Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45: „Żyłem w kłamstwie..." ~ Yoongi

Normalna czcionka – angielski

Pogrubiona – koreański

To musi być akurat w ten konkretny weekend? Nie dałoby się tego przełożyć? — spytała ta pierwsza, zwracając się do Jimina, mimo że ten nie kwapił się za bardzo do odpowiedzi.

— Wątpię, tata Marka ma napięte terminy w pracy, więc ma dla nas czas tylko w ten jeden weekend w miesiącu! — wymyślił na szybko Park. Nagle poderwał się z krzesła, zabierając swoją tacę. — Muszę już iść tak w ogóle, zaraz koniec przerwy, a ja nie wziąłem książek z szafki!

— A musisz jechać z Cherry i Markiem, Jimin? — spytała markotnie Amy. — Będziesz tylko dla nich piątym kołem u wozu. A Ana nie ma partnera na wesele, to byłaby dla ciebie lepsza alternatywa. Przecież ją lubisz, prawda?

To już było chamskie.

Blondyn wyprostował się jak struna, a w oczach zapłonął ogień – pierwsza oznaka jakichkolwiek uczuć w jego spojrzeniu od tygodnia – kiedy zwrócił wzrok na przyjaciółkę. Miał już po prostu dość. Dlaczego nikt nie mógł zostawić go w spokoju?

— Nigdy nie sądziłem, że jesteś taką nieczułą, samolubną suką, Amy — warknął, a słowa te zawisły w powietrzu, zatykając wszystkich przy stoliku szokiem. Gapili się na Jimina, jakby właśnie połknął miecz. — Ile razy mam powtarzać, że nie jestem w żaden sposób zainteresowany Anastasią, żeby wreszcie do ciebie dotarło? Nie chcę z nią być i nigdy nie będę chciał, do cholery! Zostaw mnie wreszcie w spokoju! — zawarczał na odchodne, niemal biegiem kierując się do wyjścia ze stołówki.

Takie słowa i zachowanie nie pasowały do niego, ale po prostu stracił już cierpliwość. Na dodatek negatywne emocje, które kłębiły się w nim od tygodnia wreszcie znalazły szansę na ujście i z niej skorzystały.

Psiak wystrzelił ze stołówki i pomknął w kierunku swojej szafki, lecz wcale nie po książki. Nie zamierzał wracać na lekcje i nie kłopotał głowy tym, jak się wytłumaczy rodzicom z dzisiejszej nieobecności. Jeszcze sekunda w tym budynku i by zwariował.

Przyjaciele Jimina w ciszy obserwowali jak ten szybko zebrał swoje rzeczy i wyszedł. Jedyne, co po nim zostało to tacka z nadgryzioną pizzą i ciężkie powietrze. Pierwszy ponownie zabrał głos Mark, który chyba najmniej miał wspólnego z tym co się stało.

— Wam też chciałem zaproponować wylot, ale chyba macie inne plany — mruknął, za co Cherry spiorunowała go wzrokiem, uderzając otwarta dłonią w ramię.

— Nie bądź chamski i najlepiej idź już sobie! — wysyczała kocia hybryda, gromiąc swojego chłopaka wzrokiem. Ten w popłochu wziął swoją i tackę uciekiniera, posłusznie udając się do wyjścia.

Jimin wybiegł z terenu szkoły, stawiając swoje kroki w znanym już sobie bardzo dobrze kierunku. Wiedział, że Yoongi dzisiejszego dnia miał trening, do tego musi jeszcze skończyć własne lekcje, więc będzie w domu dopiero za kilka ładnych godzin. Miał tylko nadzieję, że pani Min skończyła już swoją zmianę w salonie. Miała już tyle pracowniczek, by było to możliwe.

Na piechotę pokonał całą drogę, czując, jak coś powoli narasta w jego klatce piersiowej, jak ciśnienie, które chce wyrzucić w powietrze zawartość studzienki kanalizacyjnej. Niemal przebiegł całą czterdziestominutową drogę, skracając ją do dwudziestu, a zadyszka dała mu się we znaki dopiero pod kamienicą. Oparł się na moment o kolana, dysząc ciężko i ocierając pot pod czapką i dopiero po chwili ruszył, by wejść na klatkę schodową. Po stopniach znalazł się przed drzwiami mieszkania Minów.

Już miał zapukać, ale w ostatniej chwili się zawahał. Nie był nawet pewien, co powie mamie Yoongiego, jeśli ta rzeczywiście będzie w domu. Przecież to chyba oczywiste, że weźmie stronę swojego syna... ale może przynajmniej wytłumaczy mu, dlaczego muszą się przeprowadzić?

Z duszą na ramieniu ostatecznie zapukał.

Dosłownie sekundę po tym jak blondyn dotknął drzwi swoją piąstką, te otworzyły się. Pojawiła się w nich pani Min, ubrana w kurtkę i zimową czapkę, widocznie gotowa do wyjścia. Zdziwiła się, gdy zobaczyła przy drzwiach zaczerwienioną, zdyszaną, psią hybrydę, w oczach której mieniły się łzy. Jej mina spoważniała i zrobiła krok do tyłu.

Jiminnie, co się stało? — spytała, szukając wzrokiem i zapachem obecności swojego syna.

Pani Min... czy mógłbym... zająć pani moment? — spytał nastolatek łamliwym głosem, mrugając szybko, żeby pozbyć się mgiełki łez z oczu. Dopiero teraz jego mięśnie poczuły w pełni nadmierny wysiłek, który podjął, żeby dostać się tu jak najszybciej. Nogi zaczynały zmieniać się powoli w watę.

Kobieta złapała chłopaka pod ramię, wprowadzając do mieszkania. Posadziła go na krześle w kuchni, sprawnym ruchem ściągając czapkę z włosów, które naelektryzowały się i uroczo sterczały na wszystkie strony. Sama rozpięła swoją kurtkę i pozbyła okrycia głowy, rzucając kontrolne spojrzenia chłopakowi. Czuć było od niego negatywną aurę.

Co mój syn nawyrabiał? — spytała krótko.

Psiak pociągnął cicho nosem, widocznie kuląc się w sobie. Jakaś część jego mózgu zaczęła się zastanawiać, co do licha się z nim działo. Miał huśtawki nastrojów jak baba w ciąży, do tego pierwszy raz, nawet w myślach, nazwał dziś kogoś „suką". Nic dziwnego, że wszystkich tak zamurowało, takie słowa nigdy nie powinny były wyjść z jego ust.

Zanim cokolwiek powiedział, pochylił się w przód, wtulając buzię w ramię siedzącej naprzeciwko niego kobiety. Jej zapach był niezwykle uspokajający, podobny w pewnym sensie do woni jego własnej mamy.

Hyung powiedział... hyung powiedział, że się wyprowadzacie... — wymamrotał płaczliwie w śliski materiał jej kurtki.

Słucham? Co takiego powiedziałeś? Nie stać nas na to, żeby się przeprowadzić — spytała delikatnie, coraz bardziej wątpiąc w sytuację, w jakiej się znalazła. Do jasnego licha, cóż ten dzieciak nagadał uroczej, psiej hybrydzie? Wyprowadzka? Pogłaskała z czułością miejsce pomiędzy oklapniętymi uszkami chłopca, chcąc dać mu poczucie bezpieczeństwa i komfortu.

Czując ten ciepły, kojący dotyk, tama puściła i Jimin po prostu się rozpłakał. Przytulił się mocno do kobiety, chcąc schować się w jej pocieszającym uścisku. W ciągu ostatnich dwóch tygodni płakał więcej, niż w całym swoim życiu.

N-nie wiem, hyung powiedział... że skoro przyjeżdża jego tata t-to znaczy, że się wyprowadzacie... — wystękał między duszącymi szlochami.

Jego ojciec po prostu dostał urlop, Jiminnie — głaskała go nadal, nie mogąc wyjść z zaskoczenia słowami blondyna. Jakim cudem Yoongi dowiedział się o tym? To miała być niespodzianka. Pan Min ma ponad dwa miesiące zaległego urlopu do wykorzystania, który zamierzał spędzić z rodziną, w swoim domu, który de facto sam kupił. — Nie mam pojęcia, co on tam sobie nawymyślał w tej swojej głowie, ale nigdzie się nie wyprowadzamy. Proszę, nie płacz. Obiecuję, że Yoongi odpracuje każdą wylaną łzę z twoich oczu — mówiła spokojnie, ale wewnątrz, aż nią trzepało. Nie wiedziała tylko na kogo była bardziej zła, na siebie czy syna. Jej pierworodny miał solidne powody, by myśleć, że czekają ich kolejne przenosiny. Spotkania z jej mężem zazwyczaj tak się kończyły, a ich życie nigdy nie mogło być spokojne i nie przypominało klasycznej rodziny.

Na-naprawdę? — wyjąkał blondyn, podnosząc wzrok. Zaczęła wypełniać go nadzieja, że może jednak nie wszystko jest stracone, a jego dalsza egzystencja ma jakiś sens. Ale szybko mina mu zrzedła, bo przypomniał sobie swoją ostatnią rozmowę z Yoongim. — Właściwie to i tak chyba nie ma już znaczenia, proszę pani... Wszystko wskazuje na to, że to koniec — wymamrotał z przygnębieniem. Kilkutonowy ciężar, który od tygodni przygniatał mu serce, uwolnił je na chwilę, żeby teraz wrócić z pełną siłą.

Mina kobiety stężała. W konsternacji przyglądała się młodemu chłopakowi, analizując każde słowo, przechodząc przez wszystkie fazy zdziwienia.

Czy mój nieodpowiedzialny syn z tobą zerwał?

Jimin zaczerwienił się trochę, bo nie była to do końca prawda.

Oficjalnie żaden z nas nie zerwał, ale powiedziałem hyungowi wprost, że jesteśmy razem trochę za krótko, żeby związek na odległość miał szansę przetrwać. Hyung próbował mnie przekonać, lecz szybko się poddał, a ja uciekłem... — wyznał ze wstydem. Dopiero teraz zaczął dostrzegać, jak podle i dramatycznie zachowywał się przez ostatnie dni. Powinien wziąć się w garść.

Porozmawiam z nim, jak wróci — obiecała wilczyca, wracając do głaskania jasnych włosów psiej hybrydy. Na zewnątrz zachowywała spokój, jednak wewnątrz nadal toczył się istny chaos.

Wyobrażała sobie różne sytuacje, co powinna powiedzieć Yoongiemu, kiedy wróci z treningu. Gorzki żal, jaki czuła w postaci pieczenia w gardle, spowodowany faktem, że to głównie przez nią jej pierworodny pomyślał od razu o przeprowadzce odrobinę hamował złość, że nie walczył o chłopca, który jeszcze przed chwilą wypłakiwał się do jej ramienia. Nie chciała tak myśleć, ale stwierdziła, że albo to Jimin wejdzie do rodziny, albo nikt. Trochę z tego powodu było wstyd kobiecie, lecz naprawdę nie sądziła, że jeszcze ktoś mógłby zainteresować się agresywną, wilczą hybrydą i za wszelką cenę nie pozwoli im tak łatwo się rozejść.

Odwiozę cię do domu, wybierałam się akurat na miasto. Gdzieś tutaj mam chusteczki, nie płacz już więcej — poprosiła łagodnym tonem.

Psiak pociągnął nosem ostatni raz, ocierając wilgotne policzki rękawem swetra. Wiedział, że w domu prawdopodobnie czeka go mały armagedon, bo wybiegł ze szkoły nie mówiąc nic nikomu, a Joseph będzie pewnie czekać na niego pod szkołą jak ostatni idiota. Do tego nauczyciele zadzwonili już pewnie do rodziców Jimina w sprawie jego opuszczonych lekcji.

Dziękuję, że mnie pani wysłuchała — powiedział ze szczerą wdzięcznością w głosie, gdy przyjął od kobiety chusteczki i wysmarkał w nie nos. — I przepraszam, że wtargnąłem tak bez zapowiedzi w tym stanie...

Nie szkodzi, miałeś prawo chcieć wiedzieć, co się dzieje — odpowiedziała czułym głosem.

Wkrótce opuścili skromne mieszkanie państwa Min, a kobieta odwiozła chłopca pod samą bramę jego domu. Nie było takiej potrzeby, bo na podjeździe widziała, że ktoś od razu zainteresował się jego osobą, ale poczekała aż ten bezpiecznie wejdzie do środka.

Chciała zrobić zakupy do domu, lecz koła jej samochodu zawiozły ją pod kwiaciarnię. Postanowiła poważnie porozmawiać ze swoim synem i trochę mu pomóc na nowo wkupić się w łaski Park Jimina. Nie chciała źle, wiedziała, że nie powinna tak naciskać, ale nie potrafiła nie interesować się tym, co dzieje się w życiu jedynego syna. Odkąd się pojawił, poświęciła się całkowicie ochronie oraz wychowaniu go, ale to nie uchroniło jej od popełnienia wielu błędów, które teraz odbijały się głośnym echem. Jej serce pękało, gdy obserwowała młodego wilka, błądzącego wśród własnych rówieśników. Yoongi od zawsze wolał być w domu, by jak rzep chodzić za matką i obserwować otoczenie. Zamiast szaleć na imprezach, on wolał iść z nią do zakładu fryzjerskiego i jej pomóc. Zamiast znaleźć kolegów, dziewczynę, zamykał się w pokoju, tworząc muzykę lub, jak dowiedziała się ostatnio, aplikacje mobilne.

Czuła, że skrzywdziła syna swoim postępowaniem w przeszłości. Nie miała wyboru, konieczne były zmiany zamieszkania, ale to ani trochę nie tłumaczyło porażki, jaką teraz czuła. Dlatego nie chciała, żeby osoba, która sprawiła, że Yoongi zaczął się uśmiechać, tak po prostu odeszła.

Z nastawieniem delikatnej rozmowy wróciła do domu, decydując się na bukiet złożony z kwiatów polnych z dodatkiem czerwonych róż oraz fiołkowych gerberów.

Yoongi natomiast wrócił zmęczony po treningu. Taki właściwie był cel, z jakim na nowo zaczął przychodzić na wyznaczone spotkania. Potrzebował zapełnić w jakiś sposób dziurę w czasie, odkąd blondyn nie pojawiał się już w nim. Chciał porządnie się wymęczyć, by nocą spokojnie spać.

Było to jednak, jak walka z wiatrakami, wyczerpanie organizmu na wiele mu nie pomagało, bo przed snem potrafił leżeć nawet dwie godziny, otoczony przez masę myśli, kłębiących się jak niechciany kurz w różnych zakątkach. Obecność Jimina tak bardzo uregulowała rytm dnia i nocy wilczej hybrydy, że teraz gdy znów musiał radzić sobie sam, nie wiedział gdzie powinien włożyć ręce. Od samego początku dobrze wiedział, że właśnie tak to się skończy. Od początku powtarzał sobie, że nie może się do nikogo, ani niczego przywiązać.

Walka sama ze sobą budziła w nim kolejne pokłady agresji, których nie umiał zahamować. Nie dalej niż tydzień temu, w przypływie żalu, kopnął głupi śmietnik tylko dlatego, że dzień w szkole wyczerpał go psychicznie i fizycznie. Było mu okropnie wstyd przez taki wandalizm, ale wolał zniszczyć mienie publiczne, niż rozkwasić nos osobie, która stanęłaby mu na drodze.

Nie radził sobie i ciążyła mu myśl o wyprowadzce. Jednocześnie nadal żył strachem przed prawdą i nie potrafił zapytać o to mamy, a już tym bardziej ojca. Chwilą wytchnienia dla zestresowanego, wilczego ciała były momenty, gdy wyobrażał sobie, że wszystko jest w porządku. Najczęściej w tych chwilach obok niego był uroczy blondyn, który próbował nakarmić go pałeczkami. Uśmiech mimowolnie sam wracał na usta, gdy ten tylko pojawił się przed oczyma starszego licealisty.

Głośny trzask wyrwał go z zadumy, a do nosa doleciał ukochany zapach mamy, od razu wypływając kojąco na jego nerwy. Pani Min tylko samym byciem wzbudzała w ciele nastolatka pokłady poczucia bezpieczeństwa.

Cześć, mamo — przywitał się neutralnie, siedząc rozwalonym na tej samej kanapie w salono-kuchni, na której jeszcze kilka tygodni temu po raz pierwszy przytulał się z Jiminem. Znudzony wzrok wlepiał w ekran telewizora, czując lekką senność. Po treningu miał się wziąć w garść, wypakować śmierdzące rzeczy z torby i zadbać o siebie pod prysznicem. Zamiast tego, sportowa torba sprawiła, że kobieta prawie wybiła sobie zęby, a on nadal siedział niewykąpany, z rozczochranymi, przetłuszczonymi od potu włosami, pusto wpatrując się w głupie programy rozrywkowe.

Pani Min, nieco podjudzona tym, co zastała, rozebrała się z płaszcza i kozaków, odkładając bukiet w bezpieczne miejsce. Zapomniała, że jej syn to w głównej mierze nastolatek, któremu jak się nie powie, to nic nie zrobi, a jak się powie, to pomimo szacunku jakim jej syn ją darzył, i tak będzie kręcić nosem.

Min Yoongi — zaczęła od razu.

Chłopak drgnął na kanapie, prostując się od razu. Jego wilcze uszy wyprostowały się, a potem skupiły. Mama rzadko mówiła do niego pełnym imieniem, przyzwyczajony był do zdrabniania. A gdy używała całego imienia, brzmiało to poważnie i dobrze wiedział co to znaczy. Kłopoty.

Odwrócił się w kierunku przedpokoju, od razu dostrzegając torbę na środku wąskiego korytarza oraz to, że miał zrobić pranie i się wykąpać.

Mamo, zapomniałem o niej — powiedział od razu, wstając z miejsca, ale kobieta zgromiła go wzrokiem, na co na nowo usiadł. Zupełnie nie spodziewał się, do czego zmierza rodzicielka.

Min Yoongi, dlaczego nie powiedziałeś mi, że już wiesz o przyjeździe ojca? — spytała. Próbowała zabrzmieć łagodniej, przecież to sobie obiecywała, ale nie potrafiła. Nie chciała, żeby ta rozmowa przybrała taki ton.

Jej syn zareagował milczeniem i wpatrywaniem się w kobietę, jak gdyby zobaczył właśnie ulubionego Eminema, zamiast drobnej, kruczoczarnej Koreanki.

Bo... nie chciałem żebyś wiedziała, że wiem — wydukał, szukając w głowie „prawidłowej odpowiedzi". Mimowolnie skulił się w sobie, wiedząc, że teraz dowie się jaka jest prawda. — Gdzie wyjeżdżamy? — spytał głucho, uciekając wzrokiem do swoich zaciśniętych w pieści dłoni.

Gospodyni domu jeszcze przez chwile stała w miejscu, obserwując zachowanie jej pierworodnego. Przypominała teraz bombę emocjonalną, ale złość szybko umknęła, gdy widziała jak bardzo Yoongi jest zagubiony w tym wszystkim. Obeszła kanapę, siadając na niej. Pomimo drażniącego jej nos zapachu potu chłopaka, mocno przytuliła go do siebie.

Nigdzie, Yooni, ojciec musi wykorzystać urlop i chce nas po prostu odwiedzić — powiedziała, przyciskając ciało wyrastającego chłopaka do swojej piersi. A jeszcze dobrze pamiętała, jak dopiero się urodził i jaki był drobny. Mieścił się na dłoni jej męża. Mając go w swoich objęciach wyraźnie czuła, jak ramiona nastolatka są spięte i mimo takiej odpowiedzi, nie zmieniało się to. Z troską ucałowała go pomiędzy uszami, ignorując włosy niepierwszej świeżości. Jako matka, łapała do miski już gorsze wydzieliny z jego ciała, nic dla niej nie było straszniejsze.

Młoda, wilcza hybryda poczuła się jeszcze bardziej skołowana. Ciężko było mu uwierzyć w prawdziwość słów mamy. Pociągnął nosem, nie komentując jej wypowiedzi, na co ona była przygotowana. Pani Min znała syna doskonale, wiedziała, że teraz będzie musiał oswajać się z tą myślą, skoro przez ostatni czas żył w innym przekonaniu.

Co nie zmienia faktu, że masz iść się wykąpać, a w przedpokoju czeka bukiet, który dasz Jiminowi — oznajmiła delikatnie, ale stanowczo, klepiąc chłopaka po plecach i odsuwając od siebie.

Ale mamo, ja...

Nie ma żadnej dyskusji. Ja już sobie wybrałam zięcia — podsumowała stanowczym tonem. 



(Shori: Witajcieeeee
Jak widać, dzisiaj rozdział o wiele dłuższy od poprzednich!

Miałam też dzisiaj wątpliwą przyjemność pisać egzamin zawodowy i jestem bardzo zadowolona, że wyniki będą dopiero w maju :)

Do zobaczenia za tydzień!)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro