Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14: „Migrena to za mocny przeciwnik." ~ Yoongi

(Shori: Z racji tego, że nie było mnie dziś w szkole, rozdział daję wcześniej, niż zwykle ^^ 

Poza tym, mamy dla was coś specjalnego, a ściślej mówiąc – sylwestrowego speciala! Pojawi się on dokładnie w Sylwestra, czyli o godzinie 00:00 w nocy z 31.12 na 01.01. Mamy nadzieję, że się wam spodoba! <3)

Normalna czcionka – angielski

Pogrubiona – koreański

Jimin siąpił cicho nosem co jakiś czas, starając się nie rozpłakać, chociaż łzy napływały mu do oczu, a szloch zaciskał gardło, chcąc wydostać się na zewnątrz. Wiedział, że nie może pokazać hyungowi w jakim jest stanie, bo jeśli był rozjuszony, to widok jego łez tylko pogorszyłby sprawę tak, jak wtedy w gabinecie pielęgniarki. Miał jakieś cholerne deja vu, bo nieco ponad tydzień temu miała miejsce bardzo podobna sytuacja.

Kiedy blondyn otworzył kluczem drzwi swojego domu, zdjął buty w przedpokoju, po czym wypruł w głąb budynku, nie oglądając się na starszego. Chciał jak najszybciej znaleźć się w swojej malutkiej pracowni, gdzie czuł się najbezpieczniej. Spędzał tam najwięcej czasu, dzięki czemu pomieszczenie przesiąknęło jego zapachem oraz wonią farb. Miał nadzieję, że dzięki temu się uspokoi i nie pozwoli sobie znów się mazać.

Yoongi chyba dostał migreny. Ciężko było mu otworzyć oczy, dlatego nie widział drogi prowadzącej do domu chłopca. Uchylił je na dłużej dopiero, gdy samochód się zatrzymał. Światło spowodowało łupiący ból w skroni, rozchodzący się po całej czaszce i opóźniający jego reakcje. Powoli wydostał się z pojazdu, widząc, że Jimin stara się odwracać do niego plecami.

„Przeklęty kundel. Co on sobie wyobraża?"

Z furią w swoich gestach, zarzucił sobie na plecy plecak i zaczął wolnym krokiem iść za szybko idącym Parkiem. Droga chodniczkiem do jego rodzinnego domu była dłuższa, niż ta, którą musieli przebyć, aby od bramy szkoły dotrzeć do wejścia. Pragnął już tylko usiąść i mało obchodziło go, że podwórko było śliczne, bla bla bla. Dajcie mu usiąść, bo ból w skroni zaraz go wywróci.

W holu zwrócił jedynie uwagę, że szczeniak szybko uciekł. Jedyne, co zarejestrował, to fakt iż jego policzki były czerwieńsze niż zwykle. Został całkiem sam, bo kierowca nie poszedł za nimi. Otaczała go cisza, której pragnął cały czas, a teraz... po prostu zrobiło mu się dziwnie, będąc w obcym miejscu.

Jimin? — zawołał w końcu, a głos wrócił do niego echem.

Jimin jednak nie zwrócił uwagi na nawoływanie. Był już w połowie korytarza na piętrze, więc szybko pokonał odległość, która dzieliła go od ostatnich drzwi od schodów. Otworzył je i natychmiast uderzyła go kojąco znajoma gama zapachów. Jego pracownia była niewielkim pomieszczeniem, której trzy ściany pomalował sam właściciel, posługując się każdą, niczym wielkim płótnem. Na pierwszej widniała łąka w środku lasu podczas rozgwieżdżonej nocy, a gdzieś wśród wysokich źdźbeł trawy widać było jednorożca, patrzącego w księżycową tarczę. Na drugiej namalowany był zachód słońca ze wszystkimi szczegółami i kolorami. Na trzeciej ponownie można było zobaczyć las, jednak tym razem był to głąb puszczy oraz przedzierające się przez chaszcze stado jeleni. Wszędzie po pokoju walały się płótna z niedokończonymi, bądź dokończonymi obrazami, a na środku stała sztaluga, podtrzymująca obraz z czarnym wilkiem, którego nie zdołał jeszcze skończyć, przykryta białą płachtą.

Trzasnął drzwiami (na których, notabene, także było coś namalowane), po czym oparł się o nie i zjechał na podłogę, od razu wybuchając cichym szlochem. Skulił się, obejmując nogi rękami i chowając coraz bardziej mokrą od łez buzię w kolanach. Musiał się wypłakać, inaczej nie da rady się uspokoić.

Brunet czuł się całkiem mały w tym ogromnym holu, który coraz bardziej przypominał mu loft, a nie domek jednorodzinny. Przestrzeń była otwarta i ze swojej pozycji widział kuchnię z wielkimi oknami, łączoną z jadalnią z ogromnym, szklanym stołem i wygodnymi krzesłami. Podłogi były obłożone sosnowymi panelami, w niektórych miejscach przykryte białymi, pucharami dywanikami.

Yoongi musiał mrużyć oczy. Wszystko było jasne i odbijało światło, które strasznie go drażniło, nasilając ból głowy. Nie wytrzymał. Przedramieniem zasłonił sobie oczy, a plecak niekontrolowanie zsunął mu się z ramienia, z hukiem uderzając o ziemię. Wystraszyło to wilczą hybrydę, bo dźwięk był wysoki i dudniąco rozniósł się w jego bębenkach usznych. Podparł się o ścianę, nie wiedząc, co zrobić, aby pozbyć się tego bólu.

Gdy trochę mu przeszło, zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, szukając jakiegoś ciemniejszego miejsca. Ból coraz bardziej promieniował, nie pozwalając obserwować mu otoczenia obojgiem oczu. Prawie cały czas mrużył, bo migrena promieniowała od prawej skroni na cała czaszkę.

Gdy tylko próbował odejść od ściany i stanąć na własnych nogach świat przed oczami zaczynał mu wirować. Nie miał wyboru, jak usiąść i na jakiś czas schować głowę między kolanami, aby ból chociaż trochę się zniwelował.

Nie wiedział ile czasu spędził w tej pozycji, ale w końcu zaczęła mu pomagać. Niestety... nadal nie był w stanie podnieść się na nogi, ale za to dojrzał schody... do których zaczął iść na czworaka, dziękując, że dom jest prawie całkowicie pusty. Dopiero na stopniach podniósł się na nogi, przytrzymując barierki. W tym miejscu światło już tak go nie sięgało i mógł skryć się w cieniu. Czuł się jak jakiś jebany wampir, ale zaciemnione miejsce wpływało na samopoczucie Mina dużo lepiej, niż poprzednie miejsce przy ścianie.

Powoli wdrapał się na górę, gdzie znalazł długi korytarz z jednym dużym oknem na samym końcu. W ścianach było wiele par drzwi. Wtem przypomniał sobie, czyj jest to dom. I nawet zaczął zastanawiać się, dlaczego blondyna nie ma zaraz u jego boku.

Jimin...? — powiedział słabo w przestrzeń, licząc, że ten się zaraz pojawi tak, jak zawsze. Z tym swoim szerokim uśmiechem i kasztanowymi oczami.

Uszka Jimina uniosły się, gdy wychwyciły z korytarza słabe nawoływanie. Blondyn skulił się jeszcze bardziej, ale wiedział, że musi stawić czoła Yoongiemu, bo to było naprawdę niegrzeczne ze strony młodszego, że najpierw go tu zaciągnął, a teraz zostawił na pastwę losu w obcym domu. Otarł policzki rękawami, po czym ostrożnie uniósł się na nogi, wciąż jednak opierając się o drzwi.

Zanim je otworzył, odetchnął głęboko i dopiero potem nacisnął klamkę. Wyjrzał płochliwie na korytarz, a widząc hyunga praktycznie słaniającego się na nogach, ponownie dzisiaj jego serce ścisnęło się boleśnie. Natychmiast ruszył w kierunku starszego, żeby mu pomóc, ale zaraz słowa sprzed kilkudziesięciu minut uderzyły w niego z równie wielką siłą, co wtedy i zatrzymał się w pół kroku, a oczy znów zaszły mu łzami.

Brunet oblizał suche usta, a jego uszy wychwyciły już ruch za drzwiami, nim chłopak pojawił się na korytarzu. Do jego nozdrzy od razu uderzył mocniejszy zapach mochi, przepełniony wyjątkowo smutkiem. Spojrzał na zbliżającą się postać. Otwierał usta, aby poprosić go o jakieś miejsce, gdzie mógłby się położyć. W tym stanie zaczął ignorować swoją dumę. Chciał już tylko ciemności, spokoju i odpoczynku po ciężkim poranku.

Nieco się zdziwił, gdy ten nagle się zatrzymał, a pulchna, dolna warga zaczęła drzeć. Do cholery, dlaczego tak słabo rozczytywał się co do humorów innych?

Tylko nie płacz — powiedział, niemal z paniką w głosie. Nie był pewien, czy to obraz płata mu znów figle, ale zauważył, że oczy psiaka błyszczą. Nie wiedziałby, co zrobić, jak się nim zająć. — Płacze się na pogrzebach, bo tylko to można dać zmarłym. — wytłumaczył słabym głosem.

Zaskomlał wewnętrznie, bo jego wilk kazał mu wyciągnąć ramię w stronę chłopca. Nie miał siły się sprzeciwić i wbrew sobie wykonał ten gest.

Park zaczął szybko mrugać, żeby spełnić polecenie starszego oraz starał się wyrównać oddech. Nie przyszło mu to łatwo, ale po kilku sekundach takiej wentylacji poczuł się lepiej. Widząc wyciągniętą w swoim kierunku rękę bruneta, tym razem bez wahania do niego podszedł i chwycił jego dłoń.

Przepraszam, hyung... — wymamrotał, ciągnąc Yoongiego w stronę przedostatnich drzwi, za którymi krył się jego pokój. — Nie tak łatwo mi powstrzymywać płacz. To naturalna reakcja mojego ciała na ból. I fizyczny, i psychiczny.

Nacisnął klamkę do swojego pokoju i ponownie uderzył go silnie znajomy zapach, który pomógł mu się jeszcze bardziej wyciszyć. Pomieszczenie było tylko trochę większe od pracowni. Całe skąpane w ciepłych odcieniach brązu i beżu, nieco zagracone, sprawiało wrażenie przytulnego, bezpiecznego azylu. Najbardziej wzrok przykuwało dwuosobowe łóżko z ramą z ciemnego drewna i brązowo-zieloną pościelą, stojące blisko prawej ściany. Na podłodze leżał puchaty dywan, a w lewym rogu pokoju mieściły się obok siebie zawalone kartkami i podręcznikami biurko wraz z szeroką komodą, zastawioną ramkami ze zdjęciami oraz ozdobnymi duperelami.

Jimin odwrócił się do hyunga.

Co ci dolega, hyung? Ledwo stoisz na nogach... — zauważył z niepokojem.

Yoongi nie wiedział, czemu poczuł zaskoczenie, gdy dłoń Jimina dotknęła tej jego. Chciał ją cofnąć i od razu schować za siebie, a oddech znowu mu przyspieszył. W tym momencie też wzrósł ból głowy. Jego dłoń nieco mocniej zacisnęła się na mniejszej. Sam nie wiedział, co się dzieje i doprowadzało go to do skrajnej paniki. Także zaczęły powoli wracać do niego już obrazy ze szkoły.

Dał się poprowadzić, czując się jak plastelina, albo galareta. Wpadł na ciało Jimina, gdy ten stanął w drzwiach. Gdy tylko przekroczyli jego próg, Yoongiemu zakręciło się w głowie od intensywności zapachu truskawkowego mochi. Wciągnął mocno powietrze do płuc, przez chwilę go nie wypuszczając. W tym całym burdelu, ten zapach to była chyba jedyna pozytywna rzecz.

Muszę się położyć... — Nie był ignorantem, lubił ładne wnętrza, ale teraz liczyło się dla niego, że dostrzegł łóżko i od razu ruszył w jego kierunku. Gdy jego głowa dotknęła miękkiej poduszki, wtulił w nią swój policzek oraz nos, zaciągając się owocową wonią psiej hybrydy, która otaczała go z każdej strony. Wyglądał teraz jak bezbronny szczeniak, który zmęczony legł na swoje posłanie.

Mimowolnie na twarz blondyna wpłynął uśmiech. Widząc Yoongiego tak niewinnie sobie śpiącego po prostu nie mógł się nie rozczulić. Nawet po tych raniących słowach, które Min do niego skierował. Odczekał kilka sekund, a gdy był już pewny, że oddech starszego nieco się uspokoił, podszedł powoli do łóżka, kucnął przed swoim gościem i wsunął dłoń pod jego grzywkę, dotykając nią czoła. Zaraz jednak stwierdził, że nie ma to sensu, bo przecież Yoongi ma wyższą temperaturę, niż przeciętny człowiek czy hybryda.

Jimin chciał już wstać, żeby pójść do kuchni po jakieś lekarstwa (choć nadal nie wiedział, co dolegało hyungowi), ale nim to zrobił po prostu nie mógł się powstrzymać przed przeczesaniem kilka razy ciemnych włosów, podejrzewając, że w najbliższym czasie raczej nie będzie miał do tego okazji. Kosmyki Yoongiego nie były tak miękkie jak jego własne, ale także nie podchodziły pod kategorię niemiłych w dotyku.

Dopiero po dobrych kilku minutach młodszy odetchnął i zabrał dłoń. Wstał z kucków, a potem skierował się dokładnie tak, gdzie wcześniej planował. Przy okazji zrobi też sobie herbatę.

Yoongi odetchnął, gdy mógł rozluźnić wszystkie mięśnie i nie martwić się swoim otoczeniem. Ból głowy od razu zelżał, a z ust zniknął grymas. Wyraźnie słyszał każdy ruch blondyna w pokoju.

Ruch powietrza, tuż koło jego twarzy sprawił, że chciał jakoś zareagować. Ale powieki miał zbyt ciężkie, a ręce nie miały ani grama siły. Poczuł za to drobne paluszki na swoim czole, które płynnym ruchem przeszły do głaskania go po gęstej czuprynie czarnych włosów. Jego ogon niekontrolowanie zaczął się poruszać, gdy smyranie koło ucha sprawiało mu coraz większą przyjemność.

Ale w końcu to ustało, a on odczuł niezadowolenie.

On, czy jego wilk?

„Yoongi, zdecyduj się wreszcie."

Znów wymówił cicho imię psiej hybrydy, w obawie, że ponownie będzie mu dzwonić w głowie.

Będąc w kuchni, uszka Jimina ponownie się poderwały na dźwięk nawoływania. Jego psia natura chciała rzucić wszystko i pobiec do osoby, która go wołała, ale szybko się opanował. Zalał torebkę herbaty wrzątkiem, a następnie przeszedł do kontemplowania, co ma wziąć z koszyczka z lekami. W końcu zdecydował się na podstawowe rzeczy, czyli witaminy, tabletki na ból głowy oraz syrop na zbicie gorączki.

Wrócił szybko na górę, starając się przy tym nie rozlać herbaty i gdy dotarł do swojej sypialni, odstawił kubek na biurko, a medykamenty na szafkę nocną. Zlustrował Yoongiego zatroskanym spojrzeniem. Nie wyglądał najlepiej. Był bardziej blady, niż zwykle, a pot zlepił kosmyki jego włosów na czole.

Hyung... Mam dla ciebie lekarstwa. A jeśli nie chcesz ich brać to powinieneś trochę się przespać — szepnął blondyn, klękając przed łóżkiem. Starał się mówić jak najciszej, bo wiedział z doświadczenia, że głośnie dźwięki mogą tylko pogorszyć stan Mina.

Do nosa starszej hybrydy doleciał nowy zapach, który próbował zaklasyfikować, bo wiedział co to jest, ale nie potrafił sobie przypomnieć. Pamiętał natomiast, że nawoływał chłopca, aby wrócił do niego. A konkretniej jego dłoń, której zaraz zaczął szukać swoimi szczupłymi palcami po materacu. Gdy Park go wtedy tak dotykał, ból głowy nie był aż taki doskwierający.

Dotarł do krawędzi opuszkami i sięgnął poza łóżko w końcu natrafiając na materiał swetra Jimina. Tak przypuszczał, bo miał inną fakturę i był ciepły. Jego dedukcja naprawdę była zwolniona, toteż po chwili zorientował się, że to jego klatka piersiowa. Podążył wiec palcami w bok, chwytając w końcu za rękaw i ciągnąć w swoim kierunku.

Jimin przyglądał się przez chwilę z rozchylonymi w niemym zdumieniu ustami. Zrozumiał, co brunet usiłuje zrobić (a raczej, co usiłuje mu przekazać), kiedy pociągnął rękaw swetra młodszego, zanurzając tym samym jego niewielką dłoń w swoich włosach. Rozczuliło to Parka tak bardzo, że z jego gardła wydobyło się nie do końca zwierzęce skomlenie, a puchaty, jasny ogon zaczął wesoło merdać.

Od razu przystąpił do głaskania czupryny Yoongiego, starając się zahaczać delikatnie paznokciami o skórę jego głowy, bo wiedział, że dzięki temu małemu zabiegowi wrażenia były jeszcze lepsze. Podrapał przez chwilę hyunga za uchem, a potem wrócił do przeczesywania palcami kosmyków. Przez cały czas z jego twarzy nie schodził coraz bardziej promienny uśmiech.

Po ciele bruneta przeszły bardzo delikatne dreszcze, gdy po raz pierwszy poczuł paznokcie, cudownie drapiące go tuż za uszkiem. Spowodowało to, iż nachylił swoją głowę w taki sposób, aby dłoń młodszego idealnie układała się na jego włosach. Z ust wyrwało mu się ciche westchnienie.

I tak jak przypuszczał, ból który rozsadzał mu czaszkę, został chociaż na chwile zapomniany przez odczuwaną przyjemność. Do tej pory pozwalał na to tylko swojej mamie, która zazwyczaj głaskała go pod włos.

Obdarzony takimi czułościami zaczął powoli odpływać do krainy snów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro