19: „Lubię hyunga trochę bardziej, niż powinienem..." ~ Jimin
(Shori: Dzisiaj wstawiam przed wyjściem do szkoły, bo Wattpad ma coś tam robić od 10 i nie będzie można nic publikować. Miłego czytania!)
Normalna czcionka – angielski
Pogrubiona – koreański
Yoongi postanowił dać sobie czas. Mury szkoły dziś po prostu zaczęły go obrzydzać. Siedząc już na murku doskonale mógł słyszeć, jak głośno zachowują się jego rówieśnicy i inni uczniowie. Nie podobało mu się to, dlatego dziś wybitnie nie chciał uczestniczyć w życiu szkoły.
Opierając się tak o murek, postanowił wziąć się w garść i udać się na trzecią lekcję, którą miała być literaturą. Nauczycielka z tego przedmiotu nie należała do osób miłych i wolał jej po prostu nie podpadać, chociaż wizja wmieszania się w tłum wyjątkowo mu nie odpowiadała. Cały ten budynek niewyobrażalnie dziś cuchnął. I nawet odnowione i ocieplone ściany budynki nie ukryją faktu, że kiedyś był tutaj azbest. Sam nie wiedział, skąd nagle jego nos wyłapywał tyle woni naraz, ale chyba na siłę wynajdował powody, aby tylko nie wejść do środka.
Przycupnął ostatecznie w swojej ulubionej pozie, opierając czoło na kolanach i postanowił chwilę się odprężyć. Nie mógł jednak zasnąć, bo nader wyczulone uszy słyszały każdy krok po dziedzińcu i także na schodkach prowadzących do placówki. Słyszał co głośniejszy śmiech z korytarza, słyszał gwizd z boiska szkolnego, który znajdował się po drugiej stronie budynku. Dlatego nie zdziwił się, gdy szkolny dzwonek tak mocno go rozdrażnił i miał ochotę przeklinać.
Jimin wyszedł na dziedziniec z oczami utkwionymi w swoim celu, nie zwracając uwagi, że nie ma kurtki, a na dworze jest tylko kilka stopni. Jak na razie był rozgrzany przez przebywanie w ciepłej budowli, chłód miał mu zacząć doskwierać dopiero po chwili. Zaczął maszerować szybkim krokiem w stronę hyunga, lecz będąc w połowie drogi przypomniał sobie, żeby być ostrożnym w stosunku do Yoongiego, dlatego zwolnił, gniotąc w nerwach rękaw pastelowobłękitnego swetra.
Yoongi rozpoznałby ten charakterystyczny tupot i zapach nawet w tłumi zapoconych cielsk. Podniósł głowę do góry, szukając postaci Parka.
— Wracaj do szkoły, nie masz kurtki — upomniał go neutralnym tonem głosu.
— Nie pouczaj mnie, hyung, skoro sam opuszczasz notorycznie zajęcia od kilku dni — burknął, krzyżując ręce na piersi, lecz nie użył przy swojej wypowiedzi pretensjonalnego tonu. Chwilę przyglądał się sylwetce starszego, który siedział przed nim, a potem jego mina spotulniała, kiedy odezwał się zatroskanym głosem: — Hyung, co się dzieje?
Brunet podniósł się z ziemi i otrzepał tyły swoich spodni, głośno wzdychając
— Ci ludzie tam w środku śmierdzą bardziej, niż zwykle. — wyznał niechętnie
Blondyn nie chciał dalej dopytywać, bo jeszcze Yoongi by się zirytował i ze spokojnej rozmowy nici. Dlatego skupił się na tym, co powiedział hyung.
— Hm... — mruknął, zaczynając myśleć, jak mógłby rozwiązać ten problem. Zimno powoli zaczynało mu doskwierać, ale jeszcze nie na tyle, by dygotał i szczękał zębami. — To może... spróbuj skupić się na zapachu, który jest dla ciebie przyjemny? Na pewno wiesz, jak to działa, hyung. Kiedy koncentrujesz się na jednej woni tak bardzo, że inne stają się przytłumione. — Jimin z własnego doświadczenia wiedział, że coś takiego jest możliwe i dość łatwe.
Yoongi słuchał z rozkojarzeniem, co mówi do niego Jimin, starając przyswoić jego słowa. Sęk w tym, że nie potrafił się skupić i już od dawna miał problemy z koncentracją. Podrapał się po głowie, spoglądając w kierunku szkoły.
— Najpierw taką rzecz przydałoby się mieć. — mruknął, zbierając z podłogi swój plecak i zawieszając go na ramieniu. Chciał już ruszyć w kierunku szkoły, ale nie potrafił podnieść nogi, żeby to uczynić.
Park ponownie się zamyślił, zastanawiając się, czy ma coś, co ładnie pachnie i może to dać Yoongiemu. Nie miał pojęcia, jak starszy odbiera jego zapach i czy mu nie przeszkadza. On sam mógłby wdychać jego zapach cały czas i czerpać z niego równie wiele przyjemności, co na samym początku.
Zdjął plecak ze swojego ramienia, po czym zaczął w nim grzebać, aż nie wyciągnął z niego czerwonej bandanki, którą zazwyczaj wiąże się psom na szyi zamiast obroży. Należała ona do jego dziadka ze strony mamy, któremu wyjątkowo pasowała, ale sam Jimin nigdy nie miał odwagi nosić jej w ten sam sposób. Zawsze jednak miał ją ze sobą, bo miała dla niego dużą wartość, zwłaszcza po tym, jak dziadek zmarł.
Podniósł się do pozycji stojącej naprzeciwko Mina, trzymając w dłoniach materiał i niepewnie spoglądając mu w oczy.
— Hyung... lubisz mój zapach? — spytał cicho, chyba trochę bojąc się odpowiedzi.
Yoongi przyglądał się poczynaniom chłopca w milczeniu, czując nawet jak i jego mroźny wiatr przyprawia o lekkie dreszcze. Aż jego ogon lekko się napuszył.
— Nie jest zły. — powiedział ciszej, wiedząc, że i tak dobiegnie to uszu psiej hybrydy. Takie słowa nie wyszły z jego ust zbyt chętnie, liczył jednak, że Jimin w ten sposób szybciej odpuści sobie zagadywanie go i będą mogli już obaj udać się w kierunku budynku szkoły, który obecnie jedynie napawał Yoongiego coraz większym strachem.
— W takim razie s-skoro ci nie przeszkadza... — zaczął, szczękając już lekko zębami, po czym chwycił delikatnie za rękaw Yoongiego, żeby wystawił go przed siebie i zawiązał czerwony materiał wokół jego nadgarstka. — M-mam nadzieję, że c-ci pomoże... — wymamrotał i poczuł, jak przechodzi przez niego kolejny dreszcz, a skóra na dłoniach i twarzy zaczyna szczypać go z zimna.
W pierwszym odruchu Yoongi chciał zabrać swoją rękę, niezadowolony z faktu, że ktoś go dotyka, ale nie zrobił tego, czując delikatny i nieśmiały dotyk paluszków Jimina. Przyglądał się temu ze spokojem, czując przyjemny materiał bandany na swoim nadgarstku. Zaraz przytknął go do swojego nosa, zaciągając się powietrzem na tyle mocno, iż zakręciło mu się lekko w głowie.
Zapach Parka od zawsze był dla niego przyjemny, potrafił rozpoznać go na korytarzu i mógłby wdychać go cały czas, ale obawiał się, ze w końcu mógłby mu się znudzić.
— Jiminnie, zaraz zamarzniesz — wykorzystał fakt, iż ten szczękał zębami i chwycił go za ramię, dyskretnie ocierając bandanę o swój policzek, aby zostawić na nim trochę zapachu tego chłopca. — Chodźmy... do szkoły. — wydukał nieprzekonany do tego pomysłu, ale przecież nie mógł tak tutaj stać cały dzień. Nie czuł się najlepiej z faktem, że musi wejść znów w tłum obcych mu ludzi, miał wrażenie że cofnął się o kilka kroków do tyłu ze swoimi lękami.
Jimin potulnie skinął głową, dając się zaprowadzić do budynku, choć widział opory hyunga. Miał ochotę złapać go za rękę, żeby przekazać mu, że jest tu z nim i ma w blondynie oparcie. Wyczuwał nutkę strachu w aurze starszego i czuł się źle z myślą, iż nie może w żaden sposób mu pomóc.
Kiedy znaleźli się korytarzu szkolnym, który już pustoszał, bo uczniowie chcieli przed dzwonkiem dotrzeć w pobliże swoich klas. Park uśmiechnął się do bruneta pokrzepiająco.
— Ja też muszę już iść pod klasę, hyung. Dasz sobie radę. — powiedział cicho, ponownie patrząc mu prosto w oczy. Kierowany swoimi ciepłymi uczuciami wobec niego, wyciągnął rękę i pogłaskał czarne włosy zaledwie kilka razy zanim odsunął się krok w tył i zaczął się oddalać w stronę swojej klasy, zerkając co chwilę przez ramię.
Moment, kiedy Jiminie poczochrał włosy wilczej hybrydy, nie do końca został przez starszego zarejestrowany. Zbyt mocno był skupiony na obserwacji otoczenia.
W chwili, gdy przekroczył próg budynku szkoły, musiał w głowie głośno powtarzać sobie: „Oddychaj, oddychaj, oddychaj", aby o tym nie zapomnieć. Nieco go przyćmiło, kiedy w końcu znalazł się na korytarzu. Wewnątrz było dużo głośniej, niż się spodziewał i na początku musiał złapać się za uszy. Chciał już nawet uciec z powrotem na dwór, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
Gdy tak trzymał w górze swoje dłonie, czerwona ozdoba na nadgarstku mocno o sobie przypomniała, w postaci przyjemnego zapachu truskawkowego mochi. Przełknął gęstą ślinę, próbując skupić myśli, tylko wokół niej. Po kręgosłupie czuł, jak spływają mu zimne dreszcze od nagłego ataku strachu.
„Yoongi, miałeś się nie wyróżniać z tłumu." rozbrzmiały mu w głowie słowa wypowiedziane ciężkim i surowym tonem. Racja. Takim zachowaniem tylko wzbudzi dodatkowe zainteresowanie. Ale co miał zrobić, gdy nie chciał tu być? Nie potrafił funkcjonować w takim społeczeństwie.
Powoli opuścił dłonie w dół, pozwalając nieprzyjemnym dźwiękom napływać do nich. Po krótkiej chwili przyzywczail się do nich, zdając sobie sprawę, że to lęk, który odczuwał, powodował spotęgowanie bodźców z zewnątrz. Wciąż czuł się lekko spłoszony, ale teraz, gdy rozejrzał się już mniej spłoszonym wzrokiem dostrzegł, że wszyscy mają go w dupie. Czyli tak jak powinno to być.
— Tak, dam sobie radę. — Kiwnął głowa do samego siebie z zamiarem udania się do łazienki, gdzie chciał przeczekać, aż korytarze opustoszeją do końca. Pierwszy szok minął, ale chyba nie był gotowy na to, aby wejść między cuchnących ludzi, pomimo tego, że miał ze sobą czerwoną bandanę.
~*~
Kolejne przerwy były tak krótkie, że Jimin nie miał czasu szukać Yoongiego, żeby choć trochę podnieść go na duchu. Biegał od klasy do klasy, po raz pierwszy żałując, że ta szkoła jest taka duża. Po zajęciach także nie mógł podjąć się próby znalezienia wilczej hybrydy, bo Cherry zgarnęła go dosłownie spod klasy (skończyła lekcje wcześniej) i oboje udali się na umówiony spacer.
Mimo że w głowie blondyna wciąż kotłowały się myśli związane z hyungiem, starał się je tłumić, aby poświęcać koleżance wystarczająco dużo uwagi. Cały wypad przebiegł zresztą bardzo miło, nawet jeśli polegał głównie na przechadzaniu się alejką między tracącymi liście drzewami. Rozmawiali na wiele tematów, dowiadując się przy okazji o sobie nowych rzeczy.
Cherry wyjawiła mu, że nie zawsze mieszkała w Springs Heath, bo przeprowadziła się do tej małej mieściny aż z Los Angeles głównie dlatego, że jej mama straciła pracę, męża i stabilność życiową, a gwar wielkiego miasta zaczął ją przytłaczać. Jimin dowiedział się też, że dziewczyna jest zapaloną sportsmenką. Nieważne za jaki sport się brała, zaraz okazywała się w nim bardzo dobra. Park zaś opowiedział jej trochę o swoim rodzimym kraju, trochę o tym, że nigdy nie miał żadnych przyjaciół, ani tym bardziej nie był w żadnym związku. Zapytany o hobby nie pisnął ani słówka o swojej malarskiej pasji. W jakiś sposób był to dla niego dość osobisty temat.
Kiedy wyszli z parku, zatrzymali się przy niewielkim sklepiku, gdzie kupili sobie po gorącej czekoladzie z automatu. Spacerowali jeszcze kwadrans, może dwa, po czym się pożegnali, oboje jednak wspominali ten wypad jako bardzo udany.
Następnego dnia była sobota i Jimin nie miał właściwie żadnych konkretnych planów. Nie zapowiedziano mu żadnych kartkówek czy sprawdzianów na kolejny tydzień, a wszystkie notatki powtórzył sobie już poprzedniego wieczora. O dziwo, na malowanie także nie miał ochoty, więc leżał na kanapie w salonie samotnie w domu z książką otwartą na brzuchu, którą miał czytać i telewizorem szemrzącym cicho w tle, żeby dobijająca cisza nie zepsuła mu do reszty humoru. Gapił się bezczynnie w sufit, zastanawiając się, co może ze sobą zrobić.
Dzień mógłby wydawać się bardziej leniwy, gdyby nagle nie rozdzwonił się telefon Parka, a na wyświetlaczu nie zobaczył napisu „CherryCherry Lady". Dziewczyna ostatnimi czasy bardzo dużo dzwoniła do psiej hybrydy.
Blondyn leniwie przekręcił się na bok, żeby sięgnąć po telefon, ale na śmierć zapomniał o tej cholernej książce, która spadła mu z brzucha, a on sam aż poskoczył ze strachu, samemu zwalając się na ziemię. Dodatkowo, kiedy chciał się szybko podnieść uderzył głową o ławę, która stała przed kanapą, na co zaskomlał i aż cały się skulił przez ból, jaki rozniósł się po jego czaszce. Dopiero po kilku sekundach się pozbierał, wstając już tym razem ostrożniej i złapał w końcu za wibrującą komórkę.
— Ha-halo? — jęknął boleśnie, tradycyjnie włączając tryb głośnomówiący i odkładając urządzenie z powrotem na ławę. Mógł dzięki temu bez problemu zacząć rozmasowywać głowę i ocierać łzy, które zakłębiły mu się w oczach.
— Jiminie! Nie uwierzysz kogo i gdzie spotkałam! — zaczęła dziewczyna energicznym tonem. Słychać było jej szybszy oddech oraz szum samochodów, więc zapewne bardzo szybkim krokiem przemieszczała się wzdłuż ulicy.
— Kogo? — spytał średnio zainteresowany, wciąż zajmując się rozmasowywaniem ciemienia. Chyba zostanie mu guz.
— Yoongiego!
Jimin ponownie podskoczył i ponownie się uderzył, jednak tym razem piszczelem, na co znów zaskomlał, nawet głośniej, niż wcześniej, bo teraz ból promieniował aż z dwóch miejsc na ciele.
„Cholerny stół!"
— G-gdzie dokładnie? — dopytał słabo, zginając poszkodowaną nogę w kolanie i przytulając ją do siebie.
— Wszystko w porządku? Uderzyłeś się? — spytała, a jej szybki oddech na chwilę ustał, gdy czekała na jego odpowiedź. Słysząc jedynie jego skomlenia z bólu kontynuowała swoją opowieść.
— Postanowiłam coś zmienić, żeby Mark przestał rozpoznawać mnie na korytarzu. Tak więc poszłam do fryzjera, ścięłam włosy i zafarbowałam je na rudo. Ogonek też pofarbowałam.
— dodała jakby w tej opowieści było to bardzo ważne. — No i nie uwierzysz kto podcinał mi włosy! Yoongi! Chyba mnie nie poznał, bo nawet się do mnie nie odezwał! Nie wiedziałam, że pracuje w zakładzie fryzjerskim, ale czad! Cicha woda brzegi rwie! — Była szatynka wydzierała się do słuchawki, powodując iż głośnik w telefonie Jimina zaczął trzeszczeć.
— Ścięłaś... coooooooo — Jimin nie umiał inaczej tego skomentować i zaraz zaczął próbować sobie wyobrazić, jak teraz wygląda Cherry po tej nagłej zmianie stylu. Szczerze mówiąc, nie potrafił jej sobie zwizualizować bez ciemnych loków. — Mama Yoongiego hyunga jest chyba fryzjerką, tak przynajmniej myślę, bo u nich w domu bardzo pachniało farbami do włosów... — Dopiero po sekundzie od wypowiedzenia tego zdania zdał sobie sprawę, że właśnie wyjawił koleżance, że był w domu Yoongiego. Miał ochotę przywalić z głowy w ścianę przez własną głupotę. Chociaż i tak wystarczająco go już bolała.
— He? — usłyszał w odpowiedzi, a w słuchawce nastała cisza, którą przerwał przejeżdżający samochód. — Dlaczego mi nie powiedziałeś, że byleś w domu u Yoongiego?! Dlaczego w sumie nic mi nie powiedziałeś? — Dziewczyna się oburzyła, a jej twarz zrobiła się prawie tak czerwona, jak świeżo zafarbowane włosy.
— J-ja... t-to znaczy... — Próbował zebrać swoje myśli, żeby odpowiedzieć jej coś sensownego. — Yo-yoongi hyung nie lubi, kiedy mówię komukolwiek o rzeczach związanych z nim, a ja nie chcę zniszczyć tych zalążków zaufania, które do mnie czuje. — wykrztusił w końcu, nerwowo gniotąc skrawek swojej koszulki w dłoni. — Byłem u niego tylko raz, bo jego mama mnie polubiła i chciała mnie lepiej poznać...
— Jego mama cię polubiła?— powtórzyła po nim, a w głosie słychać było, że jest bardzo zdziwiona. — Kiedy u niego byłeś?
— W poniedziałek — powiedział, przypominając sobie z uśmiechem tamto całkiem sympatyczne spotkanie.
— Ten poniedziałek? Przecież to było całkiem niedawno. Jiminie, tyle czasu milczałeś, mielibyśmy o czym jeszcze wczoraj pogadać!
— N-no ale nikt nie miał się dowiedzieć... — wymamrotał, przytulając do siebie już obie nogi i opierając brodę o kolana.
— Nikomu nie powiem, nie martw się. Macie dobry kontakt? Jaki on jest?
— Trudno powiedzieć. Hyung... jest bardzo zamknięty i wcale nie chce się otwierać. Właściwie, jeśli miałbym opisać najprościej naszą relację to wygląda mniej więcej tak, że Yoongi hyung mnie toleruje, a ja chodzę za nim jak wierny pies. — parsknął trochę gorzko, bo ta prawda była dla niego troszkę bolesna.
— Um, to dlaczego dajesz się tak traktować, Jiminie? Powiedz mu co ci nie pasuje, a jak się ze złości to odpuść. Czasem ludzie potrzebują kopa, żeby coś w sobie mogli zmienić.
— Przecież nie mogę mu kazać się na mnie otworzyć. Poza tym, ja go... lubię. — Nie wiedzieć czemu na policzkach blondyna rozlał się różowy rumieniec.
— Ale... jak lubisz? Ciężko jest go lubić, jak prawie nic o nim nie wiesz...
— Ciężko mi to wyjaśnić, ale coś mnie do niego ciągnie... do tego dochodzi to, że z natury jestem troskliwą osobą. Jak to wszystko do siebie dodamy to wychodzi właśnie ta sytuacja, która ma miejsce aktualnie.
— A rozmawiacie w ogóle? Nie widzę, żebyście w szkole trzymali się razem
— Bo w szkole hyung nie lubi ściągać na siebie uwagi, a ja jestem dość... rozpoznawalny. — mruknął, mając na myśli oczywiście kolor swoich włosów, sierści, no i oczywiście pochodzenie. — Ale poza szkołą spędziliśmy ze sobą całkiem... dużo czasu. Jak na znajomość, która trwa ledwo miesiąc.
— Rany, czego ja się dowiaduję i to przez zupełny przypadek. — słychać było jak dziewczyna uderza się w czoło i coś jeszcze mamrota pod nosem. — W każdym razie, teraz już wiesz co twój... jak wy to tam nazywacie... hyung? Robi po szkole.
— Nadal nie. Właściwie to... mam nadzieję, może całkowicie naiwną, że jeśli ja się otworzę na niego to może... może on też w końcu zacznie się na mnie otwierać... naprawdę, chciałbym się do niego zbliżyć... — wyznał cicho, mocniej przytulając swoje nogi.
— Jiminnie? Na pewno go tylko lubisz? — zapytała w akompaniamencie skrzypiących drzwi, a już zaraz jej kroki niosły się echem.
Jimin zamilkł na dłuższą chwilę, słuchając tylko dźwięków w tle, jakie towarzyszyły Cherry. Nie wiedział, co tak naprawdę czuje do Yoongiego, jeśli miał być szczery. Na pewno się do niego przywiązał, nawet jeśli hyung tak się od niego odgradzał i na pewno się o niego troszczył, chciał być jego wsparciem, powiernikiem, przyjacielem. Ale czy tylko przyjacielem?
— Możliwe... — odezwał się w końcu, jeszcze ciszej, niż wcześniej. — Możliwe, że... możliwe, że się zauroczyłem...
Świeża rudowłosa przywitała się ze swoją mamą, co było całkiem normalne, bo często rozmawiała z innymi, kiedy mówiła też do Jimina.
— Jeju, nadal nie wierzę, że nic mi wcześniej o tym nie powiedziałeś. Będę milczeć jak zepsute umywalki w Simsach! Nikt się nie dowie, w szczególności Ana, bo chyba by wam żyć nie dała. Jiminie, a powiedz mi, ciągle zachowuje się tak samo czy coś się zmieniło?
— Tego też nie jestem do końca pewien. Na pewno jest dla mnie łagodniejszy, niż na samym początku, chociaż wiem, że wiele uczuć ukrywa. Trudno jest go rozszyfrować. Ale w poniedziałek, kiedy czekaliśmy na moją podwózkę do domu przed jego domem to pogłaskał mnie po włosach... i zaczął nawet drapać za uszkiem! Nie miałem pojęcia do tamtej pory, że to takie przyjemne... — wyznał, znów się rumieniąc na wspomnienie tamtego wieczoru i sytuacji.
— Nigdy bym nie posądziła go o takie czułości i że w ogóle wie, że coś takiego istnieje jak głaskanie. Jak chcesz, to ja cię tak podrapie przy okazji, to fajna sprawa. Ja byłam mała to mama mnie tak zawsze usypiała — powiedziała na rozluźnienie sytuacji. — A co do Yoongiego, nie boisz się, że coś ci zrobi?
— Muszę przyznać, że były dwie takie sytuacje, kiedy naprawdę się go bałem, ale... nie zmieniło to w żadnym stopniu mojego stosunku do niego. Cholera, jestem tak szczeniacko zauroczony. — zaśmiał się z samego siebie, będąc teraz pewnym tych słów. Im więcej nad tym myślał, tym sensowniejsze to dla niego było.
— Musimy go jakoś dla ciebie wyrwać. Czy macie jakieś wspólne zainteresowania? Wiem! Zacznę grać w koszykówkę w szkolnym klubie i dowiem się o nim coś więcej. — Cherry uznała ten plan za naprawdę doskonały. Nie przewidziała jednak, że wciągu trwającego semestru nikt już raczej nie przyjmie jej do drużyny, o czym za chwilę dowiedziała się też od Jimina.
Reszta pogaduszek minęła im właśnie na rozkminach, jak mogliby przekonać wilczą hybrydę do czegoś więcej, niż krótkie rozmowy po szkole.
— To może zabierz go do tego lasu? Czy coś — spytała kocica z braku lepszego pomysłu, gdy dowiedziała się, że kiedyś odwiedzili ten sam drzewostan w Daegu. — Nazbieracie tych żołędzi i sobie zjecie.
— Kasztany, Cherry, nie żołędzie. I to jest las w Daegu, czyli po drugiej stronie kuli ziemskiej. — Sprowadził ją na ziemię blondyn, który w międzyczasie przeniósł się do kuchni, żeby zrobić serowy dip do naczosów znalezionych w szafce.
— Jeju, naprawdę? A nazwa tego miasta zabrzmiała jak miasteczko koło Detroit w Michigan. U nas to raczej ocean, a nie lasy. — zaczęła mówić swoje myśli na głos, co momentami brzmiało trochę nieskładnie. — Nie wiem, co ci doradzić. Dlaczego wszyscy muszą zakochiwać się w takich trudnych typach?
— Wszyscy? A kto jeszcze się zakochał w trudnym typie? — spytał zaciekawiony, będąc w trakcie gotowania mieszanki startego, żółtego sera i mleka.
— Eee... — Kocia hybryda zacięła się na kilka sekund i cicho zaśmiała. — No wiesz, dziewczyny z reguły lecą na bad boyów, a potem mają pretensje, że coś im nie wychodzi w podrywie, albo że ją zaliczył i zostawił. Mam tylko nadzieje, że Yoongi taki nie jest.
— Wątpię. On ogólnie stroni od ludzi, nie sądzę, żeby wykorzystywanie dziewczyn to było jego hobby. — mruknął, przelewając zgęstniały sos do miseczki.
— Miałam na myśli ciebie! Że zaliczy i zostawi. Może i wilcza hybryda, ale hormony to on ma pewnie w normie, więc miej się na baczności, Jiminie!
Jimin zmarszczył brwi. Właściwie, nigdy nie myślał o swojej relacji z hyungiem w jakimkolwiek kontekście seksualnym. Oczywiście, doskonale wiedział, że jak każda hybryda on i Yoongi będą przechodzić ruję, ale na razie oboje byli za młodzi. Chociaż... skoro Min jest na ostatnim roku to musi mieć siedemnaście, albo osiemnaście lat. Hybrydy dostawały pierwszej rui zazwyczaj w przedziale wiekowym od osiemnastu do dwudziestu lat, te płci żeńskiej nawet wcześniej, bo przecież jak wiadomo, dziewczyny szybciej dojrzewają.
Ruja była burzliwym czasem. Zazwyczaj przychodziła między wiosną, a latem (choć u każdego inaczej, nie było określonej reguły) i wtedy w hybrydach odzywał się jeden z najbardziej pierwotnych, zwierzęcych instynktów – potrzeba przedłużenia gatunku. Mówiąc najprościej, hormony szalały, a delikwent lub delikwentka miał/a niezwykle wzmożoną ochotę na seks.
— W-w to też raczej nie chce mi się wierzyć... — wymamrotał, maczając naczosa w ciepłym dipie.
— Nawet jeśli teraz nie wykazuje żadnego zainteresowania... to unikaj go przed latem — Ściszyła ton swojego głosu, jakby nie chciała, żeby ktoś ją usłyszał. — W zeszłym roku dostałam swojej pierwszej rui. To... bardzo traumatyczne przeżycie, jeśli nie masz partnera — nadal utrzymywała cichy ton głosu. — Tabletki od lekarza prawie nic mi nie pomogły, strasznie bolało i miałam ochotę... ulżyć sobie nawet... marchewką. — wymawiając ostatnie słowa zaczęła głośno kaszleć, więc prawie nie było jej słychać. — Uważaj na siebie, Jiminie...
Jimin cały się zaczerwienił na to dosyć intymne wyznanie, ponownie zwijając się w kłębek na kanapie, na którą wrócił kilka minut temu.
— J-ja pewnie za rok albo dwa sam się o tym przekonam, b-bo jestem omegą... — powiedział to tak cicho, że zapewne gdyby jego rozmówczyni nie była hybrydą, to by go nie usłyszała.
Bardzo mało trafiało się hybryd takich, jak Jimin – płci męskiej, lecz o żeńskim zwierzęcym genie. Ten błąd powstał już dawno temu, u korzeni pochodzenia hybryd i był wynikiem zwykłego niedbalstwa. Zazwyczaj dzielono je na dwa typy – bety, którym wykształcała się macica, nie była jednak ona do końca sprawna i takowe osobniki były po prostu bezpłodne, oraz na omegi, które były w stanie nosić i rodzić potomstwo. Naukowcy nadal badali te osobliwe mutacje, chcąc dociec, na jakim podłożu dokładnie powstawały.
— O, jesteś omegą? Czyli możesz mieć dzidziusia? — spytała wesołym tonem. W słuchawce dało się usłyszeć znowu jakieś szmery i trzaski, bo dziewczyna prawdopodobnie zaczęła się przebierać, nadal rozmawiając, a nie wpadła na to aby włączyć głośnomówiący. Z resztą, w jej domu ściany miały uszy, nie chciała ryzykować, żeby ktoś usłyszał jej prywatną rozmowę z Jiminem.
— Teoretycznie tak... — wymamrotał, grzebiąc naczosem w gęstym serze. — Mam wszystko w środku tak jak trzeba, przynajmniej tak powiedział mamie lekarz, kiedy się urodziłem.
— Ojeju! To kiedyś będę ciocią małych Jiminków! — Rudowłosa zaśmiała się serdecznie, oczyma wyobraźni widząc już małe podobizny chłopca z pyziatami policzkami. — Z Yoongim. — rzuciła ot tak, żeby go tylko pozaczepiać.
Jimin ponownie cały poczerwieniał na twarzy, a w jego głowie mimowolnie utworzyła się wizja pięcioosobowej rodzinki z trzema szczeniaczkami, ale szybko ją odgonił, kręcąc energicznie głową.
— Cherry, hyung na razie nawet mnie nie lubi... — powiedział smutno, w końcu zjadając chrupka, którego maltretował od kilku minut.
— Byłeś w jego domu, jego mama cię lubi. To tylko kwestia czasu. Jak tak chrupiesz, sama robię się głodna. — dziewczyna zamarudziła i zaraz zaczęła wołać mamę, aby zrobiła jej jakąś kanapkę.
W tym momencie wrażliwe uszka blondyna wyłapały dźwięk samochodu, zatrzymującego się na podjeździe. To musieli być jego rodzice.
— Cherry, moi rodzice wrócili. Zgadamy się jutro, albo w szkole, okej? — spytał, zbierając się powoli, żeby przenieść swoje klamoty na górę, do sypialni.
— Dobrze. Napisz mi smsa! Cześć!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro