15: „Pokażę ci swój mały świat, hyung." ~ Jimin
Normalna czcionka – angielski
Pogrubiona – koreański
Jimin głaskał starszego jeszcze trochę po tym, jak ten zasnął. Nie mógł nacieszyć oczu tą potulnością i bezbronnością, jaką emanował w tamtej chwili Yoongi, dlatego z klęczków podniósł się dopiero po dobrym kwadransie, podczas którego jego wszystkie mięśnie zesztywniały i zaczęły pobolewać.
Blondyn już wiedział, co będzie robić, podczas gdy hyung spał. Zresztą, nagły zastrzyk weny twórczej aż się prosił by go wykorzystać. Wygrzebał z komody swoje poplamione farbami ubrania do malowania, poszedł do łazienki, by się w nie przebrać, a następnie zaszył się w swojej pracowni. Przyjrzał się obrazowi wilka. Był dokładnie taki, jakim zostawił go jeszcze wczoraj, podczas wieczornego malowania. Coś mu jednak nie pasowało. Zwierzę na płótnie zdawało się być odległe, dzikie, niedostępne. Tak jak Yoongi kilka dni temu. Teraz sytuacja przedstawiała się zupełnie inaczej, dlatego i ów obraz nie przypasował autorowi.
Szybko wymienił płótno na czyste i zaczął szkicować to, co stało mu przed oczami. Pewnie spędzi nad tym obrazem następne kilka dni, ale będzie warto.
~*~
Po około godzinie w dużym, przestronnym domu zaczął roznosić się dźwięk przychodzącej rozmowy. Melodia wydobywała się z plecaka starszego chłopaka, który zgubił gdzieś w holu. Dźwięk roznosił się echem kilkakrotnie, czekając, aż ktoś w końcu odbierze połączenie.
Jimin z łatwością wychwycił melodyjkę i skonsternowany odłożył pędzel, którym kreślił już kontury. Ruszył na dół, kierowany dźwiękiem, prosto do plecaka Yoongiego. Wiedział, że to niegrzeczne grzebać komuś w rzeczach, ale on chciał znaleźć tylko dzwoniący telefon. Zaczął więc przeszukiwać wszystkie kieszonki, aż w końcu znalazł wibrującego smartfona w tej najmniejszej. I serce mu zamarło, gdy zobaczył podpis „Mama".
Zaczął gorączkowo myśleć, co mógłby zrobić z tym fantem, który trzymał w dłoniach. Właściwie, miał dwie opcje. Popędzić do Yoongiego i go obudzić, czym naraził by się na nieprzychylne spojrzenie albo samemu odebrać i jeszcze bardziej namieszać, po czym Yoongi z pewnością już nigdy by mu nie zaufał. To był dość trudny wybór. Ale przecież obiecał, że jeśli hyung z nim pójdzie to weźmie winę na siebie, prawda? Musiał dotrzymać słowa.
Dlatego też przeciągnął zieloną słuchawką po ekranie, odbierając połączenie. Nie musiał przykładać sobie komórki do ucha, żeby wszystko doskonale słyszeć, dlatego trzymał ją przed sobą, jakby była odbezpieczonym granatem.
— Ha-halo? — wyjąkał blondyn, cały spięty.
— Yoongi? — odezwała się kobieta, wymawiając jego imię bardzo szybko. — Synku, co się stało? Dzwonił do mnie dyrektor, widział, że wsiadacie razem z Jiminem do jakiegoś ciemnego samochodu. Chcę dzwonić na policję, że ktoś was porwał! — Pani Min brzmiała na bardzo przejęta. Bała się o swojego syna.
— Emm... — zaciął się psiak, gapiąc się na telefon, niczym sroka w gnat. — T-to ja, Jimin, proszę pani... — wyjąkał, a jego ręce zaczęły trochę się trząść.
— Och, Jiminie? Gdzie jest Yoongi? Gdzie jesteście? — Głos kobiety złagodniał.
— Ymmm... — Blondyn ponownie nie wiedział, co powiedzieć. Przez tę szaleńczą gonitwę myśli w jego głowie ponownie dziś zebrały mu się w oczach łzy, ale nie pozwolił im się wydostać. — Hyung... hyung źle się poczuł i postanowiłem go zabrać do domu. Nie chciał iść ze mną, a-ale poniekąd go do tego zmusiłem, bo widziałem, że tego potrzebował — wydusił w końcu, biorąc winę na siebie tak, jak miał w planach. — Hyung... bardzo nie chciał, żeby pani o czymkolwiek wiedziała, nie chciał pani zawieść — wytłumaczył ze ściśniętym gardłem. — Obiecałem trzymać buzię na kłódkę, ale po prostu... nie mogę pani oszukać...
Kobieta uważnie słuchała słów blondyna, czując narastający niepokój z każdym jego słowem. Nie rozumiała czasem podejścia swojego syna. Nie złościła się na niego nigdy i zawsze próbowała pomóc. Wiedziała, że ten nie chciał sprawiać nigdy problemów, ale przecież takie sprawy nie są czymś, co można taić. Kto, jak nie ona, miałaby sprawować pieczę nad bezpieczeństwem Yoongiego? W końcu dlatego przeprowadzili się do Stanów Zjednoczonych.
— Dobrze. Więc nie mów mu, że dzwoniłam. A co mu dolega?
— Sam do końca nie jestem pewien. Jak tylko weszliśmy do domu musiał się położyć i usnął. Miał chyba migrenę. Chciałem dać mu lekarstwa, ale zdążył zasnąć — Nic nie wspomniał o tym, jak głaskał starszego po włosach, żeby mu to ułatwić, uznając to za zbyt dla niego krępujące.
— Znowu ma migrenę? — Jej głos wyraźnie zmarkotniał, gdy to usłyszała. Jej syn znowu musiał mieć jakąś silnie stresującą sytuację, bo tylko wtedy atakował go taki ból głowy. — Jakbym mogła prosić, zasłoń okna, bo od światła czuje się tylko gorzej. I nie pozwalaj mu wstawać z łóżka. I nie dawaj mu nic do jedzenia, bo wszystko zwróci. Tylko picie — tłumaczyła delikatnie. To pierwszy raz jak ktoś inny będzie zajmował się jej Yoongim. Do tej pory nie było takiej okazji, aby ktoś inny dbał o jej syna. Naturalnie więc, że pani Min się martwiła. Ale przecież, był pod opieką Jiminiego, którego zdążyła już poznać i zakwalifikować jako „bezpieczny materiał na przyjaciela mojego dziecka".
— Dobrze, proszę pani. Mój pokój jest dosyć ciemny, ale pójdę jeszcze zaciągnąć rolety. Napiszę do pani SMSa, gdy hyung już się obudzi, dobrze? — spytał, uspokojony tym, że mama Yoongiego nie jest na niego zła.
— Dobrze, będę czekać. Tylko... chyba nie masz mojego numeru, prawda? Weź jakąś kartkę i podyktuję ci — poprosiła kobieta. Poczekała, aż blondynek wykona jej prośbę, a gdy był już gotowy zrobiła to, co mówiła. Po tym się rozłączyli.
Zaraz potem Jimin odłożył telefon hyunga na swoje miejsce w najmniejszej kieszonce plecaka i ruszył z powrotem na górę. Wszedł ostrożnie do swojej sypialni, a widząc, że Yoongi wciąż śpi, podkradł się cicho do okien i zaciągnął ciemnie rolety, robiąc przy tym sporo hałasu. Spojrzał spłoszony na starszego, mając nadzieję, że go tym nie obudził.
Uszy starszej hybrydy drgnęły i uniosły się, słysząc hałas, a sam chłopak przewrócił się na plecy. Jednak nie zaburzyło to jego spokojnego snu i kręcił się tak na łóżku Jimina, aż do godziny piętnastej, kiedy to zbudziło go burczenie w jego własnym brzuchu.
Uchylił jedno oko, spodziewając się uderzenia rażącego światła. Zdziwiony zauważył, że w pomieszczeniu, w którym leżał panuje półmrok. Otworzył więc drugie oko i podniósł lekko głowę, co było błędem, bo zaraz zaczęła go boleć. Sądząc, że jest sam, jęknął nieszczęśliwie. Próbował sobie przypomnieć, co to za miejsce. Jego mózg już po chwili zarejestrował silny zapach truskawkowego mochi.
— No tak. Jestem u Jimina. — mruknął pod nosem.
Blondyn w tym czasie był już w połowie malowania zaczętego dziś obrazu. Słysząc jednak ruch w pokoju obok, ponownie dziś odłożył pędzel na półeczkę na dole sztalugi. Przeszedł szybko do swojej sypialni, a widząc, że hyung w końcu się obudził, posłał mu łagodny uśmiech.
— Dzień dobry, hyung. Trochę czasu przespałeś. Jak się czujesz? Zrobić ci herbatę? — spytał, podchodząc kilka kroków do łóżka.
— Cześć. — przywitał się z blondynem, nieco się krzywiąc. Przez tą migrenę był jeszcze bardziej czuły na dźwięk. — Jak długo spałem? Już ciemno? — dopytywał, patrząc na niego. Uniósł się powoli na łokciach do góry i zaczął podciągać swoje ciało do siadu. Przez to trochę rozmazywało mu się przed oczami, ale nie narzekał. Wiedział, że w końcu przejdzie. — Herbaty chętnie.
— Dobre sześć godzin, hyung — wyjawił, podchodząc do drzwi. — Lepiej na razie nie wstawaj, bo może się to źle skończyć. Wolisz zieloną czy czarną herbatę? — spytał, zerkając na Yoongiego przez ramę, gdy stał już w drzwiach.
— Przecież nie będę rozmawiał z tobą na leżąco — westchnął, uparcie dopinając swego i usiadł. Wystarczy, że spędził tutaj aż sześć godzin, leżąc jak jakiś kamień. Przetarł zaspane oczy palcami, lekko ziewając. Kosmyki nieznacznie zmierzwiły mu się na tyle głowy, tworząc dziwnie wyglądający kołtun, o którym nie miał zielonego pojęcia. Czuł, że oddech zapewne też nie jest pierwszej świeżości. — Może być zielona. — dopowiedział po chwili.
Gdy został już sam, rozejrzał się po pomieszczeniu ukrytym w półmroku. Największą uwagę przykuły rzeczy pozostawione na półce tuż obok biurka. Były tam między innymi poustawiane kasztanowe figurki, które sprawiły, że młody wilk poczuł się nieco głupio, iż jest taki niemiły dla chłopaka, który starał się jak mógł, aby się o niego zatroszczyć.
— Ej, Jimin. Zrób tez dla siebie, czy coś. — powiedział nieco głośniej, gdy ten już wyszedł. Miał nadzieję, że został usłyszany.
Jimin uśmiechnął się pod nosem, bo istotnie – usłyszał słowa starszego, będąc już w połowie schodów.
Będąc samemu w pokoju, Yoongi powoli przypominał sobie wydarzenia ze szkoły, włącznie ze swoim atakiem paniki. Nie był zadowolony, bo sądził, że te stany lękowe, które dotykały go w Korei już dawno poszły w zapomniane.
Nie, uprzedzając myśl każdego z was, chłopak nigdy nie był prześladowany, ani molestowany, aby nabawić się fobii społecznej. Przyczyna była całkiem inna i to, że mieszka teraz w USA jest jednym z niewielu plusów dla chłopaka.
Parzenie zielonej herbaty zajęło Jiminowi dobre kilkanaście minut, bo był to dość skomplikowany proces, a starał się zrobić wszystko, żeby wyszła jak najlepsza. W końcu robił ją dla hyunga. Jego własna owocowa zdążyła już zletnieć, kiedy skończył. Chwycił oba kubki i ostrożnie przetransportował je po schodach. Łokciem otworzył drzwi od swojego pokoju, zachowując jeszcze większą ostrożność, by nic nie wylać. Gdy już wszedł do pomieszczenia, podał jedno z naczyń Yoongiemu.
— Proszę, hyung — Posłał starszemu uśmiech.
— Dziękuję. — Spróbował uśmiechnąć się do psiej hybrydy. Postawił zaraz nogi na ziemi, aby móc swobodnie sięgać do stolika przy łóżku. — A widziałeś może gdzieś mój plecak?
Blondyn pokiwał głową.
— Jest na dole, w holu. Mam ci go przynieść? — spytał, natychmiast podrywając się z krzesła przed biurkiem, które zajął dosłownie chwilę wcześniej.
— Nie, sam pójdę. — powiedział. Złapał się za kant szafki przy łóżku i zaczął powoli się podnosić. Ból w głowie nie był już taki natarczywy, ale ciągle istniał.
— Nie, hyung, lepiej nie — Park pokręcił głową i usadził bruneta z powrotem na łóżku, napierając mu na ramiona. — Poza tym, jestem psem, tak? Psy aportują. — zażartował i zniknął z pokoju, zanim Yoongi dałby radę zaprotestować.
— Przecież nic mi nie będzie. — Popatrzył zaskoczony za Jiminem, jak ten z prędkością światła wyskoczył z pokoju. — A jak będę chciał siku, to też zrobisz za mnie? — zapytał lekko rozbawiony, gdy ten wrócił, targając ze sobą jego plecak.
— Wtedy odprowadziłbym cię do łazienki, a jakbyś skończył to z powrotem do łóżka — zaśmiał się jasnowłosy i podał trzymaną rzecz prawowitemu właścicielowi.
Wciąż miał na sobie swoje ubrania do malowania, w wielu miejscach ubabrane farbami. Miał też trochę zielonej farby na policzku, czego nawet nie czuł. Cóż, zawsze się brudził podczas malowania.
— Tobie bardziej przydałaby się wizyta w łazience, niż mi — powiedział brunet, wciąż trochę rozbawionym tonem. Szukał swojego telefonu, bo skoro było już tak późno, jego mama musiała się martwić.
Skrzywił się nieco, kiedy mocne światło z ekranu uderzyło w jego oczy i odsunął telefon na wyciągnięcie ręki, w ten sposób pisząc do mamy krótką wiadomość, że przeprasza za tak długie milczenie i postara się wrócić jak najszybciej. Nie chciał nadużywać jeszcze bardziej jego gościnności. Już teraz czuł się trochę skrępowany przebywaniem w tym domu i jego obecnością. Wciąż się nie przyzwyczaił, aczkolwiek zapach truskawkowego mochi coraz chętniej ciągnął go do psiej hybrydy.
— Malowałeś ściany czy jak, że wszędzie masz na sobie farbę? — Yoongiemu ciężko było złożyć normalne zdanie w kierunku drugiej osoby. Rzadko z kimś rozmawiał, a teraz zdał sobie sprawę, że nawet z Hoseokiem nie pisał już blisko tydzień.
Jimin nieco się zawstydził, bo do tej pory poza rodzicami oraz prywatną nauczycielką malarstwa nikt nie wiedział o jego małej pasji. Stwierdził jednak, że chyba nie ma się czego wstydzić, dlatego wziął głęboki oddech i ponownie się uśmiechnął.
— Tak, malowałem. Choć nie ściany... chociaż... ściany też, ale nie w tym sensie, w jakim myślisz, hyung — powiedział radośnie, a jego ogon zaczął wesoło się kiwać. — Mogę ci pokazać, jeśli chcesz... — zaproponował nieśmiało, przestępując z nogi na nogę.
— No dobra, pokaż mi — poprosił, gdy odłożył telefon na szafkę, obok swojej filiżanki zielonej herbaty. Udało mu się w końcu wstać. Nie lubił robić z siebie kaleki na siłę.
Przeciągnął się, strzelając wszystkimi kościami. Poprawił trochę swoje ubranie, które dość mocno się pogniotło podczas jego snu. Ogarnął grzywkę z czoła, aby lepiej widzieć, bo obraz przed oczami stale był lekko rozmazany. Musiał patrzeć prosto przed siebie, inaczej ból stawał się nie do zniesienia. Szczególnie wtedy, gdy próbował dojrzeć coś katem oka, ból promieniował wtedy od oka aż na całą głowę, a nawet barki.
(Shori: Witajcie, kochani!
Ja tu tylko przyszłam, żeby wam powiedzieć, że sylwestrowy one-shot będzie naprawdę, naprawdę dłuuuugi. Nie jestem pewna, ile dokładnie słów wyjdzie, bo jeszcze go nie skończyłyśmy, ale cóż... będziecie mieli, co czytać :")
Miłego dnia!)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro