Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25. One step foward, two steps back, he's lost in the crowd

Poranny chłód wpadający przez otwarte okno owiewał moje nagie plecy. Ptaki świergotały na zewnątrz, zwiastując nadejście nowego dnia, a ja od jakiejś godziny usilnie próbowałem zasnąć jeszcze raz, by choć odrobinę posilić się snem po niemal nieprzespanej nocy.

Nadeszła sobota, czyli dzień, w którym miałem zjeść obiad ze swoją (byłą) przyjaciółką oraz jej chłopakiem. O dziwo nie odczuwałem jakichś wielkich emocji z tym związanych. Choć nie potrafiłem wyrzucić myśli kłębiących się z tyłu głowy o tym, czy może Meadow nie była w ciąży lub się zaręczyli. Po pracy przygotowałem się do wyjścia, nie do końca wiedziałem, co założyć. Zdecydowałem się na klasyczny strój – materiałowe spodnie, do tego kolorowa koszula, a pod nią zwykły biały podkoszulek.

Niecierpliwie spoglądałem na przesuwające się wskazówki zegara. Musiałem przyznać sam przed sobą, iż trochę się stresowałem. Jakiekolwiek próby uspokojenia się na nic się nie zdawały, a jedynie pogarszały sytuację. Chciałbym, żeby było już po wszystkim, żebym nie musiał tkwić w tym dziwnym stanie niepewności, co przyniesie to popołudnie.

Zanim stanąłem u progu domu Meadow, spaliłem dwie fajki, a po naciśnięciu dzwonka odetchnąłem głęboko. Na podjeździe stało auto Andy'ego,zatem on był już na miejscu.

Otworzyła mi Meadow ubrana w czarną obcisłą sukienkę na ramiączkach z głębokim dekoltem. Gdyby miała większy biust, materiał na nich prawdopodopodobnie zasłaniałby jedynie sutki. Na nogach miała szpilki, swoje krótkie włosy elegancko spięła z tyłu, a to wszystko pieczętował wyraźny makijaż. Nigdy nie przypuszczałem, iż mógłbym zobaczyć Meadow w takim wydaniu.

Zaprosiła mnie do środka. Od razu uderzył mnie zapach przygotowanego jedzenia wymieszany z dość mocną wonią męskich perfum, która niemal onieśmielała; chyba właśnie trochę się tak poczułem – onieśmielony i nieco przytłoczony obecnością partnera Meadow. Choć go nie widziałem, byłem pewny, iż tu się znajdował i wcale nie przez jego perfumy. Obaj bardzo się różniliśmy, a lista tych różnic prawdopodobnie byłaby nieskończona. Do tego zauważyłem różnicę w zachowaniu kobiety. Odruchowo uniosłem brodę, aby dawać wrażenie bardziej pewnego siebie, niż rzeczywiście byłem. Być może sam w to uwierzę.

Fake it, till you make it.

Spodziewałem się Andy'ego wystrojonego w elegancki garnitur lub coś podobnego i właśnie tak było. Do spodni od garnituru dopasował kremową koszulę z delikatnym haftem w kolorze jej materiału, przez co nie był zbyt widoczny. Rozpiął kilka górnych guzików, więc mogłem dostrzec łańcuszek z zawieszką w kształcie jakiegoś ptaka spoczywającą na jego piersi.

Podaliśmy sobie ręce na przywitanie, Meadow przedstawiła nas sobie, nie wiedząc, iż poznaliśmy się już jakiś czas temu bez jej czynnego udziału. Po załatwieniu formalności i wymienieniu uprzejmości, usiedliśmy przy stole.

Smak przygotowanych przez kobietę dań aż nazbyt przypominał mi o naszych wspólnych chwilach. Samo przebywanie w jej domu, który kiedyś był dla mnie niemal jak swój własny, teraz wydawał się zupełnie obcy.

Obiad przebiegał w miłej oraz spokojnej atmosferze. Póki co żadne z moich przypuszczeń się nie sprawdziły. Andy prowadził ze mną normalną, cywilizowaną rozmowę, czym trochę mnie zaskoczył. Albo to po prostu ja przesadzałem, źle go oceniając.

– Niall robi piękne zdjęcia, ma nawet własne studio fotograficzne i też maluje niesamowite obrazy – odezwała się Meadow nieśmiało, nie odrywając spojrzenia od talerza, po tym jak z ust Andy'ego wypłynął potok słów wychwalający kobietę.

– Tak? – Swoją uwagę przeniósł na mnie. – Własne studio fotograficzne?

Na jego wargach zamajaczył uśmieszek, który na pierwszy rzut oka mógłby wydawać się szczery, lecz, gdy dłużej się przyjrzeć, wcale taki nie był. Wpatrywał się we mnie ciekawskim spojrzeniem, wyczekując, aż opowiem coś więcej o moim biznesie.

– Dokładnie tak jak powiedziała Meadow. – Rzuciłem kobiecie krótkie spojrzenie. Jej imię wydawało się ciężkie na języku. – Otworzyłem je zaraz po powrocie ze studiów po ich zakończeniu. W tym roku bardzo szybko się rozwija. Jeśli tak dalej pójdzie, być może w przyszłości uda mi się otworzyć kolejne. – Wydawało mi się, że powiedziałem kilka słów za dużo, choć to były to tylko szczątkowe informacje.

Skinął powoli głową na moje słowa.

– Naprawdę malujesz obrazy?

Pewnego rodzaju niedowierzanie pobrzmiewające w jego głosie sprawiło, iż ledwo się powstrzymałem przez zapytaniem go o to, co było w tym takiego szokującego. Przytaknąłem tylko.

– Tak, maluję.

– Na ile je wyceniasz?

Trochę zaskoczyło mnie to pytanie. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.

– Nie sprzedaję ich.

– Malujesz i zatrzymujesz te wszystkie obrazy dla siebie?

– Tak. Co w tym dziwnego?

– Nic – odpowiedział bez żadnego komentarza, więc uznałem temat za skończony.

Zapadła między nami cisza przerywana cichą muzyką puszczaną z płyty oraz odgłosem sztućców zderzających się z porcelaną. Gdy skończyliśmy danie główne, Meadow podała deser – tort cytrynowy, który był jej popisowym ciastem.

– Niedługo będę brał udział w ważnej rozprawie sądowej... – zaczął Andy, kiedy Meadow ponownie zajęła swoje miejsce przy stole u jego boku. Chwalił się tym, że będzie jednym z adwokatów jednej z największych firm w Dublinie. Od tej rozprawy będzie zależał los tego przedsiębiorstwa, więc miał ciężkie zadanie.

Słuchałem go, dopytywałem, przytakiwałem. Co jakiś czas nasze spojrzenia się krzyżowały i w pewnym momencie coś w jego postawie, tonie głosu zwróciło moją uwagę. Mianowicie to, iż najwyraźniej się nade mną wywyższał oraz traktował mnie z góry.

Przypomniało mi się, jak mówił o Meadow – to samo. Właściwie chyba robił to przez cały czas.

Odetchnąłem głęboko, powstrzymując chęć przewrócenia oczami i natychmiastowego wstania od stołu, aby pójść zapalić. Zamiast tego słuchałem go dalej, jedząc ciasto.

Niedługo udało mi się wyrwać na chwilę, dzięki czemu mogłem zaspokoić głód nikotynowy. Oparłem się tyłkiem o płotek tarasu z tyłu domu, odpalając papierosa. Nawet nie zdążyłem się nacieszyć chwilą samotności, ponieważ Andy najwidoczniej również zdecydował się zaczerpnąć świeżego powietrza.

Milczeliśmy.

– Ten obrazek, który wisi w sypialni Meadow, jest twój, prawda? – przerwał ciszę po dłuższej chwili.

Nie musiałem się długo zastanawiać, co miał na myśli. Dokładnie wiedziałem, o czym mówił; Meadow, gdy wprowadzała się tutaj, poprosiła mnie, żebym namalował dla niej jakiś obraz czego, co mi się z nią kojarzyło. Tak więc namalowałem białą różę, gdyż od zawsze mi powtarzała, że chciałaby mieć dom z ogródkiem tylko po to, aby posadzić w nim krzew tych właśnie kwiatów. Serce zabiło mi mocniej, kiedy dotarło do mnie, iż mimo tego, że urwała ze mną kontakt, nie zdjęła tego malunku.

– Tak – odpowiedziałem, zastanawiając się, do czego była mu potrzebna ta informacja. – A co? Chcesz, żebym tobie też takie namalował? – zażartowałem.

Roześmiał się i pokręcił głową.

– Mam nadzieję, że dobrze traktujesz Meadow – odezwałem się.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Oczywiście, że tak. Jak królową.

Zgasiłem papierosa, po czym stanąłem z nim twarzą w twarz. Ten nonszalancko uniósł głowę, ręce miał schowane w kieszeniach.

– Jeśli sprawisz, że choćby jeden włos spadnie jej z głowy – powiedziałem ostrym tonem, czym zaskoczyłem nawet sam siebie, celując w niego palcem, który zetknął się z jego klatką piersiową – gołymi rękami nogi ci z dupy powyrywam.

Niewzruszony moimi słowami przeniósł wzrok na miejsce, gdzie mój palcem stykał się z jego torsem. Następnie ponownie uraczył mnie swoim spojrzeniem, a jego usta rozciągnęły się w szerokim, pokpiewającym uśmiechu.

– Doprawdy, jesteś uroczy, Niall – zaakcentował moje imię.

Po tych słowach wrócił do domu, śmiejąc się głośno.

Po obiedzie pomagałem Meadow wszystko posprzątać. Andy chodził w tę i z powrotem w ogrodzie, rozmawiając z kimś przez telefon. Ani ja, ani Meadow nic nie mówiliśmy. Na początku mi to nie przeszkadzało, jednak z czasem ta cisza zaczęła się stawać coraz bardziej niekomfortowa. Kiedy ja zmywałem naczynia, a ona je wycierała, w końcu nie wytrzymałem i zapytałem:

– Jesteś szczęśliwa?

Korciło mnie, by wypytać o każdy szczegół ich związku. Nie powinienem się w to wtrącać, lecz to nie była Meadow, którą znałem. Chciałem wiedzieć, co się stało. Martwiło mnie to, że w jej oczach nie widziałem tego samego szczęścia, co kiedyś ani tej samej radości ze szczęśliwego związku jak u Lucy.

Zaskoczona zaprzestała wykonywanej czynności i spojrzała na mnie, ściągając brwi.

– Tak – odpowiedziała od razu. – Oczywiście, że jestem szczęśliwa – dodała, chwytając kolejny talerz. Unikała przy tym mojego wzroku. Za dobrze ją znałem, aby przymknąć na to oko oraz na – moim zdaniem – zbyt szybką odpowiedź i uwierzyć, iż mówiła prawdę.

– Na pewno?

– Tak. Przecież właśnie to powiedziałam – lekkie zirytowanie pobrzmiewało w głosie kobiety.

– Okej – odparłem i ponownie zamilkłem, choć chciałem drążyć dalej, wypytać ją o wszystko, korzystając z chwili, kiedy byliśmy sami.

– Dobrze cię traktuje? – długo nie wytrzymałem w ciszy.

Spojrzała na mnie, jakby odpowiedź była oczywista.

– Oczywiście – w jej głosie dosłyszałem lekki wyrzut.

– Na pewno...?

– Tak! – Wzdrygnąłem się na jej nagły wybuch, kompletnie się tego nie spodziewając. Z trzaskiem odrzuciła miskę do zlewu. – Co chciałbyś usłyszeć? Że mnie bije? Wykorzystuje? Jest dobrze, traktuje mnie dobrze, więc przyjmij to do wiadomości i zajmij się swoim życiem.

Stałem tam osłupiały. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem Meadow tak zdenerwowanej, przynajmniej nigdy nie doszła do takiego stanu w tak krótkim czasie. Ze złością odłożyła ścierkę, po czym odwróciła się na pięcie, zostawiając mnie samego w kuchni. W tej samej chwili wrócił Andy. Słyszałem ich przyciszone głosy, jak o czymś rozmawiali, lecz nie mogłem dosłyszeć słów. Zresztą też nie miałem zamiaru podsłuchiwać.

Dokończyłem zmywać, a następnie dołączyłem do Andy'ego wraz z Meadow w salonie. Oboje spojrzeli na mnie.

Atmosfera tu panująca powoli zaczynała mnie przytłaczać. Chyba nadeszła pora, aby wrócić do domu, bo właściwie nie wiedziałem, po co miałbym zostać tutaj dłużej. To wszystko przyprawiało mnie o ból głowy.

– Chyba wrócę już do domu – oznajmiłem. – Dziękuję za obiad. Andy, miło było poznać. – Posłaliśmy sobie wymuszone uśmiechy.

– No dobrze – odrzekła cicho Meadow, wstając, aby odprowadzić mnie do drzwi, gdzie padły słowa, które całkowicie namieszały mi w głowie:

– Dzięki, że przyszedłeś. To wiele dla mnie znaczy.

– Nie ma za co – odpowiedziałem automatycznie na podziękowanie. Nie miałem kompletnie pojęcia, co innego miałbym jej na to powiedzieć.

Wróciłem do domu zdezorientowany i wkurwiony. Była dopiero dziewiętnasta, ale nie miałem najmniejszej ochoty na cokolwiek. Zdecydowałem się więc wziąć długą, gorącą kąpiel, po której udałem się do łóżka. W sypialni panował półmrok przez zasłonięte rolety. Nie podnosiłem ich od kilku miesięcy, z wyjątkami, kiedy miałem ochotę zapalić, ale nie chciało mi się schodzić na dół.

Z braku jakichkolwiek chęci do czegokolwiek położyłem się do łóżka. Dzisiejsze popołudnie nie dawało mi spokoju, przyprawiając mnie o mętlik w głowie. Uświadomiłem sobie, że gdzieś głęboko miałem cichą nadzieję na to, iż wyjaśni się to coś, co było między mną a Meadow, lecz ona zaprosiła mnie na obiad jak gdyby nigdy nic. Jakby ostatnie osiem miesięcy się nie wydarzyło.

Głowa rozbolała mnie na dobre, więc próbowałem wyrzucić to z umysłu, wyciszyć się, skupiając na odgłosie szumiących drzew na wietrze. Udawało mi się to tylko na jakiś czas, a gdy już prawie zasypiałem, natłok myśli ponownie powracał. Udało mi się zasnąć, jednocześnie będąc świadom każdej myśli. Nie wiedziałem, jak długo trwałem w takim stanie, kiedy ponownie się obudziłem, gdyż ból głowy był tak silny, że bolał mnie sam dotyk poduszki na skroni. Wziąłem tabletkę, po której dolegliwości ustąpiły, dzięki czemu zasnąłem, przesypiając do rana.


***

oficjalnie mogę powiedzieć, że zbliżamy się do końca. Mam już wszystko napisane, więc już nie będzie żadnych przerw, a rozdziały będą się pojawiać w soboty lub niedziele

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro