22: „Dlaczego zaczynam się otwierać?" ~ Yoongi
(Shori: Przed rozdziałem mam dla was dwie fajne rzeczy! A są tooooo... edity! Które stworzyła samodzielnie unnie ^^ (Rehteaa)
Oto Yoongi i Jimin z Savaged! Podobają wam się? :D)
Zwykła czcionka – angielski
Pogrubiona – koreański
— Chcesz iść na nogach czy może pojedziemy autobusem?
— Jak ci wygodnie, hyung — odparł, a niezbyt wesoła aura Mina nie zrobiła na młodszym większego wrażenia, bo nadal był całkiem radosny. Cieszył się jak głupi szczeniak, że spędzi z Yoongim trochę czasu, irytacja sprzed kilku chwil już dawno poszła w zapomnienie.
— Możemy pojechać autobusem, w sumie to głodny jestem. — Jedną z największych zmian, które zaszły w Yoongim to fakt, że zaczął nawet mówić Jiminowi jak się czuje, czego mu brakuje albo czego nie lubi, co dawało im jakiekolwiek tematy do rozmów, kiedy musieli już rozmawiać. A Min postanowił dziś być miły. Liczył, że dzięki temu szczeniak jednak napisze za niego to wypracowanie.
Ale w głębi ducha miło było mu po prostu z kimś rozmawiać, poznawać i nie zajmować się jedynie swoim rozwojem.
Nim opuścili teren szkoły minął ich dyrektor wraz ze swoim synem, gdzie obaj się pożegnali. Brunet tego nie zauważył, ale obaj mężczyźni zawiesili na chwilę na nich wzrok, dłużej, niż powinni.
Tak więc udali się na przystanek. Przez większość czasu to oczywiście Park zabierał głos, ale Yoongi także całkiem sporo mówił, ciesząc tym samym niezmiernie psią hybrydę. Rozmawiali na razie o bardzo przyziemnych rzeczach. Jimin spytał, co za amerykańskie danie będzie na obiad, ale starszy wzruszył jedynie ramionami, więc nie drążył tematu.
Kiedy odpowiedni autobus podjechał, wsiedli do niego. Blondyn rozglądał się ciekawie, bo raczej niezbyt często miał okazję jeździć komunikacją miejską. Yoongi miał przy sobie kilka biletów, więc jeden z nich pożyczył Jiminowi. Wolał uniknąć złapania przez kontrolera i płacenia mandatu.
Jechali przez dobre trzydzieści minut, w czasie których żaden się nie odzywał, bo raz, w autobusie było za głośno, a żaden nie chciał krzyczeć i dwa, Jimin bardzo lubił patrzeć na mijane ulice, kiedy gdzieś jechał i to na tym skupiał większość swojej uwagi.
Tuż przed odpowiednim przystankiem, czarnowłosy szturchnął lekko swojego towarzysza łokciem, kiwając głową w kierunku drzwi autobusu, co oznaczało, że zaraz wysiadają. Obaj wstali, a kiedy wóz się zatrzymał, wysiedli, oddychając z ulgą, bo hałas silnika był naprawdę uciążliwy dla ich wrażliwych uszu.
Yoongi wolałby te pół godziny spędzić na spacerze przez swój ulubiony mini-park, ale dziś stanowczo był na to zbyt głodny. Wysiedli tuż przed dworcem kolejowym, więc zostało jedynie przekroczyć im tory i dojść do kamienicy, w której mieszkała wilcza hybryda.
— Przerwy teraz tak szybko uciekają, odkąd radiowęzeł jest aktywny. — zaczął luźno Yoongi.
To nie tak, że chciał rozmawiać. Po prostu cwanie próbował wybić cel wizyty z głowy Jimina, chcąc go w jakiś sposób udobruchać. Chociaż trzeba było przyznać, że Park jako rozmówca wydawał się całkiem inteligentny, czego wcześniej nie potrafił stwierdzić.
Blondyn odwrócił w jego kierunku głowę i uśmiechnął się na te słowa. Czyli jest coś, co Yoongiemu podoba się w szkole.
— Lubisz kawałki, które puszczają w radiowęźle? Ja osobiście nie bardzo zwracam na to uwagę, jestem chyba zbyt zajęty — przyznał, poprawiając zsuwające się ramiączko plecaka.
— Tak, musi tam być jakiś zapalony fan rapu. Amerykański rap ostatecznie nie jest zły, ale zapewne takiego Epik High nie zna. Zresztą, co mu się dziwić. Albo jej, ktokolwiek to jest. — Gdy przychodziło rozmawiać o muzyce, Min potrafił się rozgadać tak, jak teraz.
— Z tego, co pamiętam to za radiowęzeł odpowiada Mark Lee, syn dyrektora. Nie mam pojęcia, na którym jest roku, ale wygląda na młodszego. No i jest niższy ode mnie, a to dość niespotykane, zwłaszcza w Ameryce. — podzielił się z brunetem swoją wiedzą.
Yoongi zrobił nieco zamyśloną minę, bo jak zwykle nic nie mówiło mu imię i nazwisko kogokolwiek, z kim nie zamieniał przynajmniej jednego zdania raz na jakiś czas.
— On jeden ma chociaż dobry gust muzyczny. Oby go nie zdjęli z roli prowadzącego ten punkt. — pokiwał do siebie głową.
Wkrótce dotarli do drzwi wejściowych kamienicy, które Yoongi otworzył kluczem. Dalekiej drogi do drzwi nie mieli, bo mieszkał na parterze. Standardowo, zapukał w drzwi i tak samemu je otwierając, żeby jego mama już wiedziała, że dotarł do domu. Ale gdy uchylili drewno przywitała ich ciemność i cisza, co z początku przestraszyła Mina.
Zaświecił szybko światło w przedpokoju i zaczął przeszukiwać skromne mieszkanie za rodzicielką, której nie znalazł i przyprawiło go to o dreszcze.
Jimin wszedł niepewnie za nim, rozglądając się i mimowolnie węsząc, bo niepokój hyunga nakazał mu wypatrywać wszelkiego niebezpieczeństwa. Mieszkanie było jednak puste, a czując, że to jedynie wzmogło strach starszego, Park chwycił ostrożnie jego rękaw.
— Hyung, twoja mama nie mówiła, że gdzieś wychodzi? Może lepiej do niej zadzwoń? — zaproponował nieśmiało.
Wilczą hybrydę coś ścisnęło w piersi, gdy w jego głowie pojawiły się myśli, że ktoś mógł ich znaleźć i zabrać mamę. Bardziej miał ochotę zadzwonić do ojca, w obawie że dzwoniący telefon mógłby sprawić rodzicielce większe kłopoty.
Rozglądał się badawczo po kuchni w której stali, szukając jakiegoś rozwiązania... gdy jego wzrok padł na karteczkę na lodówce, której wcześniej tam nie było (a trzeba wspomnieć, ze lodówka państwa Min zawsze obłożona była różnymi magnesami, które zostały zdobyte w jakiś promocjach jogurtów czy płatków śniadaniowych). Zerwał ją jednym ruchem, czytając jej zawartość.
Oparł się tyłem ciała o blat stołu nieopodal, głośno wzdychając i zakrywając dłonią swoje oczy w geście rezygnacji. Jego lęk zniknął jak ręką odjął.
„Yooni, wypadło mi coś w salonie fryzjerskim. W lodówce masz zamarynowaną pieczeń, zrób do tego warzywa, ryż i kompot z gruszek
Kocham,
Mama"
Blondyn obserwował go z niepokojem, ale widząc i czując, że jego strach przechodzi, sam także się rozluźnił, choć nie mógł wyzbyć się troski.
— Hyung, wszystko w porządku? — spytał cicho, robią niepewny krok w jego stronę.
— Mamie wypadło coś w pracy i musiała wrócić. Mamy sami sobie zrobić obiad. — wytłumaczył, czując jak wciąż mu gorąco od tak nagłego stresu. Zaraz otworzył lodówkę, wyjmując spore naczynie z doprawionym mięsem. Powąchał je, czując jak mocno ssie go w żołądku. Gdyby był do tego zdolny, zjadłby surowe. — Gotowałeś kiedyś?
Jimin pokręcił głową, ale widząc, że brunet nie może tego zobaczyć, bo jest odwrócony do niego tyłem, majstrując coś przy blacie kuchennym, odezwał się z lekkim wstydem:
— Nie bardzo. Umiem robić tylko najprostsze rzeczy. W moim domu zawsze ktoś inny zajmował się gotowaniem. — przyznał, zaczynając kołysać się lekko na piętach.
— Okej. To obierzesz mi chociaż gruszki, dobrze? — miało brzmieć pytanie, a raczej zabrzmiało jak stwierdzenie faktu.
Yoongi pochylił się nad kuchenką, gdy odstawił pojemnik z mięsem na blacie i zaczął nadstawiać odpowiednią temperaturę. Nie raz widział jak jego rodzicielka to robiła, więc nie miał problemu z pamiętaniem tego i powtórzeniem.
— W sumie to warzywa też trzeba obrać. Mam nadzieję, że będzie ci smakować. To pieczeń w marynacie mojej mamy, która nie wiem, z czego się składa, ale z jakichś przypraw. Do tego ryż i pieczone warzywa, a do picia kompot z gruszek.
— Brzmi pysznie i na pewno takie będzie. — powiedział ciepło, podchodząc do blatu i przekrzywiając głowę z uśmiechem. — Daj mi tylko jakiś nożyk albo obieraczkę i mogę zabierać się do pracy! — zadeklarował wesoło.
Dostawszy do rąk niewielki nóż, zabrał się za powierzone mu zadanie, zerkając także co chwilę na bruneta z niekrytym podziwem. Wyglądał, jakby doskonale wiedział, co robi i nie był to pierwszy raz, kiedy musi samodzielnie coś przyrządzić.
W pewnym momencie tak się zagapił, że dłoń z nożem mu się osunęła i zaciął się w palec drugiej ręki, co wywołało jego cichy syk. Instynktownie wsadził sobie uszkodzoną część ciała do buzi, by do rany dostało się jak najwięcej jego śliny. Jak powszechnie wiadomo, ślina psów miała swoiste właściwości lecznicze, a u psich hybryd ta cecha była nawet wzmożona, dlatego wszystkie skaleczenia Jimina znikały w kilka dni.
Yoongi nastroszył swoje uchate uszy, gdy jego słuch zarejestrował ciche syknięcie od strony Jimina. Odwrócił głowę w jego kierunku, obserwując jak wkłada palec do ust. Doszedł do wniosku, że musiał się skaleczyć.
— Będzie ci potrzebny plaster? — spytał, bo nie wiedział dokładnie, czy mają w domu cokolwiek do opatrzenia.
— Nie. — mruknął, wyjmując na chwilę palec spomiędzy warg. — Zaraz przestanie krwawić, moja ślina załatwi resztę. — zadeklarował, ponownie przystępując do naśliniania skaleczonego opuszka.
Kilka minut potrwało, aż ze skaleczenia przestała lecieć krew, a potem wznowił obieranie warzyw i gruszek.
Min, gdy już wszystko nastawił, usiadł obok Jimina, spoglądając, czy aby na pewno jest z nim wszystko w porządku. Wziął dla siebie drugi nożyk i zaczął mu pomagać w obieraniu, a następnie w krojeniu.
— Masz swoje ulubione danie? — zapytał swoim standardowym tonem głosu, który dla nieznających bruneta osób mógłby zostać uznany za znudzony.
Jimin ponownie pokręcił przecząco głową, tym razem bardziej skupiając się na tym, co sam robił, żeby uniknąć kolejnego skaleczenia.
— Nie mam ulubionego. Lubię dużo rzeczy, głównie mięso, myślę, że chyba każdy rodzaj. Uwielbiam kuchnię tajską i indyjską, bo kocham ostre jedzenie. — wyjawił, przypominając sobie mimowolnie swój ostatni pikantny posiłek i aż sam zrobił się bardziej głodny.
— Hm, to doprawię bardziej mięso. — powiedział do siebie, wstając z miejsca i otwierając szafkę z przyprawami i zaczął je przeglądać.
W międzyczasie włączył także radio, aby w pomieszczeniu nie przytłaczała ich cisza w takich momentach jak ten, kiedy nie rozmawiali. Mimo wszystko Min czuł się trochę spięty jako gospodarz i nie chciał źle wypaść. Na początku w ogóle nie interesowało go to spotkanie, mógł uznać że teraz minimalnie chciał, aby Jimin po prostu się najadł i mu smakowało.
— N-nie trzeba... — zaprotestował młodszy, nie chcąc robić problemu.
Yoongi jednak i tak miał jego słowa gdzieś, robiąc swoje, więc Park z westchnieniem dokończył siekanie ostatniej marchewki i odłożył nóż na deskę do krojenia.
— To co teraz, hyung? — spytał, korzystając z okazji, że nic nie robił z rękami i znów wsadzając sobie uszkodzony palec do buzi.
— Teraz wszystko będzie się powoli piec, albo gotować. — mruknął, udając idiotę, że nie wie dlaczego się tutaj spotkali. Obsypał jeszcze mięso warzywami i wkrótce mógł wstawić je do piekarnika.
— To może gdzieś usiądziemy... czy coś... — zaproponował nieśmiało psiak, obmywając dłonie pod chłodnym strumieniem wody i zaraz wycierając je w ręczniczek, który wisiał nad zlewem.
Jimin także wcale nie miał ochoty pisać tego referatu, zwłaszcza, że do tej pory utrzymywała się między dwiema hybrydami całkiem miła atmosfera i nie chciał jej niszczyć. A widząc, że hyung odwleka nieuniknione, postanowił pójść za jego przykładem i grać idiotę.
Yoongi spojrzał na Jimina, odruchowo oblizując swoje suche wargi i przez chwile mu się przyglądał.
Blond włosy, które, jak już się przekonał, były miękkie. Malutki nosek, oczka, wydatne usta i widniejący obecnie ja jego policzkach naturalny rumieniec.
— Możesz mi pokazać, jaką muzykę lubisz — zaproponował, wracając do poprzedniego tematu, gdy szli w kierunku kamienicy. Jego plan działał.
— Ogólnie, nie słucham muzyki. — przyznał, czując się przez to dość dziwnie, bo raczej większość nastolatków w jego wieku miała swoje ulubione zespoły i słuchała ich non stop. — Czasami lubię klasyczną, muzyka z pianina czy skrzypiec mnie uspokaja, ale nie mam żadnych ulubionych wykonawców.
Czuł na sobie spojrzenie starszego, więc zaczął nerwowo bawić się skrawkiem swojego białego T-shirtu, na który narzucony miał szary kardigan. Mógłby rozgadać się na temat ulubionych malarzy nawet na kilka godzin, lecz jeśli szło o muzykę, nie był nawet w temacie, co właściwie teraz jest na czasie.
— Też lubię muzykę klasyczną, a jak byłem mniejszy, uczyłem się grać na pianinie. — przyznał Yoongi, żałując, że to mieszkanie jest tak małe, iż nie było tutaj miejsca nawet na zwykły keyboard.
Jego pokój był wielkości trzech na cztery metry, ledwo mieściło się w nim łóżko i biurko, więc jeśli już tworzył muzykę to dzięki sztucznym syntetyzatorom dostępnych w programach komputerowych.
— Więc interesuje cię pewnie tylko sztuka? — dopytał go. Zabrał chłopca do salonu, który właściwie mieścił się tuż za blatem, na którym kroili warzywa. Usiadł z nim na miękkiej poduszce i uruchomił telewizor, aby coś im w tle grało.
Blondyn pokiwał nieśmiało głową, sadowiąc się wygodniej na siedzisku.
— Tak, maluję od najwcześniejszego dzieciństwa. Musiałem sobie znaleźć jakieś zajęcie, jeśli rodziców tak często nie było w domu, a to wyjątkowo mi się spodobało. — powiedział radośnie, wspominając swoje pierwsze doświadczenia z malowaniem jeszcze jako maleńki chłopiec. — A ty, hyung? Czym się interesujesz?
Yoongi wzruszył ramionami, wykrzywiając usta. Na dobrą sprawę, nie miał jakichś specjalnych upodobań, ani hobby. Gdy miał czas, tworzył różne beaty tylko po to, aby się nie nudzić. W szkole grał w koszykówkę dla rozładowania stresu. Gdyby nie zalecił mu tego lekarz, jego noga nigdy nie postała dłużej, niż trzeba na zajęciach sportowych.
— Chyba nie mam takich rzeczy, którymi bym się interesował, żebym mógł nazwać je swoim hobby. — powiedział cicho.
Jimin przekrzywił głowę, niczym zaciekawiony pies.
— Na pewno jest coś, co lubisz robić, hyung — odparł nieugięcie.
— Ale na pewno nie tak, jak ty malarstwo. Czasami coś komponuję, albo gram w koszykówkę.
— Komponujesz? — ożywił się młodszy, maksymalnie zaintrygowany.
— Tak, ale to nic zaawansowanego. — Nie widział powodu, dlaczego Jimin tak nagle się podekscytował. Nie miał tyle odwagi, żeby mu cokolwiek pokazać.
— Nie szkodzi. To nadal jakaś forma tworzenia. — zauważył blondyn, uśmiechając się szeroko.
Jimin kochał wszystko, co związane było z tworzeniem czegoś nowego. Niezwykle doceniał ludzką (czy też hybrydzią) kreatywność oraz pomysłowość. Może głównie dlatego, że sam należał do kręgu takich osób.
— Niby tak. — Starszy odchylił głowę do tyłu, opierając potylicę na tapczanie. Zaczął wpatrywać się w sufit, zastanawiając nad słowami Jimina i nie wiedział za bardzo, co miałby mówić więcej.
Blondyn także na to nie wpadł, więc siedzieli tak w milczeniu przez jakiś czas, choć dla żadnego z nich nie było ono przytłaczające. Szmer telewizora co prawda burzył ciszę, lecz grał tak cicho, że zwykły człowiek mógłby go nie usłyszeć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro