Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

02: "Ostatni raz próbowałem być pomocny." ~ Yoongi

Normalna czcionka – angielski

Pogrubiona – koreański

Jimin kierował się spokojnym krokiem ku bramie szkoły. Jego ogon machał wesoło na boki, pokazując, że chłopak jest szczęśliwy. Co prawda, ten dzień nie przebiegł tak, jak to sobie wyobrażał, ale było bardzo miło i zdecydowanie pierwsze wrażenie wywarł na nim dobre. Wokół nie było już prawie nikogo, bo przez rozmowę z nauczycielem został trochę dłużej.

Dotarł właśnie do niewysokiego murku, kiedy jego czułych uszu dobiegł odgłos kroków po żwirowej drodze za nim. Obrócił głowę, żeby sprawdzić, kto za nim idzie i aż przeszedł go niemiły dreszcz. Jego śladami, w odległości około trzech metrów, podążała trójka chłopaków. Cała trójka była zdecydowanie wyższa od Jimina, nie pachniała zbyt miło, a otaczająca ich aura nie była przyjazna.

Blondyn już chciał położyć uszy po sobie i przyspieszyć kroku, by najzwyczajniej w świecie zwiać, kiedy jeden z nieznajomych złapał go za łokieć, zatrzymując dość brutalnie.

— Hej! Nie tak szybko, kundlu! — zawołał nieznośnie głośno, przez co Park miał ochotę się skul — Jesteś nowy, co nie? A nowym należy się odpowiednie powitanie — Jego towarzysze zarechotali złowieszczo.

— Czego ode mnie chcecie? — Przez strach i wzrastającą powoli panikę akcent w wymowie hybrydy znacząco się nasilił i chłopak, który go zaczepił, niewiele mógł zrozumieć.

— Co ty tam mamroczesz? Zresztą, to nieważne. Ty i tak nie masz za wiele do gadania — Szarpnął niedelikatnie Jimina za łokieć, który wciąż więził w silnym uścisku.

— Rick, zobacz jakie ma uszy! — Drugi z chłopaków wysunął się nieco w przód i złapał zdecydowanie zbyt mocno za oklapnięte uszko blondyna, ciągnąc za nie przy okazji, co było dla niego dość bolesne. — Wygląda jak pies mojej ciotki!

— No to zobaczymy, jak nasz psiak będzie wyglądał z głową w kiblu — Pierwszy chłopak ponownie szarpnął hybrydę, zdecydowanie próbując zaciągnąć ją z powrotem do szkoły.

Nie! Proszę! Zostawcie mnie! — Jimin prawie pisnął, a ze strachu zupełnie zapomniał o ogólnie panującym tu języku i posłużył się swoim ojczystym. Nie opanował też łez, które stanęły mu w oczach.

Brunet, który wcześniej miał zamiar opuścić szkołę i wrócić do swojego łóżka, od dobrej chwili przysłuchiwał się konwersacji. Słysząc język koreański, nie potrafił tak po prostu się oddalić. Swoich przecież nie pozwoli lać po mordzie.

Nie kontrolując swojej ekspresji na twarzy, zawrócił wbijając swój wzrok we wspomnianego Ricka. Plecak zrzucił na środku chodnika, a raczej sam zsunął się z jego ramienia, gdy bez problemu przeskoczył murek znajdując się bardzo szybko blisko nich. Jeden z oprawców na jego widok gwałtownie cofnął się do tyłu, chyba chcąc uciec, ale widząc, że jego koledzy twardo stoją na ziemi, zatrzymał się. Nie wychylał się jednak.

— Wynoście się stąd — warknął Yoongi. Spojrzał bez strachu w oczy, jak mniemał, liderowi fantastycznej trójki. Gdyby miał chociaż trochę oleju w głowie, nie mieszałby się w to. Sam wzrostem dorównywał psiej hybrydzie, nie wspominając już o wątłej budowie ciała. Nagły wybuch adrenaliny w jego żyłach, przygnał go prosto w ręce szkolnych osiłków. — To mój teren.

— A co? Obsikałeś ten murek? — zarechotał nastolatek, prawie o głowę wyższy od Mina, a ten tylko wypchał policzek swoim językiem, aby w jakiś sposób kontrolować swoje nerwy i nie rozszarpać mu zaraz gardła. Niestety, nie trwało to długo, nie potrafił nigdy rozmawiać, a widząc, że pozostała trójka nie chce dostosować się do jego polecenia, wyskoczył z łapami do swojego „rozmówcy", łapiąc go mocno za kołnierz i ściągając do swojej wysokości.

— Chyba coś powiedziałem, wypierdalać mi stąd — wysyczał przez zaciśnięte zęby, które przy siekaczach były zdeformowane i znacznie wydłużone, jak gdyby miał być ludzkim wilkiem. I groźna postawa pewnie by załatwiła sprawę, gdyby tylko Rick był tutaj sam. Pozostała dwójka szybko chwyciła Yoongiego, odciągając od swojego szefa. Totalnie stracili zainteresowanie zlęknionym chłopakiem, zajmując brunetem.

— Och, oczko i postrach wszystkich nauczycieli w naszej budzie, Min Yoongi we własnej, zapchlonej postaci — Rosły nastolatek wygładził swoją koszulkę, za którą przed chwilą był trzymany. — Swojego stada bronisz? Prawie robi pod nogi, tak jak jego... jak wy to mówicie? Alfa?

Yoongi zaczął się wyrywać. Nawet siła, którą zyskał przez adrenalinę nie pozwoliła mu się uwolnić z silnego uścisku dwóch, większych od siebie chłopaków.

— Nie chciałeś wchodzić ze mną na tą drogę wojny — warknął w odpowiedzi, na co dostał celne uderzenie z pięści prosto w brzuch. Nie raz i nie dwa był w takiej sytuacji, spiął mięśnie brzucha, wykorzystując bliskość, aby uderzyć go z kolanka. Potem wszystko działo się już szybko. Trzech na jednego zawsze było przesądzonym meczem.

Jimin z przerażeniem oglądał ten spektakl przemocy przed sobą, a łzy ciekły mu po policzkach. Chciał pomóc tej obcej hybrydzie, naprawdę chciał. Ale dobrze wiedział, że zbyt wiele nie wskóra. Poza tym, był tak przerażony, że nie był w stanie zrobić nic, poza kucnięciem i zwinięciem się w obronną kulkę. Chociaż instynkt kazał mu uciekać, kończyny nie chciały go słuchać. Skrył twarz w przedramionach i błagał, żeby tych trzech obrzydliwych typów już skończyło i zostawiło niewinnego chłopaka w spokoju.

Po kilku okropnych minutach, podczas których starał się ignorować odgłosy bójki, oprawcy znudzili się i odeszli, głośno się śmiejąc. Najwyraźniej spuszczenie komuś łomotu wprawiło ich w doskonały nastrój. Oszołomiony blondyn uniósł strachliwie głowę, a widok, który zastał, wbił się głęboko i boleśnie w jego wrażliwe serce. Nieznajomy chłopak był widocznie sponiewierany. Siedział ze spuszczoną głową, trzymając się za brzuch, który na pewno oberwał więcej razy, niż ten jeden cios, który Park jeszcze zobaczył.

Dopiero teraz Jimin mógł się w jakikolwiek sposób poruszyć. Położył dłonie na ziemi, nie zwracając uwagi na to, że może je ubrudzić i podpełzł na czworakach nieco bliżej bruneta. Nagle w jego nos uderzył zapach niedoszłego wybawcy. Jimin mógł z czystym sumieniem stwierdzić, że nigdy wcześniej nie czuł takiej woni, jak ta. Nie dało się jej opisać, jak zapachu każdego innego stworzenia, ale miała w sobie coś, co wywoływało w blondynie respekt. Poza tym, najbardziej na myśl przywodziła las lub inne miejsce na łonie natury.

P-przepraszam. — wymamrotał, nadal po koreańsku, spuszczając uszy jeszcze niżej. — To moja wina...

Yoongi splunął na ziemię, ignorując gorzki smak krwi w ustach. Nie znosił jej widoku, więc szybko odwrócił wzrok od swojej śliny, gdy dostrzegł bordowe ślady w swojej wydzielinie. Jego uszu dobiegły słowa drobnego blondyna, na którego spojrzał kątem oka.

Nie zbliżaj się — powiedział chłodno, odpowiadając również po koreańsku.

Nie potrafił oszukać swojego nosa, który szybko wyniuchał słodkawy zapach chłopca, znacząco różniący się od mdlących zapachów człowieka. W tej przykrej sytuacji chociaż to było pocieszające. Zacisnął pięści, z grymasem na twarzy podnosząc się. Woń hybrydy skutecznie przyćmiła mu na chwilę myślenie, powodując, że zawiesił na nim swój wzrok. Nie było to dla niego dziwne, że zobaczył na twarzy ślady po płaczu. Twarz psiaka przed nim nie wyglądała najlepiej, cała zaczerwieniona, ze spuchniętymi oczami, w których jeszcze czaiły się łzy. Przez chwile wpatrywali się w siebie, dopóki starszy z nich nie prychnął głośno i nie zaczął się oddalać.

Jeszcze czegoś takiego nie czuł, najchętniej by go zaniósł do domu na barana. Cała dusza rwała się do tej uroczej hybrydy, do pomocy, do wytarcia pozostałości po łzach. Tego nie znosił w byciu pół-wilkiem, która często kłóciła się z naturą jego człowieka. Lgnięcia do każdej, bardziej uroczej istotki. Natomiast jako człowiek wolał prowadzić samotne życie, wpuszczając do kręgu bliskich osób jedynie swoją mamę i kumpla, który został w Korei.

Niechętnie odszedł od chłopca, ale nie potrafił się powstrzymać i kilka razy spojrzał za nim. Ignorował obity brzuch na tyle ile potrafił, wciąż buzująca adrenalina pomagała mu w tym.

Jimin usiadł na ziemi, patrząc jeszcze jakiś czas za oddalającym się chłopakiem. Nie wyglądał na zbyt przyjaznego osobnika, ale bez dwóch zdań uchronił go przed zostaniem ofiarą przemocy swojego pierwszego dnia szkoły, tym samym samemu się nią stając. Poczuł nagłą wdzięczność, która zalała go, niczym ciepły prysznic. Chciał jakoś odwdzięczyć się tajemniczemu brunetowi, chwila... jak on się nazywał? Min Yoongi? Chyba tak nazwał go ten cały Rick. A więc chciał odwdzięczyć się Yoongi hyungowi (honoryfikat dodał w myślach zupełnie odruchowo). Ale postanowił pomyśleć o tym, gdy będzie już w domu.

Wstał, otrzepał kolana ciemnych spodni, choć i tak zostały ślady kurzu, po czym wyciągnął z kieszeni telefon. Tata kazał mu zadzwonić od razu po tym, jak skończy lekcje, żeby ich szofer po niego pojechał. Tak też zrobił.

Wracając do domu ciemnym autem i przyciskając jeden z policzków do szyby, miał nadzieję, że kolejny dzień skończy się lepiej... i że odnajdzie wśród masy uczniów tego, z którym chciał porozmawiać.

~*~

Poranek dla bruneta nie należał do łatwych. Na szczęście, tych trzech kolesi oszczędziło jego twarz. Poza drobnym siniakiem na policzku, żadnych śladów bójki nie było widać. Nie był w stanie przyznać się matce do kolejnych problemów, gdy jej salon fryzjerki podupadał. Musiała zająć się swoimi sprawami, zamiast martwić się o syna. Dlatego opuszczał dom z delikatnym uśmiechem na twarzy, by tuż za progiem zacząć mocno się krzywić z bólu.

Przez większość czasu jego głowę zajął ten chłopiec. Nie chodziło o to, że był ładniutki (przecież był), czy o to, że ślicznie pachniał (dopiero po przemyśleniu stwierdził, że pachnie jak jego ulubione truskawkowe mochi). Mieszkał tutaj już trzy lata i dopiero po takim czasie trafił na Azjatę. Oczywiście, nie było ich tak mało w mieście, ale raczej nie podchodził do przypadkowych ludzi, aby znaleźć sobie kogoś bliskiego. Chodziło o otoczenie. Po takim czasie, po tysiącu ośmiu dniach na obczyźnie nareszcie pojawił się ktoś, kto zna koreański, a on już nie będzie musiał męczyć się z piekielnym angielskim. O ile w ogóle się dogadają.

~*~

Rankiem, Jimin nie potrafił wykrzesać z siebie tego entuzjazmu, z którym wstawał dnia wczorajszego. Wydarzenia, które miały miejsce po lekcjach nie dawały mu spokoju i wprowadziły do jego dotąd beztroskiej wizji życia ciemne barwy. Chociaż głupio było to przyznać jemu samemu, od dziecka patrzył na świat przez różowe okulary, nie myśląc o rzeczach złych czy smutnych. Po tym, czego był świadkiem, owe okulary z hukiem spadły mu z nosa, a on dopiero wtedy zaczął dostrzegać inne kolory.

Nie zrezygnował z pomysłu odnalezienia Yoongiego i podziękowania mu. Zdecydowanie, brunet zasługiwał na te słowa z jego strony. Poza tym, Park dopiero wróciwszy do bezpiecznego domu i przemyślawszy sprawę na spokojnie, zdał sobie sprawę, że naprawdę rozmawiał z nim po koreańsku. To zapalało w jego dotąd zaciemnionej ścieżce szkolnego życia małe światełko. A nuż hyung będzie chciał więcej z nim rozmawiać? Miło by było od czasu do czasu pogadać z kimś w ojczystym języku.

Kiedy stał przed swoją szafką i pakował potrzebne na ten dzień książki, odnalazła go Cherry. Bezszelestnie zaszła od tyłu nowego kolegę, po czym wyłoniła zza jego pleców, na co biedny Jimin aż podskoczył ze strachu, a dziewczyna zachichotała.

— Jejuuuu, Cherry! Nie rób tak więcej! — jęknął z pretensją blondyn, łapiąc się za szybko bijące serce.

— Chciałam zobaczyć twoją minę. — Kocia hybryda uśmiechnęła się do niego niewinnie.

Park patrzył na nią przez chwilę z degustacją, ale potem wpadł na pomysł, by zapytać jej o męczącą go kwestię.

— Hej, Cherry, znasz Min Yoongiego? — spytał ostrożnie i w zamyśleniu przycisnął książki trzymane w dłoni do piersi, zamiast schować je do plecaka.

Szatynka zrobiła wielkie oczy, a potem przybrała nieco zestresowaną postawę. Poprawiła nerwowo okulary, machając gwałtownie ogonem, co u kotów oznaczało zdenerwowanie. Jimin przechylił delikatnie głowę i nastawił baczniej uszy, zaciekawiony tak oczywistą reakcją.

— A kto go nie zna? — prychnęła Cherry. — To postrach tej szkoły. W sumie, ludzie tutaj dzielą się na dwa typy – tych, którzy się go boją i tych, którzy wolą schodzić mu z drogi. Podobno wyleciał z kilku szkół przez agresywne zachowanie. Gadają nawet, że jest na wpół dziki, w końcu to wilcza hybryda. Dziwak z niego.

Park rozszerzył oczy w zdumieniu.

— Wilcza? Nigdy żadnej nie spotkałem.

— Nic dziwnego. Wilczych hybryd jest bardzo mało i zazwyczaj izolują się od społeczeństwa. Wiesz, geny dzikich zwierząt czy jakoś tak. — Machnęła lekceważąco ręką. — A czemu o niego pytasz?

Jimin rozchylił usta, szukając w myślach jakiejś wiarygodnej wymówki. Do tej pory nie musiał uciekać się zbyt wiele razy do kłamstw, więc szło mu to dość opornie.

— Słyszałem, jak ktoś wymienił to imię i... po prostu byłem ciekawy. — wyjaśnił, a mimo niepewnego tonu, jego towarzyszka jedynie kiwnęła głową.

— Radzę ci się do niego nie zbliżać. Aż strach pomyśleć, co mógłby zrobić takiej delikatnej psince, jak ty — rzuciła Cherry, pół żartem, pół serio.

— Hej! Nie jestem aż taki znowu delikatny! — zaprotestował blondyn, lecz wywołało tylko śmiech jego kociej koleżanki. — W takim razie, jakich miejsc mam unikać?

— Hm — Kocia hybryda zamyśliła się na moment. — Najłatwiej spotkać go na murku przed szkołą. Często tam siedzi lub śpi. No i dużo kręci się przy szkolnym boisku.

Doskonale. Jimin otrzymał dokładnie te informacje, o jakie się starał.



(Shori: Od razu mówię, że za podział rozdziałów odpowiada Rehteaa unnie, więc jeśli co rozdział będzie chamski Polsat to proszę z zażaleniami nie do mnie XDDD)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro