25: „Robimy babeczki!" ~ Jimin
Normalna czcionka – angielski
Pogrubiona – koreański
Co chwilę oglądał się za siebie, czy czasem nie zgubił Jimina, aż w końcu postanowił się zlitować nad nim i zwolnił, aby mogli iść równo. Może to i lepiej, bo w tym samym momencie czułe uszy wilczej hybrydy wyłapały coraz głośniejsze krzyki dwóch bezdomnych po drugiej stronie ulicy, przy przystanku autobusowym, który minęli.
— Pamiętaj, żeby nigdy nie chodzić po moich stronach samemu — powiedział Yoongi, oglądając się za siebie, aby dojrzeć mijane miejsce. Nie zanosiło się na to, aby powstała z tego awantura na całą ulicę. Nie mógł nie ostrzec Parka i miał nadzieje, że ten go posłucha i zawsze będzie przyjeżdżał w asyście szofera.
„Zaraz, zaraz, jakie „znowu"?"
Brunet spojrzał przed siebie i zaraz na blondyna obok, czując wypieki, przez swoje założenia, że ten jeszcze kiedyś go odwiedzi.
Jimin cały ten czas szedł posłusznie za starszym, starając się trzymać najbliżej, jak się da. Rzucał wystraszone spojrzenia wszystkim mijanym ludziom, a wrzaski wspomnianej dwójki sprawiły, że podskoczył i nawet o tym nie myśląc złapał ramię bruneta i przytulił je do siebie. Z jego gardła wydobyło się bardzo, bardzo ciche, szczenięce skomlenie.
— Chy-chyba nigdy bym się nie odważył, hyung... — niemalże wyszeptał, wciąż rozglądając się ze strachem.
Yoongi spojrzał na Jimina, gdy poczuł jego drobną dłoń na swoim ramieniu. Z każdą sekundą czuł coraz silniejszy uścisk wokół niego.
— Dlatego chciałem, żebyś został w domu — powiedział. Złapał go za dłoń i zaczął ciągnąc za sobą. Po chwili byli już za torami, którą była nieustaloną granicą dzielnicy, a dalszej części miasta. — Tutaj jest tak niebezpiecznie, że żaden przedsiębiorca nie chce otworzyć sklepu. Trzeba kawałek się przejść. — wytłumaczył, wciąż trzymając delikatną i drobną dłoń chłopca.
Blondynek przygryzł dolną wargę, chcąc nie chcąc wlepiając spojrzenie w ich złączone dłonie. To pierwszy raz, kiedy hyung złapał go za rękę z własnej woli i inicjatywy. Jego serce zabiło nieco mocniej, a palce odruchowo ścisnęły mocniej te drugie. Taka bliskość dawała mu wystarczające poczucie bezpieczeństwa, żeby nie zacząć nagle uciekać. Choć nie ukrywał, że wolałby już wrócić do przytulnych ścian mieszkania Minów.
Przez resztę drogi nie odzywali się już do siebie, skupiając się na jak najszybszym dotarciu do celu, jakim był niewielki sklep wielobranżowy. W oświetlonym pomieszczeniu Jimin poczuł się o wiele pewniej, poza tym, między półkami oprócz nich nie było żywej duszy. Szybko znaleźli wszystkie brakujące składniki, zapłacili za nie (dzieląc cenę na pół, choć Park próbował przekonać Yoongiego, żeby dał mu zapłacić za całość), a potem udali się w drogę powrotną.
Tym razem to Jimin chwycił dłoń starszego, wsuwając swoje palce między te jego. Dłoń wilka drgnęła, gdy poczuł na sobie muśnięcie obcej skóry. W sumie nie do końca obcej, bo malutka dłoń psiej hybrydy była delikatna i przyjemna w dotyku. Niepewnie odwzajemnił uścisk, nie spoglądając w jego kierunku.
Na szczęście dla nich, było ciemno, więc nikt w drodze powrotnej nie zaczepił ich z wątami, dlaczego trzymają się za ręce. Prędko dotarli pod drzwi mieszkania Mina i znaleźli się z powrotem w środku.
— Mam ci w czymś pomóc? — zapytał Yoongi, aby przełamać ciszę. Zaczął czuć się niezręcznie, gdy przez całą drogę powrotną nie wymienili nawet pojedynczego zdania. Nie chciał milczeć, nie, kiedy (bardzo ciężko było mu to przyznać przed samym sobą) miło spędzało mu się czas z Jiminem.
— Jasne. — Jimin uśmiechnął się do niego, odwiązując szalik ze swojej szyi. Zaraz potem przenieśli się do kuchni. Młodszy zgromadził wszystkie potrzebne składniki na blacie. — Ja zajmę się robieniem masy, a ty hyung ustaw piekarnik na niecałe dwieście stopni i rozpuść masło. A, no i pokrój czekoladę w kosteczkę — zarządził. Podwinął rękawy swetra i od razu wziął się do pracy.
Przez dobra chwilę brunet stał w miejscu, chociaż wyraźnie dostał polecenia do wykonania. Czuł się dziwnie, współpracując tak z Jiminem, zamiast kłócić się i pokazywać mu, że nie powinien zadawać się ze swoim hyungiem. Nie wiedział, czy był tutaj jedynym, który ma takie odczucia.
Ustawił piekarnik na wskazaną temperaturę, następnie niepewnie zaczął kroić czekoladę, w kosteczkę.
— Takie czy mniejsze? — zapytał cicho, oglądając się na Jimina, który nie wiadomo kiedy założył na siebie fartuszek jego mamy. Wyglądał uroczo w swoim sweterku, policzkach zarumienionych od ciepła i ze skupieniem na twarzy, gdy wyrabiał ciasto. Jego puszysty ogonek delikatnie się kiwał w widocznym zadowoleniu, na co sam Yoongi nie potrafił zostać obojętny. On także się... cieszył.
— Zależy jakie chcesz mieć w babeczkach — zaśmiał się blondyn, kończąc już przesiewać wszystkie sypkie składniki.
Wziął drugą miskę, wbił do niej dwa jajka, po czym wygrzebał z szuflady z narzędziami kuchennymi (którą pokazał mu wcześniej Yoongi) trzepaczkę, którą zaczął energicznie mieszać. Maksymalnie skupiał się na wykonywanej czynności, przez co nie nachodziły go przemyślania podobne do tych starszego. Rozmyślać nad tym wieczorem miał dopiero po powrocie do domu, w swoich cichych czterech ścianach z kubkiem kakao.
— Nie wiem z jaką wielkością są najlepsze... — wymamrotał pod nosem z głośnym westchnięciem. Gdy pokroił czekoladę, roztopił jeszcze masło, pilnując aby nie nabrało zbyt mocnej brązowej barwy.
Miło patrzyło mu się na Jimina, który wyglądał bardzo pewnie w kuchni. Co chwilę zmieniał wyraz twarzy, aczkolwiek wciąż utrzymywała wyraz skupionej. Potrząsnął głową, chcąc się pozbyć swoich myśli, które wydawały mu się zbyt pozytywne.
„Za bardzo mnie do niego ciągnie."
Jimin wlał zawartość miski z płynnymi składnikami, wsypał kawałki czekolady i wlał rozpuszczone masło. Chwycił za łyżkę, lecz nim zaczął mieszać, złapał za reklamówkę, w której przynieśli zakupy, po czym podsunął ją Minowi.
— Hyung, rozłożysz papilotki na tacy? — spytał, a napotkawszy nierozumne spojrzenie bruneta, zachichotał. — Tak się mówi na te papierowe foremki do babeczek. — wyjaśnił, wciąż szczerząc swoje białe zęby. Jego lewa jedynka była lekko ułamana.
Brunet pokiwał głową, sięgając do reklamówki po wskazane rzeczy. Rozejrzał się po kuchni w poszukiwaniu tacy. Położył ją na stole kuchennym i zaczął równo, starannie obok siebie rozkładać papierki.
— Mam zachować jakieś odstępy pomiędzy?
— Raczej nie, ale dobrze będzie, jeśli rozłożysz mniej-więcej cztery, pięć centymetrów od siebie — odparł Park, mieszając delikatnie w lekko grudkowatej, jasnobrązowej masie.
Kiedy papilotki były równo rozłożone, Jimin nałożył na każdą z nich podobną ilość masy. Całkiem sporo wyszło tych babeczek, bo aż osiemnaście, ledwo zmieściły się na tacy. Skończywszy nakładać, odłożył miskę na blat, założył wiszące przy kuchence rękawice kuchenne, otworzył rozgrzany piekarnik, a potem włożył tacę do środka.
— Będą się piec około pół godziny. — oświadczył zadowolony, odwiązując fartuszek. — Możemy w tym czasie posprzątać, jeśli chcesz, hyung.
Yoongi, jak małe dziecko, gdy tylko babeczki zniknęły w piekarniku, kucnął przed nim i zaczął zaglądać, jakby już od razu miały się zrobić.
— I będziemy mogli wszystkie zjeść? — zapytał z nadzieją. Uwielbiał słodkości, aczkolwiek nie zawsze czuł się po nich dobrze. Zazwyczaj ich nie jadł, ale gdy już wpadały mu w ręce, na jednej czekoladzie nie kończyło się nigdy.
— Oczywiście, hyung — zachichotał Jimin w odpowiedzi, przyglądając mu się z rozczuleniem. — Ale miło będzie, jak zostawimy też coś twojej mamie. Chyba, że nie lubi. — dodał, swobodnie klepiąc Yoongiego po głowie, na co jego szpiczaste uszy odruchowo rozsunęły się na boki.
Śmiech Jimina przyprawił go o lekkie dreszcze, te przyjemne dreszcze.
— To nie tak, że nie lubi, ale wolałbym, żeby o tym nie wiedziała. — przyznał niechętnie. Mimo że już raczej wyrósł z bolącego brzucha po słodkim, jego rodzicielka zawsze narzekała, gdy tylko zobaczyła go z czekoladą w ręce. A wilczą hybrydę strasznie to irytowało. Jego mama była cudowna, ale czasami zbyt opiekuńcza.
Niechętnie wstał z klęczek i zaczął zbierać wszystko do zlewu.
— To pomyję wszystko. — mruknął.
— Nie możesz jeść słodyczy? — Jimin szybko wywnioskował sens wypowiedzi bruneta. — Pomogę. — Od razu doskoczył do blatu, zaczynając wkładać jedną miskę w drugą, żeby szybciej przetransportować je do zlewu.
— Nie, że nie mogę. Czasem miewam mdłości, kiedy się nimi przejem. — wyjaśnił. Odsunął się, robiąc chłopcu miejsce. Gdy napełniło już zlew, sięgnął do szufladki obok po ściereczkę i podał ja blondynowi, a sam zaczął zmywać.
— W takim razie nie pozwolę ci zjeść za dużo, hyung — Jimin posłał Minowi kolejny tego wieczora uśmiech, zaczynając wycierać pierwsze naczynie.
— Jiminnie... — stęknął niekontrolowanie.
Nie patrzył w stronę blondyna, więc nie dostrzegł pięknego uśmiechu, którym został obdarowany. Nie po to mu o tym mówił, żeby kolejna osoba go kontrolowała. Zmarszczył brwi niezadowolony z takiego przebiegu sprawy. Nie odezwał się już słowem, odkręcił wodę w kranie, namydlił gąbkę i zaczął myć naczynia, spłukiwać i podawać do wycierania Jiminowi.
Ten zaś od razu zauważył, że Yoongi ucichł. Kiedy skończyli zmywać, bez słowa skierował się do wyjścia z kuchni, przez co blondyn z coraz większą pewnością podejrzewał, że hyung się na niego po prostu obraził. Wytarł więc szybko dłonie, ściągnął rękawy z powrotem na przedramiona, po czym dogonił go, owijając ręce wokół jego pasa i opierając policzek na karku. Taka bliskość stawała się dla Jimina bardzo kojąca.
— No dobrze, hyung. Zjesz ile będziesz chciał, ale jakby twoja mama pytała to restrykcyjnie cię kontrolowałem — zaproponował żartobliwie i lekko. Naprawdę był w cudownym nastroju.
Yoongi zatrzymał się w pół kroku, czując delikatne dłonie i intensywny, truskawkowo-malinowy zapach. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Nadal nie był przyzwyczajony do takich gestów i nie wiedział, co o nich myśleć, poza tym, że są miłe.
— Ale w szkole tak nie rób — przypomniał mu, pozwalając się przytulić i w ciągu chwili rozluźniając się. Nie wiedział, czy powinien coś zrobić, ale Jimin doskonale mógł wyczuć jak ogon starszego wesoło się buja.
Uszka blondyna uniosły się w zaciekawieniu, a zaraz po nich głowa. Nie puścił jednak Yoongiego, czując się po prostu zbyt dobrze, będąc do niego tak przyciśniętym. Do tego szczęście wzniecał w nim ocierający się o jego kolana ogon starszego, który wyraźnie mówił, że jemu też się to podoba.
— Nie mogę się do ciebie przytulać w szkole? — chciał sprostować. Zadał to pytanie całkowicie delikatnym tonem, dającym rozmówcy znać, że nie jest urażony czy że robi mu wyrzut. Po prostu chciał, żeby wszystko było jasne.
W pierwszej chwili, jego wredna, naturalna cześć, zwana Min Yoongi, chciała odpowiedzieć, aby już więcej w ogóle tego nie robił. Ale gdy otworzył usta, nie wydobył się z nich żaden dźwięk, zatem szybko je zamknął. Zrobiło mu się niebywale ciepło przez zawstydzenie, które wstąpiło w policzki wilczej hybrydy, bo wyszło na to, że Jimin może go przytulać, a nie był pewny, czy jest na to gotowy.
Przełknął ślinę.
— Tak, i w żadnych innych miejscach publicznych. — dodał cichym głosem. Stresował się tą rozmową, sam nie wiedział dlaczego. Emocje, które przez niego przepływały, można było określić jednym słowem – wstyd.
Słysząc, że głos bruneta zmienił swoją barwę, Jimin puścił go i okrążył, żeby stanąć przed nim. Spojrzał mu z troską w oczy, nieświadomie wydymając delikatnie dolną wargę w zmartwieniu.
— Nie lubisz tłumów, prawda, hyung? Ani ogólnie ludzi? — zapytał cicho, nadal bardzo delikatnie. Nie wymagał odpowiedzi, nie zraniłoby go, gdyby jej nie dostał.
Wilcza hybryda zdecydowanie nie była przygotowana na taką rozmowę. Nie było ciężko spojrzeć mu w kasztanowe oczy, dzielił ich zaledwie jeden centymetr różnicy na korzyść Mina.
W nerwowym geście oblizał usta, które wydawały mu się w tym momencie być bardzo suche i pragnęły jego uwagi. W rzeczywistości były nawilżone i niczego im nie było potrzeba, ale gdzieś starszy z chłopców potrzebował skupić swoje myśli, a oblizywanie warg od dawna było oznaką głębokiego zastanowienia Yoongiego. Nieświadomie znów zmarszczył brwi, przyglądając się blondynowi przed sobą.
Pytania, jakie usłyszał przecież należały do tych prostych i nie były wcale ciężkie do odpowiedzenia. Mimo to, niepewnie przytaknął wolnym ruchem głowy.
— Rozumiem. — westchnął blondyn. Widząc, że hyung nie bardzo ma ochotę na poważną rozmowę, a tym bardziej na wyżalanie się jakiemuś dzieciakowi, postanowił po prostu zmienić temat. Przeciągnął się, unosząc ręce do góry i przy okazji ziewając, po czym ruszył wolnym krokiem w stronę kanapy. Obejrzał się na bruneta. — Idziemy usiąść, hyung? Trochę mnie bolą nogi — uśmiechnął się przyjaźnie.
Yoongi podążył za chłopcem, rozmyślając jeszcze nad tematem. Usiadł obok niego. Zwalczył w sobie odruch przytulenia się ramieniem do jego ramienia. Patrzył na swoje palce, które ułożył na udach.
— Po prostu nie lubię towarzystwa obcych ludzi i ich uwagi. — powiedział nagle, kontynuując przerwany temat. Czuł się spięty przez swoje własne myśli, które ponownie wzbudziły w nim lęk, gdy wyobraził sobie większy tłum. — Nie potrzebuję być widoczny, z tego są same kłopoty.
Park podciągnął nogi na siedzisko kanapy, żeby usiąść w siadzie skrzyżnym i oprzeć łokcie o swoje kolana. Słuchał Yoongiego uważnie, podobnie jak on, wpatrując się w swoje dłonie.
— Naprawdę to rozumiem, hyung — zapewnił. — A... wtedy w szkole... kiedy źle się poczułeś... to coś poważniejszego, prawda? — Nie przyszło mu łatwo zadanie tego pytania, bo czuł, że wchodzi na niebezpieczny grunt. — Nie musisz mi nic mówić, hyung — zapewnił szybko — jestem po prostu ciekawy... i trochę zaniepokojony. Martwię się o ciebie. — To wyznanie przeszło mu przez usta tak gładko, jakby mówił takie rzeczy na co dzień.
— Przytuliłeś mnie po środku tłumu — wypluł oskarżycielsko starszy w stronę chłopaka. Odważył się spojrzeć na niego, czując wzbierający gniew na samo wspomnienie tego zdarzenia.
Nigdy nie zapominał emocji, które w takich sytuacjach mu towarzyszą. Nerwów, irytacji, lęku, dezorientacji, chęci ucieczki. To wszystko ciągle i w kółko odtwarzało się w klatce piersiowej, miażdżąc serce i chcąc uciec w postaci wymiotów. I jest tak samo za każdym razem, doznaje nagłego paraliżu i przestaje panować nad własnym ciałem. Płacze, a łzy w tym momencie są jego najmniejszym problemem, gdy je czuje na swoich policzkach, wie, że chociaż jeszcze kontaktuje. Nawet teraz, na samo wspomnienie tamtej chwili, niepokój, który trwał do tej pory w ciszy, znów zaczął trawić jego duszę.
— Społeczeństwo mnie nie chce, a ja nie chcę społeczeństwa. — powiedział niepewnie, wciąż wpatrując się w Jimina.
Jego wilcza duma nie potrafiła zrozumieć, iż wystarczy jedynie przestać zapierać się nogami i rękami, aby większość jego problemów z akceptacją otoczenia znikła, jak zmarli ludzie w Hadesie. Był ciężkim przypadkiem, który potrzebował wiele czasu, aby zrozumieć, że zmiany nie są złe. W dodatku, nie znosił miejsca w którym się znajdował. To nie tak, że nie lubił Ameryki, nic do niej nie miał, w pewnym sensie uchroniła jego rodzinę. Czuł się tutaj samotny, niepotrzebny i wytykany palcami, jeśli już ktoś go zauważył.
Wszystko zaczęło się zmieniać, odkąd na jego drodze pojawił się niespodziewanie Park, obezwładniając go zapachem truskawkowego mochi i widokiem krzywej jedynki w szerokim, pięknym uśmiechu. Wydarzyło się tak wiele, a on wciąż trwał w tym jednym punkcie, nie chcąc żadnej zmiany. Ale one same zaczęły się dziać, czego nie potrafił zaakceptować w wyniku czego bywał naprawdę opryskliwy. Teraz łamał się, próbował rozmawiać, czego nawet jego mama nie doświadczała, samemu się wszystkiego dowiadując ze swoich obserwacji i „śledztw".
Jimin pokiwał tylko potulnie głową, nic nie mówiąc. Musiał wszystko sobie poukładać w głowie. Co prawda już wcześniej wpadł na trop tego, co dolega Yoongiemu i na czym polega jego problem, ale teraz niejako dostał potwierdzenie. Nie wprost oczywiście, dało się to jednak wyczytać z oczu wilczej hybrydy. Blondynowi zrobiło się strasznie głupio. Od samego początku sprawiał hyungowi tylko problemy, często się narzucał i na pewno był uciążliwy. Nigdy nie chciał być problemem. Egoistycznie przyczepił się do Yoongiego, na siłę pragnąc z nim kontaktu. Ta świadomość sprawiła, że pod jej ciężarem zwiesił smętnie głowę, a jego uszka, zazwyczaj wesoło uniesione, teraz zupełnie opadły, wisząc smętnie.
— Tak mi przykro, hyung — wykrztusił w końcu, czując gulę w gardle. — Przepraszam, że jestem taki natrętny... i że wpycham się na siłę do twojego życia. Chciałem tylko... tylko się z tobą zaprzyjaźnić — wychlipał, czując, że oczy go pieką, a uścisk w gardle zwiększa. — A tylko ci się narzucałem.
— Nie wyj, nie masz powodu. Siedzisz tutaj przecież, a ja ci odpuściłem — powiedział gorzko brunet, wracając wzrokiem do swoich dłoni. Nie umiał inaczej przekazać mu, ze narazie wszystko jest w porządku i nie powinien się martwić.
Spojrzał na chłopca, zmuszając się do tego. Mógł wydawać się obojętny na szklane oczy. Ale tych oczu, otoczonych krótkimi, jasnymi rzęsami o kasztanowym kolorze tęczówek nie potrafił zignorować.
Przysunął się bliżej, opierając ramieniem na jego ramieniu. Jego kolano, dotknęło się z kolanem Jimina. Sam odczuł dreszcz, przepływający przez ciało, tak jak za każdym razem, gdy dotykał psiej hybrydy. Przyzwyczaił się już do tego, a nawet zaczął to lubić. W pewnej chwili w jego głowie utworzyła się myśl, że mógłby go nawet znów przytulić, ale chyba wyczerpał już swój limit dotykalności na dziś.
— Wcale nie wyję, hyung — zaprzeczył nieco niewyraźnie Jimin, ale sam także zbliżył się do starszego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro