07: „Tęsknię za hyungiem..." ~ Jimin
Normalna czcionka – angielski
Pogrubiona – koreański
Mama kilkukrotnie pytała Jimina przez ten tydzień, co się stało, że wygląda jak chodząca, puszysta kulka smutku. Za każdym razem jej syn wymawiał się procesem wpasowywania w szkolne życie, ale tak naprawdę bez przerwy myślał o Yoongim. Nie potrafił pozbyć się ze swojego serca owego przygnębienia, które ukłuło go w piersi po raz pierwszy wtedy, gdy zobaczył jak hyung odchodził wtedy z swoją mamą.
Starał się utrzymywać pozory tego radosnego nastroju, z którym zawitał pierwszego dnia w szkole, ale jego zazwyczaj ruchliwy ogon, teraz wisiał smętnie, ocierając się miękką sierścią o nogi właściciela. Jednakże mimo swojego dość przykrego samopoczucia, na lekcjach starał się równie mocno, jak na początku. Czasami dzięki zatapianiu się w nauce odpływał myślami na tyle, żeby nie myśleć o Yoongim.
Z pierwszego testu w tym roku, razem z kilkoma osobami z jego grupy, dostał A+, a nauczyciel osobiście go pochwalił. Nic więc dziwnego, że szybko dostał kolejną łatkę – kujona. Był jednak osobą roztaczającą wokół siebie taki urok, że po prostu nie dało się go nie polubić i rozczulał większość dziewcząt w szkole. Z miejsca został przytulanką szkolnej drużyny cheerleaderek, kiedy tylko go zobaczyły. Powiedzieć, że w tamtej chwili był zawstydzony, byłoby sporym niedomówieniem, bo spalił takiego buraka, że grupka jego noon wręcz roztopiła się przez ten uroczy obrazek.
Jakoś minął Jiminowi ten tydzień bez chociażby ukradkowego patrzenia na Yoongiego. Oczywiście, jego przyjaciółki zaraz wypytały go o tę akcję na boisku, a on w pełni swojej niewinności odpowiedział, że skoro ktoś źle się poczuł, to postanowił zaprowadzić go do pielęgniarki. Nikt nie zadawał więcej zbędnych pytań.
~*~
W poniedziałek, Yoongi wyjątkowo wszedł do szkoły z rana, zamiast spędzić czas przy swoim ulubionym murku. To nie dlatego, ze zbierało się gęste chmury i nie chciał zmoknąć, bo już nie raz pozwolił sobie stać w deszczu i podziwiać budynek szkoły. Po prostu wyraźnie czuł na murku zapach truskawkowych mochi, które wywołały w jego wnętrzu jakiś dziwny skok żołądka.
Nie do końca wiedział, czy to z radości, czy z niechęci, ale denerwowało go, że żywi do tego szczeniaka jakieś emocje i odczucia. Wolałby, żeby wszystko było po staremu i mógł z powrotem być obojętnym na wszystkich w koło. Ale już nie potrafił, odkąd spotkał psią hybrydę, która na domiar złego okazała się być także Koreańczykiem. Wszystko, co tylko mogło ciągnęło go do Jimina! Przez rozpychające go emocje czuł się coraz bardziej przytłoczony i coraz częściej łapał się na tym, że potrafił go przestraszyć nawet własny cień. A jego lęki miały już nigdy nie wrócić, tymczasem najchętniej zostałby już na wieczność w swoim łóżku.
Nawet nauczycielka z literatury angielskiej nie była łaskawa, już na początku mówiąc Yoongiemu, że w zeszłym tygodniu zadała do napisania esej, który chciałaby odebrać pod koniec miesiąca. Ten rok, który był kluczowy dla młodego wilka, zapowiadał się bardzo ciekawie – mówiąc sarkastycznie.
Stał teraz przed wyborem: udać się do Jimina i powiedzieć mu, że czas wypełnić swoje obowiązki, czy ignorować go już do końca szkoły. Bardzo nie chciał wyjść na niesłownego i pragnął dać nauczkę szczeniakowi, aby już nigdy więcej nie wciskał nosa w nieswoje sprawy. W głowie miał też słowa swojej mamy, iż chciałaby ugościć blondyna na obiedzie w ich domu, a słowa tej kobiety były dla niego czymś świętym.
Ale nie tym razem. Próbował udawać, że wcale tego nie słyszał, ale stała klientka jego mamy zawiązała z panią Min chyba jakąś konspirację i nie pozwoliła mu o tym zapomnieć. W głowie tliła się mu też myśl, że dzieciak jest zupełnie bezbronny i powinien mieć na niego oko. A każdą z tych roztargnień obserwował wewnętrzny wilk Min Yoongiego, który na myśl o wesołym pyszczku młodego psiaka, powodował iż ogon hybrydy wesoło podskakiwał. I jak tu nie zwariować?
Usiadł przy wyjściu ze szkoły, wpatrując się w okno, po którym spływały powolnie krople deszczu próbując ustalić, co powinien zrobić.
Wraz z początkiem kolejnego tygodnia, samopoczucie Jimina wcale nie uległo poprawie. Wciąż dryfowało na swoim stałym, dość mizernym poziomie. Nie miał pojęcia, co działo się z Yoongim. Jak poważne było jego złamanie? Ile miało go nie być w szkole? Te dwa pytania krążyły po jego głowie w kółko, niczym bokserzy na ringu i nie wiedział, na które z nich odpowiedź chciał uzyskać bardziej.
Przyszedł do szkoły wcześniej, bo miał godzinę wyrównawczą z angielskiego, na którą musiał uczęszczać, żeby lepiej oswoić się z nowym językiem. Mówienie po angielsku też szło mu już coraz lepiej, dzięki czemu potrafił łatwiej dogadać się z koleżankami czy nowymi znajomymi.
Skończywszy dodatkową lekcję, skierował się z zeszytem w dłoni do swojej szafki. Cherry wraz z koleżankami dopadła go zaraz potem, choć dziś akurat miał ochotę pobyć trochę sam na sam ze swoimi myślami. Nie miał odwagi powiedzieć o tym kotce z obawy, że mogłoby jej się zrobić przykro, a on by czuł się jeszcze gorzej, gdyby było jej smutno z jego powodu. Dlatego też chodził posłusznie za dziewczynami, odpowiadając dość lakonicznie na ich pytania, w głowie znów mając tylko Min Yoongiego.
— Hej, Jiminnie, może chciałbyś pójść z nami na zakupy po szkole? — zapytała Cherry wesoło. Widziała przygnębienie nowego kolegi i chciała jakoś podnieść go na duchu. Z własnego doświadczenia wiedziała, że im dłużej przebywało się w towarzystwie, tym bardziej poprawiał się humor. — Przyda się nam trochę męskiego oka do oceny.
— Nie daj się prosić — powiedziała Ana, kładąc dłoń na jego ramieniu.
Jimin patrzył się przez chwilę na nie, jakby przemówiły do niego w jakimś obcym, dziwnym języku (co w sumie nie było aż tak dalekie od prawdy). Dopiero po chwili dotarło do niego, co Cherry mu proponuje i nieco się zmieszał. Właściwie, jeszcze nigdy nie wyszedł ze znajomymi na miasto i mógł wreszcie to zrobić. Ale z drugiej strony, wcale nie miał ochoty na włóczenie się za trójką koleżanek po sklepach.
Widząc jednak, że wszystkie wlepiają w niego błagalne spojrzenia, skapitulował. Zdecydowanie powinien nauczyć się asertywności.
— No... no dobra, a kiedy? — Błagał w myślach, żeby to nie był weekend, bo te dwa wolne dni chciał spędzić w domu, rozwijając się artystycznie. Jego nauczycielka malarstwa z Korei złapałaby się za głowę, gdyby się dowiedziała, że nie malował ani nie rysował niczego od ponad tygodnia.
Dziewczyny uśmiechnęły się szeroko, nie słysząc odmowy. Były przygotowane, że z Jiminem nie pójdzie tak łatwo, dlatego jego twierdząca odpowiedź wzbudziła w nich prawdziwy entuzjazm. Poza tym, miały w planach zabrać go na lody i kupić dobre ciasto, aby chociaż trochę się rozchmurzył.
— Dzisiaj po szkole Jiminnie, Ana w ten weekend udaje się do rodziny na wesele
— Och, oppa! — zaczęła nagle Ana i uśmiechnęła się szeroko, nie zwracając zupełnie uwagi, że używa honoryfikatu w zły sposób. — A może doradzisz mi, jak się ubrać na wesele, ale tak wiesz, bardziej w koreańskim stylu? — Dziewczynie aż zabłysnęły oczy.
Jimin zmieszał się jeszcze bardziej i z przyzwyczajenia złapał za swój ogon, zaczynając miąć w dłoni końcówkę.
— Dziewczyny, nie znam się za bardzo na ubraniach... Prędzej wy mi coś doradzicie — powiedział i zdobył się na nieśmiały uśmiech.
— Jiminie... a lubisz wesela? — zapytała nagle Cherry, biorąc go pod ramię i idąc z nim tak korytarzem. Kierowali się w kierunku schodów na parter.
— Wesela? — Jego uszka podniosły się lekko w zdziwieniu. — Nie wiem. Nigdy na żadnym nie byłem. W Korei mało wychodziłem z domu. Chyba, że na jakieś ważne bankiety mojego taty.
— To może chciałbyś się wybrać z Anastazją? Wiesz, ona jest trochę wstydliwa i pomyślałam, że zapytam za nią — powiedziała radośnie, nachylając się w kierunku hybrydy, aby tylko on ją słyszał. Jej koleżanka nie wiedziała o tym, co właśnie robiła, a zauważyła, że coraz częściej zerka w stronę psiej hybrydy, nie tylko z zainteresowaniem, ale też... może z czymś więcej? Postanowiła więc pobawić się w swatkę.
— Um... — zawahał się, patrząc na Anę, która szła za nimi, pogrążona w rozmowie z Amy. — Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł... Nikogo nie będę tam znać, a w ten weekend chciałem trochę pomalować. Sztaluga się już za mną stęskniła. — Ponownie uśmiechnął się do szatynki. — Poza tym, ostatnio... naprawdę nie mam ochoty na żadne imprezy. — dodał, ponownie się przygaszając.
— Ojej, a co się dzieje? — spytała szczerze zaciekawiona. Wciąż nie odsuwała go od siebie, z łatwością wyczuwając zmianę jego aury. W ostatnim czasie nie był zbytnio radosny, czuła jego przygnębienie, które teraz nagle się powiększyło. Pomiziała go dla pokrzepienia swoim kocim ogonkiem, tęskniąc za jego uśmiechem.
Wraz z zadaniem przez Cherry tego pytania, blondyn zaczął się nad nim zastanawiać. Właśnie, co się dzieje? Tak właściwie przecież nic wielkiego się nie wydarzyło. Nawet nie znał Yoongiego za dobrze, rozmawiali ze sobą zaledwie kilka razy, a Jimin rozpaczał, jakby odszedł ktoś bliski. Jakim cudem zdążył przywiązać się do kogoś w dwa dni?
— Sam do końca nie jestem pewien — przyznał zgodnie z prawdą i westchnął. — To dość skomplikowane, nie potrafię ci tego wyjaśnić. Ale obiecuję, że jak tylko wszystko się ustabilizuje to ci powiem. — Posłał jej kolejny uśmiech.
Dziewczyna przytaknęła jedynie, czując się nieco niezręcznie. Czego ona się spodziewała po kilku dniach znajomości? Że Jimin nagle zaufa jej, jak wieloletniemu przyjacielowi? Postanowiła nie drążyć, a jedynie spróbować poprawić mu humor dzisiejszym wypadem na miasto.
~*~
Po szkole, tak jak obiecały, zabrały ze sobą chłopaka do jednego z mniejszych centrów handlowych. Każda z nich chciała poznać bliżej młodą, psią hybrydę, ponieważ wydawał się być naprawdę przyjazną i ciekawą osobą, szczególnie, że z plotek krążących po szkole wiedziały już, iż całe życie uczył się w domu. Zmieniły trochę swoje plany, rezygnując z zakupów, zabierając go jedynie do firmowej cukierni.
— Na co masz ochotę? My stawiamy — Cherry posłała mu ciepły uśmiech
Blondyn natychmiast pokręcił energicznie głową, widocznie oburzony propozycją koleżanek. One miałyby za niego płacić? Przecież Jimin nie miał na co wydawać swojego ponad przeciętnie wysokiego kieszonkowego, które dostawał regularnie. Banknoty odkładały się więc w jego portfelu, oczekując, że ich właściciel kiedyś tam do nich zajrzy.
— Nie, nie, sam zapłacę! Nie mogę pozwolić, żeby noony za mnie płaciły! — powiedział to takim tonem, jakby któraś z dziewcząt uraziła jego męską dumę. Zaraz potem złapał w dłonie Menu i zeskanował je wzrokiem. — Wezmę kremówkę. A wy? — Uśmiechnął się do nich czarująco, a jego puszysty ogon zaczął się delikatnie kiwać.
Dziewczyny lekko się oburzyły, że jest nowy w towarzystwie i że chcą go jakoś przywitać w ich gronie.
— Mimo wszystko, ten jeden raz to ci włos z głowy nie spadnie — Cherry pstryknęła lekko w nos blondynka, uśmiechając się do niego szeroko, a włos z niesfornej grzywki zaczesała za ucho. — Ja wezmę sernik z rodzynkami, dawno nie jadłam.
— Hej, Jiminie — zaczęła Ana, na co pozostałe koleżanki nieco się spięły i spojrzały na koleżankę spod byka. Wspomniana spokorniała i kiwnęła głowa, na razie nie odzywając się.
— Zlituj się nad nim i daj mu spokój z tą Koreą — westchnęła Amy. — Ja chyba wezmę sobie szarlotkę na ciepło z lodami, ummm. Albo kremówkę, jak Jiminnie.
Czas spędzony w kawiarni przeznaczyli głównie na rozmowie o tym, co spotkało ich w krótkim życiu nastolatka. Młoda psia hybryda miała okazję usłyszeć o rodzinie każdej z dziewczyn, przy czym skupiły się dłużej na Cherry, która okazała się pochodzić z mieszanego związku. O dziwo, ona jako dziecko takiej pary, posiadała dużo więcej zwierzęcych genów, niż jej własny tata, z czego przez krótką chwilę wynikła rozmowa na temat genetyki i przenoszenia genów.
— A jak to u ciebie jest w rodzinie, Jiminnie?
— Umm... — Żeby odpowiedzieć, blondyn musiał najpierw przeżuć to, co miał w ustach, więc odpowiedział dopiero po chwili. — Ja też jestem z mieszanego małżeństwa, tak jak Cherry. Moja mama jest hybrydą i większość cech mam po niej — wyjawił, nie widząc powodu, żeby nie przekazać dziewczynom tej informacji.
Z hybrydami bywało różnie – czasami trafiało im się więcej zwierzęcych genów, czasami mniej. Jimin akurat miał ich całkiem sporo, bo nie wykształciły mu się ludzkie uszy, co zdarzało się u hybryd, dysponował jedynie psimi, no i większość zmysłów także miał nadludzko wyostrzonych. Jedyne, co w usposobieniu różniło go od typowego psa to niechęć do wysiłku fizycznego.
Dziewczęta wlepiały swój wzrok w Jimina, jak gdyby był jedną z najdroższych i najbardziej efektownych rzeźb dostępnych na świecie. Cherry dłuższą chwilę zawiesiła wzrok na jego puszystych, ale za to oklapłych uszkach, nie dostrzegając tych ludzkich i uśmiechnęła się szeroko.
— Nie przeszkadzają ci nasze zapachy? — zapytała Amy, objadając się swoim sernikiem.
Jimina trochę speszyło to pytanie, bo jeśli miał być szczery, na początku woń Amy dość denerwująco drapała go w nos. Używała jego zdaniem zbyt dużo perfum, ale przebywając w jej towarzystwie codziennie, zdążył przywyknąć. Choć zapewne, gdyby chciała się do niego przytulić, Park skrzywiłby się od intensywności drażniącego zapachu.
Nie miał jednak odwagi tego przyznać, dlatego spuścił wzrok na swoją kremówkę, nabierając trochę na łyżeczkę.
— Nie. Przyzwyczaiłem się do nich. Chociaż większość dziewczyn w szkole używa stanowczo za dużo perfum — wymamrotał, z niesmakiem marszcząc nos na wspomnienie woni, która uderzała go za każdym razem, kiedy wchodził do budynku. — A niektórzy chłopcy mogliby nauczyć się używać prysznica.
Amy zachichotała, nie będąc świadoma myśli hybrydy.
— A kto na przykład? Żebyśmy wiedziały, kogo omijać. Wiem, że pewnie imion nie znasz, ale jak wyglądał?
— Nie mówię o nikim konkretnym — Blondyn wzruszył ramionami. — Dużo chłopców naprawdę cuchnie. — Ponownie się skrzywił. — Najgorzej jest w szatni po usportowieniu. Często koledzy z mojej grupy najpierw uchylają okno, a ja czekam przed szatnią, aż się wywietrzy, bo śmierdzi tak okropnie, że chyba bym zemdlał.
Zaspokojona ciekawość dziewczyny objawiła się tym, że na dłuższy czas zamilkła. Podobnie jak pozostałe, którym głupio ciągle było tak wypytywać Jimina o wszystko. Zauważyły, że raczej jest małomówny i nie ma ochoty nic o sobie sam powiedzieć. Nie naciskały. W ciszy dokończyły swój deser i gdy przyszło do płacenia, nie dały dojść blondynowi do głosu. We trójkę zrzuciły się na jego kremówkę, a nie było to jakimś wielkim wydatkiem.
Potem, kiedy wyszli już z przytulnej cukierni, pożegnali się ze sobą i rozeszli w swoje strony. Jimin standardowo zadzwonił po domowego szofera, aby podjechał po niego. Musiał przyznać, że wyjście razem z koleżankami naprawdę poprawiło mu humor. Nie czuł się przynajmniej tak przygnębiony, jak wcześniej, choć Yoongi nadal siedział gdzieś z tyłu jego głowy i tylko czekał, żeby znowu wlać się w centrum jego myśli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro