Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

05: „Chciałem tylko pomóc..." ~ Jimin

Lisica przeskanowała Yoongiego przenikliwym wzrokiem. Nie uszedł także uwadze niezadowolony wyraz twarzy psiej hybrydy, opierającej się o drzwi. Tak na wszelki wypadek, żeby hyung nie próbował uciec.

— A jadłeś coś dzisiaj? — spytała pielęgniarka, zakładając nogę na nogę. Jej puszysta, ruda kita zamiotła podłogę obok krzesła, na którym siedziała.

Yoongi czuł się jak w pułapce, otoczony z każdej strony. Postanowił do samego końca trzymać swoją wersję, przecież wyliże się z tego.

— Nie, wypiłem kawę na pusty żołądek. To chyba przez to. — powiedział spokojnie, starając się stać prosto.

Jimin skrzywił się jeszcze bardziej. O nie, nie odpuści. Nie teraz, kiedy w końcu przywlókł tu starszego. Rzucił mu po części karcące i przepełnione pretensją spojrzenie. Może zazwyczaj blondyn był nieśmiałą, płochliwą kulką, ale w niektórych sytuacjach potrafił ukazać swoją stanowczość.

— Proszę pani, myślę, że Yoongi hyu- — zaciął się, bo prawie dodałby honoryfikat. Robił to już tak odruchowo, że nawet o tym nie myślał. — Że Yoongi... uderzył się w brzuch. Nie sądzę, żeby był w najlepszym stanie.

Rudowłosa pielęgniarka zmierzyła psią hybrydę przeszywającym wzrokiem zielonych oczu, a potem przeniosła go na Mina. Już zaczęła podejrzewać, że coś się dzieje. Zresztą, zachowanie tych dzieciaków było aż nadto podejrzane.

— Dobrze. W takim razie pozwól, że obejrzę twój brzuch — zwróciła się do Yoongiego, wstając z miejsca i poprawiając swój biały fartuch. — Połóż się na leżance. — nakazała łagodnie, acz z wyraźnym rozkazem. Sama sięgnęła do pudełka z gumowymi rękawiczkami jednorazowymi.

Brunet stał po środku skromnego gabinetu pielęgniarki. Pokój był w odcieni szarości, od dawna nie będąc odrestaurowywanym. Ściany zdawały się pamiętać najstarsze dzieje tej szkoły. Tuż nad biurkiem znajdowała się tablica korkowa, obwieszona w nieładzie wieloma kartkami różnego koloru. Tuż pod oknem znajdowała się wspomniana przez kobietę leżanka. Całość tego wydarzenia oświetlała stara lampa, dająca żółte światło, przez co ściany wydawały się obrzydliwie brudne. Przez kilka sekund buczenie, które z niej uchodziło było jedynym dźwiękiem słyszalnym w pomieszczeniu.

Po słowach, które tak szybko opuściły usta pozostałej dwójki, wilcza hybryda za bardzo nie wiedziała co zrobić. Jego ogon zaczął nerwowo bujać się w każdą stronę i nim zdążył zaprotestować, kobieta dotknęła jego ramienia, ciągnąc w kierunku siedziska. W tak krótkim czasie stały się dwie rzeczy, których nie znosił i unikał jak ognia. Został wkopany i ktoś dotknął go wbrew woli. Czuł się na tyle skołowany, że z jego ust nie uleciał żaden dźwięk i posłusznie zajął miejsce tuż przy oknie, kładąc się.

Patrzył w sufit, oddychając coraz ciężej, co zaczynało sprawiać mu ból w okolicach żeber, a on zaczął się nieco krzywić. Zacisnął dłonie w pięści, gdy kobieta dokonywała badania.

— Boli tutaj? — spytała naciskając w okolicy przepony, na co uzyskała skinięcie głowy od nastolatka. Chciał już stąd wyjść i zapomnieć, że taka sytuacja w ogóle miała miejsce, ale kobieta jak na złość wciąż sprawdzała, sprawiając, że z bólu prawie zebrały mu się łzy w oczach. Jego zdolności aktorskie, wysoki próg bólu i samozaparcie nic nie dały, gdy ta dojechała do złamanego żebra. Chłopak na kozetce skulił się, dość brutalnie odsuwając jej dłoń od siebie.

— Tak myślałam. Chyba masz złamane żebro, Yoongi. — Niezrażona jego reakcją, wstała ze swojego taboreciku przy leżance i podeszła do biurka, szukając czegoś w tonie porozrzucanych papierów. — Koniecznie musisz odwiedzić szpital, a ja muszę niestety poinformować o tym dyrektora.

— Dyrektora? Ale po co od razu...

— Nie uwierzę, że po prostu się uderzyłeś. Jimin, przypilnuj, żeby tutaj leżał — kobieta twardo ucięła dyskusję ze swoim pacjentem, ignorując, że ten zaraz wyjdzie z siebie przez furię, w jakiej się znalazł. Chwyciła swój telefon i schowała do kieszeni kitla, po czym wyszła, zostawiając dwójkę samym sobie.

Do Mina zaczynała docierać informacja, że jest przeokropnie w dupie. Nie obchodziło go obniżenie zachowania, czy pobyt w szpitalu, najbardziej wystraszył go fakt, iż jego matka będzie nim rozczarowana, przez problemy jakie sprawia. Zacisnął usta w cienką linię, podnosząc się powoli i zawieszając wzrok na drugim osobniku w tym pomieszczeniu.

Jimin — wycedził i na nic się tym razem przydał słodki zapach mochi, jedynie na co miał ochotę, to wyrzucenie go przez okno.

Jimin od razu cały skulił się w sobie – uszka opadły mu żałośnie na boki, a puszysty ogon podwinął się tak, że niemal całkowicie przylegał do tylnej strony jego uda. Miał ochotę wcisnąć się w ścianę i zniknąć. Dopiął swego i nie żałował żadnej swojej decyzji, ale jednocześnie bał się, że nagle Yoongi z jego wybawcy stanie się oprawcą. Wpatrywał się więc w niego z przerażeniem w oczach.

Hyu-hyung, ja... ja musiałem to zrobić, b-bo inaczej nie dałbyś sobie pomóc... — wykrztusił przez zaciśnięte ze strachu gardło. Nic więcej nie zdołał już powiedzieć. Najchętniej przeniósłby się do swojej ochronnej kulki, w którą zwijał się zazwyczaj, gdy bardzo się czegoś bał.

Powiedz mi, czego najbardziej nie znosisz? — warknął, oczami szarpiąc boleśnie za jego ogon.

J-ja n-nie... — Blondyn zaciął się, zaciskając dłonie na swojej koszulce. Czuł jak powoli łzy napływają mu do oczu i niewiele mu brakuje, żeby wybuchnąć płaczem.

Uspokój się i powiedz czego nie lubisz, albo sam to znajdę. — syknął, ignorując fakt, że psia hybryda zaczynała przed nim się rozklejać. Był wściekły i niewiele brakowało, aby wstał i w agresji pokazał mu, jak bardzo nie aprobuje tego, co ten zrobił. Powstrzymywała go tylko wizja rozczarowanego wzroku matki.

J-ja nie mam raczej rzeczy, której nie lubię... — odpowiedział w końcu z trudem. Starał się tamować falę łez, która kłębiła mu się w oczach, rozmazując obraz przed nim, jednak mimowolnie pociągnął nosem, no od powstrzymywanego płaczu zebrało się w nim sporo wody. — Proszę, hyung, nie rób mi krzywdy... — niemalże zaszlochał, patrząc na starszego zaszklonymi oczami.

Przestań ryczeć, nic ci nie robię. — powiedział do niego ostrzegawczym tonem. Zacisnął palce na krawędzi kozetki tak mocno, że jego kostki zbielały. Głośno oddychał przez rozszerzone od złości nozdrza. Nie myślał teraz logicznie, musiał zamknąć oczy, bo jeszcze chwila i faktycznie by nie wytrzymał i chłopak zostałby bez ogona, co z pewnością sprawiłoby mu najwięcej bólu.

Słuchaj psie — zaczął w końcu, nadal mówiąc tonem bez krzty szacunku. Znów skupił na nim wzrok, widząc jak żałosny obraz sobą teraz prezentuję — Za błędy się płaci, także do końca roku będziesz odrabiał za mnie wszystkie wypracowania z literatury angielskiej. Skoro ty nie umiesz trzymać języka za zębami, to moja pomoc kurwa nie była bezinteresowna. — warknął.

Do-dobrze. — zgodził się Park, niemalże natychmiast. Jeśli taka miała być cena, to będzie gotów ją zapłacić. Był całkiem dobry z angielskiego, pisanie czy czytanie w tym języku przychodziło mu o wiele łatwiej, niż mówienie, dlatego nie było to dla niego zbyt duże poświęcenie.

Blondyn zaczął się powoli uspokajać, choć nadal czuł wrogie spojrzenie hyunga na sobie, co godziło w jego wrażliwe serce. Przecież chciał dobrze... martwił się o Yoongiego, nie chciał, żeby coś mu się stało, do tego z jego winy. Wiedział, że wpychanie do tego stopnia nosa w nieswoje sprawy musiało być denerwujące i to głównie dlatego brunet jest teraz tak na niego wściekły. Nadal jednak nie żałował niczego, co zrobił.

Przetarł wilgotne oczy rękawami bluzki, znów pociągając nosem. Jego uszy nadal klapały smętnie, a ogon strachliwie się podkulał.

Brunet oddychał ciężko. Bardzo chciał, aby hybryda zniknęła mu z oczu i już chciał kazać wyjść mu przed gabinet, gdy do pomieszczenia wróciła pielęgniarka. W pierwszej chwili nie zwróciła uwagi na fakt, że Jimin był roztrzęsiony i zapłakany.

— Twoja mama jedzie już do szkoły i zabierze cię do szpitala, więc nie ma konieczności wzywać karetki — poinformowała chłopaka, na co ten widocznie zbladł.

Spojrzał w kierunku kobiety, bo słowa, które wypowiedziały były tymi, których nigdy nie chciał słyszeć. Jego ramiona opadły, a ból przeszedł przez jego klatkę piersiową. Spojrzał w podłogę, myśląc, jak się wytłumaczy rodzicielce.

Postawa agresywnego wilka sprzed kilku minut, została zastąpiona dość żałosnym widokiem nastolatka, kulącego uszy, a końcówka ogona drgała nerwowo.

Lisia hybryda w końcu spojrzała na Jimina, chcąc go odesłać, ale zauważyła jego zaczerwienione oczy, szybko łącząc fakty.

— Yoongi ci coś zrobił? — widocznie napięła mięśnie, gotowa opierniczyć starszego chłopaka.

Jimin zamrugał nadal mokrawymi oczami, a potem szybko pokręcił głową, aż jego uszka plasnęły o siebie, wydając dość śmieszny dźwięk. Zdecydowanie starczyło mu wrażeń jak na jeden dzień i najchętniej wróciłby już do domu, ale zostały mu jeszcze trzy lekcje. Poza tym, musiał jeszcze coś zrobić. Zwłaszcza, kiedy zobaczył jak postawa Yoongiego zmieniła się na wspomnienie jego matki. Był mu to winien.

— Nie, nie. Tylko po prostu... za dużo wrażeń... jak na jeden dzień... — wydukał, co poniekąd było zgodne z prawdą. — Nigdy wcześniej nie chodziłem do szkoły — dodał, jako główny argument swojego aktualnego stanu. — Mo-mogę poczekać z Yoongim na jego mamę? — poprosił nieśmiało, naciągając nerwowo rękawy na swoje dłonie.

Słowa młodszego chłopaka odbiły się o uszy wilczej hybrydy, jak groch o ścianę. Bardzie martwił się o swoją rodzicielkę. Nie była złą kobietą, przeszła w swoim życiu bardzo dużo. To ona nauczyła go, że nie powinno wyróżniać się w tłumie, tylko żyć w zgodzie z samym sobą, nie szukając oklasków z powodu własnego istnienia. To ona zabierała go na wielogodzinne spacery po lesie, pokazując rożne gatunki drzew i krzewów, ucząc wszystkich nazw.

— Nie powinieneś czasem wracać na lekcje? — spytała kobieta. — Zaopiekuję się nim, nie musisz się już martwić. — spojrzała w oczy blondyna, zbliżając się nieco do niego. Próbowała się uśmiechnąć, aby dodać mu otuchy. Ale kobieta nie była takim lodowcem jak Min. Gdy dostrzegła jego proszący wzrok, zawahała się.

— Chociaż... może powinnam podać ci jakieś krople na uspokojenie, cały się trzęsiesz.

Tym razem blondyn kiwnął głową i wysilił się na wdzięczny uśmiech. Zdecydowanie, coś na uspokojenie by mu się przydało, bo jego dłonie wciąż trzęsły się tak, że mógłby w barze trzepać drinki. Już nie tylko przez to, jak Yoongi go potraktował, ale także przez wizję tego, co dokładnie chciał zrobić.

Usiadł na kozetce zgodnie z poleceniem pielęgniarki i poczekał, aż kobieta zagotuje wodę w niewielkim czajniku elektrycznym, naleje do szklanki, wpuści do niej lekarstwo i poda chłopcu. Psia hybryda przyjęła ciepły napój, po czym zaczęła ostrożnie w niego dmuchać, by obniżyć nieco temperaturę napoju.

Pielęgniarka posłała w kierunku Jimina miły uśmiech, gdy ten usiadł na podstawionym przez nią krześle. Nie ryzykowaliby sadzania go obok agresywnej, wilczej hybrydy, nawet jeśli w tym momencie wyglądał na spokojnego. Sama po chwili zajęła się robotą papierkową i opisania przypadku Mina.


(Shori: Strasznie przepraszamy, że rozdział tak późno, małe problemy techniczne :<)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro