Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18: „Nie wejdę tam." ~ Yoongi

Zwykła czcionka – angielski

Pogrubiona – koreański

— Rozumiem cię, ale dużo osób nie rozumie nas. To tak, jak z homoseksualizmem kilkanaście lat temu. Też był ciężko tolerowany. Nie wiem, czemu po tylu latach hybrydy są wytykane palcami jak ktoś gorszy. — westchnęła kotka, nerwowym ruchem przeczesując swoje ciemne włosy. Otuliła się ogonem i zaczęła gładzić futerko, które napuszyło się pod wpływem strachu. — Szkoda, ze nie uda się nam pograć. Liczyłam chociaż na partyjkę koszykówki.

— Przepraszam, Cherry-ssi. — powiedział ze skruchą psiak, nie zwracając nawet uwagi, że dodał do imienia koleżanki ten poufały sufiks. Widząc, że dziewczyna nadal jest lekko wystraszona, pogłaskał ją delikatnie między uszami, posyłając szczery uśmiech. — Ale za to pospacerujemy i porozmawiamy.

— Aj, nie przepraszaj! — powiedziała szybko i uśmiechnęła się do niego, chociaż po jej ramionach można było stwierdzić, że wciąż jest spięta. Nie dane jednak było jej kontynuować, bo nagle jej oczy znowu zrobiły się wielkie jak spodki i cofnęła się aż o krok.

— Ty jesteś Jimin? — rozległo się pytanie tuż za blondynem.

Jego uszka ponownie się poruszyły na dźwięk swojego imienia i natychmiast obrócił się do osobnika, który go zaczepił. Był to dość niski chłopak, nieco niższy od Jimina, z pochodzenia na sto procent Koreańczyk, choć angielskim posługiwał się doskonale płynnie, o ciemnych oczach i włosach, typowych dla ludzi ze swojej ojczyzny.

— Tak, to ja. O co chodzi? — spytał, lustrując wyraźnie młodszego chłopca od góry do dołu swoim delikatnym spojrzeniem.

— Dyro kazał cię zawołać, ma jakąś sprawę do ciebie — odpowiedział totalnie neutralnym głosem, a gdy skończył swoją wypowiedź, zaczął przeżuwać dalej swoją gumę, ruszając szczęką, jak leniwa krowa na pastwisku.

Cherry natomiast skryła się za ciałem swojego kolegi, licząc, że chłopak, który do nich właśnie mówi jej nie zauważy. I nie wyglądał na takiego, co by ją zauważył, chociaż po chwili zaczął przyglądać się ciemnemu ogonowi, który agresywnie falował na wszystkie strony przez stres, jaki odczuwała dziewczyna.

Jimin rozchylił wargi w zdumieniu, a jeszcze większe poczuł, kiedy Charry ni z tego, ni z owego się za nim schowała. Zerknął skonfundowany przez ramię, ale czując zestresowaną aurę kotki, wbił z powrotem spojrzenie w chłopaka przed sobą.

— O-okej, mógłbyś mnie zaprowadzić do gabinetu? Nie bardzo znam drogę. — poprosił, zaczynając się lekko stresować. Czego chciał od niego dyrektor?

— A nie zapamiętasz drogi? Śpieszy mi się, już dawno powinna być nadawana audycja radiowa, a latam i ciebie szukam. Niech ona cię zaprowadzi — kiwnął w kierunku kotki, a jej ogon cały się wyprostował. W stresie też złapała tył koszulki Jimina i skuliła się mocniej. Tak czuła się pewniej.

— No dobrze... — mruknął tylko, a kiedy ciemnowłosy chłopak odszedł, robiąc balona z różowej gumy, który pękł z donośnym trzaskiem, Jimin obrócił się do szatynki, która uparcie nie chciała spojrzeć mu w oczy. — Cherry? Co się stało?

Kocia hybryda wciąż wyglądała na zawstydzoną, w dodatku będąc mocno zażenowaną swoim własnym zachowaniem.

— Ten chłopak zawsze się tak dziwnie na mnie patrzy, stresuje mnie to. — powiedziała cicho, co w tłumi gadatliwych uczniów na korytarzu w ogóle nie było słyszalne. Zaraz więc powtórzyła to głośniej, aby Jimin mógł usłyszeć.

Blondyn spojrzał ze zmarszczonymi brwiami za chłopakiem, który właśnie znikał w drugim korytarzu i wciąż utrzymywało się w nim to samo wrażenie, że tamten prezentuje ten typ nastolatków, którzy, mówiąc kolokwialnie, mają wyjebane w życie. Ponownie przeniósł wzrok na koleżankę.

— A kto to w ogóle jest? Znasz go? — spytał, coraz bardziej zaciekawiony tą sytuacją.

— To Mark Lee, odpowiada w szkole za audycje radiowe. Tak trochę Koreańczyk z niego, ale chyba tylko urodę, czy coś... — dziewczyna wyraźnie się jąkała. Spojrzenie tego chłopca naprawdę ją stresowało i czuła się za każdym razem oceniana przez niego. — Pochodzi chyba z Kanady... to w sumie syn dyrektora.

— Mamy w szkole radiowęzeł? — zdumiał się Jimin, bo przez ponad miesiąc chodzenia do tej szkoły nigdy nie słyszał nic, poza gwarem rozmów na przerwach. — I woah, syn dyrektora... nie wyglądał na groźnego, raczej nie zrobiłby ci krzywdy. — powiedział uspokajającym tonem. Cherry widocznie chciała coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał jej donośny dzwonek, który rozniósł się nieznośnie głośnym echem po korytarzach, drażniąc boleśnie wyczulone uszy obu hybryd. — Widzimy się na kolejnej przerwie, Cherry-ssi! — zawołał blondyn i szybko popędził korytarzem, bo do klasy z tej części szkoły miał dość daleko, a jego taryfa ulgowa dla nowego ucznia już powoli się kończyła. Nie chciał podpadać któremukolwiek z nauczycieli.

Dopiero będąc w połowie właściwego korytarza, w którym mieściła się poszukiwana przez niego klasa przypomniał sobie, że przecież dyrektor go do siebie wezwał. Przełknął ślinę i rozejrzał się, ale większość uczniów znikała już w klasach, a on nadal nie wiedział, gdzie jest gabinet. Zaczął więc błąkać się po korytarzach, aż trafił na parter i dopiero w prawym skrzydle dostrzegł drzwi z napisem „dyrekcja". Stanął przed nimi i odetchnął głęboko, żeby uspokoić kołatające ze stresu serce. Dopiero po kilkunastu sekundach takiej wentylacji odważył się zapukać w drewno.

Do środka zaprosiła go urocza sekretarka, która wiekiem sięgała już prawie czterdziestki.

— W czym mogę pomóc, kochaniutki? — spytała uprzejmym tonem, przyglądając się blondynowi i jego lekko drgającemu w stresie puszystemu ogonkowi.

— Nazywam się Park Jimin, dyrektor ponoć mnie szukał. — powiedział zestresowanym tonem, czując jak od coraz większych nerwów robi mu się gorąco. Przez silne emocje zapomniał też połowę angielskich słówek i o mały włos nie zaczął mówić do uprzejmej pani w rodzimym języku.

Kobieta pokiwała głową i poprosiła, aby nastolatek zaczekał w miejscu, a ona poszła zapowiedzieć go dyrektorowi. Wkrótce psia hybryda siedziała już na wygodnym krześle przed, o dziwo, skromnym biurkiem dyrektora szkoły. Cały gabinet nie był jakiś wyszukany, każda gablotka na książki była z innego drewna i innej kolekcji mebli, tak samo biurko przed którym oboje właśnie siedzieli, a nawet krzesła. W stosunku do tego jak klasy i korytarze szkoły były wyposażone, to pomieszczenie raczej podchodziło pod jedne z biedniejszych.

— Cieszę się, że możemy chwilę porozmawiać. Nie zajmę ci dużo czasu, chciałbym tylko zadać ci kilka pytań. Podejdziesz ze mną do okna? — zapytał uprzejmym tonem. Wyglądał kropka w kropkę jak jego syn, tylko z dużo większą ilością zmarszczek oraz siwiejącymi włosami. Gestem poprosił go do szyby, wyglądając na dziedziniec szkoły, w stronę murku, na którym siedział dobrze znany Parkowi Yoongi. — Zauważyłem, że pozwolił ci kręcić się przy sobie. Nie chciałbym, żeby przez swoje zachowanie nie mógł zakończyć edukacji, to dobry dzieciak. Ale od kilku dni notorycznie opuszcza zajęcia lub wcale się na nich nie pojawia. Zazwyczaj siedzi do trzeciej lekcji na tym murku. Wiesz może coś o tym? Mówił ci coś?

Jimin gapił się przez kilka chwil na bruneta, czując jak serce robi się lżejsze na jego widok. Słowa mężczyzny dotarły do niego z małym opóźnieniem, bo przez kilka dobrych sekund wlepiał tęskne spojrzenie w Mina. Spojrzał niepewnie na dyrektora, zastanawiając się, co ma mu powiedzieć. Prawdę? Przecież Yoongi nie chciał, żeby Jimin rozpowszechniał o nim jakiekolwiek informacje. Kłamstwo też nie było dobrą opcją, więc blondyn postanowił po prostu grać głupiego. Cóż, jakby nie patrzeć sam do końca nie wiedział, co dolegało Yoongiemu.

— Nie jestem pewny, proszę pana. Może i Yoongi hyung akceptuje moje towarzystwo, ale nigdy z własnej woli się na mnie nie otworzył. — powiedział, przenosząc wzrok z powrotem na wilczą hybrydę.

— Nie mam już na niego żadnego sposobu, odpuściłem mu tę bójkę z innymi uczniami, ale ciężko już przymykać oko, kiedy łamie coraz więcej zasad. — Starszy mężczyzna założył ręce na piersi, nie opuszczając wzroku z ciała nastolatka, który popadał właśnie w swoją rutynową drzemkę. — Nie powinienem ci o tym mówić. I lepiej, żebyś też nie mówił o tym Yoongiemu. Rozmawiałem już z jego mamą. Ona twierdzi, że w domu jej syn zachowuje się normalnie, tak jak zawsze. Więc zakładając, że nie kłamie, problem musi znajdować się w tym budynku. Sam obserwowałem go z synem już od dłuższego czasu. Ma jakieś hobby?

— Mhh... nie mam pojęcia. Nie lubi o sobie mówić... — Blondyn zaczął gorączkowo przeglądać wspomnienia, w poszukiwaniu jakiejkolwiek na ten temat informacji. — Wiem tylko, że lubi grać w koszykówkę. I bardzo nie lubi tłumów, jest wśród ludzi bardzo spięty. — dorzucił dodatkową informację, wciąż przegrzebując swoją głowę.

Starszy mężczyzna pokiwał głową w zastanowieniu, drapiąc się po gładkiej brodzie i mrużąc lekko oczy.

— Dziękuje ci, Jiminnie, za pomoc, nie zajmuję już więcej czasu. Uciekaj na zajęcia, sekretarka da ci pisemne usprawiedliwienie. — powiedział, uśmiechając się uprzejmie i wolnym krokiem zmierzając w kierunku wyjścia ze swojego gabinetu, który opuścili wspólnie.

— P-proszę pana... — zagadnął jeszcze, kiedy dyrektor miał już wracać z powrotem do gabinetu. — Mógłbym... spróbować z nim porozmawiać? — zapytał cicho i niepewnie, sam nie mając pojęcia, czy byłby w stanie cokolwiek zdziałać.

— Nie, idź na lekcję. Porozmawiasz z nim, jak już wejdzie do szkoły. — odparł mężczyzna i pożegnał się skinięciem głowy. Zostawił sekretarkę z psią hybrydą, uprzednio prosząc ja o wystawienie odpowiedniego zaświadczenia dla Parka.

Blondyn tylko posłusznie pokiwał głową, a kiedy odebrał od kobiety potrzebną mu karteczkę, wyszedł na korytarz z głową wypełnioną Yoongim. Obawiał się, że nawet, jeśli pójdzie na lekcje i tak za wiele z nich nie wyniesie w takim stanie, lecz nie śmiał sprzeciwiać się dyrektorowi, więc podreptał grzecznie do właściwej klasy, przekazując nauczycielowi usprawiedliwienie. Tak jak się spodziewał, całe pozostałe czterdzieści minut siedział z głową w chmurach, budząc się z zamyślenia tylko, kiedy trzeba było coś zapisać, a robił to tak machinalnie, że nawet nie wiedział jakie znaki wychodzą spod jego długopisu.

Wraz z upragnionym dzwonkiem na przerwę, wyskoczył z ławki, spakował plecak i popędził w kierunku wyjścia ze szkoły.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro