Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12: „Cholera, co ten dzieciak wyprawia?" ~ Yoongi

Normalna czcionka – angielski

Pogrubiona – koreański

Ale... Jimin... — Yoongi nie wiedział, co chciał powiedzieć, ale prawdopodobnie miał być to protest, bo nie godził się na towarzystwo, a już tym bardziej na dotykanie. Wszystkie jego postanowienia prysły w momencie, gdy poczuł bliskość drugiego ciała oraz zapach truskawkowego mochi. Czuł się przez to skrępowany, więc czekał tylko aż chłopak się odsunie.

Jimin jeszcze przez kilka chwil napawał się ciepłem, bliskością oraz niezwykle dla niego przyjemną wonią bruneta. Wiedział, że zapewne testuje właśnie cierpliwość hyunga, ale po prostu nie mógł sobie odmówić chociaż paru sekund tak blisko niego. Dla młodszego mur, który stał między nim, a Yoongim, runął zeszłego wieczoru, gdy Min dotknął go sam z siebie po raz pierwszy. Poza tym, Jimin chciał sprawdzić, do jakich czułości na razie może się posunąć i w jakiej ilości. Chciał poznać granice tolerancji Yoongiego na swoją bliskość.

Dopiero po dobrej minucie Park puścił starszego i zaraz przysiadł obok niego na murku, zdecydowanie bliżej, niż zrobiłby to jeszcze tydzień temu. Wciąż jednak nie na tyle blisko, by czymś się dotykali, choć bardzo niewiele brakowało.

Jak się spało, hyung? — spytał wesoło i wychylił się lekko, żeby mieć lepszy widok na twarz hyunga. — Chyba nie najlepiej, masz cienie pod oczami.

Yoongi siedział spięty, nie umiejąc pozbyć się uczucia dotyku na sobie, nawet jeśli Jimin już go puścił. Przez ostatni czas jedynie jego mama go przytulała, dlatego było to dla niego coś maksymalnie krępującego. Odznaczyło się to na nim w postaci rumieńców, których tak bardzo nie chciał mieć. Kontakty międzyludzkie wprawiały go w zakłopotanie. Nie można powiedzieć, że zdziczał. Po prostu nie przepadał za bliskością z ludźmi, którym nie do końca ufał. Przez to można było go uznać za nieśmiałego, bo taki właśnie był.

Nie mogłem zasnąć, chyba jest jakieś przesilenie jesienne. — odezwał się po chwili, gdy opanował już swoje reakcje i trochę się rozluźnił.

Może powinieneś wziąć coś nasennego? — spytał blondyn, nie panując nad nutą troski w swoim głosie.

Brunet podrapał się po policzku, aby ukryć swoje zawstydzenie.

Ziołowe nie pomagają, a inne ogłupiają zmysły.

Jimin zmarszczył brwi.

Przecież są lekarstwa dla hybryd. — powiedział skonfundowany, przypominając sobie jak zawsze, gdy był chory mama dawała mu leki przeznaczone specjalnie dla ludzi ze zwierzęcymi genami.

Wiem, ale ogólnie nie przepadam za lekarstwami. Przecież można wszystko wyleczyć naturalnie. — Odważył się w końcu zawiesić wzrok na psiej hybrydzie obok.

Niby tak, ale lekarstwa są skuteczniejsze. — Młodszy wzruszył ramionami, przyglądając się rozwiązanym sznurówkom lewego buta.

Brunet spojrzał na Parka, obserwując go kątem oka. Oblizał ponownie swoje wargi, szukając w głowie jakieś odpowiedzi. A wiatr ich nie oszczędzał, nagle zrywając się i burząc fryzury chłopców.

Nie masz żadnej bluzy, Jimin — Zauważyła wilcza hybryda.— Wracaj do szkoły.

Nie martw się, hyung, jest w porząd- — urwał, kiedy wyjątkowo mroźny podmuch wstrząsnął jego ciałem, a zęby uderzyły o siebie w proteście. Objął się ramionami, starając się zapanować nad drżeniem.

Nie rób problemów, nie masz podwyższonej temperatury ciała tak, jak ja — Zeskoczył z murka i zostawił młodszego w tyle, idąc w kierunku szkoły.

Blondyn niemal natychmiast podążył za starszym, dreptając niemal krok w krok za nim i obserwując jak podeszwy trampek Yoongiego rytmicznie zderzają się z podłożem. Yoongi włożył dłonie do kieszeni, idąc leniwym krokiem. Jego ogon poruszał się zgodnie z jego krokami, lekko bujając na boki. Nie był taki puszysty i ładny jak ten od Jimina. Włoski były krótkie i ciemne, jego futro nie błyszczało. Wydawał się ciągle napuszony i dawało to efekt ciągłej złości. W niektórych miejscach można było dostrzec tez trochę białego włosia, którego brakowało na jego włosach oraz uszach.

Obaj weszli do budynku szkoły. Brunet z westchnieniem usiadł na ławce. Przecież nie pozwoliłby mu marznąć, a wiedział, że ten polezie za nim. I tak rzeczywiście się stało. Jimin bezustannie trzymał się metr za Minem, krocząc cicho jego śladami, pogrążony w myślach. Nawet o tym nie myślał. Działo się to zupełnie naturalnie – psia hybryda instynktownie chciała trzymać się blisko niego.

Usiadł obok starszego, ściskając dłonie między udami, żeby trochę się ogrzały, bo nadal lekko się trząsł.

Yoongi nie wiedział, co bardziej go wkurza – to, że ostatecznie musiał złapać swój ogon, który już zaczynał merdać wesoło przez bliskość Jimina, czy na to, że ta bliskość w ogóle zaistniała. Wbrew temu, co myślał, Park nie był ani głośny, ani zbyt gadatliwy, po prostu sobie chodził, ładnie pachniał i wyglądał (co brzmi strasznie filmowo, ale naprawdę tak było).

Szukał powodów, które kazałaby mu spławić chłopca, ale nie widział takowych. Zawiesił swój wzrok na jego profilu, obserwując drobny nosek i pełne usta, które co chwile przygryzał. Psie uszka wydawały się bardziej oklapłe niż zwykle, a blond pukle rozwiane i lekko poplątane.

Jimin zaś rozmyślał nad swoim zachowaniem w stosunku do hyunga. Z tego, co przeczytał w co najmniej kilkudziesięciu książkach dla młodzieży rozwiązanie było dość oczywiste – miłość. Ale nie miał pojęcia, czy to naprawdę to. Nigdy się nie zakochał, ba! Nigdy się z nikim nawet nie przyjaźnił, więc mógł mylnie odczytać swoje uczucia. Poza tym, dużą rolę odgrywał też jego instynkt. Yoongi miał w sobie wiele rzeczy, które Jimina do niego przyciągały. Od kojącego zapachu lasu do ukrytej głęboko delikatności, której sam w sobie jeszcze do końca nie odkrył.

Tym razem przyłożył swoje nadal zimne dłonie do szyi i wzdrygnął się na ten gest. Byłoby prościej, gdyby miał kaloryfer. Albo chociaż termofor.

Min przez dłuższa chwile przyglądał się jego buźce, zawstydzający tym samego siebie. Przeniósł spojrzenie na okno, obserwując coraz bardziej skąpo przyozdobione drzewa, ze smutkiem stwierdzając, ze są to zwykle klony. Wiedział, że istniała odmiana tego drzewa, której liście do złudzenia przypominały te kasztanowca. Dla przeciętnego człowieka i tak byłby to klon, dlatego mógłby być zdziwiony, gdyby na głowę spadły mu kasztany.

Kasztany, ciemnobrązowy kolor, niczym oczy hybrydy siedzącej obok niego. Przełknął ślinę, przypominając sobie jak ślepia Jimina cudownie błyszczą, kiedy odbija się od nich jakiekolwiek światło. Znów odważył się spojrzeć na niego. Jego czułe uszy wyłapały dźwięk szczekających zębów. Sam tez dostrzegł, jak ten drży.

„Głupi dzieciak, kurtki nie zabrał, czy co?"

Przez dobrą chwilę siedział tak nieruchomo. Ale dźwięk ocierających się o siebie zębów z zimna, widok jak chowa dłonie między uda, to jak próbuje hamować reakcje swojego ciała zaczęło denerwować Yoongiego.

Jimin?

H-hm? — wymamrotał, tym razem kładąc sobie dłoń pod brodą. Dlaczego ona nadal była zimna?

W końcu Jimin jęknął cicho z bezradności i nie myśląc za wiele, znowu działając czysto instynktownie, przysunął się do Mina, niszcząc tym samym ten mały dystans, który ich dzielił. Będąc tak blisko, natychmiast wyczuł ciepło bijące od starszego, co zadziałało na niego, jak światło na ćmę. Przylgnął do boku starszego i stęknął z ulgą, czując upragnione ciepło.

Wilcza hybryda została zawstydzona dwa razy w tak krótkim czasie. Jego mięśnie spięły się, gdy najpierw poczuł krótkie, zimne paluszki na swoim ramieniu, a potem dotyk pełnej dłoni, by ostatecznie zostać przez chłopaka kurczowo objętym.

Różnica między nimi była tak wysoka, iż Yoongi był zaskoczony, że psia hybryda aż tak wychłodniala, a spędził z nim przecież niecałe pięć minut na murku. Patrzył na niego skonfundowany, nie ruszając się i udając posąg. Ignorował ciekawskie spojrzenia innych uczniów, którzy przemierzali korytarz w poszukiwaniu swoich klas.

Zasłabłeś? — spytał, bo nie wiedział, co dolega chłopcu. Nie chciał zostać posądzony o ewentualny brak udzielenia pomocy, a gdy nie wiedział co mu jest, nie mógł prawidłowo się do niej zabrać.

Nie był idiotą. Po prostu skupił się na tym, aby nie dopuścić swojego wilka do głosu, chociaż ten dość brutalnie wygryzał sobie drogę do Jimina, głośno warcząc i skomląc. Oznaczało to tyle, że z każdą sekundą twardy charakter Mina miękł, gdy widział jak policzek psiaka z czułością ociera się o jego ramię, a skóra i usta nawet uroczo się deformują.

Wiedział, że nie pozbędzie się jego zapachu z siebie bardzo długo.

N-nie, tylko stra-asznie mi zimno... — wydukał blondyn, chowając twarz w ramieniu hyunga. — Przepraszam, to samo się s-stało... — próbował się wytłumaczyć, mając nadzieję, że Yoongi zrozumie, o co mu chodzi. — Jesteś bardzo ciepły, hyung... — mruknął, czując jak powolutku ciepło bruneta ogrzewa i jego.

Może gdyby nie otaczały ich ciekawskie oczy, reakcja starszego byłaby całkiem inna. Siedział nieruchomo, czekając, aż chłopak się odsunie, bo nie potrafił zrobić tego sam. Ale też nie umiał go objąć, aby szybciej się ogrzał.

No... no dobrze... — wykrztusił, odwracając głowę w bok. Udawał, że go tutaj nie ma, a jego wewnętrzną radość zdradzała jedynie końcówka ogona, która wesoło się ruszała.

Po kilku sekundach ta pozycja zaczęła być dla Jimina ciupkę niewygodna. Zaczął obserwować dyskretnie jak inaczej przykleić się do Yoongiego, by dostać więcej ciepła. Jego bluza była odpięta, w czym blondyn dostrzegł szansę.

Wypuścił ramię starszego ze swojego kurczowego uścisku, lecz w zamian wsunął jedną dłoń pomiędzy jego plecy, a materiał bluzy, gdzie było jeszcze cieplej. Objął w ten sposób Yoongiego w pasie, nadal siedząc obok i opierając policzek o jego ramię. Tak, zdecydowanie taka metoda ogrzewania najbardziej Jiminowi odpowiadała.

Starsza hybryda wzdrygnęła się, czując chłodną dłoń na swoich plecach. Włoski aż po kark zjeżyły mu się, wyciągając z jego ust ciche warknięcie. To chyba nie był najlepszy pomysł obierać sposób na „posąg", bo Park nic a nic się tym nie przejął. Tylko to wykorzystał, wtulając w rozgrzane ciało młodego wilka i nieświadomie znacząc jego ubiór swoim zapachem.

W Yoongiego uderzyła na nowo fala gorąca. Były to bardzo mieszane uczucia, które powoli wprawiały go w zawroty głowy. Tego było już po prostu za dużo, jak na jedno spotkanie, coraz ciężej się opierał. Czuł się niezręcznie, a zarazem na swoim miejscu; czuł zawstydzenie, w jednym momencie czując też szczęście; czuł irytację, która była tłumiona przez nieuzasadnione spełnienie.

Niepewnie położył dłoń, tą którą puścił przed chwilą chłopak i przerzucił sobie przez kark, aby wtulić policzek w ramie. Poklepał go niepewnie, nie wiedząc czy to się właśnie robi w takiej sytuacji i czy to nie jest czasem za dużo.

Usłyszał zduszony śmiech od strony uczniów, co jeszcze bardziej go przeraziło.

Jimin, już dość... — wymamrotał.

Jebana huśtawka emocji, nie znosił być w centrum uwagi, a właśnie powoli stawali się sensacją tej przerwy. Wszystkie pozytywne uczucia całkiem prędko zostały stłumione, a Min zaczął powoli się wycofywać, chcąc uciec do swojej samotni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro