoją mamę samą, kiedy dowiedział się, że jest w ciąży. Nie pytałem o to, bo to nie moja sprawa, ale teraz... jeszcze bardziej tego wszystkiego nie rozumiem. Kim on jest i dlaczego go tu nie ma? I czemu jego przyjazd oznaczałby dla was przeprowadzkę? — spytał cichym głosem. Starał się, by jego ton pozostawał łagodny, nie chciał niepotrzebnie stresować Yoongiego, jeśli mógł tego uniknąć.

Yoongi zagryzł policzek od środka. Ten temat nigdy nie był łatwy. Nikt nie wiedział, dlaczego było tak jak było, nawet najlepszy przyjaciel wilka, czyli Hoseok. Dla Junga po prostu często jego ojciec zmieniał miejsce pracy, co nie odbiegało daleko od prawdy. Przeszłość, którą skrupulatnie ukrywał przez tyle lat, definiowała dzisiejszy charakter wilka. Czasami zastanawiał się, czy wstydzi się swojego pochodzenia, chociaż rodzicielka nigdy nie dała mu uczucia, że nie był potrzebny w jej życiu.

Przez myśli starszego licealisty krążyły wspomnienia, nie układające się w logiczny ciąg. Tworzyły bardziej mętny kocioł, aniżeli logiczną historię. Patrząc na ich złączone dłonie chciał nareszcie podzielić się tą przykrą historią, która ciążyła mu jak brzytwa na krtani. Czasami wiedział, że za bardzo to przeżywa, bo tutaj nic nie groziło jego małej rodzinie, ale ojciec... on nigdy nie zwiastował dobrych wiadomości i nawet jeśli teraz miał potwierdzenie od mamy, że tutaj zostają i tak nie czuł się zbyt pewnie.

Nie wolno mi mówić o moim ojcu. Głównie przez moją mamę, nie wiem jak to powiedzieć... — zaśmiał się nerwowo, niespokojnie poprawiając się na kanapie. Rozejrzał się w okół siebie, szukając wzrokiem czegoś, co mogłoby go powstrzymać przed tym. Wahał się, powstrzymując kolejne słowa, które bardzo chciały opuścić już usta. Chwyciły go nagle wątpliwości, czy powinien się tak oskubać z piór, czy jego mama by tego chciała? —Jeśli ci to powiem i ktoś się o tym dowie, możemy mieć kłopoty. Nie wie o tym nawet Hoseok — przełknął ślinę.

Nerwowy ton głosu starszego załączył w umyśle Jimina alarm. Pojął szybko, że to, co Yoongi by mu powiedział, byłoby naprawdę osobiste i pod żadnym pozorem nie mógłby nikomu pisnąć o tym ani słówka, nawet swoim rodzicom. A może zwłaszcza im.

Uniósł głowę z ramienia Mina, po czym usiadł bardziej przodem do niego, ścisnął mocniej dłoń, którą trzymał i otoczył ją swoją drugą łapką. Wbił zdeterminowane spojrzenie prosto w oczy wilka, gotów przyjąć każdą tajemnicę, jaką tylko by usłyszał.

Obiecuję, hyung, nikomu nigdy o tym nie powiem, cokolwiek to jest. Chyba, że sam mi pozwolisz. Doskonale wiem, że nie wolno rozpowiadać cudzych sekretów — powiedział hardo, a w jego głosie rozbrzmiało jakieś silne, trudne do przypisania uczucie.

Min uśmiechnął się głupkowato pod nosem, przechodząc przez karuzelę dziwnych stanów emocjonalnych, jakby to, co chciał powiedzieć było uroczą opowiastką o równie uroczych kucykach.

Proszę, tylko nie zmieniaj zdania o mojej rodzinie, zwłaszcza mamie — poprosił niemal szeptem, a grymas, który miał być uśmiechem, nie opuszczał jego twarzy. Usta starszego jeszcze przez chwile drgały, a on do samego końca nie wiedział, czy uda mu się rozpocząć tą opowieść, nim pierwsze słowa nie opuściły jego ust. — Mama urodziła się w Korei Północnej i jest córką chyba oficera, kogoś ważnego tam, nie wiem, nie znam tego... człowieka. — zakończył płasko tą wypowiedź. Chciał jeszcze dodać, że nigdy nie będzie miał okazji go poznać, ale nie dlatego, że mieszkał „po drugiej stronie". On już nie żył i wiele razy widział mamę płaczącą z tego powodu.

Yoongi siedział z głową spuszczoną w dół, patrząc nadal na ich złączone palce, nie zdając sobie sprawy z tego, że nie mruga oczami. Patrzył się pusto, wyprany z emocji, dziwiąc się jak kuriozalnie brzmią te słowa, obco, niczym język słowiański w ustach chińczyka. Czasami, gdy samotność wyjątkowo mu doskwierała, wyobrażał sobie, że w końcu z kimś dzieli się problemami. Wyimaginowani słuchacze obserwowali z podziwem młodego, dzielnego wilka, zadając nurtujące pytania, dzięki którym zdolny był opowiedzieć całość, nie zapominając o żadnym szczególe. Niestety w rzeczywistości nie było ich, a spotkał się jedynie z kasztanowym wzrokiem uroczej, psiej hybrydy. Nie wiedział jak zacząć, każde słowo wydawało mu się nieodpowiednie. Czy chciał narażać go na niebezpieczeństwo? Znajomość tej historii na pewno nie była niczym dobrym, kiedy pozornie żyli daleko od kłopotów. Min niestety bardzo dobrze wiedział, co robił jego ojciec i że nigdzie nie mógł czuć się swobodnie, gdy właściwie był członkiem dwóch narodowości. Teraz, gdy w końcu udało się mu znaleźć kogoś, z kim mógłby podzielić się losami rodziny Min, nie czuł żadnej ulgi, a jedynie wszystkie emocje z przeszłości uderzyły w język bruneta, plącząc go.

Mój ojciec był kimś w rodzaju szpiega? Nie wiem dokładnie, jaki miał stopień w wojsku, ale teraz jest generałem dywizji i sam kieruje takimi misjami. To jeden z powodów, dlaczego nie ma go tutaj z nami, został w kraju i przyjeżdża co jakiś czas na urlop, a my... wracaliśmy potem razem z nim i szukaliśmy nowego miejsca zamieszkania. Dlatego tak się przestraszyłem. Ja urodziłem się już w naszej Korei. Jesteśmy pod stałą ochroną rządu Korei Południowej, nawet jeśli jesteśmy tutaj. Ale nie zawsze tak było... naprawdę długo groziło mojej mamie niebezpieczeństwo, bo nawet urodzenie mnie nie było kartą przetargową tak do końca. A-ale chyba powinienem to inaczej opowiedzieć...

Prawie dwadzieścia lat temu Min Sonmyeon rozpoczął tajną misję. Jeszcze w liceum został „wybrany" przez koreański rząd do bycia uczniem w prywatnej szkole. Państwo oficjalnie podało rodzinie informację, że to dzięki jego spektakularnym wynikom z egzaminów został zapisany na listę owej placówki. Dopiero w późniejszych latach, młody mężczyzna dowiedział się, że chodziło właściwie o pokrewieństwo z wilkami. Nie niszczył jednak wizji swoich najbliższych. Jego rodzina była szczęśliwa, iż ich najstarszy syn dostał się do prywatnej uczelni, mając opłacone wszystkie semestry i dostając perspektywę świetlanej przyszłości. Duma puchła w ich piersiach, a młody chłopak szybko stał się legendą w malutkim miasteczku pod Daegu. Nie wiedzieli tylko, że przez cztery lata nie uczył się tylko zaawansowanej chemii, ale także strzelania z broni palnej, nurkowania z obciążeniem, a nawet sztuk walki. Wielokrotnie były testowane jego zmysły sensoryczne, refleks, szybkość, zwinność i szereg innych zdolności. Pewnego dnia dostał wezwanie do wykonania służby wojskowej, tym samym łapiąc haczyk zastawiony przez rząd. Gdy dowiedział się, co właściwie ma robić, poczuł się jakby ogłuchł.

Szpieg, donosiciel, informator, konfident, tajniak, agent, oficer wywiadu, szpicel. Miał szpiegować Koreę Północną w imię swojego kraju, dlatego kształcił się w tak dobrej szkole zupełnie za darmo. Miał to odpracować. Wiedział, że to wilczy bilet, co w nawiązaniu do jego pokrewieństwa z tymi zwierzętami brzmiało jak ekscentryczny i ironiczny żart.

Po ukończeniu szkolenia, czy tego chciał czy nie, dostał pierwszą misję. Miał znaleźć i zorganizować bezpieczny powrót do kraju innego agenta, a samemu zostać i przejąć jego obowiązki. Pamiętał strach i wilczy ogon, kulący się sam pod niego. Pamiętał pierwszą noc w nowym miejscu i szok, gdy bycie hybrydą okazało się tutaj chlebem powszednim. Pamiętał swój wstyd, gdy pierwszego dnia spanikował podczas kupowania ciepłego posiłku. Nie sypiał za dobrze, poświęcając tej czynności może dwie godziny dziennie. Stres i ukrywanie go, staranne planowanie i ciągła czujność w pierwszych miesiącach były paraliżujące. Noce wykorzystywał na zdawanie raportu za pomocą krótkofalówki oraz odbieraniu wiadomości z kolejnymi poleceniami za pomocą szyfrów i algorytmów, znanym tylko jemu i jego jednostce dowodzącej.

Pół roku spędził w Korei Północnej, nim podejmowane działania zaczęły przynosić oczekiwany skutek. Jego zadaniem było odnajdowanie osób o wyższym statusie społecznym, które nie do końca zgadzały się z reżimem tamtejszej władzy i powolnym przekupstwem ich, obiecując ochronę oraz „lepsze jutro" w zamian za kilka istotnych informacji. Pierwszą osobą, którą udało mu się zainteresować nowymi perspektywami, był ordynator narodowego szpitala w stolicy Pjongjangu. Znajomość z tym mężczyzną i jego rodziną może nie przyniosła samej Korei Południowej wielkich kokosów informacyjnych, ale otworzyła kolejne drzwi, którymi były wytrawne bankiety pełne osobistości o wysokich rangach.

Sonmyeon znał tych wszystkich ludzi i wiedział, kto jest jego celem. Kim JungSa, oficer ukrytej jednostki wojskowej zaraz za stolicą, a konkretniej jego żona, Chae RiSo. Dostał rozkaz uwiedzenia jej. Od tutejszych szemranych przyjemniaczków z łatwością załatwił nowy dowód tożsamości, mogąc podawać się za syna chirurga, który chwalił się swoim „najmłodszym członkiem rodziny", wylewnie opowiadając, że niedawno wrócił ze studiów. Przedstawiał go kolejnym osobom, obserwując wyhaczoną kobietę w tłumie, która także okazała się wilczą hybrydą. Mężczyzna do dziś pamiętał jej długą, bordową suknię, przypominającą nowoczesne wydanie hanboku i skromne upięcie włosów w kok.

Zdobywanie jej zaufania nie należało do najprostszych i zajęło mu kilkanaście tygodni oraz przynajmniej dwa kolejne bankiety. W tym czasie zdążył prześledzić ostatnie miesiące życia rodziny oficera Kim, a na czwartym z kolei zjeździe śmietanki intelektualnej Korei Północnej poznał najstarszą córkę, Chae MiRan*. Jeszcze wtedy nie wiedział, że trzyma drobną dłoń swojej przyszłej żony, gdy prowadził ją do tańca. Jej ciemne oczy od początku patrzyły na niego ufnie, a ona stawała się nieśmiała, czego nie mógł o niej powiedzieć, gdy była w otoczeniu innych dziewcząt. Wtedy stwierdził, że gdyby był zwykłą wilczą hybrydą, szukającą swojej drugiej połówki, ta ślicznotka na pewno byłaby jego wyborem. Ale niestety, był tajnym agentem i liczyło się wypełnienie misji.

Rozkazy były jednoznaczne, a radość Kim JungSa i jego małżonki jeszcze bardziej, gdy „przybrany ojciec" Sonmyeona zaproponował ożenek. Jeszcze tego samego lata zyskał piękną, młodą i zaradną żonę oraz ciepłą posadę z wygodnym startem jako starszy plutonowy w tej samej jednostce, co teść. Wszystko szło po jego myśli, a brak jakichkolwiek wymyślnych misji ze strony dowództwa w rodowitym kraju przekonywał go, że spisuje się dobrze i są zadowoleni z informacji, które im przekazywał w postaci różnych szyfrów.

Pierwszy szok nastąpił, gdy dowiedział się, że będzie ojcem. Dotarło do niego jak bardzo krzywdzi kobietę, która oddała mu serce i całą siebie. To była jedna, jedyna chwila, gdy zawahał się, co powinien zrobić dalej. Oglądanie jak z każdym miesiącem MiRan pięknieje coraz bardziej, a ich dziecko rośnie, odznaczając się widocznie w postaci brzuszka większego od samej kobiety (pani Chae to drobniutka kobieta, mierząca zaledwie sto pięćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu) było ciężkim przeżyciem. Czuł się jak przebrana pszczoła w gnieździe os, próbując pozbyć się nieprzyjemnych wyrzutów sumienia, kłujących boleśnie żołądek za każdym razem, gdy wyobrażał sobie, jak to dziecko umiera. A widział to prawie codziennie, ukrywając za delikatnym uśmiechem, gdy przeczesywał subtelnym ruchem ciemne włosy MiRan.

Był koniec stycznia, gdy pasmo szczęścia dobiegło końca. Któregoś razu „ojciec" Mina i teść skończyli z alkoholem, opijając nienarodzonego wnuka. Język chirurga na tyle się rozwiązał, iż wyznał, że Sonmyeon nie jest jego rodzonym synem. Wtedy jeszcze udało mu się jakoś załagodzić sytuację żartem, opowiadając historię, iż ma inną matkę, niż pozostałe rodzeństwo, ale nigdy nie zapomni tego czujnego spojrzenia Kim JungSa. Już wiedział, że jego przeszłość zostanie dokładnie sprawdzona i to kłamstwo nie ujdzie mu płazem. Zachował pozory do końca wieczoru, nocą obmyślając plan. Tej nocy nie zdał raportu, zajmując się zorganizowaniem cichego wyjazdu, póki jeszcze miał na to czas. Swojej żonie wmówił, że wziął trochę wolnego, by mogli wspólnie odpocząć i na wyjeździe zaplanować przyszłość ich rodziny. W rzeczywistości zabrał ją w długą podróż, przez prawie cztery tysiące kilometrów, wiodącą przez całe Chiny z północy na południe, do koreańsko-chińskiej granicy, chcąc żeby żona oraz dziecko byli bezpieczni.

Chae MiRan z pozoru była drobną i delikatną osobą, niczym płatki kwiatu, ale po kilku godzinach jazdy zorientowała się, że coś jest nie tak. Owszem, należała do kulturalnych kobiet, które nie wtrącały się w rozmowy mężczyzn, po prostu im towarzysząc, ale to nie znaczyło, że nigdy nie słuchała. Poprzedniego wieczoru dostrzegła nutkę niepewności w oczach ukochanego i nie omieszkała zadawać mu szczegółowych pytań w pojeździe. Nie była zadowalana z odpowiedzi, bo to wcale nie były odpowiedzi, a jedynie zbywające zlepki słów, tworzące nic nieznaczące zdania.

Córka oficera jednostki wojskowej nie należała do głupich. Bardzo łatwo połączyła fakty, może bezpośrednio nie przypięła mężowi łatki szpiega, ale zrozumiała, że to ktoś, kto nie chce być złapany. Dlatego przeprowadzenie jej przez dwie granice, cztery tysiące kilometrów ziem nieprzyjaznego kraju, w dodatku w zaawansowanej ciąży, było koszmarem dla dwójki, pasmem sprzeczek, awantur i wypowiedzianych wielu przykrych słów. Poznali się tym razem od tej prawdziwej strony i z pewnością nie była to miłość, jak im zdawało się na początku. Niechęć od kobiety biła z dalekiej odległości i kilka razy przysporzyła im wielu problemów, przypadkowym ludziom mówiąc, że została porwana, uciekając, gdy tylko mężczyzna przysnął chociaż na chwile, a nawet próbując go udusić.

I tutaj pojawiła się kolejna rzecz, z której Min Sonmyeon nie był dumny. Ten jeden jedyny raz w życiu podniósł rękę na kobietę, uderzając ją w policzek, krzycząc do MiRan, aby w końcu otrząsnęła się ze swojej obłudy. Padły wtedy kolejne przykre słowa, między innymi te, mówiące, że jej powrót do rodzimego kraju nie skończy się pozytywnym zakończeniem, a prędzej śmiercią jej i niewinnego dziecka, które nosi pod sercem, ale wcześniej czekają ją okrutne tortury, by wyciągnąć z niej jak najwięcej informacji na jego temat. Żal, jaki czuła dzisiejsza pani Min był nie do opisania, niestety przyznała rację mężczyźnie, którego jeszcze kilka dni wcześniej nazywała swoim mężem.

Mama zyskała status świadka koronnego dopiero wtedy, gdy zaczęła mówić i opowiadać o tym, co robił jej ojciec w wojsku. Zmieniła tożsamość i dzięki temu co jakiś czas mogliśmy zmieniać miejsce zamieszkania, aż dostaliśmy pozwolenie na wyprowadzkę do USA. Gdy znalazła się w kraju nie ufała nikomu i z nikim nie rozmawiała, bała się. Wszystko się zmieniło, kiedy urodziłem się ja. Przez stres spowodowany całą sytuacją przyszedłem na świat ponad miesiąc szybciej, na początku marca i potrzebowała pomocy. Postanowiła dać sobie pomóc, mimo że bardzo nie podobało się, że cały czas jest trzymana w zamknięciu. Mojego ojca nie było, mama nigdy mi nie powiedziała, co się stało, dlaczego znikł. Przypuszczam, że musiał odpowiedzieć za swoje nieposłuszeństwo. Tajni agenci, jakim on był, po odkryciu tożsamości mają obowiązek popełnić samobójstwo, a on tego nie zrobił, tylko doprowadził mamę do ambasady. Przyjęli ją tylko dlatego, że byłem synem mojego ojca. A potem... nie wiem. Mama mówi, że kocha ojca, nie wiem jak to między nimi jest, ale jak już się widzimy to zachowują się jak zakochana para. — Yoongi cały czas trzymał w swojej dłoni tą drobniejszą młodszego chłopaka, a przez całą opowieść nie zmienił pozycji, skupiając się na tym, co wiedział i chronologicznej opowieści. Zdawał sobie sprawę, że wielu rzeczy na pewno nie wie, ale im bardziej analizował przeszłość, tym bardziej wiedział, że być może jedynie by to mu zaszkodziło. Teraz i tak już jego relacja z ojcem nie należała do najcieplejszych.


*Chae MiRan – jedno z siedmiu imion, które przyjęła Lee Hyeonseo w książce „Dziewczyna o siedmiu imionach". Matka Yoongiego jest delikatnie nią inspirowana, zarówno wizualnie, jak i na podstawie jej historii. Co do nazwiska „Chae", żony w Korei zwykle nie przyjmują nazwisk mężów po ślubie, a dzieci dostają zazwyczaj nazwisko ojca, lecz w tym przypadku było na odwrót – matka dała nazwisko swojej córce.



(Shori: Eheheehehe :DDD

A TERAZ PRZYZNAJCIE, KTO SIĘ SPODZIEWAŁ CZEGOŚ TAKIEGO?

Cały pomysł przeszłości rodziców Yoongiego jest zasługą współautorki, czyli Rehteaa. Wymyśliła coś tak niebanalnego i nietuzinkowego, na co nie można było wpaść tak łatwo, a więc ukłony i oklaski dla niej! :D

Jak podoba wam się ta koncepcja? Co o niej uważacie? Śmiało piszcie!)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro