4. I expect too much
Siedziałem na murku w pobliżu rampy w skateparku razem z Samem, obserwując szalejących chłopaków na swoich deskach. Zaciągnąłem się papierosem, po czym powoli wypuściłem dym, a następnie odchyliłem się do tyłu, opierając na rękach.
– Będą się popisywać, gnojki – mruknąłem pod nosem.
Sam oderwał wzrok od Michaela i Jerry'ego, aby spojrzeć na mnie z uniesioną brwią.
– Powiedział ten, który jak tylko stanie na desce, jest jak: „Hej, teraz podziwiajcie króla"!
Posłałem mu karcące spojrzenie, jednak zaraz wybuchnąłem śmiechem, odchylając głowę.
– Nieprawda – rzuciłem od niechcenia. Nie chciałem przyznać mu racji, ponieważ w tym, co powiedział, było małe ziarenko prawdy. Ale bardzo malutkie.
Ostatni raz zaciągnąłem się papierosem, po czym wyrzuciłem resztę, zdeptując go. Poprawiłem czapkę z daszkiem na głowie, następnie wstałem, prowadząc nogą swoją deskorolkę i dołączając do chłopaków na rampie. Po jakimś czasie zostałem na niej sam, podczas gdy reszta siedziała na murku. Nie zwracałem uwagi na nic, skupiając się na jeździe oraz rozkoszując się powiewem powietrza na swojej skórze.
Nie miałem pojęcia, ile czasu minęło, gdy zdecydowałem, że wystarczy. Dopiero wtedy też zauważyłem Lucy siedzącą między Samem a Jerrym.
– Hej – przywitałem się. – Długo tu jesteś? Mogłaś mnie zawołać.
– Po co? Wolałam popatrzeć. – Puściła mi oczko.
– A z nami nie mogła posiedzieć chociaż chwilę? – odezwał się Jerry.
– No właśnie, Niall – zaakcentowała imię, trącając stopą moją łydkę.
– Dobra, dobra. – Uniosłem ręce w geście poddania, następnie usiadłem na desce naprzeciwko nich.
Spędziliśmy tak na rozmowach oraz paleniu kolejną godzinę. Sam był z kimś umówiony, Michael musiał wracać do domu, ponieważ jego narzeczona dzwoniła, więc my także postanowiliśmy już się zmywać.
– Może masz ochotę na imprezę? – zapytałem Lucy, gdy zostaliśmy sami.
– Z przyjemnością.
– Przyjdę po ciebie dwudziestej.
– Jasne. – Uśmiechnęła się, całując kącik moich ust.
Tańczyliśmy z Lucy na środku parkietu otoczeni przez tłum bawiących się osób. Kolorowe światła migotały, oświetlając nas, muzyka dudniła w klatkach piersiowych. Na rozgrzewkę wypiliśmy po kolejce shotów, a podczas podbijania parkietu coraz bardziej uświadamiałem sobie, jak bardzo tego potrzebowałem; ucieczki od rzeczywistości, dudniącego basu w płucach oraz tłumu ludzi, które skutecznie zagłuszały myśli, do pełnego zadowolenia brakowało mi tylko tego błogiego stanu towarzyszącego podczas upojenia alkoholowego.
Nie odrywałem wzroku od zgrabnych, subtelnych ruchów Lucy. Poruszała się tak delikatnie, a zarazem pewnie, że to było wręcz hipnotyzujące. Uwielbiałem patrzeć na nią, gdy tańczyła, ale nie było w tym nic seksualnego.
Kilka piosenek później zrobiliśmy sobie przerwę na kolejną dawkę alkoholu. Zamówiliśmy po dwa drinki, po czym przenieśliśmy się na skórzane kanapy jednej z lóż.
– Ta baba coraz bardziej działa mi na nerwy – westchnęła Lucy, rozmasowując palcami skronie.
– Kto?
– Szefowa.
– Co tym razem?
– To co zawsze, czyli cokolwiek, tylko aby się przyczepić.
– Namęczysz się z nią. – Pokręciłem głową. – Wypijmy za twoją wytrwałość.
Lucy z chichotem razem ze mną uniosła swoją szklankę, po czym upiliśmy po łyku.
Później zaczęła opowiadać o przygotowaniach do ślubu jej kuzynki. Robiła to, a ja słuchałem na tyle, na ile pozwalała otaczająca nas muzyka. Ekscytowała się tym wydarzeniem, nie tylko dlatego, że była druhną. To też pomagało jej oderwać się od nieprzyjemnych myśli o szefowej oraz tym, iż planowała zmienić mieszkanie. Szykowała się zatem przeprowadzka, a najpierw żmudne poszukiwanie odpowiedniego lokum.
Gdy szklanki zostały opróżnione, ponownie ruszyliśmy na parkiet. Kilka następnych godzin spędziliśmy na dobrej zabawie przerywanej na drinka lub papierosa.
Obudził mnie czyjś dotyk. Z trudem otworzyłem oczy sklejone twardym snem, Brakowało tylko odgłosu cmoknięcia. Potarłem powieki, aby zobaczyć rozmazaną postać, chyba Meadow, ale z powrotem zamknąłem oczy z myślą, iż wciąż śniłem.
– Dzień dobry, imprezowiczu – usłyszałem jej miękki głos nad sobą.
Powoli wracała do mnie świadomość, a zarazem coraz bardziej uzmysławiałem sobie, że to nie był sen. Ponownie odszukałem wzrokiem kobietę. Siedziała na krześle, a ciepły uśmiech, który potrafił rozgrzać najbardziej zmarznięte serce, dumnie majaczył na jej ustach.
– Hej – mruknąłem niewyraźnie, po czym przetarłem twarz dłońmi. Moje usta domagały się wody, miałem wrażenie, że nie było w nich ani kropli śliny.
Ani odrobinę nie zdziwiła mnie obecność Meadow. Miała klucze do mojego domu, więc właściwie wchodziła jak do siebie. Jednak równie dobrze można było powiedzieć, że oboje dzieliśmy nasze domy; ona miała moje klucze, a ja jej, często spędzaliśmy wspólnie noce, nawet każde z nas udostępniło drugiemu półkę na ubrania w swojej szafie, o szczoteczkach do zębów nie wspominając.
– Wstawaj, już prawie trzynasta.
– Co?
– Prawie trzynasta – powtórzyła spokojnie. – Zrobiłam ci śniadanie.
Do łóżka położyłem się o świcie, czyli około czwartej lub piątej. Mimo że spałem do tej pory, wciąż czułem się, jakbym przespał tylko jakąś godzinę. Powoli zaczynałem odczuwać skutki wczorajszej nocy. Ale było warto. Od dawna nie spędziłem czasu tak dobrze jak wczoraj z Lucy.
Meadow zniknęła za drzwiami pokoju, więc ślamazarnie wyszedłem z łóżka, kierując się do łazienki. Załatwić się, szybki prysznic, przepłukać usta, żebym nie walił alkoholem. W pokoju, stojąc w samym ręczniku na biodrach, chwyciłem telefon, następnie wystukałem krótką wiadomość do Lucy: „Żyjesz? Jak się czujesz?".
– Włożyłem pierwsze lepsze ubrania, po czym dołączyłem do przyjaciółki w kuchni, skąd docierał do mnie zapach jajecznicy oraz tostów.
– Jesteś niemożliwa.
– Chyba wczoraj balowałeś z Lucy? Wpadłam sprawdzić, czy żyjesz. Przy okazji zrobiłam ci śniadanie, bo znając ciebie, tylko byś coś wypił.
Zaśmiałem się.
– Wcale nie. – Możliwe. – Dziękuję.
Usiadłem przy stole, aby zjeść posiłek. Meadow zajęła miejsce naprzeciwko mnie, jednak oboje milczeliśmy.
– Dziś też masz jakieś plany? – zapytałem ją, gdy popiłem sokiem śniadanie.
Zaprzeczyła ruchem głowy.
– Nie.
– To może miałabyś ochotę na golfa? Żeby nie siedzieć w domu.
– Czemu nie? Jasne.
Uśmiechnąłem się do niej, co od razu odwzajemniła.
Nie minęło zbyt wiele czasu, odkąd byłem tu ostatni raz, mimo to odrobinę się stęskniłem. Równo skoszona trawa, wokół las, a nad głowami błękitne niebo miejscami przysłonięte grubymi obłokami. To miejsce działało na mnie relaksująco.
Obserwowałem Meadow podczas gry. Wydawało mi się, że chyba pierwszy raz się w to zaangażowała i nie machała kijem ot tak, tylko po to, żebym miał towarzystwo do gry. Nie. Tym razem było zupełnie odwrotnie. Skupiała się przy każdym uderzeniu, starając się zrobić to jak najlepiej. Przeklinała cicho pod nosem, kiedy jej nie wychodziło. Ta rozgrywka była o wiele bardziej przyjemna.
Byliśmy przy piątym dołku, gdy postanowiłem poruszyć temat, który męczył mnie od jakiegoś czasu.
– Co u Eileen?
– Wszystko w porządku. – Spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami, zaskoczona, że to się nią zainteresowałem. – Czemu pytasz?
Wzruszyłem ramionami.
– Tak tylko. Ostatnio dużo czasu spędzacie razem.
– No, trochę. – Odwróciła się, więc nie mogłem już zobaczyć jej twarzy. Przygotowywała się do uderzenia, a ja stałem, opierając się o kij.
W milczeniu obserwowałem ruchy kobiety.
– Szlag! – krzyknęła, gdy piłeczka przeturlała się obok dołka. Nie mogłem powstrzymać śmiechu, za co obdarzyła mnie karcącym spojrzeniem.
Kontynuowaliśmy grę. Starałem się już nie wracać do tematu życia towarzyskiego Meadow. Chciałem dowiedzieć się, czy zrobiłem coś nie tak, skoro zaczęła mnie unikać. Znaczy ja odnosiłem takie wrażenie.
Całkiem dobrze szło mi milczenie w tej sprawie, choć korciło i to bardzo.
– Meadow. Czy zrobiłem coś nie tak? – w końcu nie wytrzymałem.
– Co? – Spojrzała na mnie ze zdezorientowaniem. – O czym ty mówisz?
– Czuję się trochę... odrzucony. – Skrzywiłem się mimowolnie, gdy wypowiedziałem to na głos. – Co się dzieje?
– Nic się nie dzieje. Wcale cię nie odrzuciłam.
– Odbieram to nieco inaczej.
– Nic nie zrobiłeś, wszystko jest w porządku.
– Okej – urwałem temat, by nie dopuścić do kłótni, która prawdopodobnie się zbliżała. Nie chciałem się kłócić, nie chciałem powiedzieć czegoś, czego bym później żałował, choć niejeden kąśliwy komentarz cisnął mi się na usta.
Zaczęliśmy rozmawiać o serialu, który w końcu obejrzałem, a Meadow od dawna namawiała mnie do tego. Można by było powiedzieć, że wszystko wróciło do normy, ale między nami pojawiło się dziwne napięcie.
Po zakończonej rozgrywce zabrałem Meadow do kina na film, na który czekała już od czasu oficjalnego ogłoszenia, że się pojawi. Ucieszyła się, iż w końcu go zobaczy, a po seansie nie mogła przestać o nim mówić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro