Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23: „Hyung pachnie bardzo ładnie..." ~ Jimin

(Shori: Będę wredna i powiem wam, że koniec tego rozdziału to największy Polsat w dotychczasowej historii tego fika XDDDDDDD)

Zwykła czcionka – angielski

Pogrubiona – koreański

Nie wiedzieć kiedy, Jimina dopadła senność. Nic w tym dziwnego, skoro ostatnio czytał po nocach książki zamiast spać. Jeszcze kiedy był w ruchu, albo miał jakieś zajęcie, nie odczuwał aż tak skutków niewyspania, lecz teraz, kiedy nie miał nic do roboty, a kojąca obecność hyunga była tuż obok, pozostanie przytomnym stało się o wiele trudniejsze. Powieki zaczęły mu się niemiłosiernie kleić, więc zrobił to samo, co Yoongi i oparł tył głowy na siedzisku kanapy, o którą się opierali. Było mu średnio wygodnie w takiej pozycji, ale nie śmiał wybrzydzać. Przymknął ciężkie powieki, walcząc przez moment z nadchodzącą czernią snu, ostatecznie jednak się poddał i po prostu usnął, przysuwając się trochę do bruneta, żeby móc oprzeć głowę na jego ramieniu. Od razu wygodniej...

Yoongi zastanawiał się nad tym, co ostatnio mocno zaprzątało mu głowę. Czyli siedzący blondyn tuż obok niego.

Nie mógł kłamać, że obecność tego chłopca w jakiś sposób zaczęła koić jego nerwy, te same, które na początku tak strasznie sobie naciągał, gdy tylko psia hybryda pojawiała się w jego otoczeniu. Wciąż zachowywał dystans w stosunku do niego, ale przynajmniej czas płynął szybciej, gdy miał z kim porozmawiać.

Jimin umiał się też zachować, wyraźnie czuł, kiedy Yoongi nie miał ochoty rozmawiać, nie naciskał też na spotkania i nie sprawiał mu już więcej kłopotów w szkolę. Na razie. Po prostu był i nie wymagał od Yoongiego niczego specjalnego i chyba tego obawiał się na samym początku. Dokładnie tego, że gdy już będą bliższymi znajomymi to blondyn będzie oczekiwał od niego jakichś wyrzeczeń, na co on nie był gotowy.

Uniósł swoją głowę, spoglądając w stronę chłopaka, gdy poczuł jego dotyk. Sam nieco przysypiał, za co szybko się skarcił z powodu uruchomionego gazownika oraz piekarnika. Pozwolił mu w tej pozycji zostać, przez chwile przypatrując się jego śpiącej buźce, w której nie było nic specjalnego, bo widział w niej to samo, co zwykle. Tylko usta były śmiesznie rozchylone i miał ochotę pobawić się jego wargą. Powstrzymał się, nie chcąc go dotykać i zbudzić.

Jimin obudził się ze swojej drzemki na hyungu dopiero, kiedy ten wstał, żeby sprawdzić stan piekącej się potrawy. Po całym mieszkaniu unosił się już piękny zapach pieczeni, trafiając prosto do wrażliwego nosa blondyna i sprawiając, że zaburczało mu w brzuchu.

Wstał więc chwiejnie z podłogi, wciąż nie całkiem przytomny, żeby usiąść przy tym samym stole, przy którym jadł obiad z Yoongim i jego mamą tydzień wcześniej. Oparł oba łokcie o blat, a głowę na dłoniach, obserwując nieco zaspanymi oczami krzątającego się po kuchni bruneta.

Yoongi wyłączył kompot, uznając, że jest już gotowy, ale pieczeń potrzebowała jeszcze kilka minut. Zresztą, nie był do końca pewny, czy aby na pewno tak krótki czas jej wystarczy, ale godzina i dwadzieścia minut to tyle, ile pisało w książce kucharskiej, którą właśnie przeglądał.

Nie musiał się odwracać, aby usłyszeć kroki za sobą, ciche szuranie krzesłem i westchnięcie psiej hybrydy.

Tym razem rodzice wiedzą, że nie wrócisz do domu tak szybko? — zagadnął, poniekąd próbując trochę zażartować, przez przypomnienie ostatniego spotkania. Wciąż się uczył, jak powinien rozmawiać z innymi.

Taaak. — przeciągnął psiak, a jego ręce rozsunęły się, przez co leżał na blacie stołu, opierając się o niego policzkiem. — Powiedziałem, że mogę wrócić późno. Oczywiście tata próbował mi to wyperswadować. Ech... czasami mam wrażenie, że on chciałby, żebym w ogóle nigdzie nie wychodził, nie poznawał nowych ludzi, ani nic. Rozumiem, że się o mnie martwi, ale wszystko ma swoje granice. — zaczął się żalić, bo właściwie do tej pory z nikim nie rozmawiał o swoich rodzicach.

Brzmi, jakby był strasznie nadopiekuńczy — skomentował jego wypowiedź Yoongi, zaczynając szykować zastawę do dzisiejszego obiadu, a już raczej kolacji, bo robiło się coraz później. — Jak mieszkaliście w Korei to też taki był?

On zawsze taki był. Myślisz, że dlaczego całe życie uczyłem się w domu? Chciałem pójść do normalnej szkoły, ale tata się nie zgadzał. Dopiero po przeprowadzce razem z mamą ubłagaliśmy go, żeby zapisał mnie do tego liceum — odparł z kwaśną miną, podnosząc się ze stołu, żeby zrobić miejsce na talerze i sztućce.

Min najpierw rozłożył talerze, a sztućce najpierw wytarł o ściereczkę, zaraz dokładając obok talerzy. Zrobił tez nakrycie dla mamy, która pewnie niedługo wróci i będzie głodna tak, jak oni.

Jesteś jedynakiem? — dopytał. Po chwili koło zastawy pojawiły się też pierwsze półmiski wypełnione ryżem i pokrojonymi ogórkami w długie plastry, wysoki dzbanek napełniony gruszkowym kompotem, a do tego szklanki.

Gdy usiadł obok, zdał sobie sprawę, że nie zaproponował nawet Jiminowi nic ciepłego do picia, ale nie wiedział, czy to odpowiedni moment żeby o to go zapytać, więc milczał.

Jimin kiwnął niechętnie głową.

Tak. I nawet nie wiesz, hyung, jak żałuję, że nie mam żadnego rodzeństwa. Może gdybym miał, rodzice nie chcieliby mnie aż tak kontrolować. Znaczy, mama jest w porządku, nigdy nic mi nie narzuca, bywa trochę nadopiekuńcza, ale rozumie mnie i to, że chcę żyć jak każdy normalny nastolatek. Ale tata... tata najchętniej zamknąłby mnie pod kloszem — mruknął, wbijając wzrok w swój talerz z tym samym pustym wyrazem oczu, jaki przybrały, kiedy mówił Yoongiemu o wymaganiach, jakie miał w związku z nim i jego przyszłością ojciec.

Yoongi słuchał go uważnie, mimowolnie porównując ojca Jimina ze swoim, którego widywał bardzo rzadko. Nie mógł powiedzieć, że nie zaznał ojcowskiej ręki, bo to on wpoił mu do głowy, że o matkę się dba, tak jak robił to do tej pory. Poza tym, nie ingerował w wychowanie syna, a wszystkim zajęła się pani Min.

Ciekawe, co się stanie, jak sobie kogoś znajdziesz — mruknął pod nosem. — Może znajdź sobie kogoś i się do niego wyprowadź? Ja bym tak zrobił — Stwierdził, że to nie jest głupi pomysł. Jimin przecież nie był taki aspołeczny jak on sam, był nawet atrakcyjny i przyciągał uwagę wielu osób.

Jimin poczuł, że serce mu zamiera, a policzki oblewają różem, więc wrócił do swojej poprzedniej pozycji, opierając łokcie o stół, żeby zakryć dłońmi chociaż fragment piekącej twarzy.

J-ja... nie jest na razie zainteresowany... randkami... — wydukał, wlepiając uparcie spojrzenie w puste naczynie przed sobą.

Yoongi był w stanie zrozumieć podejście Jimina, bo sam miał takie same. Nie lubił ludzi, nie lubił zbyt dużego tłoku, nie był romantykiem i nie wyobrażał sobie iść na randkę. Pokiwał od niechcenia głową, po czym zajął się wyciąganiem pieczeni z piekarnika i położeniem jej na stół. Chwycił w dłoń spory nóż.

Jaki kawałek? Taki czy większy?

Jimin musiał chwilę uspokajać łomot swojego serca, zanim zebrał się na odpowiedź. Takie pytania, zwłaszcza od obiektu swoich westchnień były maksymalnie zawstydzające.

Mo-może być trochę większy. — zdecydował w końcu i zaraz potem przyjął swój talerz, wraz ze szklanką kompotu.

Yoongi nałożył dla siebie nieco większy kawałek, ponieważ był niebywale głodny. Dołożył do tego też całkiem sporo warzyw, nie żałując ich także Jiminowi i usiadł w końcu obok niego, sięgając po nóż.

Może chcesz pałeczki? — zagadnął, krojąc swój kawałek mięsa na mniejsze części, aby moc spokojnie operować wspomnianymi pałeczkami. Mimo wszystko, wolał jeść nimi.

Nie trzeba. To akurat wygodniej będzie mi się jadło sztućcami. — powiedział blondyn, biorąc w dłonie nóż i widelec.

Ukroił kawałek apetycznie pachnącego mięsa i wsadził sobie do buzi, szybko przekonując się, że w smaku było tak pyszne, jak mówił mu nos. Zaczął więc w dość szybkim tempie opróżniać swój talerz, bo naprawdę był strasznie głodny.

Podczas posiłku chłopcy prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiali, skupieni na swoich porcjach jedzenia na talerzu.

Brunet z zadowoleniem wpakował sobie do ust porcje ryżu oraz mięsa, stwierdzając, że pieczeń nie jest ani za sucha, ani za wilgotna. Jest w sam raz. W prawdzie, mięso smakowało na trochę za mocno przyprawione, ale nie widział na twarzy Jimina braku zadowolenia z tego powodu, więc uznał, że musi mu smakować.

Kompot gruszkowy też nie wyszedł mu za słodki, idealnie łamiąc ze sobą smaki delikatnej kwaskowatości z naturalnym cukrzanym posmakiem owocu. Był zadowolony, że jego gość nie wyjdzie stąd głodny i przede wszystkim z tego, że udało mu się odciągnąć chłopca od wypracowania.

Ale w takim razie... jak powinien traktować to spotkanie? Wciągnął powietrze do nosa z taka prędkością, iż przez jedzenie w ustach trochę się zadławił, gdy zdał sobie sprawę, że wygląda to jak randka. Są sami, jest kolacja, jest muzyka z radia, jest przygaszone światło i ciemność za oknami. Brakuje tylko białego wina i świec.

Jimin nie miał podobnych rozterek. W pełni cieszył się dobrym jedzeniem, a jego ogon kiwał się w zadowoleniu za oparciem krzesła. Nie minęło pięć minut, a psiak sprzątnął z talerza wszystko, co się na nim znajdowało, odłożył schludnie sztućce, po czym oparł się na oparciu z błogim westchnieniem, czując, że jego brzuch jest w końcu pełny. Senność uderzyła w niego przez to z podwójną siłą, ale starał się nie zamykać oczu na zbyt długo przy mruganiu.

Było pyszne, hyung — skomplementował, uśmiechając się do niego leniwie.

Yoongiemu jedzenie nie szło tak szybko jak Jiminowi, przez jego dziwne przemyślenia. Zresztą, nigdy nie spieszył się z jedzeniem, przez co często mogło się wydawać, że mu nie smakuje. A on po prostu wolał wszystko dokładnie przerzuć i dopiero wtedy połknąć.

Cieszę się. — powiedział cicho, wkładając do ust spory kawałek ryżu, a potem warzyw i spoglądał w bliżej nieokreślony punkt na stole, przez co wyglądał na zamyślonego.

O czym tak myślisz, hyung? — spytał młodszy, wciąż z tym sennym uśmiechem na twarzy, spoglądając na Yoongiego spod rzęs.

Przybrał pozycję sprzed jedzenia, znów opierając łokcie na blacie, a głowę na dłoniach.

O tym, czy zupa czasem nie była za bardzo przesolona. — odpowiedział pół żartobliwie, pół sarkastycznie. Odłożył pałeczki, stwierdzając, że przesadził z oceną swoich możliwości i nie dał rady wcisnąć więcej. To pewnie przez ten brak ruchu, który ostatnio mu towarzyszył. — Wyglądasz na zmęczonego, Jimin — zauważył, gdy jego wzrok z powrotem padł na chłopca obok, którego oczy, co chwilę przymykały się na dłużej.

Blondynek wolno pokiwał głową.

Nie śpię najlepiej od kilku dni, więc teraz, kiedy jest mi ciepło, jestem najedzony, a ty bardzo ładnie pachniesz, hyung, zaśnięcie jest bardzo łatwe... — wymamrotał, lekko nieprzytomnie. Nie zarejestrował przy tym, że wyjawił starszemu, iż lubi jego zapach.

Brunet nie spuścił wzroku z Jimina, zdziwiony jego słowami. Jedno z jego puchatych uszu położyło się na głowie, a drugie wciąż starczało, kiedy na jego twarzy można było dostrzec uniesioną jedną z brwi. Nad jego głową brakowało jedynie znaków zapytania, które dopełniłybyy wygląd zdziwionej wilczej hybrydy.

Czyli jak pachnę?

Bardzo ła-- T-to znaczy... — Dopiero teraz Jimin ocknął się z tego chwilowego otępienia, zdając sobie sprawę z tego, co on najlepszego powiedział. Zaczerwienił się cały, spuszczając głowę, żeby trudniej było hyungowi to zobaczyć. Spojrzenie bruneta nie straciło jednak nic ze swojej intensywności, więc młodszy postanowił w końcu coś wydukać. — J-ja odbieram twój zapach jako bardzo przyjemy, hyung... Pachniesz jak... las — wyszemrał, gniotąc w dłoniach szare rękawy.

Yoongi wiedział, że raczej nic to nie da, ale podniósł swoją rękę do góry, aby powąchać skórę. Jedyne, co poczuł to już prawie wywietrzały zapach płynu do płukania z ubrania i nic po za tym.

Chciałbym poczuć las... i to chyba miło pachnieć lasem... — wyraził swoją opinie na głos, czując jak zaczynają go piec policzki, więc szybko wstał od stołu.

„Min Yoongi, za szybko się zawstydzasz, do cholery"

Pierwszy raz usłyszał taki komplement. W dodatku komplement trafiający tak mocno w jego czułe punkty, jak nigdy dotąd. Bicie jego serca mocno przyspieszyło, gdy w głowie słyszał ten cichy głosik Jimina. Kochał las... kochał zapach lasu i dla innych najwidoczniej pachniał tak, jak jego najpiękniejsze wspomnienia, kiedy wszystko nie było jeszcze tak popierdolone.

Zaczął zbierać naczynia w pośpiechu, co poskutkowało, że jeden z widelców z głośnym brzdękiem wylądował na kafelkach kuchni.

Cholera. — syknął.

Jimin niemal natychmiast wyskoczył ze swojego miejsca, żeby pomóc hyungowi i także żeby mógł się czymś zająć, bo gdyby tak siedział bezczynnie, zawstydzenie chyba by go spaliło i z Park Jimina zostałaby tylko kupka psiego popiołu.

Schylił się po leżący na ziemi sztuciec, nim Yoongi zdążył to zrobić, po czym podał mu nieśmiało. Sam w dłonie wziął szklane naczynie z pieczenią.

Schować ją do lodówki, hyung? — spytał cicho, podchodząc do wspomnianego urządzenia.

Wciąż czuł, że jego twarz zdobi rumieniec i wolał nie patrzeć na starszego, dopóki taki stan rzeczy się utrzymywał.

Musi najpierw ostygnąć, ciepłego nie powinno się chować do lodówki. — odparł starszy, układając wszystko w zlewie. — Ale jak las po deszczu cz-czy zwykły las? — brnął dalej, bo ciekawość go zżerała.

Blondyn odstawił naczynie na blat i ponownie poziom jego zawstydzenia wzrósł. Dlaczego hyung musiał pytać akurat o to? W ogóle nie powinien się dowiedzieć, że Jimin lubi jego zapach!

N-nie jestem pewien... Nie miałem zbyt wielu okazji do... weryfikacji. — odparł, opierając się tyłem o blat z rękoma za plecami. Nagle do jego głowy wpadł pomysł. Co prawda dosyć głupi, ale nic mu nie szkodziło spróbować. — Chyba, że... że chcesz, żebym teraz sprawdził, hyung...

A to będzie się wiązać z tym, że będziesz musiał stanąć... bliżej? — zapytał Yoongi go niepewnie. Zastanawiał się, czy aż tak bardzo chciał wiedzieć, jakim rodzajem lasu pachnie.

Bardzo mu to schlebiało i rozradowało. Już bardzo dawno nie usłyszał tak pozytywnej informacji. Młodszy zaś zagryzł wargę w lekkich nerwach i spalającym go od środka (no, łącznie z jego twarzą) zawstydzeniu.

— T-tak, nie mam takiego dobrego węchu jak ty... — powiedział jeszcze ciszej, zerkając ukradkowo na Yoongiego z niemą nadzieją, że pozwoli mu się zbliżyć.

To nie była szkoła, gdzie byli w centrum uwagi; tu nie było ludzi, którzy się mogliby wpatrywać się w nich, a potem obgadywać; tu nie było nikogo, kto mógłby ich oceniać.

W takim razie, dlaczego Min Yoongi się wahał przed ostatecznym przytaknięciem? Z własnej woli dopuścił tak do siebie tylko mamę i Hoseoka, może Namjoona, gdy razem w Korei trochę przesadzili z alkoholem.

A teraz wszystko było inaczej i bał się, że coś to zmieni. Coś na jego niekorzyść, niekorzyść ich dwójki. Zostanie złamana jakaś bariera i potem nie będzie się dało już jej zamknąć, jeżeli wnętrze rozczaruje ich obu. Albo jednego z nich.

Okej. — przytaknął, ale w sumie nie wiedział dokładnie jak Jimin chciał to sprawdzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro