Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35: „Naprawdę go o to zapytałem...?" ~ Yoongi

Zwykła czcionka – angielski

Pogrubiona – koreański

Jimin wyprowadził go z terenu szkoły, nie puszczając skrawku rękawa jego kurtki. Chciał pójść do tego małego parku z drzewami kasztanowymi, bo nigdy nie kręciło się tam zbyt wielu ludzi, będąc zajętymi swoimi sprawami. Psiak musiał wygooglować sobie drogę w internecie, ponieważ nie wiedział jak dokładnie się tam dostać, ale teraz – mając przed oczami mapę dzięki swojej pamięci fotograficznej – szedł pewnie, jakby pokonywał tę drogę już milion razy.

Nie odzywali się do siebie, ale nie była to krępująca cisza. Wydawała się raczej... właściwa. Żaden nie czuł potrzeby by ją przerywać, trwała więc do momentu, gdy wreszcie dotarli do parku (po dwudziestu minutach milczącego marszu). Tak, jak blondyn się spodziewał, w okolicy nie było żywej duszy, prócz kilku ludzi z psami na smyczach.

Nie było niestety zbyt ciepło, temperatura od wielu dni utrzymywała się na minusie, ale Yoongiemu to nie przeszkadzało z wiadomych powodów, a Jimin miał głowę tak zajętą rozmyślaniami nad całą tą sytuacją, że nawet nie zauważał wszechobecnego chłodu. Odwrócił się w końcu do kompana, nadal nie puszczając jego rękawa.

Hyung... dlaczego mnie pocałowałeś? — Park wyjechał z grubej rury, nie mając cierpliwości na owijanie w bawełnę.

Yoongi uniósł brwi do góry, wpatrując się w Jimina z miną, którą wskazywała na to, że zaraz mógłby się poważnie zezłościć. W głowie miał pustkę. Przez kilka sekund nie spuszczał z niego wzroku.

Jak to dlaczego? — spytał w końcu, nie widząc innej opcji. Przecież wszystko było jasne.

Jimin zmarszczył brwi.

No po prostu dlaczego? Przecież musiał być jakiś powód. — drążył, nie wiedząc, co starszy ma na myśli i to wzmagało jego niepokój jeszcze bardziej.

Brunet przełknął ślinę wzdychając ciężko.

A więc o to chodzi", pomyślał.

Uniósł dłoń, która nie była w rękawie trzymana przez młodszego, przetarł palcami skronie, grając na czas. W kilka sekund miał ochotę się odwrócić i nawet kuszący smak malin, który od początku spotkania mącił mu w głowie nie zatrzymałby go. Wyznania są do dupy i miał szczerą nadzieję, że ich uniknie.

Po pierwsze nigdy tego nie robił, a przez to na twarzy młodego wilka od razu wykwitły czerwone, niekorzystne plamy, które postanowił ukryć bluzą, podciągnął ją wysoko. Uciekł wzrokiem, spoglądając na drzewa, praktycznie puste gałęzie. Miał mu coś powiedzieć, kiedy sam nie zastanawiał się nad tym? Tak jak już wspominał, całość tego zdarzenia w jakiś sposób została zaakceptowana mimo iż co jakiś czas nawiedzały go myśli, że nie taki miał cel; nie powinien się rozpraszać w taki sposób; nie wiadomo jak długo zostanie w tym miejscu.

Jimin... — zaczął, bo wiedział, że cisza jest już za długa. Ale nie umiał sklecić żadnego zdania, które mogłoby wyrazić kłębiące uczucia wewnątrz. Skrępowaną dłoń delikatnie wyrwał, łapiąc delikatną łapkę w swoją. Spojrzał na nią, porównując w głowie ich wielkość, ale dalej się nie odezwał.

Blondyn zaczął nieco szybciej oddychać ze stresu. Czuł się tak, jakby jakiś niewyobrażalnie mocny sznur zaciskał się stopniowo na jego płucach, odcinając do nich dostęp. Wpatrywał się wielkimi, zlęknionymi oczami w twarz towarzysza. Nie wiedział, jak ma odebrać milczenie Yoongiego i to napawało go coraz większym zdenerwowaniem.

Hyung... po prostu powiedz... powiedz to, co myślisz. Wszystko. Bądź ze mną szczery, proszę... — powiedział błagalnym tonem, bo jeśli dalej tak pójdzie to nie wytrzyma i załamie się nerwowo.

Yoongi splótł ich palce ze sobą, wciąż patrząc w dół.

Jest dobrze. — wykrztusił w końcu z siebie, nie potrafiąc zdobyć się na nic więcej. Na dobra sprawę uważał, że na razie nie trzeba nic więcej, bo to i tak było już dużo jeśli chodzi o podejście wilka. Ostatnio przebył milowy krok w ich relacji, ale teraz potrzebował wciąż małych kroczków.

Jimin zaś potrzebował konkretów. Miał dość tego, że nic między nimi nie jest do końca jasne. Nie wiedział, czy są w końcu tylko kolegami, może przyjaciółmi czy... czymś więcej i ta nieświadomość spędzała mu sen z powiek.

Musiał przez parę chwil się uspokajać, żeby nie zaatakować Yoongiego gradem pytań, a pomogła mu w tym jego dłoń, spleciona z tą blondyna. Skoro Min wykonywał takie gesty z własnej woli to chyba musiało coś znaczyć, prawda?

Ch-chcę po prostu wiedzieć... co właściwie jest między nami — wyjawił, jego głos stracił wcześniejszą pewność i nieco przycichł.

Ja sam do końca nie wiem — odpowiedział Min, czując jak usta układają mu się w podkówkę.

Odważył się w końcu spojrzeć w stronę chłopca, dostrzegając te duże, kasztanowe oczy, wpatrzone w niego; oczekując odpowiedzi, jakby miał na twarzy napisaną odpowiedź na wszystkie wątpliwości Parka.

Przełknął ślinę, razem ze stresem wiążącym język w supeł. Nie było mu łatwo, ale czuł się na tyle skrępowany, że chciał już pozbyć się tego uczucia i więcej nie wracać już do takich rozmów.

Czy to jest ten moment, kiedy powinienem zapytać cię o chodzenie? — spytał nagle. Nie chciał robić z siebie jakiegoś oszołoma, ale nie wiedział za bardzo jak ma wybrnąć. Taka sytuacja była zdecydowanie zbyt wielkim wyzwaniem, dlatego przywołał w głowie sceny z filmów albo książek i nim zdążył pomyśleć oraz ugryźć w język, palnął. To pytanie tak go zawstydziło, gdy je zrozumiał, ponieważ zachował się jak jakiś żałosny dzieciak, z którego nabija się połowa pokolenia na YouTube.

Ukrył się szybko, najpierw w bluzie, a potem w ramieniu Jimina, którego trochę zbyt mocno przyciągnął, żeby przytulić.

To nie tak miało zabrzmieć. — zapewnił, a jego głos był zdeformowany przez materiał kurtki chłopaka.

Psiak musiał chwilę przyswajać słowa starszego, a potem przeanalizował je sobie w głowie jeszcze kilkanaście razy, żeby upewnić się, czy aby na pewno dobrze wszystko zrozumiał. A gdy nic nie wskazywało (ani chowający mu się w barku Yoongi, ani jego zawstydzenie) na to, że popełnił gdzieś błąd w rozumowaniu, szczęście wybuchło w nim, jak bomba wodorowa. W jednej chwili świat stał się jakby jaśniejszy, cieplejszy i bardziej przyjazny, a zapach wpadający do psiego noska dwa razy bardziej intensywny i uzależniający.

Uniósł w końcu ręce, żeby objąć bruneta w pasie równie mocno. Serce trzepotało w jego piersi, jakby chciało się uwolnić i odlecieć do nieba, napełnione unoszącym je w górę zakochaniem.

Zapytaj mnie o to po prostu, hyung — wydusił ledwo Jimin. Miał wypowiedzieć to swobodnym tonem, może nawet wywrócić oczami, ale emocje tak go chwyciły, że nie potrafił się na to zdobyć.

Yoongi odchylił się, ale nie wypuścił ze swoich ramion chłopaka. Dlaczego Jimin go tak torturował? Przecież już to powiedział, przez co przypominał teraz turystę, który zapomniał kremu z filtrem UV i ma całą czerwoną twarz od słońca.

Z-zostaniesz moim chłopakiem? — spytał w końcu. Jeszcze nigdy nie chciał tak mocno zapaść się pod ziemie, nawet gdy miał atak paniki. Był cały spięty, a cichy głos rozsądku podpowiadał mu, że cała sytuacja nie jest warta świeczki.

Ale nic nie mógł poradzić, gdy czuł ten słodki zapach przy sobie, widział szeroki uśmiech, kojący spięte mięśnie starszego; słyszał ciepły ton głosu nie przywodzący na myśl alarm i chęć ucieczki.

Zamiast odpowiedzieć Jimin po prostu zacisnął ręce mocniej wokół ciała starszego, nachylił się i sprawił, że ich wargi spotkały się ponownie. Czuł się okropnie zawstydzony własną śmiałością, ale po prostu nie mógł się powstrzymać, za dużo myślał o tych ustach od wczoraj, żeby teraz się pohamować.

Nie był to długi pocałunek. Właściwie, trwał mniej, niż ich pierwszy, ale tylko dlatego, że blondyn miał Yoongiemu coś do powiedzenia. Oderwawszy się od niego, wlepił swoje szczenięce oczy w jego ciemne tęczówki i uśmiechnął się tak szeroko, że rozbolały go policzki.

Zostanę z największą przyjemnością. — wyszeptał, a potem to on skrył buzię w ramieniu... swojego chłopaka („Boże, jak o pięknie brzmi..."). — Nawet nie wiesz, ile na to czekałem, hyung... — dodał, nie podnosząc głosu.

T-tak? Jak długo? — spytał niepewnie Min, będąc w lekkim szoku przez usta, które przed chwilą przyjemnie go zaatakowały, zostawiając posmak malin i zapach truskawek tak blisko czułego nosa wilczej hybrydy.

Podniósł dłonie do góry, znów natrafiając na plecak chłopca, na co burknął niekontrolowanie pod nosem. Chciał móc go objąć, dlatego powoli pozbył się ramiączek torby, ignorując, że plecak prawdopodobnie upadnie dość mocno na ziemię. Starał się kryć zawstydzenie, jakie go otaczało, wyglądać na „znawcę tematu". Ale zupełnie nie wiedział co się robi, co się mówi, jak reaguje.

Ułożył swoją brodę na ramieniu chłopca, a uścisk nie był pewny. Miał wrażenie, że trzyma w dłoniach delikatny kryształ. Wiedział ze szkoły, iż diamenty nigdy się nie rysują same z siebie, potrzeba do tego drugiego takiego samego minerału. Są twarde, fenomenalne i jedynie z wyglądu wyglądają na kruche. Taki sam był Jimin, a mimo to bał się, że w jego dłoniach rozpadnie się na kawałki. Obawiał się, że znajomość z nim przyniesie Parkowi same problemy.

Za długo... — mruknął młodszy, nie puszczając go, ani nie rozluźniając uścisku chociaż na chwilę.

Kiedy Min bał się, że zniszczy kruche istnienie w swoich ramionach, Jimina z tyłu głowy kłuła myśl, że to wszystko jakiś piękny sen i nie dzieje się naprawdę. Tyle marzył o tym momencie, często o nim śnił, ale nie śmiał nawet przypuszczać, że senne marzenia zmienią się w rzeczywistość. Dlatego tak kurczowo ściskał pas wilczej hybrydy, trzęsąc się na samą myśl, że mogłaby zniknąć.

Nic jednak nie wskazywało, że zaraz obudzi się w swoim łóżku, zszokowany realistycznym snem. Korzystając więc z faktu, iż mają między sobą tę swoistą chwilę szczerości, blondyn zdecydował się w końcu na pewne wyznanie.

Ta-tak naprawdę to... bardzo długo lubię cię... w ten sposób, hyung... — wyznał niemalże szeptem w szyję Yoongiego, co chwilę się zacinając.

Min nie odezwał się ani słowem, stojąc sztywno. Niepewnie jego dłoń zaczęła głaskać plecy niższego (o jeden centymetr, ale wciąż niższego!) chłopaka, gdy stał nieruchomo. Wsłuchiwał się w szybki oddech Jimina. Czułym, wilczym uchem wyłapywał każde drżenie głosu młodszego, rejestrując je w czeluści swojego umysłu, zostawiając na później do analizy.

Rozumiem... — wykrztusił. Nie był chyba jeszcze gotowy, ani dostatecznie dojrzały na podobne wyznanie.

W rzeczywistości starszy nastolatek był w szoku, że to zrobił. Zrobił coś, czego chciał, totalnie ignorując swoje postanowienia, zagniatając jak kulkę papieru i odrzucając na bok. Oczami wyobraźni widział w tle napis na tablicy, że jeszcze tego pożałuje, nie tak powinna wyglądać przyszłość wilczej hybrydy, powinien przestać w tym momencie.

Odetchnął głęboko poddając się uczuciu ciepła wewnątrz, gdy miał tak blisko truskawkowe mochi, a smak malin czaił się na jego wargach. Powoli odsuwał negatywne myśli na bok, ignorując ich krzyk o zainteresowanie. Uniósł głowę, lokując nos tam gdzie zwykle, czyli tuż koło puchatego, wrażliwego uszka chłopca, gdzie aromat czerwonych owoców był najsilniejszy.

Tak naprawdę Jimin nie oczekiwał podobnego wyznania do tego swojego, dlatego nie poczuł żadnego rozczarowania. Jemu wystarczyło to, że mógł przytulać się do hyunga ze świadomością, że nie zostanie odrzucony, a wręcz przeciwnie – chętnie przyjęty. Po tym strasznie dłużącym mu się czasie wstrzymywania jakichkolwiek czułych odruchów, to było dla psiaka jak zbawienie.

Jednocześnie wciąż nie docierało do niego, że nie jest już singlem i Jimin miał silne przeczucie, że przez jeszcze jakiś czas nie będzie to do niego docierało. Nie chodziło o to, że aż tak długo musiał przetrawiać zmiany w swoim życiu, po prostu nie do końca potrafił uwierzyć, iż ten sam nieprzystępny brunet, który warczał na niego w gabinecie pielęgniarki niespełna trzy miesiące temu właśnie przytulał go do siebie i miział nosem po uszku.

I pewnie gdyby nie minusowa temperatura, staliby tak jeszcze długo, ale wtedy Park wcisnął lodowaty nosek bardziej w ciepłą szyję starszego i pociągnął nim dość głośno, co nie uszło uwadze Yoongiego.

Yoongi ucałował delikatnie bok głowy młodszego. Odsunął się niechętnie na bok, tylko po to, żeby poprawić szalik chłopca i zakryć mu nim twarz na wysokości nosa.

Jest za zimno, żeby tak tutaj stać. Dokąd idziemy? — spytał go cicho, po chwili sięgając też po kaptur i delikatnie nasuwając na głowę młodszego, aby nie uszkodzić żadnego ucha.

Gdzieś, gdzie jest ciepło. — zakomenderował blondyn i zaczął kierować się dobrze Yoongiemu znaną stronę, bo już chwilę potem znaleźli się na drodze do jego kamienicy.

Przez parę minut Jimin myślał nad zajściem do jakiejś kawiarni w centrum miasteczka, ale szybko przypomniał sobie ważną rzecz. To miasto było naprawdę niewielkich rozmiarów i gdyby ktoś ze szkoły zobaczył ich sam na sam przy kawie, plotka rozeszłaby się z prędkością światła. Poza tym, był pewien, że Yoongi nie rozluźni się w miejscu, gdzie ludzie będą mogli na nich patrzeć, dlatego jedynym wyjściem było jego przytulne mieszkanie.

Jimin oczywiście nie miałby nic przeciwko, gdyby jego chłopak (nadal piszczał wewnętrznie, gdy określał Mina tym mianem) przyszedł do niego, ale chyba jeszcze nie był gotowy na konfrontację z jego rodzicami. Najwyżej poczekają, aż państwo Park pojadą na jakiś weekendowy lub kilkudniowy wyjazd służbowy.

Moja mama jest dziś chyba w domu. — uprzedził Jimina, widząc w jakim zmierzają kierunku.

Przez dłuższą chwilę parli przed siebie w milczeniu, ale żadnemu to nie przeszkadzało. W pewnym momencie Min celowo zahaczył swoim palcem, o ten od blondyna, gdy byli już bardzo blisko torów. Kilka sekund później zgarnął całą dłoń do uścisku, stwierdzając, że nie może reprezentować sobą takiej cioty.

W ciągu następnych pięciu minutach obaj wspinali się do drzwi od mieszkania Yoongiego. Ten jak zwykle wyglądał, jakby skradał się do drzwi, mając nastroszone uszy, a Parka trzymając parę kroków za sobą. Zaciągnął się powietrzem, ale nie wyczuł niczego niepokojącego, dlatego z kieszeni wydobył swój klucz i otworzył przed obojgiem drzwi. Ciepłe powietrze buchnęło na nich obu. Twarz Mina poczerwieniała jeszcze bardziej przez nagłą zmianę temperatury.

Wiedziałam, że nie wrócisz do domu sam! — W przedpokoju wyrosła pani Min, nawet nie wiadomo kiedy. Klasnęła w dłonie i podeszła do blondyna, mocno go uścisnąć. — Witaj, aniołku, czekałam na ciebie! — powiedziała radośnie.

Syn gospodyni domu stał z boku, przyglądając się temu z... sam nie wiedział jakim uczuciem. Delikatnie się uśmiechnął, bo wiedział, że to zasługa jego mamy. Gdyby ona nie polubiła Jimina, pokazując mu, że nie jest nikim groźnym, mogącym im zaszkodzić, sam Min nigdy nie podjąłby próby zaakceptowania chłopaka w swoim otoczeniu. To nie tak, że nigdy by nie dotarli do tego punktu, ale z pewnością trwałoby to dłużej niż trzy miesiące.

Yoongi nie był maminsynkiem. Jego mama była i jest jego najlepszą przyjaciółką, której ufa bezgranicznie. Jeśli ona obdarza kogoś sympatią, on sam jest skory zrobić to samo, aczkolwiek nie była to nigdy reguła.

Dzień dobry! — pisnął radośnie Park, odwzajemniając ciepły uścisk kobiety, a jego puchaty ogon zaraz zaczął obijać się o szafkę, obok której stali. — Panią też bardzo miło widzieć! — Chcąc nie chcąc wtopił buzię w ciemne włosy wilczycy, czując zapach, przypominający mu najbardziej powietrze w gęstym parku w letni dzień.

Zaraz potem odkleił się od pani Min, żeby zdjąć kurtkę, szalik i buty, a potem jak gdyby nigdy nic splótł palce z tymi bruneta, wciąż szczerząc się z rozpierającego go szczęścia. Wiedział, że przed mamą Yoongiego nic się nie ukryje, więc nawet nic ukrywać nie próbował. Był oczywiście zawstydzony niemniej, niż sam Yoongi, ale miał też w sobie śmiałość, której starszemu czasami brakowało.

Chodźcie, napijecie się herbaty przed obiadem — powiedziała kobieta, machając w ich kierunku dłonią. Sama stanęła pod ścianą, aby chłopcy mogli przejść swobodnie wąskim korytarzem. Jej uwadze oczywiście nie umknęły splecione ze sobą palce młodych, ale nie skomentowała tego. Nie chciała aby jej syn spalił się na popiół ze wstydu, liczyła w przyszłości na zaproszenie na ich wesele.

Skocznym krokiem weszła do kuchni tuż za świeżo upieczoną parą, która zasiadła przy stole. Jiminnie próbował jeszcze coś pomoc, ale pani Min skutecznie pacyfikowała chłopca. Był przecież gościem.

Jak tam wypracowanie, Yooni? — spytała kobieta po chwili luźnej rozmowy z psią hybrydą.

Wytraciła tym starszego nastolatka z rozmyślań. Pod stołem wciąż trzymał swoją dłoń splecioną z tą Jimina, a gdy drgnął lekko, zacisnął ją mocniej. Spojrzał na rodzicielkę nim otworzył usta.

Nie wiem, nic mi nie powiedziała, gdy oddawałem.

Nie wspominała, że ledwo się w terminie zamieściłeś?

Niezbyt. — To nie była do końca prawda. Oczywiście nie chciał dokładać swojej mamie większej ilości zmartwień. Nauczycielka literatury spojrzała na niego z politowaniem i powiedziała, że gdyby zwlekał z oddaniem pracy jeszcze kilka dni z pewnością by go w ogóle nie przyjęła. Ale jego mama nie musiała o tym wiedzieć, Jimin zresztą też.

To w takim razie bardzo dobrze! Mam nadzieję, że dostaniesz dobrą ocenę, hyung — wyznał psiak, nie mogąc przestać się uśmiechać.

Niestety, był tak przepełniony euforią z powodu wydarzeń sprzed kilkunastu minut, że nie zwrócił większej uwagi na nieco niemrawy ton swojego chłopaka. Mimowolnie drugą dłoń włożył pod stół, żeby zacząć nią głaskać wierzch dłoni Yoongiego w czułym geście. Puchaty ogon nie przestawał merdać.

Co dziś jemy, proszę pani? — zwrócił się ponownie do gospodyni. Naprawdę bardzo chciał pomóc jej w kuchni, nawet, jeśli nie bardzo znał się na gotowaniu, ale drobna kobieta nie dała mu na to szansy, jak zwykle.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro