Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13: „Nie próbuj mi się stawiać, hyung!" ~ Jimin

(Rehteaa: Alternatywna nazwa rozdziału: 13: „Yoongi to kutas!!" ~Jimin :>)

Normalna czcionka – angielski

Pogrubiona – koreański

Jimin zamrugał, wyrwany z błogiego stanu napawania się bliskością i ciepłem hyunga, po czym bardzo niechętnie się odchylił, zabierając ręce i zaraz obejmując nimi swoje ramiona, choć nie było mu już tak zimno. Odsunął się też nieco od Yoongiego, żeby przypadkiem go nie zdenerwować.

Przepraszam, hyung... — szepnął na tyle cicho, by tylko Min był w stanie go usłyszeć. Dopiero teraz blondyn zwrócił uwagę na spojrzenia i szepty uczniów, którzy przechodzili korytarzem. Bo oczywiście postrach szkoły i nowy, słodki uczeń, tulący się do siebie na oczach wszystkich nie mogli nie wywołać sensacji. — Pójdę już, hyung. Muszę jeszcze wziąć książki z szafki — odezwał się ponownie, zerkając nieco płochliwie na Yoongiego.

Tak, to dobry pomysł. Idź już — powiedział szybko Min, w ogolę nie czując, że wypowiedziane słowa były tak brutalne. Za to wzrok, którym obdarzał korytarz był coraz bardziej rozbiegany, panika coraz bardziej zagłuszała myślenie zdrowo-rozsądkowe, a wilk wewnątrz głośno warczał. Yoongi siedział nadal nieruchomo. Chciał się ruszyć, ale żadna część jego ciała nie odpowiadała ruchem na impuls zadawany od mózgu starszego licealisty. Jedynie gałki oczne mogły robić co chciały, wkrótce decydując się zawiesić wzrok na gzymsach, tuż przy suficie. Taki zabieg pomagał mu kontrolować złe uczucia, które zebrały się w ekspresowym tempie. Spróbował wyrzucić ze swoich myśli wszystkie szepty, podpowiadające mu negatywne rzeczy, wytykające jego istnienie, natomiast wyostrzony zmysł słuchu nie pozwalał mu na to.

„I czego się boisz, idioto? Przecież to tylko garstka jakiś ludzi."

Min od długiego czasu stawiał sobie pytanie: Dlaczego nikt nie rozumiał, ze przebywanie wśród ludzi zawsze było niebezpiecznym wyzwaniem? Szepty; niechciany dotyk; obserwowanie; ocenianie; obgadywanie między sobą; wytykanie palcami; twierdzili, że nigdy nie wyrośnie na kogoś o dobrym sercu. Nie umiał pracować w grupie, nie umiał rozmawiać. Specjaliści uznawali to za przejaw młodzieńczej nieśmiałości, ale takie zachowanie nigdy u niego nie zanikło, a tylko bardziej pogłębiało, ciągnąc w dół każdy socjalny kontakt nastolatka.

Poczuł, jak zaczynają pocić mu się dłonie, a akcja serca znacznie przyspieszyła. W ustach zebrała mu się ślina, tak gęsta i abstrakcyjnie sucha, że nie potrafił jej przełknąć. Paraliż, który ogarnął każdy mięsień w lichym ciele wilczej hybrydy, sprawił, iż przez chwile miał wrażenie, że to jakiś senny koszmar i musi to przeczekać. W istocie, nie potrafił zamrugać oczami w obawie, że obserwowany gzyms zniknie, a on popadnie w atak paniki, tracąc jedyny punkt zaczepienia pozwalający w pewnym stopniu gromadzić myśli, wokół jednego celu. Właściwie, to atak już się zaczął, ale przechodził przez go już tyle razy, że procedura przejścia przez niego nie była mu obca. Nauczył się tego, aby w końcu przestać odwiedzać swojego lekarza, który wróżył mu rychły psychiatryk do końca dni, jeśli się nie ogarnie. Nigdy jednak nie potrafił w pełni opanować drżenia swojego ciała. Dłonie zacisnął w pieści, ale za to łydki i nogi trzęsły się pod wpływem strachu. Negatywne emocje musiały gdzieś znaleźć ujście.

Nikt mnie nie widzi, nikt nie zwraca na mnie uwagi"

Szok, przez sytuacje w jakiej się znalazł, nie potrafił zmusić go do sprawdzenia, czy jest rzeczywiście tak jak podpowiadał sobie w myślach. Bał się opuścić wzrok. Może wtedy by zrozumiał, że większą sensację wzbudził zachowując się tak, jak teraz, niż kiedy obejmował go Park.

Jimin już miał odejść, ale zatrzymała go gwałtowna zmiana w aurze bruneta, która tak wytrąciła go z równowagi, że aż przystanął i obejrzał się za siebie. Może i twarz starszego nie wyrażała za wiele, ale drżące dłonie już tak.

— Hyung, wszystko w porządku? — spytała psia hybryda, a niepokój ścisnął jej serce.

Nie uzyskał odpowiedzi na to pytanie, a kiedy zrobił niewielki krok z powrotem w kierunku hyunga, do jego nosa doleciała woń, jaką w aktualnym momencie wydzielał. Zapach strachu i paniki, mieszające się ze sobą i gryzące jego czuły zmysł powonienia. Blondyn w mig zrozumiał, co się dzieje. Podejrzewał już w sumie to od tamtego momentu, kiedy pomógł Yoongiemu na szkolnym boisku. Dlatego poderwał się z miejsca, chwycił rękaw bluzy starszego i pociągnął go za sobą, przełykając głośno ślinę.

Dokładnie w tym samym czasie rozległ się dzwonek na lekcję, ale Jimin nawet nie zwrócił na to uwagi. Prowadził go szybkim krokiem, a Yoongi dzięki Bogu nie protestował. Dotarli do tylnego wyjścia ze szkoły, gdzie mieściły się boiska, a w czasie lekcji nie było tu żywej duszy. I właśnie o to chodziło. Blondyn chciał zaprowadzić Mina w miejsce, gdzie nie będzie żadnych ludzi.

Umysł młodego wilka nie zarejestrował faktu, że ciało aktualnie mogło znajdować się w niebezpieczeństwie.

Zamiast tego, szum zaczął przeradzać się w coraz głośniejszy alarm, rwący, głośny gwizdek, który wyciągnąłby z grobu trupa lezącego tam od stu lat. Irytujący, ogłuszający, piszczący dźwięk, powodował, że serce chłopaka pompowało krew jeszcze szybciej, a on sam odczuwał coraz większa duchotę, a oddechy były bardzo płytkie . Wkrótce zaczęło brakować mu oddechu, a cała karuzele napędzał fakt, iż obraz przed oczami zaczął niebezpiecznie mu znikać, łamać się. Nie widział już swojego gzymsu, który miał nie pozwolić na rozwiniecie się ataku paniki. Widział szare plamy, zlewające się w jedną, bezkształtną masę przyprawiając go o mdłości. Przelewała mu się przed oczami, niczym gęsty budyń, obraz skakał i chyba płatał mu figle, bo widział coraz więcej zakapturzonych osób.

W rzeczywistości został wyciągnięty na świeże powietrze dzięki psiej hybrydzie. Łzy, które zebrały się w kącikach oczu bruneta spowodowały rozmazanie obrazu i jego coraz większy strach, że głupieje. Nienawidził tego miasta, tych ludzi, tego betonu i smrodu. Tak bardzo tęsknił za górskim powietrzem w ukochanym lesie kasztanowym, w którym przyszło mu się wychować.

A wystarczyło tylko kilka niechcianych spojrzeń, aby stare lęki z dzieciństwa wróciły do chłopaka.

Hyung... Już w porządku, nikogo tu nie ma... — szeptał blondyn uspokajająco. — Jestem tylko ja, spokojnie... — Złapał twarz starszego w dłonie, widząc szklące się, ciemne oczy i coś ponownie ścisnęło jego serce. Dopiero gdy wzrok Yoongiego stał się bardziej obecny, a oddech mniej spazmatyczny, Jimin odsunął się od Mina, wciąż jednak patrzył na niego z troską.

Pojedyncza łza spłynęła w dół, zostawiając drobne drobinki na rzęsach z dolnej powieki bruneta. Sama łza dotknęła kciuka psiej hybrydy, gdy ten objął swoimi drobnymi palcami twarz swojego hyunga. Oddechy nabierane przez starszego były nadal bardzo płytkie i szybkie.

Wśród tej szarej masy dostrzegł ulubiony, kasztanowy odcień, na którym skupił swój wzrok. Wkrótce upierdliwe szumienie krwi w żyłach i dźwięk gwizdka w głowie zaczęły powoli ustawać, a Yoongi zaczął opadać z sił. Adrenalina przestała na niego działać, więc wkrótce usiadł na zimny beton, garbiąc przy tym plecy. Łapczywie łapał tlen między usta. Uszy, które do tej pory leżały płasko na głowie, znów zaczęły się unosić do poprzedniego stanu. Spojrzał przed siebie, wyczuwając, że nie jest sam. Przełknął ślinę, której nazbierało mu się dość sporo w ustach. Nie zdziwił się, iż zobaczył blond hybrydę. Przed tym całym atakiem, chyba siedzieli obok siebie na ławce, nie był pewien. Pamięć po tak nagłym szoku nie funkcjonowała dobrze.

Jimin kucnął na przeciwko starszego, wciąż przyglądając mu się z niepokojem. Miał ochotę ponownie zamknąć go w uścisku, jednak tym razem nie po to, żeby się ogrzać, a żeby podnieść wilczą hybrydę na duchu, po prostu wesprzeć. Nie wiedział jednak, czy po tym ataku paniki może sobie na to pozwolić. Dlatego tylko patrzył, gotów odejść, jeśli tylko starszy by go o to poprosił. Choć nie był pewien, czy zdołałby tak po prostu opuścić Yoongiego wiedząc w jakim jest stanie.

Yoongi ignorował otoczenie, próbując zrozumieć co się przed chwila stało; dlaczego jest na dworze; czemu siedzi na chłodnym i wilgotnym betonie, a przed sobą ma urodziwą twarz psiej hybrydy. Blondyn patrzył się na niego, jak gdyby przed chwilą zobaczył najsmutniejszy obraz w swoim życiu. Poczuł się przez to skrępowany. Siedział zdecydowanie za blisko. Jego umysł, trwający jeszcze w szoku, na razie zablokował wspomnienia, że jeszcze chwile temu byli bliżej siebie.

Już lepiej, hyung? — spytał niepewnie młodszy.

Czuł, że aura oraz zapach Yoongiego nie mają już w sobie strachu czy paniki, ale nie powstrzymywało go to przed martwieniem się. Brunet pokiwał głową twierdząco. Zaczął powoli podnosić się z ziemi, podpierając o pobliską ścianę. Nie czuł się najlepiej, wciąż odczuwał mdłości, a gdy jego wzrok padł na drzwi w kierunku szkoły, zawartość żołądka gwałtownie podeszła mu do ust.

Szybko przechylił się przez barierkę od schodków prowadzących w dół, do kotłowni i wypluł zawartość z ust. Przez tak nagłą konwulsję, zabolały go nie do końca wyleczone żebra. Stęknął żałośnie. Cały drżał, co chwile wypluwając z ust paskudnie smakującą ślinę.

Nie wróci na korytarz. Jego organizm znów przypomniał sobie co to jest lęk przed tłumem. A wszystko było dobrze, kiedy mógł być niezauważony.

Jimin zaś przestraszył się nie na żarty. Pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji. Zaczął gorączkowo myśleć, co ma teraz zrobić. Jakby nie patrzeć – trwa druga lekcja, a on głowi się, co zrobić z hyungiem, który nadal odczuwa skutki ataku paniki. Nie może go zaprowadzić do pielęgniarki, bo skończy się tak samo, albo nawet gorzej, niż wcześniej, a przede wszystkim – Jimin zabiłby tym te zalążki sympatii, jaką Yoongi zaczynał do niego żywić. Blondyn nie zniósłby tego, gdyby po daniu mu nadziei na zbliżenie się do Mina, brutalnie by mu ją odebrano.

W tej sytuacji przychodził mu do głowy tylko jeden pomysł. Drżącymi dłońmi wygrzebał telefon z kieszeni swetra i wybrał numer do swojej mamy. Odebrała, o dziwo, dopiero po czwartym sygnale.

Halo, Jimin? Nie mogę teraz rozmawiać, jestem z tatą w Atlancie, ma spotkanie biznesowe — syknęła pani Park do telefonu.

Przepraszam, mamo, ale źle się poczułem... — powiedział, starając się brzmieć słabo.

Och, skarbie... w takim razie zadzwoń po Josepha, żeby zabrał cię do domu. Mam powiedzieć tacie?

Nie! — prawie krzyknął blondyn, ale zaraz się opanował. — Nie jest aż tak źle, po prostu... słabo mi. Wrócę do domu i zrobię sobie herbatę.

No dobrze, kochanie. Powinniśmy wrócić późnym popołudniem, połóż się do łóżka, dobrze? — poprosiła z troską.

Dobrze, mamo. Do zobaczenia później. — Rozłączyli się, a Jimin odetchnął.

Może jego plan wypali.

Zarzucił plecak na ramiona, w jedną dłoń złapał rączkę plecaka Yoongiego, a w drugą jego własną rękę, za którą go pociągnął.

Chodź, hyung. Wynosimy się stąd — powiadomił blondyn, prowadząc starszego i zaczynając okrążać budynek szkoły, by dostać się do bramy.

Starszy wyrwał rękę z uścisku Jimina, co nie było trudne, bo ten mocno go nie trzymał. Nie chciał być dotykany; nie chciał być oglądany. Do cholery, dlaczego nie mógł zostać sam!? Czy Parkowi nie wystarczy, że widział go w tak żałosnej sytuacji? Nie chciał dodatkowo martwić się tym, co myśli o nim psia hybryda.

Jimin — syknął, widząc że ten nic sobie nie zrobił z tego i dalej niósł jego plecak, oddalając się coraz bardziej. Wściekły Min, ruszył za nim, czując jak pot spływa mu od karku, przez cały kręgosłup. Wciąż było mu duszno, a w brzuchu niezbyt dobrze się układało.

Jimin zacisnął wargi z zaciętością. Już obiecał sobie, że zaciągnie Yoongiego do domu, choćby miał go szantażować. A miał na niego takiego haka, iż brunet poszedłby za nim grzecznie, jak na smyczy. Nie chciał jednak posuwać się do tak drastycznych kroków, skoro na razie hyung w miarę współpracował.

Wystosował SMSa do domowego szofera, prosząc, by odebrał go ze szkoły.

Brunet naprawdę był zły, roztrzęsiony i zdemotywowany. Nogi nadal odmawiały mu posłuszeństwa, będąc jak z waty, a ten bezczelny dzieciak z Korei zabrał jego własność i nie zamierzał się zatrzymać!

Czy Yoongi nie może mieć nawet jednego spokojniejszego dnia? Odkąd hybryda pojawiła się w jego życiu sporo rzeczy się zmieniło. Nie miał już spokoju, jego murek nie był już taki jego, a kasztany nie były już tylko wspomnieniem z dzieciństwa, ale tez tych pięknych oczu od Jimina. Strasznie go to wpieniało.

Park Jimin! — warknął głośniej, gdy już się przy nim zatrzymał. Spojrzał na niego twardo i wyrwał swój plecak z drobnej dłoni chłopca. Chciał, do kurwy, już być sam, daleko od szumu wydobywającego się ze szkoły; daleko od huku samochodów i irytujących głosów przechodniów; daleko od przykrego zapachu spoconych, sfrustrowanych uczniów i daleko od swoich pokręconych myśli, krążących coraz częściej wokół zapachu truskawek.

Hyung, nawet nie próbuj protestować — warknął Jimin. Zaraz... warknął? Negatywne uczucia starszego chyba za bardzo mu się udzielały. — Ani ty, ani ja nie chcemy, żebyś miał kłopoty przez ucieczkę z lekcji. Co powie twoja mama? — Wiedział, że trafi tym w czuły punkt Yoongiego. Czuł się naprawdę okropnie z tym, że był aż tak bezlitosny. — Jeśli ze mną pójdziesz to wezmę winę na siebie, a jeśli nie, szkoła wyciągnie z tego konsekwencje i twoja mama się o wszystkim dowie. Nie chcesz tego, prawda?

Yoongi zatrzymał się w pół kroku, słysząc to jedno magiczne słowo.

Mama.

Odwrócił się na pięcie, czując, ze powoli traci grunt pod nogami.

Myślisz, ze jak kurwa raz zjadłeś z nami obiad, to możesz wciskać swój nos w nie swoje sprawy? — zareagował nazbyt agresywnie i zaczął zbliżać się do psiej hybrydy odnajdując w swoim ciele siłę, przez ponowny skok adrenaliny. Miał dość, serdecznie dość, że jakaś obca osoba na siłę próbowała zepsuć wszystko, co do tej pory sobie wypracował. Do cholery, co jest nie tak z tym miastem i z tą szkołą? To jakieś ukryte reality show?

Chwycił za przód swetra Jimina, podciągając go do góry i bliżej siebie, ale w tym samym momencie zobaczył wjeżdżający czarny samochód. Ten sam, który jakiś czas temu zabrał spod jego domu psią hybrydę po mile spędzonym wieczorze. Puścił go, czując jak furia rozchodzi mu się po kościach, ale nie może znaleźć ujścia. Nie zdążył nawet nic mu nie powiedzieć, gdy z samochodu wyskoczył kierowca.

— Panie Min! Panie Park! — obaj usłyszeli ze strony szkoły. Włoski na plecach wilka się zjeżyły

Wsiadaj — syknął do młodszego chłopka, otwierając mu drzwi i prawie wrzucając jak worek do środka, wsiadając zaraz za nim. Zamknął oczy, licząc ze to tylko jakiś koszmar. Ale nie. Naprawdę siedział w samochodzie z Jiminem, a ten gdzieś go zabierał.

0

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro