36: „Hyung..." ~ Jimin
Normalna czcionka – angielski
Pogrubiona – koreański
— Dzisiaj jak zwykle mięso, zrobiłam burgery z kurczaka i sałatkę! — Pani Min obdarzyła psią hybrydę szerokim uśmiechem.
Uwielbiała tego chłopca i była bardzo szczęśliwa, że to właśnie on zaczepił jej syna. Nie była na tyle naiwna, żeby myśleć, że to Yooni wyrwał taką sztukę. Ale nie miała mu tego za złe, ważne, że nie odtrącił Parka (a jeśli by to zrobił, kazałaby mu wyjść i wrócić do domu tylko z nim... naprawdę by to zrobiła).
Po paru minutach postawiła przed chłopakami ciepły posiłek, nalewając do popicia znienawidzony sok pomarańczowy, na który starszy z nastolatków wykręcił oczami. Nie narzekał jednak, będąc w dużo lepszym humorze, niż poprzednio. Myślał już tylko o tym, aby udać się do pokoju i zamknąć w ramionach siedzącego obok blondyna.
Jak zwykle, Jimin nie miał najmniejszego problemu z pochłonięciem swojej porcji, kończąc posiłek jako pierwszy i popijając powoli sok, żeby nie siedzieć bezczynnie i mieć, co robić. Co kilka sekund zerkał na swojego chłopaka (nadal nie mógł się nacieszyć brzmieniem tych słów w głowie), sprawdzając, ile jedzenia mu zostało. Jego myśli krążyły koło dokładnie tej samej rzeczy, co te Yoongiego – znalezieniu się w ramionach hyunga jak najszybciej.
Był pewien, że jego wzrok został zauważony przez panią Min. Cóż, nie było to nic trudnego, bo blondyn nawet jakoś specjalnie nie krył się z tym, co robił.
— Ja pozmywam. — powiedziała kobieta, widząc jak chłopcy wymieniają się spojrzeniami. Nie miała zamiaru robić im pod górkę. Na razie. Niech się nacieszą sobą, za nim przekaże im ważną informację.
Yoongi dokończył swoją porcję, popijając minimalną ilością soku. Słysząc od mamy, że nie musi jej pomagać, chciał zaprotestować. Ta jednak wygoniła dwójkę nastolatków z pomieszczenia, mówiąc, że zawoła ich potem na deser. Zrezygnowany wilk otworzył przed Parkiem drzwi do swojego pokoju, a gdy ten go mijał, obdarzając jego osobę najpiękniejszym spojrzeniem kasztanowych oczu, zapomniał o sytuacji sprzed chwili.
Do jego nosa doleciał silniejszy podmuch truskawkowego zapachu mochi, za którym poszedł niczym świnia za marchewką na patyku. Gdy znaleźli się w pokoju tak po prostu objął go od tyłu, kładąc policzek na tyle jego głowy i cicho westchnął.
Jimin natychmiast obrócił się do hyunga przodem, żeby móc szczelnie się do niego przytulić, co od razu zrobił, wciągając przy tym jego przyjemny, leśny zapach. Żaden z nich nic nie mówił. Nie czuli potrzeby zabierania głosu, wzajemna bliskość w pełni im wystarczyła.
— O czym myślisz, hyung? — spytał psiak szeptem po kilku minutach tulenia się na środku maleńkiego pokoju, owiewając szyję starszego swoim ciepłym oddechem.
Otoczony taką bliskością, ciepłem drugiego ciała, myśli jakie miał nie mogły być inne i nosiły tylko jedno imię – Jiminnie. Nabrał powietrza, chcąc odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Wcisnął mocniej swoją twarz w ramię... swojego chłopaka. To wciąż była dla niego szokująca nowina, zważywszy na to, iż nigdy nie planował swojej przyszłości w duecie.
— O truskawkach. — powiedział cichutko, wiedząc, że czułe, puchate uszko psiej hybrydy na pewno to usłyszy. Ogon wilczej hybrydy lekko się bujał w akcie przyjemności.
Blondyn łatwo złapał aluzję i zachichotał. Jego ogon także merdał wesoło. Był... taki szczęśliwy. Jak nigdy wcześniej w swoim szesnastoletnim życiu. Czuł, że do kogoś należy i że ma kogoś, kto należy tylko do niego. Może dla kogoś innego to nie było nic nadzwyczajnego, ale Jimin po prostu zawsze chciał znaleźć „tą jedyną" osobę, z którą mógłby spędzić resztę życia. I wiedział, że te plany są trochę zbyt dalekosiężne, jak na dzieciaka z liceum, którego życie nie było ani trochę stabilne, lecz wiedział, że dałby wiele, by Yoongi został z nim do końca życia. To chyba w tym momencie prawdziwie uświadomił sobie, jak bardzo wpadł. Tkwił w miłosnym bagnie po sam czubek głowy, nie było już dla niego ratunku.
Mimowolnie pogłaskał starszego po jego ciemnych włosach, słysząc, jak wzdycha na ten gest, co wywołało na twarzy psiaka jeszcze szerszy uśmiech. Wciąż rozpierała go niewysłowiona duma związana z tym, że Min wreszcie się na niego otworzył i nie próbował go odrzucać. Przeszedł długą drogę, by znaleźć się w tym punkcie, w jakim tkwił obecnie, ale niczego nie żałował.
Yoongi przymknął oczy, czując na sobie dotyk drobnej dłoni. Przeszedł go elektryzujący dreszcz, przez co włoski na jego ogonie lekko się podniosły, tak samo uszy, pragnące dotyku tych delikatnych paluszków. Szybko mu pokazał, czego chce, pochylając głowę tak, aby dłoń trafiła w odpowiednie miejsce.
Zadziwiające było to jak szybko się pozbył wszystkich swoich uprzedzeń, które jeszcze tydzień temu blokowały mu myślenie. To z pewnością była zasługa czułych ramion psiaka, który spełnił jego prośbę i delikatnie miział go koło ucha, powodując, że miękły mu kolana od samego dotyku. Zagryzł dolną wargę, trochę wstydząc się mruczenia, które samoistnie zaczęło wychodzić z jego gardła. W kilka sekund stał się najbardziej potulnym stworzeniem w tej kamienicy, łasym na pieszczoty.
Młodszy miział nieprzerwanie uszko i włosy wilczej hybrydy, a uśmiech nie znikał mu z twarzy, robiąc się nawet jeszcze szerszy, kiedy do jego czułego zmysłu słuchu dobiegły dźwięki tłumionych pomrukiwań. Zaczął powoli stawiać kroki w kierunku łóżka, a przemieszczenie się tam nie było trudne, bo i pokoik był malutki.
Obaj szybko znaleźli się na materacu, na który opadli, nie wypuszczając się wzajemnie ze swoich uścisków. Na łóżku poprawili tylko pozycje na wygodniejsze i znów się przytulili. Yoongi wcisnął twarz w szyję blondyna, gdy ten nieprzerwanie drapał go za puchatym uchem, nie ograniczając się już jednak tylko do nich czy ciemnych włosów. Zaczął gładzić jego szyję, szczękę i policzek subtelnymi, czułymi ruchami, samemu przymykając przy tym oczy.
— Z-za uchem... — poprosił cichutko brunet, kiedy paluszki psiej hybrydy zbyt długo pieściły okolice szyi.
Było to przyjemne, ale nie odczuwał tych przyjemnych dreszczy, biegnących po całym ciele co parę chwil. Poza tym... uwielbiał cichy głos blondyna tuż przy swoim uchu. Taki ciepły, delikatny, wpadający w kanaliki uszne, ale nie powodujące żadnego dyskomfortu, a wręcz przeciwnie. Mięśnie wilka rozluźniały się, poddając chwili, wewnętrznie czując się bezpiecznie i we właściwym miejscu.
Jego ogon także merdał, jak gdyby był radosnym psem, a nie groźnym wilkiem z pochodzenia. To było takie nowe, a zarazem cudowne doświadczenie czuć bliskość drugiej osoby. Uniósł głowę po chwili, spoglądając na twarz swojego chłopaka od dołu, która nawet w takiej perspektywie była po prostu perfekcyjna. Mimo zarysu ostrej szczęki, jasne włosy, pełne usta i kasztanowe oczy budowały tak anielskie oblicze, iż z ust same wyleciały mu słowa:
— Mój aniołek...
Mimowolnie Jimin cały poczerwieniał, kiedy starszy nazwał go w ten sposób, a serce ruszyło do jeszcze bardziej żarliwego galopu, niż wcześniej. A dopiero co się uspokoiło... Nie mógł się powstrzymać i nachylił się, żeby cmoknąć ledwo widocznie rozchylone wargi hyunga. Na nic odważniejszego w chwili obecnej nie było go stać, więc napawał się tym niewinnym buziakiem przez kilka sekund jego trwania, a gdy te minęły, oderwali się od siebie z niedyskretnym cmoknięciem, które rozniosło się z pewnością po całym pokoju, o ile nie domu... Blondynowi naprawdę łatwo przychodziło zapominanie o całym świecie, kiedy był z Yoongim. A przecież pani Min siedziała dosłownie za ścianą i z pewnością wszystko dokładnie odnotowuje, nadstawiając swoich czarnych, szpiczastych uszu.
Jak zawsze, po tym, kiedy ich usta się zetknęły, psiak o mało nie zszedł na zawał, bo mimo iż sam ten pocałunek zainicjował. Naprawdę, ten chłopak mieszał mu w głowie bardziej, niż zdawał sobie z tego sprawę...
Yoongi od razu przysunął swoje usta do tych drugich, całując je tym razem delikatnie, skupiając się na mrowieniu w sercu, które pojawiło się przez nadmiar pozytywnych emocji. Każdego kolejnego buziaka inicjował on sam, nie były za długie, ale miał wrażenie, że z każdym kolejnym zawstydzenie jakie wynikło z tego zbliżenia po prostu znika.
Wyciągnął swoją dłoń chwytając w palce tą mniejszą i złączył je ze sobą.
Blondyn oddychał nierówno, łapiąc płytkie wdechy pomiędzy kolejnymi pieszczotami. Instynktownie przeniósł wolną dłoń, której nie ściskały palce Mina, na jego policzek, przez co wszystko to, co robili nabrało jeszcze czulszego zabarwienia niż przedtem. Nigdy nie myślał o tym, że całowanie się może być tak przyjemne i uzależniające. Mimo że znał już bardzo dobrze strukturę i miękkość warg starszego, nadal chciał więcej i więcej. Z racji tej właśnie młodzieńczej zachłanności, Jimin nieświadomie pogłębiał każdy kolejny całus, sprawiając, że były bardziej mokre i zapierające dech w piersiach.
Min zapomniał o palącym wstydzie, na korzyść pełnych warg Jimina, które ciężko było mu zostawić nawet na płytkie oddechy pomiędzy kolejnymi całusami. Powoli zaczął popychać blondyna na plecy, a sam zaczynał się unosić nad nim. Niesiony instynktem, troszkę wstydliwie dotknął językiem jego wargi, czując okropne mrowienie aż w swoich palcach z ekscytacji.
Po chwili takich pieszczot, pełnych jego pomruków przyjemności, odsunął się, bo miał wrażenie, że zaraz się uduszą. Yoongi nie był wprawiony w całowaniu, toteż w ogóle nie oddychał podczas buziaków, jakie wymienili między sobą. Spojrzał z góry na rumianą buźkę swojego chłopaka. Złapał się nawet na tym, iż zastanawiał się, dlaczego tak długo zwlekał z tym wszystkim.
Jimin także ciężko oddychał. Jego klatka piersiowa nadal nadymała się cała unoszącym serce szczęściem, a oczy lśniły jak dwa wypolerowane kasztany. Czuł też gorąc, buchający nie tylko w policzki, ale też resztę ciała. Karcił się za myśli, które krążyły gdzieś z tyłu jego głowy, był jednak tylko nastoletnim chłopcem i naprawdę nie potrafił nic na to poradzić.
Na zakończenie tej słodkiej, wypełnionej czułościami chwili, cmoknął nos starszego, padając zaraz z powrotem na poduszki z euforycznym uśmiechem na błyszczących od pocałunków wargach.
Min ułożył się obok niego, przytulając leniwie ręką. Pociągnął nosem, a swoje oczy zamknął. Serce nadal mu szalało, a wewnętrzny wilk rwał się do psiej hybrydy jak nigdy.
Yoongi oblizał końcówką języka swoje usta, zlizując smak maliny. Chyba polubi bardziej malinki od truskawek, ale najchętniej konsumowałaby obie jednocześnie, gdyby mógł. Przyjemnie mu było leżeć obok kogoś i nie musieć z nim rozmawiać. Było dobrze. Do tej pory myślał, iż towarzystwo innych zmusza go do wdawania się w dyskusje, których za bardzo nie lubił, ale z blondynem wszystko było inaczej, niż wcześniej zakładał.
Jimin nie był irytujący, tak jak powiedział sobie pierwszego dnia, gdy się spotkali. Kasztanowe oczy wprawdzie spowodowały, że się zgubił, ale nie w tym negatywnym sensie. Serce wilka po raz pierwszy trzepotało i nie czuł z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, w dodatku czuł się zaakceptowany takim, jaki był. Młodszy nastolatek nie kazał mu się zmieniać, chciał go takiego – odseparowanego, niechętnego do rozmów i zawsze ubranego na czarno. To było takie... rozpierające w sercu, ta radość, którą przekazałby chętnie krzykiem światu. Ale zamiast tego wtulił nos w ramie jasnowłosego, oczarowany zupełnie jego urokiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro