06: „Cholerny Park Jimin" ~ Yoongi
Yoongi czuł palący wstyd. W głównej mierze miał żal do siebie, że dał się wciągnąć w bójkę, która ostatecznie nie skoczyła się tak, jak planował. W tamtym momencie nie myślał, że dyrektor się o tym dowie. Miał nadzieje, że mężczyzna potraktuje to jako kolejny wybryk głupiego dzieciaka, bo nie uśmiechało mu się wsypać tych trzech osiłków. Zbyt dobrze znał plotki i wiedział, że pochodzą z marginesu społecznego i z pewnością każda hybryda, która stanęłaby na ich drodze, miałaby przechlapane. Z drugiej strony, w głowie tliło mu się, że jeśli się nie przyzna, dyrektor zacznie węszyć w jego domu, a tego już by bardzo nie chciał. Bez tego jego rodzina miała wiele problemów, na szczęście, nie finansowych.
W tym wszystkim znajdował się gdzieś Jimin, który niefortunnie oberwał w wyniku furii w jaką wpadł starszy. Wciąż był jeszcze na niego zły, że wyszczekał (dosłownie) wszystko szkolnej pielęgniarce , która zareagowała tak jak powinna. Nie zbagatelizowała problemu i kobieta była naprawdę zadowolona i pewna tego, że pomaga chłopakowi. Według Yoongiego nie było tak, paraliżował go strach spotkania z matką.
Po około czterdziestu minutach po gabinecie rozniosło się pukanie, a tuż zaraz do pomieszczenia zajrzała rozczochrana, czarna głowa z iście podobnymi uszami do tych od nastolatka. Wyraźnie było widać ubytek w wilczym uchu od kobiety, a gdy weszła do środka, można było także dotrzeć łyse placki na jej ogonie. Była niska i drobna, Yoongiemu sięgała zaledwie do ramienia, a on sam nie należał do najwyższych ludzi. Długie włosy miała zebrane w wygodny kucyk, a ubrana była na sportowo, najwidoczniej wybiegła z pracy najszybciej jak się dało. Ona zdawała się tym nie przejmować, bo jedyne co ją w tym momencie interesowało to jej syn na kozetce, który cały się spiął, gdy dostrzegł mamę w drzwiach.
— Synu, co się stało? — przy tak gwałtownym ruchu jaki wykonała kobieta, torebka z jej ramienia spadła, ledwo ją złapała w dłoń, ale odrzuciła ją na bok, chcąc dosięgnąć jak najszybciej swoje dziecko. Wtuliła jego głowę w swój brzuch i pocałowała czubek głowy. Kompletnie zignorowała pytające spojrzenie pielęgniarki i psią hybrydę znajdującą się w pomieszczeniu, sprawdzając czy jej pierworodny ma wszystko na swoim miejscu.
— Mamo, wszystko w porządku, pani pielęgniarka wyolbrzymia — wydusił, czując jak gardło mu się ściska ze wstydu. Podniósł głowę do góry, spotykając się z czarnymi oczami rodzicielki, które były niebezpieczne zaszklone. Nie znosił tego widoku, ta kobieta nie powinna już nigdy wylewać łez ze smutku, a jedynie ze szczęścia i radości. A po raz kolejny widzi ją z grymasem na twarzy, przygnębieniem i łzami zbierającymi się w kącikach oczu. Poczuł jak plecy przygniata mu wyimaginowany głaz. Jest paskudnym synem, skoro pozwala na to. Czuł się tak źle z myślą, że nawet on, jako jedyny syn swojej mamy przysparza jej tyle problemów.
Na domiar złego, miał świadomość, że tej żenującej sytuacji przypatrują się dwie osoby. Dwie osoby z zewnątrz, które nie powinny nawet wiedzieć o tym, że on istnieje i tak jak większość szkoły, po prostu go ignorować. Teraz nawet pielęgniarka i Jimin wiedzą jakim jest paskudnym człowiekiem dla swojej mamy, a przecież wcale się o to nie prosił. Zdusił w sobie lęk, który zaczął nagle w nim narastać, aby już bardziej się nie ośmieszać. Chciałby móc zasnąć i obudzić się jak już będzie po szkole, aby rodzicielka nie musiała przechodzić katuszy, jakich mu przysparza.
— Pani Min, rozumiem? — lisia hybryda zapytała delikatnie. Mama Yoongiego odsunęła się w końcu od swojego dziecka i przytaknęła ruchem głowy.
— Bardzo przepraszam, strasznie się o niego martwiłam.— powiedziała, ocierając palcem kąciki oczu i uśmiechnęła się, ukazując swoje drobne uzębienie i cześć dziąseł.
— Nic poważnego mu nie jest. Poobijał się trochę i wydaje mi się, że ma złamane żebro. Najlepiej jakby pani zabrała go na pogotowie, żeby dla pewności został przebadany - wytłumaczyła rzeczowo, także posyłając uśmiech w kierunku matki nastolatka. Ta tylko przytaknęła i przeprosiła za kłopot, jaki sprawił Yoongi co tylko ścisnęło serce chłopaka mocniej. Wkrótce Jimin i lisia hybryda zostali sami. Młodszy Min rzucił przelotne spojrzenie w kierunku Parka, gdy wychodził. Sam nie wiedział, co chce mu przekazać tym spojrzeniem. Żal, wstyd, czy niechęć?
~*~
Wszystko potoczyło się dokładnie nie tak, jak Jimin sobie zaplanował. Chciał powiedzieć mamie Yoongiego, że ta cała sytuacja była tylko i wyłącznie jego winą i żeby nie czuła się rozczarowana własnym dzieckiem, skoro w tym przypadku nie zrobił nic złego. Kiedy jednak zaaferowana kobieta wpadła do pomieszczenia, blondyn stchórzył, bojąc się chociażby odezwać.
Zobaczywszy, że obie wilcze hybrydy wychodzą, a on traci szansę, na chociażby częściowe wyciągnięcie hyunga z bagna, w które go wpakował, nagle poczuł zastrzyk odwagi, więc zerwał się z miejsca tak gwałtownie, że mebel delikatnie się zachwiał, a potem wypadł na korytarz zaraz za dwuosobową rodziną. Miał szczęście, że zareagował tak szybko, bo znajdowali się dopiero w połowie korytarza, rozmawiając cicho między sobą.
Park popędził więc za nimi, choć serce – mimo zażytych już dwadzieścia minut temu kropli na uspokojenie – kołatało mu w piersi ze stresu tym, co chciał zrobić. Z pewnością narazi się Yoongiemu tak bardzo, że będzie go unikał przez następny miesiąc. Dwójka wilczych hybryd zatrzymała się i obróciła w jego kierunku, słysząc jak ktoś za nimi biegnie, oboje lekko zdumieni.
— Proszę pani... — wysapał Jimin, oddychając ciężko. Niestety, jego kondycja fizyczna jak na psią hybrydę zostawiała wiele do życzenia. — Muszę pani... o czymś powiedzieć...
Nie zwracał uwagi na ostrzegawcze, wściekłe spojrzenia hyunga, które ten mu ukradkowo rzucał, w pełni skupił się na jego matce, wokół której unosiła się sympatyczna aura, co dodało Jiminowi trochę odwagi.
— O czym, mój drogi? — spytała łagodnie, widząc, że blondynek przed nią jest nieco wystraszony (zapewne gdyby nie krople to już by cały dygotał).
I Jimin jej opowiedział. O wszystkim. O tym, że dopiero w tym roku zaczął chodzić do szkoły, bo wcześniej uczył się w domu; o tym, że nigdy nie przebywał wśród tylu swoich rówieśników i wciąż jeszcze do końca się nie zaaklimatyzował; o tym, jak tamci trzej starsi chłopcy go zaczepili bez żadnego powodu; o tym, jak Yoongi stanął w jego obronie; o tym, że był świadkiem tej okropnej bójki, ale nie mógł w żaden sposób pomóc i o wszystkich jego wyrzutach sumienia, pomieszanymi z troską o drugą osobę.
— To wszystko była moja wina. — zakończył, niemal płaczliwym tonem. — Dlatego proszę, niech pani nie obwinia za nic Yoongiego hyunga... to moja wina...
Drobna brunetka, zaskoczona takim nagłym wylewem słów w pierwszej chwili nie zarejestrowała o co chodzi chłopcu. Mówił tak szybko i w dodatku w stresie, zapewne zapomniał o języku angielskim i dopiero po kilku sekundach zrozumiała, że ten komunikuje się z nią po koreańsku. Czuła, jak ciało jej syna spina się, gdy i ten zrozumiał o co chodzi i uniosła dłoń do góry, aby nie pozwolić mu się odezwać. Zbyt dobrze znała temperament swojego pierworodnego, a nie chciała już bardziej napinać widocznie nerwy blondyna.
Nie obwiniała swojego syna o to w jakim jest stanie, zwyczajnie się martwiła o niego i nie chciała, aby ten wpadał w jakieś kłopoty, które mogłyby zaszkodzić jego edukacji. Wielokrotnie było to już tutaj wspominane, iż żadna szkoła publiczna nie chciała agresywnej, wilczej hybrydy, a na prywatne nauczanie nie było ich stać. Stypendium socjalne jakie posiadał jej syn z ledwością starczało na opłacanie nauki w tej szkole (a/n nauka w USA jest płatna, ale jest szereg stypendiów, które można zdobyć. Mimo wszystko, jeśli się mylimy, nie złościć się na nas).
Gdy psia hybryda zamilkła na dłużej niż dziesięć sekund, uznała, że zakończył już swój monolog, dlatego podeszła do niego, dotykając delikatnie obu ramion i ucałowała chłopaka w czoło.
— W takim razie cieszę się, że mój syn mógł pomóc tak miłemu chłopcu — odpowiedziała, chcąc go uspokoić.
A Yoongi czuł, że zaraz wyjdzie z siebie, ale według woli matki nie odezwał się nawet słowem. Jedynie swoim wzrokiem próbował podduszać, kroić najostrzejszym nosem, czy dłubać śrubokrętem w truchle Jimina w swojej głowie. Założył ręce na piersi, czując jak od tego ruchu bolą go żebra, ale nie wydał z siebie nawet głuchego jęku.
"Przeklęty dzieciak! A niech pchły go zjedzą!"
Jimin uśmiechnął się do kobiety, czując wreszcie ulgę. Zrobił wszystko to, co mógł i zgodnie z obietnicą, jaką złożył Yoongiemu przed wejściem do gabinetu pielęgniarki – zamierzał wycofać się całkowicie z jego życia. Chyba, że to sam Min szukałby z nim kontaktu. Z jakiegoś powodu naprawdę przygnębiła go ta myśl, bo naprawdę chciał poznać Yoongiego bliżej, coś nienamacalnego go do niego ciągnęło, ale wiedział, że na za dużo już sobie pozwolił.
— Dziękuję, że mnie pani wysłuchała. — powiedział już swoim zwyczajnym, delikatnym tonem, a jego jasny ogon zamerdał parę razy, lecz bez większego entuzjazmu.
Skłonił się przed kobietą nisko, a potem pożegnał równie grzecznie, bo musiał wrócić na chwilę do gabinetu pielęgniarki, żeby napisała mu usprawiedliwienie na lekcje, które opuścił, a potem iść na pozostałe zajęcia. Miał nadzieję, że Cherry nie chodzi z nim na przedmioty, na których dzisiaj nie był, bo nie miał ochoty na odpowiadanie na ciekawskie pytania koleżanki.
Zerknął jeszcze na Yoongiego, stojąc przed drzwiami gabinetu. Brunet wychodził właśnie głównym wejściem, a kiedy zniknął Jiminowi z oczu, ten poczuł bolesne ukłucie w klatce piersiowej, które sprawiło, że ponownie dzisiaj jego uszka opadły smutno.
~*~
Unikanie Yoongiego przez resztę tygodnia nie należało do trudnych, ponieważ chłopak nie zjawił się aż do poniedziałku. Jego mama zadbała o to, aby spokojnie leżał w domu i powoli kurował się, otoczony jej opieką. Jedyne co martwiło kobietę, to fakt, że dostał zakaz uczęszczania na zajęcia wychowania fizycznego i że nie będzie miał gdzie dać upust gromadzącej się szybko frustracji. Postanowiła na razie się tym nie martwić, stawiając leczenie pierworodnego na pierwszym miejscu. Ale już w weekend chłopak nie dał się utrzymać w łóżku i zaparł się, iż chce pomóc jej w pracy.
Przez te kilka dni, wielokrotnie próbowała porozmawiać z Yoongim na temat psiej hybrydy, powiedzieć mu, że jest dumna, że obronił tego niewinnego dzieciaka, ale gdy tylko chciała zacząć ten temat, jej syn sprytnie się wywijał, w wyniku czego nadal nie wiedziała nic. Bardzo się cieszyła, że Yooni w końcu znalazł z kimś wspólny język, w dodatku Jimin umiał koreański, co tak mocno brakowało jej synowi w tutejszym otoczeniu. Chciała po prostu dowiedzieć się więcej o nowym znajomym synka, bo odkąd tutaj zamieszkali nie słyszała o nikim szczególnym w jego życiu. Dlatego gdy syn sam zaproponował pomoc w salonie fryzjerskim, nie odmówiła mu, bowiem nie urodził się cwaniakiem sam z siebie. Po kimś musiał odziedziczyć przebiegłość.
Yoongi, powiedz mi chociaż, jak ten chłopak się nazywa — zaczęła temat, gdy oboje stali przy klientach. Ona czesała panią na wesele, a Yoongi podcinał małej dziewczynce końcówki. Nie miała nigdy co robić z synem, obawiając się zostawić go z jakąś opiekunką, bo od dziecka miewał ataki agresji na przemian z lękami i paniką. Po szkole zawsze przychodził do salonu, gdzie z nudów pewnego dnia poprosił, żeby mama nauczyła go chociaż najprostszych technik podcinania włosów. Od tamtego czasu zawsze, jak ma tylko czas, pomaga w salonie gdy akurat nie ma żadnej kursantki.
Po usłyszeniu słów mamy, aż na chwilę zaprzestał czynności jaką wykonywał. Spojrzał w jej kierunku, dostrzegając na jej twarzy zadowolony uśmieszek. Unikał tej rozmowy jak ognia. Przez ten czas, jak nie było go w szkole, emocje już opadły i nie pragnął już mordować na tysiąc różnych sposobów psiej hybrydy. Pozostała jedynie niechęć i przypiął mu łatkę donosiciela. Miał dość mieszane uczucia wobec niego, nie umiejąc wybrać czy ten go jedynie denerwuje, lub może jednak kompletnie wkurwia. Wszystkie przemyślenia rozmywały się w momencie, gdy przypominał sobie ten merdający w radości ogon i zapach truskawkowych mochi. Sytuacja go dobijała, bo rozumiał, że dzieciak chciał dobrze. Tak go wychowano, a skoro nigdy nie był w szkole...
— Nazywa się chyba Jimin. - odpowiedział z niechęcią, wracając do swojej pracy i skupiając się na niej. Nie chciał znowu niepotrzebnie się zirytować, ale dobrze wiedział, że mama i tak go w końcu do niej zmusi.
— Długo się znacie? Wyglądał na naprawdę przejętego twoim stanem. — pani Min ignorowała ciekawskie ucho swojej klientki, skupiając się całkowicie na rozmowie ze swoim dzieckiem. Wewnętrznie tańczyła taniec zwycięstwa, ze jej syn nie ma jak uciec od tej rozmowy, ale nie mogła poddać się euforii. Musiała zadać mu pytania tak, aby wyciągnąć z niego jak najwięcej interesujących wiadomości o blondynie ze szkoły syna.
— W ogóle się nie znamy mamo. W tamtej chwili pierwszy raz go zobaczyłem — powiedział mało wyraźnie, czując wzrok starszej klientki na sobie, dzięki dużemu lustrze przed nimi.
— Mój syn jest bohaterem, obronił takiego małego chłopaczka przed jakimiś dryblasami - Fryzjerka wychwyciła ciekawski wzrok klientki na swoim synu i w skrócie postanowiła streścić całą sytuację. Dumna, uśmiechnęła się szeroko do lustra, aby kobieta na fotelu mogła to zobaczyć. Starsza pani pogratulowała obojgu, wyrażając swoją radosną opinie na ten temat, a Yoongi miał ochotę po prostu wyjść. Przeklęty Park Jimin. Nawet jak go tutaj nie ma, to ma ochotę go udusić.
— To nic takiego...
— Ma złamane żebro, tak go pobili, a dziś jest już ze mną w pracy! Ten cały Jimin dobrze na niego wpłynął - kontynuowała jego mama, szczerze pragnąc podnieść syna na duchu.
— Oh, to może niech przyprowadzi go do salonu? Za dwa tygodnie przyjdę na farbowanie, chętnie go poznam — BINGO! Pani Anders jeszcze nigdy nie zawiodła pani Min. Zawsze wszystkich chciała poznawać.
— Ja tez z miła chęcią poznałabym tego blondynka, synu. Przeprowadzisz go na obiad któregoś razu?
A Yoongi czuł się jakby wyszedł z siebie i obserwował wszystko z boku. Cholerny Park Jimin.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro