01: "To dzień, kiedy wielu rzeczy doświadczyłem po raz pierwszy!" ~ Jimin
Normalna czcionka – angielski
Pogrubiona – koreański
Jimin był bardziej, niż podekscytowany pierwszym dniem w szkole nie mniej, niż nowym otoczeniem. Przeprowadzka do innego kraju nieco go przerażała, ale nie czuł się źle z zostawianiem za sobą narodu. Nie miał zbyt wielu znajomych, ogólnie, rzadko wychodził z domu. Poza tym, nie chodził wcześniej do żadnej szkoły, a to głównie w niej młodzież nawiązywała kontakty z rówieśnikami. Teraz z owym kontaktem mógł być problem, bo choć po angielsku dogadać się potrafił to obawiał się, że i tak niewiele zrozumie.
W poniedziałek psia hybryda była jednocześnie szczęśliwa i zdenerwowana. O szkole wiedział jedynie to, co wyczytał w internecie oraz z książek i filmów. Niezbyt praktyczna wiedza, ale blondyn chciał poznać na własnej skórze blaski i cienie szkolnego życia. Dlatego też, z bujającym się wesoło ogonem, dreptał przez szkolny korytarz w poszukiwaniu sekretariatu. Znalazłszy go, przyjął od uśmiechniętej, choć nieco znudzonej, kobiety swój plan lekcji i rozmieszczenie poszczególnych sal w budynku.
Placówka, w której Park zaczynał właśnie edukację była jedną z niewielu zarówno dla ludzi, jak i hybryd. Mama uparła się, że skoro jego rodzice są parą mieszaną, ich dziecko powinno mieć w szkole kontakt z obydwoma gatunkami i nie chciała nawet słuchać słowa sprzeciwu. Denerwowała ją powoli izolacja, w jakiej zamykał Jimina jego ojciec.
Jimin, zerkając co chwilę na plan, który dostał, parł przez puste korytarze w poszukiwaniu swojej klasy. Trwała właśnie pierwsza lekcja i wokół niego nie było żywej duszy. Niezrażony tym faktem, usiadł niedaleko odpowiednich drzwi, po czym schował obie karteczki do kieszeni beżowego swetra. Jak na wrzesień, było dość chłodno.
~*~
Stan czynnościowy ośrodkowego układu nerwowego, cyklicznie pojawiający się i przemijający w rytmie dobowym, podczas którego następuje zniesienie świadomości i bezruch – tak można określić stan ciemnowłosego chłopaka, siedzącego, a raczej śpiącego na siedząco, na murku tuż przed szkołą. Obejmował się rękami, a głowę miał spuszczoną w dół, tak, że czarna grzywka zasłaniała mu oczy. Nawet głośny dzwonek nie dał rady dobudzić twardego snu hybrydy. To było naprawdę niewiarygodne, że jego czułe uszy nie zareagowały na ten dźwięk.
Z zamiłowania był koszykarzem, ostatniego dnia trenował do bardzo późna na szkolnym boisku, a gdy wrócił do domu, pomimo chęci pójścia spać, zaczął komponować melodię do tekstu, który ostatnio stworzył. Jak zwykle, tak się zapędził, że gdy o czwartej rano postanowił zakończyć swoją pracę i położyć do łóżka, stwierdził, że to nie ma sensu, skoro musi i tak tuż po szóstej wyjść do szkoły. Mieszkał bardzo daleko od swojej obecnej placówki, toteż opuszczał swój dom godzinę szybciej, aby bez pośpiechu dotrzeć na miejsce. Niestety, nie miał wyboru i tylko ta szkoła zgodziła się przyjąć go pod swoje skrzydła.
Dotarł na miejsce trzydzieści minut przed planowanym rozpoczęciem zajęć, przysiadł na swoim ulubionym murku, zresztą, tak jak zawsze. Jako wilcza hybryda cenił sobie samotność, wśród ludzi zbyt mocno się denerwował. Potrafili być bardzo niedomyślni i już nie raz ktoś ścisnął, pociągnął czy nadepnął na jego ogon. Uwalniało to w nim niezwykłe pokłady agresji, które psycholog polecił wyładowywać mu w jakimś sporcie. To był dla niego prawdziwy koszmar próbować wszystkiego po kolei, ale nie miał wyboru, jeśli nie chciał iść na przymusowe leczenie do ośrodka.
Tak więc, skończył drzemiąc tuż przed szkołą, zimny wiatr nie robił na nim wrażenia, bo jego ciało miało wyższą temperaturę, niż przeciętnego człowieka. Nikt nie podszedł do niego, ponieważ większość wiedziała, że to, jak niewinnie w tym momencie się prezentuje jest czystą ułudą. W innym wypadku nie miałby problemu z wyborem szkoły.
~*~
Jimin aż podskoczył na głośny dzwonek, który prawie rozerwał jego wrażliwe bębenki. Odruchowo złapał w dłonie swoje lekko przyklapnięte uszka, chcąc odciąć się od okropnie głośnego dźwięku. Co prawda, wiedział, że dzwonki są głośnie, ale nie, że aż tak...
Podniósł się z podłogi i wyprostował jak struna, bo fale nastolatków zaczęły zalewać korytarz. Oszołomiła go na chwilę mieszanina miliona zapachów – od smrodu potu ludzkich chłopaków po gryzące perfumy dziewcząt. Było prawie tak, jak podczas wypadów do galerii handlowej, bądź innego zaludnionego miejsca.
Kątem oka dostrzegł trzy dziewczyny, które mówiły coś do siebie, a jedna z nich co chwilę zerkała na Jimina. Miała średniej długości kręcone włosy w kolorze ciepłego brązu, w miarę jasną cerę, okulary na nosie, zielone oczy o pionowych źrenicach i parę kocich uszu na głowie, w zestawie z długim ogonem. Blondyn odwzajemnił jej ciekawskie spojrzenie, na co ta uśmiechnęła się do niego. I to był koniec ich niemej rozmowy, bo zaraz kotka oddała się dyskusji ze swoimi towarzyszkami.
Park odetchnął głęboko. Mimowolnie podkulił nieco ogon, by móc go złapać w dłoni i zacząć delikatnie głaskać własną miękką sierść. Jego ogon był w tym samym kolorze, co włosy, czyli złotego blondu z białym pędzelkiem na końcówce. Wyglądał trochę jak ogon Golden Retrivera i też z tą rasą psów od zawsze się utożsamiał. Były w końcu wesołe, energiczne i otwarte. No, Jimin był otwarty dopiero później, kiedy już kogoś poznał. Gest, który wykonał zawsze go uspokajał. Ogon był wrażliwym miejscem każdej hybrydy, a powolne gładzenie zawsze go uspokajało.
Gdy zadzwonił dzwonek na lekcję (zabolał uszy blondyna równie mocno, co ten na przerwę), Jimin naciągnął nerwowo rękawy swetra na dłonie, zarzucił plecak na ramię i wszedł razem z resztą pozostałych uczniów do klasy. Stanął na chwilę jak wryty, bo nie miał pojęcia, gdzie usiąść. Poczekał, aż reszta osób, z którymi chodził na angielski zajmie swoje miejsca, a potem usiadł gdzieś po środku rzędu od okna, samotnie. Chociaż potrafił wyczuć na sobie kilka zaciekawionych spojrzeń.
Nowo przybyły wzbudził niemałą sensację tak, jak każda hybryda, która pojawiała się w tej szkole. Jego umaszczenie było wybitnie rzadkie. Część myślała, iż posunął się nawet do farbowania czułego ogonka!
Gdy w sali pojawił się spóźniony nauczyciel z filiżanką kawy w dłoni, przeszedł od razu do zajęć, ignorując listę obecności. Obecni ludzie uciszyli się, jakby ktoś nagle wszystkich wymutował. Darzyli sporym szacunkiem mężczyznę z lekką łysiną na głowie i troszkę zbyt dużym brzuszkiem.
Wiedział, że szkoła wymaga od niego sprawdzania, czy dany uczeń pojawił się na zajęciach, ale on zwyczajnie wypełniał wszelkie listy wtedy, kiedy miał czas i niekoniecznie podczas godzin swojej pracy. Miał ze swoimi licealistami niepisaną zasadę, że mają pojawiać się po prostu na sprawdzianach. Kartkówek z reguły nie robił, odpytywanie i stresowanie na środku sali było dla niego bezsensem. Mimo panującego obyczaju, sala zawsze pękała w szwach, a na jego kursy brakowało miejsc. Każdy chciał odbyć chociaż jeden semestr z tym złotym człowiekiem, który, będąc nauczycielem języka angielskiego, jednocześnie był też doskonałym pedagogiem i osobą z ogromna wiedzą. W tłumie obecnych znajomych twarzy nie rozpoznał tej nowej, należącej do Jimina, ale z pewnością by się tak stało, gdyby tylko przeczytał listę obecności.
— Um, panie profesorze! — Po klasie rozniósł się delikatny, trochę nieśmiały głosik. Ta sama kocia dziewczyna, którą Jimin obserwował na przerwie, wstała z ławki, zwracając uwagę nauczyciela. Mężczyzna spojrzał na nią pytającym wzrokiem, przerywając w połowie wstęp do gramatyki. — Mamy nową osobę na zajęciach — Nieśmiało kiwnęła w stronę blondynka.
Oczy, które wcześnie odpuściły sobie obserwowanie hybrydy, znów spojrzały w jej kierunku. Anglista lekko się zaśmiał.
— Witaj! Dlaczego nic się nie odzywasz? No powiedz, jak się nazywasz? — spytał serdecznym głosem, jakby znali się od lat.
Choć sytuacja mogłaby wydawać się niezręczna, starał się, aby nowy uczeń się tak nie czuł. Wiedział, jakie to musi być stresujące, poza tym na jego zajęciach starał się wprowadzać rodzinną atmosferę. Tak było i teraz, gdy podszedł do chłopaka i serdecznie uścisnął mu dłoń, tak jakby byli sobie równi i nie dzieliła ich żadna bariera dorosły-dziecko.
Jimin rozchylił usta, a strach nieco go sparaliżował, gdy oczy większości uczniów skupiły się właśnie na nim. Nie był przyzwyczajony do bycia w centrum uwagi i od razu poczuł, jak pocą mu się dłonie, a ogon sztywnieje przez nagły dreszcz, który przeszedł mu po plecach. Uściskał dłoń nauczyciela, ale nawet jego serdeczna aura nie była w stanie uspokoić kołaczącego serca w piersi blondyna.
Popatrzył więc najpierw z przestrachem w oczy profesora, a potem wstał niepewnie z miejsca i wbił wzrok w blat, żeby chociaż spróbować przestać się tak stresować.
— Jestem Jimin i pochodzę z Korei... — powiedział, starając się mówić w miarę głośno, żeby ludzcy uczniowie mogli go usłyszeć, choć głos delikatnie mu zadrżał. — Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy... — dodał i odważył się zerknąć w kierunku reszty klasy.
Zaraz po tym, nauczyciel pozwolił mu już usiąść, widząc, jak Park niekomfortowo się czuje, będąc na celowniku tylu ludzi. Zajęcia przebiegły w bardzo miłej atmosferze. Nawet dla Jimina, który rozumiał dwie trzecie z tego, co mówiono na lekcji. Starał się wszystko notować, choć niektóre słowa brzmiały obco i mógł jedynie domyślać się, o co chodzi. Poza tym, notatki robił po koreańsku, bo chyba nie był jeszcze w stanie w pełni przerzucić się na angielski.
Kiedy nadeszła kolejna przerwa, blondyna otoczyła grupka ciekawskich nastolatków, wypytując o mocno przyziemne rzeczy jak to, ile ma lat, czy to jego naturalny kolor sierści i dlaczego się przeprowadził. Był nieco zawstydzony, ale odpowiadał na pytania swoim nieco łamliwym angielskim. W końcu grupka rozeszła się i została z niej tylko tajemnicza, kocia szatynka, która ponownie uśmiechnęła się do Jimina.
— Jestem Cherry — przedstawiła się i wyciągnęła rękę, a jej brązowy ogon figlarnie zafalował. — Jak podobała ci się lekcja?
— Była... bardzo miła. — odparł Park, odwzajemniając z chęcią ten przyjazny uśmiech.
— Gdzie masz następną lekcję? — dopytywała ciekawsko.
Jimin bez słowa wyjął z kieszeni swój plan lekcji i przeskanował wzrokiem.
— Biologię... z panią Thomson.
— O, to ci współczuję — Poklepała go po ramieniu, co trochę blondyna spłoszyło i zdziwiło. W Korei kobiety nie posuwały się do kontaktu fizycznego z chłopakiem, jeśli nie byli w bliskich relacjach. Nadal musiał przyzwyczaić się do panujących tu zwyczajów. — Thomson jest strasznie wymagająca. Ale wyglądasz na inteligentnego.
— Dziękuję. — Ponownie się do niej uśmiechnął.
— Ja już lecę. Mam kolejną lekcję niemal na drugim końcu szkoły. Powodzenia! — Pomachała mu i zniknęła w tłumie.
Psia hybryda patrzyła jeszcze za nową znajomą, a potem obróciła się wciąż z małym uśmiechem na twarzy i ruszyła korytarzem, po numerkach na drzwiach szukając kolejnej sali.
~*~
Pierwszy dzień w szkole okazał się być całkiem miły. Pomimo ogromnej mieszanki narodowości, różnych akcentów spotkanych na korytarzu i stołówce, po której roznosił się mdły zapach słabo doprawionych potraw, Jimin mógł zaliczyć dzień do udanych. Tuż po ostatniej lekcji czekał na niego profesor z języka angielskiego – pan Carvey. Zaproponował chłopcu dodatkowe zajęcia szlifujące umiejętności, aby podnieść jego poziom.
— Więc widzimy się w czwartki i piątki po zajęciach. — powiedział z szerokim uśmiechem, zostawiając Parka samemu sobie.
~*~
Wilcza hybryda pojawiał się dopiero na trzeciej lekcji, siadając w swoim zwyczajowym miejscu – w pierwszej ławce. Nauczyciele nie pozwalali mu siedzieć na szarym końcu sali, ponieważ tracili nad nim kontrolę. Min słuchał się posłusznie, chociaż jego duma mocno cierpiała na tym, że musi podporządkować się zasadom panującym w ludzkim świecie. Gdyby nie jego matka, którą szanował i kochał całym swoim sercem, nigdy nie dałby się tak zgnieść pod pantoflem belfrów.
Yoongiemu ciężko było skupić się na zajęciach i usiedzieć wśród tylu śmierdzących osób. Każdy jebał czymś innym, a do utraty nerwów doprowadzały go kobiety z miesiączką. Nie wariował wtedy jak każdy przeciętny samiec, chcąc je posiąść – nie znosił zapachu ludzi, który był tak dosadny, a przy tym anemiczny i... smutny. Po takim czasie powinien się już przyzwyczaić, żyje na tym świecie już siedemnaście lat, od samego początku otoczony wonią nieznanych mu person.
Idąc do szkoły był zmuszany przez matkę do brania leków uspokajających, które trochę usypiały burzliwy temperament. Powodowały niestety brak skupienia u nastolatka, który objawiał się niskimi ocenami, ledwo pozwalającymi przechodzić mu z klasy do klasy oraz pozostać w klubie sportowym. Nie aspirował wysoko, nie marzył o studiach, na które i tak nie było go stać. Wystarczyłaby mu zwykła praca albo nawet dwie i wolny weekend.
Z obojętnością opuścił klasę jako ostatni, nie chcąc zmuszać się do kontaktu z innymi ludźmi, którzy spieszyli się do wyjścia z budynku. Jego i tak czekał przyjemny spacer, bo nie miał ochoty wracać komunikacją miejską do domu. Uwielbiał przyrodę i wszystko, co z nią związane, ale przypadkowa osoba, która by go spotkała stwierdziłaby, że jest stałym bywalcem obskurnych barów. Swoim wyglądem często odstraszał ludzi. Kilka razy zauważył, że ludzie przechodzili na druga stronę ulicy, gdy tylko dostrzegli go na swojej drodze. Nie uważał siebie jakoś za szczególnie groźnego.
Czarne jak włoskie espresso (które swoja drogą uwielbiał i często tracił na nie swoje kieszonkowe) oczy. Do tego równie ciemne, gęste włosy przystrzyżone przez jego mamę, która z zawodu jest fryzjerką. Najczęściej ubiera się w luźne, czarne bluzki z logami różnych zespołów, na to bluzę i pierwsze lepsze spodnie i trampki. Nie miał żadnych tatuaży, piercingu albo blizny na twarzy, które mogłyby straszyć przechodniów.
Ale miał za to co innego. Cięte spojrzenie, pozbawione ciepła i przez większość czasu także emocji. Zawsze postawione w gotowości uszy, które wyglądały, jakby chciał kogoś zaraz zaatakować albo czegoś nasłuchiwał. Wygląd piekielnego ogara dopełniał ogon z gęstego włosia, często obrazujący negatywne emocje nastolatka.
Z brakiem pomysłu na swój dzisiejszy dzień szedł opustoszałym korytarzem, najpierw zostawić niepotrzebne podręczniki w szafce, a potem już tylko do wyjścia. Przemierzając dziedziniec szkoły zauważył trzech chłopaków tuż obok swojego ulubionego miejsca na murku. Gdyby tylko miał więcej chęci pogoniłby ich, ale zdecydowanie nie był to najlepszy dzień na tego typu zaczepki. Pragnął już tylko położyć się spać, bo te kilka minut z rana przed szkołą, tylko troszeczkę podniosły jego poziom energii. Nie miał problemu z tym, aby usłyszeć o czym rozmawiali. Nie byli zbyt cicho, poza tym jego uszy były nazbyt drażliwe, często wyłapując to, czego nie chciał słyszeć. Dlatego też z obojętnością ruszył przed siebie, ignorując czwarty głos, zdecydowanie delikatniejszy. Matka stale powtarzała mu, aby unikał bójek, bo to jedyna szkoła, do której mógłby chodzić, a nie stać ich na prywatną naukę. Dla niej chciał uzyskać chociaż średnie wykształcenie, aby nie musiała wstydzić się własnego syna.
Będąc już po drugiej stronie murka, przelotnie spojrzał w kierunku zbiorowiska, zauważając czuprynę blond, lśniących w słońcu włosów i oklapłe uszy. Znudzony obserwował jak jeden z dużo wyższych chłopaków nachyla się nad hybrydą i ciągnie ją za ucho. Westchnął, ostatecznie odwracając wzrok i idąc przed siebie. Ale wtem... wtem do jego uszu dotarły słowa, których nie spodziewał się usłyszeć. A już na pewno nie w języku koreańskim, co spowodowało iż raptownie się zatrzymał i odwrócił, mrużąc oczy, aby dojrzeć co się dzieję na terenie szkoły.
(a/n: Witam w pierwszym rozdziale! :D
Jak się wam podoba? Rozdziały będą co czwartek, bez ustalonej godziny, bo mogę się nie wyrobić xDD)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro