Plaża
O trzynastej ostatnie zajęcia dobiegły końca. Większość uczniów dzisiejszego dnia kończyła wcześniej co wyjaśniało tłumy przepychające się na korytarzu chcące jak najszybciej dostać się do wyjścia.
Zaczekałam do momentu kiedy prawie wszyscy opuścili salę wykładową, sama opuszczając ją jako jedna z ostatnich osób.
- Słyszałaś? - podeksytowany głos Mii rozbrzmiał tuż przy moim uchu. Przestraszona wzdrygnęłam się w pierwszej chwili.
- O czym niby? - spytałam idąc dalej w kierunku gdzie już dawno zniknęli pozostali studenci.
- Doszły mnie słuchy, że dzisiaj będzie mała impreza nad jeziorem i ... - kontynuowała idąc za mną lecz ja już nie słuchałam. Nie chciałam nigdzie iść.
Zatrzymałam się tuż przed samochodem Masona jednak nie było go jeszcze co oznaczało, że musiałyśmy poczekać.
- Słuchasz mnie w ogóle? - zapytała podirytowana. A ja tylko znużona westchnęłam.
- Nigdzie się nie wybieram. - oznajmiam zanim jeszcze coś powie. Opieram się plecami o drzwi samochodu chowając ręce do kieszeni bluzy.
- No proszę Cię, chociaż na trochę. - zrobiła maślane oczka mrugając w kółko długimi rzęsami.
- Naprawdę nie mam ochoty. - spuściłam głowę wlepiając wzrok w adidasy.
- Proszę, proszę, proszęęęę... - otarła niewidzialną łzę i złożyła ręce jak do modlitwy machając mi nimi przed twarzą. - W każdej chwili gdy będziesz chciała wyjść, od razu pójdziemy. - dodaje.
- Ehh no... - nie dane było mi skończyć bo przy naszym boku pojawia się Mason.
- O czym tak zaciekle rozmawiacie. - opiera się ręką o dach samochodu, po czym jego wzrok w pierwszej kolejności ląduje na mnie, a następnie na dziewczynie. Marszczy brwi widząc Mię.
- A Tobie co? - uniósł brew wyraźnie zaintrygowany jej postawą.
- Właśnie próbuje namówić twoją siostrę, żeby dzisiaj wyszła z domu ale jest zbyt uparta i nie udało mi się. Jeszcze. - daje zdecydowany nacisk na ostatnie słowo.
- Mia ma rację. Powinnaś gdzieś wyjść. - mówi posyłając mi zmartwione spojrzenie.
- Gdybyście mi dali wcześniej dojść do słowa, to dowiedzielibyście się, że pójdę ale gdy tylko coś mi się nie spodoba od razu wracam do domu. - wsiadam do samochodu i zapinam pasy czekając aż moi towarzysze zrobią to samo.
- A gdzie tak właściwie się wybieracie? - pyta zaciekawiony wsiadając do auta i włącza się do ruchu wcześniej zapinając pas bezpieczeństwa.
- No wiesz, dzisiaj podobno nad jeziorem jest impreza zorganizowana przez studentów z okazji rozpoczęcia nowego roku. - odpowiada Mia na co głowa Masona wystrzela w górę patrząc na nas w odbiciu przedniego lusterka.
- Wiesz, nie wiem czy to jest dobry pomysł żebyście tam szły. - mówi ożywiony jakby to czy pójdziemy czy nie odgrywało jakąś istotną rolę.
- A dlaczego niby? - dociekliwa dziewczyna nie daję za wygraną. Wywracam tylko oczami na tę ich dyskusję jednak nic się nie odzywam. Zakładam ramiona pod piersiami i spuszczam głowę przymykając powieki.
- Będzie dużo osób, będzie głośno, nie... - nie kończy bo w zdanie wchodzi mu Mia.
- Och daj spokój Mason.
Chłopak jedynie kręci głową już nic nie komentując.
~*~
Ubrana w czarne jeansy z przetarciami, granatową bluzkę na długi rękaw i zwykłe szare trampki, zeszłam na dół do salonu gdzie już wszyscy czekali. Przeczesałam ręką splątane włosy bardziej zgarniając je na lewą stronę starając się przysłonić jak największą część twarzy. Mogłam wyglądać dziwacznie ale tak czułam się pewniej.
- Wszyscy gotowi? - rozległ się głos Willa na co wszyscy zgodnie przytaknęli. - No to ruszamy.
Pierw myślałam, że z Mią pojedziemy tam same. Jednak gdy chłopcy się dowiedzieli o naszych planach stwierdzili, że same nie możemy jechać, a oni nie mają żadnych planów więc postanowili wybrać się z nami. Gdzieś tam w głębi duszy, w dawno zakopanych częściach umysłu byłam wdzięczna. Dawali minimalną namiastkę bezpieczeństwa, przynajmniej to zawsze coś.
Na miejscu byliśmy dwadzieścia minut później. Już z oddali słychać było okrzyki tłumu i głośną muzykę. Mój wzrok powędrował w stronę zadowolonej przyjaciółki. Wiem, że nie jestem najlepsza. Wiem, że mam swoje wady, jednak dla niej i dla tego co dla mnie robiła od ponad roku postanowiłam poświęcić się, nawet jeśli będzie mnie to kosztować mnóstwo nerwów. Dla niej mam nadzieję, że będę w stanie wytrzymać w tłumie ludzi, których nie znam. Ludzi, którzy mogą być potencjalnym zagrożeniem. Muszę się w końcu jakoś odpłacić za to co dla mnie robi.
Will z całą resztą poszli gdzieś w stronę dość sporej grupki innych chłopaków, a ja z przyjaciółką podeszłyśmy bliżej wody.
- Cześć ślicznotki. - błysnął białym uśmiechem nieznajomy na co od razu całe moje ciało spięło się. Przeskanował pierw Mię od góry do dołu, po czym przyszła czas na moją osobę. Zaczął od nóg kierując się wyżej. Czułam to przeszywające, a wręcz palące spojrzenie, które powoli wypalało dziury w moim ciele. Dreszcz obrzydzenia przebiegł mi po kręgosłupie, a żołądek zacisnął się jeszcze bardziej.
Zawiał przyjemny letni wiatr rozwiewając moje włosy. Chciałam od razu je poprawić ukrywając mój mankament jednak za późno. Jego oczy od razu skupiły się na bliźnie, a z ust wydobył się niezidentyfikowany dźwięk. - Ouuu... - odwrócił głowę zniesmaczony, powracając wzrokiem do mojej towarzyszki. Natychmiastowo jego wyraz twarzy zmienił się, a na usta wpłynął flirciarski uśmiech.
- Coś do picia? - postawił krok w naszą stronę jednak był on na tyle niezrównoważony, że chłopak zachwiał się ledwo utrzymując równowagę. Jak z automatu zrobiłam krok w tym chcąc być jak najdalej od niego.
Mia także nie była z tego faktu zadowolona. Na twarz nałożyła maskę i z uśmiechem odpowiedziała:
- Dwa piwa.
I już go nie było. Przynajmniej przez chwilę.
Wrócił po pięciu minutach zataczając się odrobinę na boki. W ręku miał dwie puszki, które podał Mii po czym oddalił się w kierunku chichoczącej grupki skąpo ubranych dziewczyn. No cóż, jak to się mówi są gusta i guściki. Chociaż w tych czasach jakby nie patrzeć kanonem piękna stała się sztuczność. Zrobione cycki, usta, chuda jak anorektyczka. Rzadko kiedy chłopak docenia naturalne piękno i pełniejsze kształty.
Usiadłyśmy na pieńku niedaleko jeziora. Żadna z nas się nie odzywała. Dziewczyna jako pierwsza otworzyła piwo biorąc solidnego łyka. Ja wpatrywałam się w puszkę zastanawiając się co zrobić. Wiem, że nie powinnam pić ale chyba jedno piwo nie zaszkodzi? Przecież nie wszyscy od razu muszą o tym wiedzieć.
- Czemu się tak patrzysz? Nie ugryzie Cię. - zażartowała, ale później chyba zdała sobie z czegoś sprawę bo zamilkła przyglądając się skruszona i przygryzając dolną wargę. - Zapomniałam. - przyłożyła sobie dłoń do ust i szerzej otworzyła oczy. - Przepraszam.
- Nic się przecież nie stało. - mówię i próbuję niezdarnie otworzyć puszkę. Za pierwszym razem nie udaję mi się, jednak przy kolejnej próbie odnoszę sukces.
- Nie wiem czy powinnaś pić. - mruczy. - Jak Mason się dowie to mi chyba głowę urwie. - Rozgląda się dookoła zapewne szukając w tłumie mojego brata.
- Jest okej. - chrząknęłam. - Jedno piwo nie powinno mi zaszkodzić, no nie? - nie wiem kogo bardziej próbowałam przekonać do słuszności tych słów, ją czy siebie.
Nie zastanawiając się dłużej przystawiłam puszkę do ust, przechyliłam nieznacznie i upiłam łyka. Gorzki posmak rozlał się po gardle osadzając się w części na języku.
- No to co... Za nowe życie? - uniosła brew posyłając uśmiech i wystawiła w moją stronę dłoń z napojem.
Taaa... Za nowe życie... pomyślałam i odwzajemniłam jej gest zwieńczając to kolejnym łykiem.
Telefon zawibrował w kieszeni oznajmiając przyjście nowej wiadomości.
Od Mason:
Wszystko okej?
Do Mason:
Okej.
Od Mason:
Gdyby coś się działo to od razu dzwoń.
Już nic nie odpisałam tylko schowałam telefon do kieszeni. Siedziałyśmy z Mią popijając piwo i rozmawiając na różne niezobowiązujące tematy. Nawet nie wiem w którym momencie z jednego piwa zrobiło się drugie, a z drugiego kolejne. Byłyśmy tak pochłonięte rozmową, że nie zauważyłyśmy kolejnych butelek podsuwanych nam pod nos przez przypadkowe osoby, które nie były już w najlepszym stanie. Krzyki były coraz głośniejsze i przyprawiałyby o ból głowy gdyby nie fakt, że umysł już był tak zamroczony i nie przywiązywał do tego większej wagi. Niestety sądząc po moim stanie raczej nie mam mocnej głowy do picia czego skutki jutro boleśnie odczuję.
W pewnym momencie poczułam, że tracę grunt, a chwilę później jestem w powietrzu. Dotyk. Nie widziałam kto to, jednak nic by mi to nie dało bo i tak nikogo tutaj praktycznie nie znałam. Całe moje ciało przeszyła fala bólu. Ogień, który smagał mnie w miejscach dotyku był nie do zniesienia. Krew w żyłach zaczęła krążyć coraz szybciej i buzowała jakby ktoś ją podgrzał do momentu wrzenia. Nie, proszę... Zdawało mi się, że w oddali słyszałam nawoływania Mii, które mogły okazać się tylko wytworem mojej wyobraźni. Zacisnęłam oczy modląc się, by był to tylko zły sen jednak dalej pozostawałam w tym miejscu. W moim osobistym piekle. Tajemnicza osoba poruszała się coraz szybciej, ciężej dysząc.
Chwilę później zatrzymał się i podrzucił w górę. Straciłam kontakt fizyczny co wcale nie uspokoiło mnie. Na oślep zaczęłam machać rękoma jednak nic dookoła nie czułam. Nie wiem ile to trwało sekundę? Minutę? Czas dłużył się w nieskończoność, do chwili gdy ciało zderzyło się z zimną taflą jeziora. Wpadłam w panikę. Próbowałam wydostać się na powierzchnię jednak straciłam orientacje. Przed oczami pojawiły się mroczki, a tlen który zatrzymałam w płucach kończył się. Nie mogłam już dłużej. Nie dałam rady. Czułam, że opadam na dno jakby jakaś niewidzialna siły ciągnęła mnie w tamtą stronę. Może właśnie tak miałam zakończyć swoje nędzne i nic nie warte życie. Bałam się śmierci ale byłam świadoma, że nikogo ona nie ominie. Możliwe, że właśnie teraz nadszedł mój czas. Zamknęłam oczy oddając się w objęcia mroku.
Marcus
Zaintrygowała mnie od pierwszego spojrzenia. Krucha niczym porcelana, która z łatwością mogła ulec zniszczeniu. Było w niej coś co od samego początku nie pozwalało mi o niej zapomnieć. Przyciągała mnie do siebie niczym magnes. Sprawiała, że miałem potrzebę poznania jej i opiekowania się o nią. Nie, to nie była miłość, to była potrzeba. Nie umiałem tego wyjaśnić, sam się pogubiłem jednak gdy tylko nasze spojrzenia się krzyżowały czułem to. Czułem jasność, która z zewnątrz ją otaczała jednak mrok tlący się wewnątrz chciał przejąć kontrolę nad jasnością.
Każdy skrywał w sobie jakąś historię, niosącą za sobą ból i spustoszenie. Chciałem wiedzieć wszystko. W moim życiu od zawsze panował mrok. Potrzebowałem swojej jasności, którą mógłbym pielęgnować i zadbać o jej bezpieczeństwo aby mrok nie dosięgnął jej. Chyba jednak się spóźniłem ale jak to mawiają nigdy nie jest za późno. Kiedy jest najjaśniej cienie są najmroczniejsze. Nawet jeśli ciemność zapanowała nad jej duszą nic nie powstrzyma mnie przed tym aby odebrać jej mrok i przyjąć go na siebie.
~*~
Dzisiejszego dnia mieliśmy wolny wieczór. Przyjaciółka Ivy namówiła ją na wypad nad jezioro gdzie miała odbyć się impreza rozpoczynająca nowy rok akademicki. Nie przepadałem za tymi imprezami, zawsze robiono chrzest pierwszakom. Wymyślano idiotyczne pomysły zabawiając się kosztem młodszych. Nie uwzględnialiśmy w planach aby tam iść jednak pozmieniały się one kiedy Mason stwierdził, że chce mieć oko na siostrę. Zdecydowaliśmy się mu towarzyszyć bo i tak nie mieliśmy niczego konkretnego w planach. Pojechaliśmy na dwa samochody. Ze mną zabrał się Liam i Will bo i tak nie miałem zamiaru dzisiaj pić. Musiałem mieć trzeźwy umysł przed jutrzejszym dniem. W drugim Mason jechał z dziewczynami. Pierwszy dojechałem na miejsce, a po niecałych pięciu minutach znajome auto zaparkowało tuż obok mojego.
Rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Dziewczyny poszły w nieznanym mi kierunku, a my podeszliśmy do kumpli z roku.
- Cześć Marcus - przy moim boku zmaterializowała się Alison. Przewróciłem oczami kiedy uwiesiła mi się na ramieniu jednak nic z tym nie zrobiłem. Zignorowałem ją popijając cole ze szklanej butelki.
- Od kiedy to wy w ogóle zadajecie się z pierwszakami? - spytała Olivia, jedna ze świty Alison.
- Myślę, że to nie wasz interes. - odpowiedział wymijająco Liam nalewając sobie piwa do plastikowego kubeczka.
- W szkole zaczynają krążyć plotki. Każdy jest po prostu ciekawy. - Alison nieznacznie się odchyliła przyglądając się uważnie każdemu z nas.
- Ivy to moja siostra. - Mason ucina temat ale nie jestem pewny czy to było dobre posunięcie.
- Która to? - Olivia rozejrzała się po tłumie jednak gdy nie dostrzegła tego czego bądź kogo szukała dodaje. - To ta z tą okropną blizną?
Długo nie trzeba było czekać na reakcję. Mason napuszył się i jednym krokiem doskoczył do dziewczyny. Przybliżył się do niej szepcząc złowrogo:
- Jeśli jeszcze raz ktoś z was zwróci na to uwagę, przysięgam dopadnę was. I nie będzie mnie obchodziło czy ktoś okaże się dziewczyną. Każdy poniesie bolesne konsekwencję.
Sam na słowa Olivii spiąłem się, a wewnętrzny demon gotów był wydostać się na wolność. W środku cały wrzałem jednak na zewnątrz pozostałem ostoją spokoju.
Musiałem stąd odejść. Musiałem ochłonąć. Musiałem zapalić. Uwolniwszy się z uścisku Alison odszedłem od grupki zaszywając się w mniej zaludnione miejsce. Z kieszeni wyciągnąłem paczkę papierosów. Wyjąłem jednego wkładając pomiędzy wargi. W środku nie było jednak zapalniczki. Zmarszczyłem brwi i oklepałem się po kieszeniach bluzy jednak tam też nie znalazłem. Warknąłem zdenerwowały i obszukałem kieszenie spodni. W tylnej kieszeni znalazłem jedną lecz to nie była ta której szukałem. Trudno, może się znajdzie. Zapewne wypadła mi i wala się gdzieś w samochodzie.
Z oddali usłyszałem czyiś nawołujący głos. W pierwszej chwili nie przyłożyłem do tego uwagi, jednak był on coraz głośniejszy i bardziej spanikowany. Czułem, że coś jest nie tak. Gdy rozpoznałem do kogo należy owy głos i kogo nawołuje nie wiele myśląc zerwałem się do biegu wyrzucając nietkniętego papierosa na ziemię. Dobiegając do brzegu wody, dostrzegłem zrozpaczoną przyjaciółkę Ivy krzyczącą jej imię, a na mostku chłopaka który wrzucał coś do wody. Przypatrzyłem się bliżej zauważając co to było, a raczej kto. Gardło zacisnęło się i nie wiele myśląc rzuciłem się biegiem w stronę pomostu przepychając się przez tłum gapiów. Po dotarciu na miejsce złapałem chłopaka za koszulkę i poderwałem go do góry przyglądając mu się uważnie, tak aby go zapamiętać i w swoim czasie wymierzyć sprawiedliwość. Odepchnąłem chłopaka na bok, rzucając jego ciało na deski, które pod ciężarem zaskrzypiały. Zdjąłem buty i bluzę pozbywając się z kieszeni spodni telefonu i nabierając oddech wskoczyłem do wody. Była lodowata jednak to mnie nie powstrzymało. Rozejrzałem się dookoła nigdzie nie widząc śladu dziewczyny. Wkurwiony do granic możliwości wynurzyłem się tylko po to aby nabrać powietrza i ponownie zanurkować. Podpłynąłem bliżej dna gdzie już kompletnie nic nie widziałem. Ręką przemierzałem dno, gdy coś smagnęło mnie po ręce. Wyciągnąłem dłoń w tamtą stronę natrafiając na włosy. Zbliżyłem się i gdy tylko ją dostrzegłem, złapałem pod pachami i wypłynąłem na powierzchnię. Pokręciłem głową chcąc pozbyć się włosów, które wpadały mi do oczu. Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem w stronę brzegu. Po dotarciu wokół nas zebrał się tłum ludzi. W pierwszej kolejności sprawdziłem funkcje życiowe. Był oddech ale słaby. Za mną stała przyjaciółka Ivy cała zapłakana trzymająca moje rzeczy które zostawiłem na pomoście. Ostrożnie wziąłem Ivy na ręce i zaniosłem ją do swojego samochodu. Mia otworzyła drzwi pasażera ledwo dając radę przez to w jaki była stanie. Ręce jej się tak trzęsły, że dopiero za trzecim razem jej się udało.
- Wszystko z nią w porządku, prawda? - ledwie wydusiła pomiędzy spazmami płaczu.
Nie mając najmniejszej ochoty odpowiadać, jedynie nieznacznie przytaknąłem głową, zamykając drzwi od strony pasażera. Siedząc na miejscu kierowcy, zapiąłem pasy zerkając jeszcze kątem oka na nieprzytomną Ivy i nie wiele myśląc ruszyłem z piskiem by znaleźć się jak najszybciej w domu.
Po piętnastu minutach dotarliśmy do celu. Wysiadłem i ostrożnie wyjąłem bezwładne ciało z auta, tak żeby nie wyrządzić jej krzywdy. Skierowałem się po schodach w górę i kopnięciem otworzyłem drzwi do pokoju należącego do dziewczyny. Ostrożnie, bez gwałtownych ruchów położyłem ją w łóżku.
Teraz przyszła najtrudniejsza rzecz. Trzeba było pozbyć się mokrych ubrań. W szafie znalazłem jakąś luźniejszą koszulkę i krótkie spodenki. Zbliżyłem się i niechętnie odwróciłem wzrok podczas gdy zmieniałem jej ubranie. Wilgotne ubrania, które już trochę zdążyły przeschnąć rozwiesiłem w łazience. Sam udałem się do swojego pokoju pozbywając się przemoczonych ubrań, przebierając się w dres wróciłem do niej. Usiadłem w fotelu znajdującym się niedaleko łóżka i patrzyłem. Podziwiałem ją. To jaka jest piękna, chodząca perfekcja.
Mam wrażenie, że nigdy nie widziałem tak pięknej dziewczyny jak ona.
Widziałem to, to przed czym się wzbraniała. Widziałem te blizny, którymi została naznaczona. Nie ujmowały jej urodzie, a wręcz przeciwnie dodawały jej siły i odwagi. Przemawiały przez nią opowiadając jej historię, to z czym musiała się zmierzyć i jakie bolesne to było. Widząc je nie czułem obrzydzenia, były jej częścią. Kiedyś jeśli będzie mi dane dopadnę tego, który uczynił z jej życia piekło, popamięta mnie i to dla niego rozpocznie się osobiste piekło rodem z najmroczniejszych horrorów.
- Nie, zostaw mnie...
- Nie błagam...
Rozdzierający krzyk rozniósł się echem po pokoju. Poderwałem się na równe nogi stając tuż obok łóżka. W pierwszej chwili nie wiedziałem co zrobić, jeśli po wybudzeniu się zobaczy mnie może się jeszcze bardziej wystraszyć ale nie mam innego wyboru. Mason jak na złość nie daje żadnych oznak życia.
-Ivy... obudź się...
- Nie, proszę...
- Ivy - podniosłem odrobinę głos, może tym razem się uda.
Ivy
Przerażona zerwałam się do pozycji siedzącej. Dusiłam się. Czułam jak moje płuca trawił ogień. Z trudem łapałam kolejny oddech. Uniosłam głowę dostrzegając czarne stalowe tęczówki wpatrzone wprost we mnie. Pisnęłam odsuwając się w kąt, a płacz przybrał na sile. Nie wiem co się ze mną działo, serce biło niewiarygodnie szybko jakby zaraz miało wyskoczyć, całym ciałem targały drgawki, nad którymi nie byłam w stanie w żaden sposób zapanować.
- Błagam, zostaw mnie. - wcisnęłam plecy bardziej w ścianę, chowając twarz w dłoniach.
- Ivy, nie zrobię Ci krzywdy. - jak się okazuje tajemniczą osobą był Marcus co wcale jakoś specjalnie mnie nie pociesza.
- Proszę, zostaw mnie samą. - błagam, lecz mnie nie słucha. Przysiada na skraju łóżka nie robiąc sobie nic z moich słów.
- Nie ma takiej mowy. - oznajmnia i spogląda na stolik nocny na którym leżą moje leki.
Wtedy przed oczami klatka po klatce przewijają się obrazy z dzisiejszej imprezy. Policzki ponownie zalewają się łzami, a ciało wibruje od płaczu.
- Nie nie nie - kręcę głową na boki, dłonie płasko przykładając do uszu.
- Ivy, oddychaj. - podnosi głos przybliżając się do mnie. Przed oczami pojawiają się mroczki, coraz trudniej złapać mi oddech. - Oddychaj do cholery. -warczy otwierając okno na oścież.
Z krzesła zabiera koc zarzucając mi na ramiona. Stojąc obok stolika chwyta listek z lekami wyciskając jedną z nich na swoją dłoń. Wyciąga rękę w moją stronę, a ja odsuwam się kręcąc głową na boki w protestującym geście.
- Ivy, uspokój się. Musisz ją wziąć. - ponawia próbę ale i tym razem nie odnosi żadnych rezultatów.
- Nie mogę. - jęczę płaczliwie.
- Dlaczego do diabła?! - w oczach tańczą mu niebezpieczne ogniki. Jak widać nie znosi kiedy coś nie idzie po jego myśli.
- Piłam. - cała zapłakana i zażenowana opuszczam głowę w dół zanoszcząc się kolejną dawką płaczu.
- Czy ty sobie do kurwy jaja robisz?! Z tego co wiem to nie możesz pić! - zaczyna krążyć po pokoju ciągnąc się za końcówki włosów. Z tej perspektywy wygląda jak jastrząb polujący na swoją ofiarę. Oczy bystre wpatrzone w przestrzeń, napięte ramiona i zaciśnięta szczęka.
- Nie krzycz, proszę. - niezdarnie ocieram łzy i po raz pierwszy od bardzo długiego czasu odważnie patrzę komuś oczy.
Widząc mój stan rozluźnia się, zataczając ramionami kręgi. Oczy tracą płonącą iskrę, stają się łagodne, a szczęka rozluźnia się. Podchodzi do otwartego okna z kieszeni dresów wyciąga paczkę papierosów. Wysuwa jednego wkładając pomiędzy wargi. Z uwagą przyglądałam się zaintrygowana każdemu wykonanemu przez niego ruchowi. To było takie hipnotyzujące a za razem fascynujące.
- Podoba Ci się to co widzisz? - mruknął zaciągając się nikotyną.
Zmieszana opuściłam głowę otulając się szczelniej kocem. Nagle jakby piorun mnie raził. Zastygłam w bezruchu, odchylając częściowo koc. Coś mi tu niepasowało. Spojrzałam w dół na mój strój i aż mnie zmroziło. To nie było to w co byłam wcześniej ubrana. Zerwałam się na równe nogi wstając z łóżka dalej szczelnie zawinięta kocem.
- Dlaaa... dlaczego mnie przebrałeś? - widział wszystko.
Nic nie odpowiadał dalej nonszalancko stojąc, opierając się biodrem o parapet i kończył palić papierosa.
- Dlaczego to zrobiłeś! - wrzasnęłam wytrącona z równowagi. Nie miał prawa.
Pierwszy raz od ponad roku podniosłam głos. Pierwszy raz odważyłam się to zrobić nie licząc się z konsekwencjami swojego czynu. Dopiero gdy uświadomiłam sobie co zrobiłam, przytknęłam dłoń do ust i cofnęłam się dwa kroki w tył.
Odwrócił się i uniósł brew. Zgasił papierosa wyrzucając go następnie przez okno, podszedł do mnie niczym lew do swojej ofiary.
Kolejny mur zaczął ulegać destrukcji.
- Zrobiłem to dlatego, bo nie chciałem, żebyś była chora. - stanęłam jak słup soli totalnie ogłupiała. Szczerze to nie spodziewałam się takiego wyznania.
Byłaby to ostatnia myśl jaka przyszłaby mi do głowy. - Widząc twoją minę wyprzedzę i odpowiem, że nie. Nic nie widziałem. Nie jestem takim chujem i potrafię uszanować czyjąś prywatność, a już szczególnie jeśli tego wymaga sytuacja.
Ani trochę mu nie wierzyłam. Nie potrafiłam. Ludzie notorycznie kłamią, aby się wybielić. No bo nie ukrywamy co jest lepsze, powiedzenie prawdy i poniesienie konsekwencji swoich czynów czy kłamstwo i spokój bo mówisz to co odbiorca chce usłyszeć?
- Możesz zostawić mnie już w spokoju? - usiadłam na łóżku opierając się plecami o ścianę. - Samą. - dodałam, dając nacisk na ostatnie słowo.
Już otwierał usta chcąc coś odpowiedzieć jednak przerwał mu odgłos przychodzącego połączenia. To nie był mój telefon.
Nieśpiesznie wyciągnął telefon z kieszeni spodni dresowych i przyłożył do ucha nie spuszczając ze mnie spojrzenia.
- Taaa Mason, jesteśmy w domu.
- Wszystko już jest w porządku...
- Ja to załatwię, Ty nic nie rób.
- Jasne, czekam.
Skończył i jak gdyby nigdy nic usiadł obok mnie zaburzając moja przestrzeń osobistą.
- Mason będzie niedługo. Już wracają.
Nic nie odpowiedziałam tylko wpatrywałam się w pustą przestrzeń za oknem.
- Wie o wszystkim. - dodał.
Ciężko przełknęłam ślinę i wypuściłam nerwowo powietrze. Pod kocem złapałam się za skórę na wysokości żeber wbijając boleśnie paznokcie. Skrzywiłam się na nagły ból jednak nie zaprzestałam.
Czuję, że go zawiodłam. Pomimo tego, że jeszcze nie przyjechał wiem co zobaczę. Będzie mną zawiedziony, a nie chciałam żeby był. Chciałam być normalna, nie drżeć na dotyk najbliższych lecz to było silniejsze ode mnie. Nie potrafiłam nad tym zapanować.
- Przestań. - rozległ się stanowczy głos.
Byłam zbyt pochłonięta myślami by dotarło do mnie to co mówił.
- Jeśli nie przestaniesz, pomogę Ci. - potrząsnęłam głową gdy odezwał się głośniej docierając do mojego zamglonego umysłu.
Zmarszczyłam brwi kątem oka przyglądając się Marcusowi.
- Oo o co Ci chodzi?
- Jeśli dalej będziesz się świadomie krzywdzić, szybko wybije Ci te pomysły z głowy. - przerwał na chwilę jakby się nad czymś zastanawiał po czym kontynuował - Przestań się krzywdzić.
- Aleee ja nic nie robię. - mówię kuląc się jeszcze bardziej.
- Nie kłam. Wiem co robisz. Albo sama przestaniesz albo ja Ci w tym pomogę. Sądzę jednak, że może Ci się nie spodobać w jaki sposób to zrobię. Wyciągnij ręce spod koca.
Z początku nie reaguje na jego słowa jednak gdy czuję ruch po prawej stronie momentalnie wysuwam ręce spod koca.
- I nigdy więcej tego nie rób.
Zapada cisza. Pochłonięta widokiem za oknem czuję jak powieki robią się coraz cięższe. Przywieram mocniej plecami do ściany, kładąc głowę na kolanach. Ciepło która mnie otacza sprawia, że coraz ciężej jest mi zachować świadomość. Już mi nie przeszkadza, że chłopak siedzi obok mnie. Jestem po prostu zmęczona. Marzę tylko o tym aby zasnąć i przespać chociaż kilka godzin. Nie robią na mnie wrażenia nawet głośne dźwięki dochodzące z dołu. Jestem gdzieś pomiędzy snem, a rzeczywistością. Drzwi do mojego pokoju otwierają się jednak nie otwieram oczu. Po pierwsze nie mam nawet siły ich otworzyć, a po drugie nie mam ochoty na konfrontacje z Masonem po dzisiejszych wydarzeniach. Wiem, że nie dałby mi spokoju do póki by się wszystkiego nie dowiedział. Po prostu nie miałam na to siły, byłam bardzo zmęczona.
- Co tam się do kurwy wydarzyło! - krzyczy mój brat, a po odgłosach mu towarzyszących oczami wyobraźni widzę jak nerwowo krąży po pokoju przeczesując raz za razem włosy.
- Ciszej - warczy Marcus - Śpi.
Po tych słowach wszystko ucichło. Czułam ich spojrzenie na sobie ale nic nie zrobiłam. To był dziwny stan. Nie wiedziałam co się działo. Niby spałam ale jednak wszystko słyszałam i odczuwałam. Moje ciało nie chciało ze mną współpracować. Pomimo tego ten stan był przyjemny, taki lekki. Czułam jakby wszystko co złe gdzieś uleciało.
- Dzięki, że ja uratowałeś. Gdyby jej się coś stało ja... Ja nie wiem. - szeptał co chwilę się jąkając. Głos wyrażał przerażenie i troskę.
- Nie ma za co. Ty będąc na moim miejscu zrobiłeś to samo. - mówi Marcus. Chwilowa cisza, która zapanowała była niezręczna. Czułam to, coś mrocznego wisiało w powietrzu.
- Możesz już iść do siebie. Ja z nią posiedzę. - zmęczenie w głosie mojego brata było wyczuwalne na kilometr, a to wszystko było moja winą. Musiał mnie pilnować jak jakieś niesforne pięcioletnie dziecko, które gdy czegoś się dotknie może zrobić sobie krzywdę.
- Odpocznij. Ja z nią posiedzę. - mówi i zanim zdąży mu przerwać dodaje. - Gdyby coś się działo, obudzę Cię.
Wahał się. Czułam to. Toczył wewnętrzna walkę jednak uległ. Ufał na tyle swojemu przyjacielowi, że powierzył mu własną siostrę.
- Dobra, ale gdyby się coś działo masz mnie obudzić, rozumiesz? - szepnął z czającą się gdzieś ostrością. - A tak swoją drogą jak sprawa z Tylerem?
- Wszystko mam na razie pod kontrolą. Gdyby plan uległ zmianie, powiem wam. A teraz idź się połóż.
Drzwi wydały z siebie charakterystyczne ciche skrzypniecie. Mason wyszedł pozostawiając mnie sam na sam z Marcusem.
_______________________________________
I jak wrażenia po rozdziale? 😊
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro