22. Run for love
Świeże powietrze wpadało przez uchylone okno wraz z odgłosami dochodzącymi z ulicy oraz sąsiednich posesji. Mimo to wciąż czułem zapach farb rozprowadzanych na płótnie. Powolnymi pociągnięciami pędzla próbowałem odtworzyć widok na Morze Celtyckie na Goat Island. Ta sceneria wryła mi się w pamięć tak mocno, iż po ponad tygodniu nadal był niesamowicie żywy w mojej głowie, dzięki czemu w końcu przemogłem w sobie jakąś blokadę do tworzenia nowych rzeczy. Nareszcie poczułem pewnego rodzaju spokój, gdy wszedłem do pracowni, w której powietrze zdążyło się zastać, a kurz pokrył znajdujące się tam przedmioty, gotowy namalować coś pierwszy raz od dłuższego czasu.
Zapomniany papieros zwisał mi z ust, zdążył już nawet zgasnąć. Ponownie go odpaliłem, zaciągając się głęboko dymem. Przyjrzałem się uważnie temu, co już udało mi się stworzyć. Uśmiech sam cisnął się na usta, ponieważ odwaliłem kawał dobrej roboty, nieskromnie mówiąc.
Dzwonek do drzwi sprowadził mnie na ziemię.
Przypomniałem sobie, iż byłem dziś umówiony z Lucy, aby pomogła przygotować mi się do przeprowadzania rozmowy kwalifikacyjnej. Już ostatecznie zdecydowałem, żeby kogoś zatrudnić, ponieważ sam powoli przestawałem dawać radę. Po sprawdzeniu godziny okazało się, że właśnie dochodziła piętnasta, czyli pora kiedy miała do mnie przyjść. Tymczasem ja stałem w samych spodenkach, cały ubabrany farbą i z niedopaloną fajką w ustach. Przekląłem pod nosem, schodząc na dół, aby jej otworzyć.
– Przeszkadzam w pracy? – zapytała, skanując mnie wzrokiem od góry do dołu.
– Nie. – Wpuściłem ją do środka. – Rozgość się, ja się ogarnę. Nie krępuj się.
– Co twoje to moje czy coś.
– Otóż to. – Puściłem do niej oczko, następnie udałem się pod prysznic.
Po rekordowo szybkim prysznicu wróciłem do kobiety, zaparzyłem nam po solidnym kubku herbaty, następnie dołączyłem do Lucy na kanapie przed stolikiem zawalonym kartkami z wydrukowanymi przykładowymi pytaniami na rozmowę. Chciałem przygotować się jak najlepiej, zwłaszcza że nigdy wcześniej tego nie robiłem, dlatego w tym celu wydrukowałem chyba wszystkie zagadnienia dotyczące zatrudnienia w branży fotograficznej oraz poprosiłem Lucy o pomoc, aby przećwiczyć takowa rozmowę.
– Od czego zaczynamy? – zapytała, przekopując się przez rozrzucone kartki.
– Nie mam pojęcia tak szczerze. Zaczynam żałować, że postawiłem na studio, zamiast działać jako freelancer.
– Mhm, mógłbyś – odburknęła, jakby nie dosłyszała, co powiedziałem. Pobieżnie przeglądała wydruki, sortując je. – Masz jakieś zakreślacze?
– Po co ci?
– Chciałeś, żebym ci pomogła, więc chcę pomóc ci opanować ten burdel.
Z westchnieniem ruszyłem tyłek do pokoju, który służył za gabinet, ale bardzo rzadko go używałem. Przeszukałem każdy zakamarek biurka i o dziwo udało się coś znaleźć. Prawdopodobnie jeszcze z czasów studiów, może nawet ich początków, ponieważ nie przypominałem sobie, żeby później zakreślacze były mi do czegoś potrzebne. Wróciłem do Lucy, wręczając jej zdobycze.
– Nie wiem, czy działają, ale są – uprzedziłem, lecz ta nie zwróciła na to uwagi, tylko od razu zabrała się do pracy.
Zakreślała, zaznaczała coś w systemie, który rozumiała jedynie ona, bo póki co nie raczyła mnie w to wtajemniczyć. Przyglądałem się jej w milczeniu. Wyglądała, jakby wiedziała, co robiła, a to mnie nieco uspokoiło i dało nadzieję, iż poradzę sobie z przyjęciem nowego pracownika.
– Te pytania są najważniejsze – po dłuższym czasie zaczęła wyjaśniać – te dodatkowe, jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o aplikancie i tym, co ma do zaoferowania, a te do wywalenia, bo na razie nie jesteś jakąś wielką firmą.
Spojrzałem na nią z uniesioną brwią.
– O co ci chodzi? Już od kilku lat pracuję w sklepie odzieżowym, w którym często zatrudniani są nowi pracownicy, więc wiem coś o tym. Może branża niekoniecznie się zgadza, ale zaufaj mi.
– Okej. – Cóż, nie miałem wyboru.
Przez kolejne półtorej godziny tłumaczyła mi wszystko. Większość z tych rzeczy już wiedziałem, lecz z chęcią przyjmowałem wszelkie rady. Nawet najważniejsze z nich zanotowałem. Coraz bardziej byłem w tym wszystkim pewny, ale przez to też intensywniej zastanawiałem się, czy nie porzucić studia dla freelancerstwa.
W końcu zarządziłem przerwę. Potrzebowałem chwili oddechu. Przygotowałem nam kanapki oraz ciepłą herbatę, które szybko spożyliśmy. Posiłek doprawiłem wolno wypalonym papierosem, więc mogliśmy wrócić do pracy. Doświadczenie Lucy w tym temacie okazało się większe, niż myślałem. Ona sama nigdy nie brała czynnego udziału w rekrutacji, prócz swoich rozmów, gdy sama ubiegała się pracę, ale była dobrą obserwatorką i kiedyś też zdarzyło jej się odbyć z szefową rozmowę o tym.
Następnie przyszedł czas, abym przećwiczył takową rozmowę, zatem Lucy odrywała rolę aplikanta. Szło mi całkiem dobrze, ale przyjaciółka upierałą się, żeby powtórzyć to kilkukrotnie.
Za trzecim razem już nie wytrzymałem, wybuchając śmiechem.
– Horan!
– No co?
– Czy chociaż przez chwilę nie możesz być poważny? – w jej głosie można było usłyszeć oburzenie.
– Zbyt długo już byłem poważny. Mózg mi paruje.
Była wpatrzona w papiery, które trzymała w ręce, więc nie mogłem dostrzec jej oczu, ale podejrzewałem, iż właśnie nimi przewróciła.
Przysunąłem się do niej, kładąc dłoń w dole jej pleców, by powolnym ruchem przesunąć ją wyżej. Nosem musnąłem policzek kobiety i szepnąłem do ucha:
– Teraz wolałbym odegrać jakąś scenę z Greya... W sumie początek filmu jest dosyć podobny, więc jesteśmy na dobrej drodze. – Złożyłem pocałunek w zagłębieniu jej szyi.
Lucy gwałtownie odsunęła się, patrząc na mnie z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.
– Dlaczego... – zająknęła się i zamilkła. Wciąż analizowała moje słowa, aż w końcu pokręciła głową z cichym śmiechem. – Jesteś niemożliwy.
– Dziękuję.
– Rozumiem, że na dziś koniec?
– Zdecydowanie. To jak? – Ostentacyjnie musnąłem palcami jej ramię.
– Nie – odparła stanowczo. – Możemy coś obejrzeć.
Zgodziłem się na tę opcję. Skoro nie miała ochoty, nie miałem zamiaru nalegać. Zamówiliśmy pizzę, zrobiłem nam jeszcze więcej herbaty, a Lucy wybrała serial do obejrzenia na Netflixie. Na zewnątrz było już zupełnie ciemno.
Leżeliśmy na kanapie po przeciwnych jej końcach z nogami splątanymi na środku. Puste pudełka po naszej kolacji rzuciliśmy pod stolik, na którym przybyło kartek z różnymi zapiskami, więc na tym wszystkim postawiliśmy puste kubki po herbacie. Serial zaciekawił nas na tyle, że straciliśmy poczucie czasu. Z tego, jak późno już było, zdałem sobie sprawę dopiero, gdy zmęczenie coraz bardziej zaczęło ogarniać moje ciało i w każdej chwili byłem gotowy zasnąć.
Oderwałem wzrok od ekranu, by spojrzeć na Lucy, która usiadła prosto, stawiając nogi na podłodze.
– Która godzina? – zapytała chyba samą siebie, ponieważ od razu chwyciła za telefon leżący na brzegu stolika. – Już prawie dwudziesta trzecia!
– Możesz zostać – zaproponowałem bez wahania.
– Serio? – Spojrzała na mnie, upewniając się, czy mówiłem poważnie.
– Jasne. Czemu nie?
– Chyba wolę wrócić do siebie...
Również usiadłem prosto.
– Jak uważasz. Nie trzymam cię tu na siłę. – Posłałem jej lekki uśmiech, po czym zacząłem sprzątać bałagan, który narobiliśmy. Ciągle czułem na sobie uważny wzrok Lucy. – Co? – odezwałem się, gdy przyłapałem ją na gorącym uczynku.
– Chyba jest coś, co chciałabym, żebyś wiedział... – wyznała z wyraźnym wahaniem, bawiąc się palcami.
Zainteresowały mnie jej słowa. Choć nie wiedziałem, czy bardziej nie zaniepokoiły. Z powrotem usiadłem obok niej.
– Co się dzieje?
Spuściła wzrok, a gdy ponownie uniosła głowę, mogłem dostrzec rumieniec pokrywający policzki kobiety. Naprawdę zaczynałem się martwić, gdyż bardzo rzadko widziałem taką Lucy. Zwykle była pewna swoich słów oraz czynów.
Nagle oblał mnie zimny pot, a w głowie zakręciło na niespodziewaną myśl, iż Lucy mogła być ze mną w ciąży. Jak najszybciej wyrzuciłem to z głowy, by cierpliwie poczekać na to, co właściwie miałą do powiedzenia, lecz uczepiła się zbyt mocno. Brałem miarowe oddechy, aby choć trochę uspokoić serce walące w piersi.
– Poznałam kogoś – oznajmiła po chwili, która wydawała się ciągnąć w nieskończoność, a mi ogromny głaz spadł z serca.
– Dzięki Bogu – westchnąłem odruchowo, wyraźnie się rozluźniając.
Lucy przyglądała mi się zdezorientowana. Raczej nie takiej reakcji oczekiwała.
– C-co?
– Myślałem, że powiesz, że jesteś ze mną w ciąży – wyjaśniłem.
Dezorientacja na jej twarzy tylko się pogłębiła. Potrzebowała chwili, żeby przetrawić to, co właśnie powiedziałem. Kąciki jej ust drgnęły w powstrzymywanym uśmiechu.
– To dlatego tak zbladłeś.
– To nie jest zabawne! – oburzyłem się.
– Trochę jest.
Przetarłem twarz dłońmi i zaczerpnąłem kilka głębokich oddechów dla uspokojenia. Nie sądziłem, że jedna głupia myśl mogła mnie aż tak zestresować.
– Lepiej powiedz mi więcej o tej tajemniczej osobie – wróciłem do sedna rozmowy.
– Ma na imię Marcella... Poznałyśmy się z półtora miesiąca temu w parku.
Opowiedziała mi o tym, jak Marcella poprosiła ją o popilnowanie królika, którego właśnie wyprowadzała na spacer, ponieważ nagle musiała coś załatwić, a nie miała, jak odprowadzić go do domu w tamtym momencie. Gdy wróciła po swojego pupila, chwilę porozmawiały, aż w końcu jedna z kobiet zaproponowała spotkanie. Na początku nie zapowiadało się na to, aby wynikło z tego coś więcej, ale okazało się, iż pozory lubią mylić.
Lucy nie mogła przestać opowiadać o Marcelli, jakby tama, którą budowała przez ponad miesiąc, nagle pękła. Jej entuzjazm był zaraźliwy i sam nie mogłem powstrzymać uśmiechu cisnącego się na usta.
– Cieszę się, że poznałaś kogoś, kto sprawia, że jesteś szczęśliwa – wyznałem.
– Ja też. – Skinęła głową w zgodzie. – Co powiesz na wspólny obiad z nią?
– W sensie, że chcesz, żebym ją poznał?
– No tak.
– Jasne, z przyjemnością poznam twoją Marcellę.
– Super! – ucieszyła się. – W sobotę o szesnastej pasuje?
– Pasuje – odparłem po krótkim zastanowieniu i przeanalizowaniu mojego grafiku w pamięci.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?
Wzruszyła ramionami, kręcąc głową. Dłuższą chwilę myślała nad odpowiedzią.
– Nie wiem. Chyba bałam się reakcji.
– Dlaczego?
– Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia. Chciałam wam powiedzieć, to nie tak, że wam nie ufam czy coś. Po prostu za każdym razem pojawiały się jakieś wątpliwości i obawy. Nie umiem tego wytłumaczyć. – Podniosła na mnie przepraszające spojrzenie, jakby naprawdę było jej z tego powodu przykro.
Skinąłem powoli głową. Starałem się to zrozumieć, zamiast rozkładać na czynniki pierwsze, analizować i wyciągnąć nieprawdziwe wnioski.
– Nieważne kogo kochasz. Najważniejsze jest to, żebyś była szczęśliwa i ta druga osoba cię szanowała. I tego ci życzę. Mam nadzieję, że z Marcellą tak właśnie będzie, bo zasługujesz na szczęście.
Uśmiechnęła się lekko, po czym spróbowała wcisnąć się pomiędzy mnie a oparcie kanapy, choć skończyła na mojej klatce piersiowej, obejmując mnie ramieniem.
Mimo zmęczenia postanowiliśmy obejrzeć jeszcze jeden odcinek serialu, po którym włączył się kolejny, ponieważ żadne z nas nie miało najmniejszej ochoty ruszać tyłka do łóżka.
– A co jeśli naprawdę byłabym z tobą w ciąży? – zapytała nagle, a ja jęknąłem głośno, odrzucając głowę do tyłu.
– Teraz będziesz drążyć?
– Bo mnie zaciekawiłeś.
– No to właśnie miałaś przedsmak, wystarczy – chciałem uciąć temat, bo to nie było coś, o czym koniecznie chciałem teraz rozmawiać czy nawet myśleć. Powinniśmy to obgadać te kilka lat temu, kiedy rozpoczęliśmy nasz układ, a nie dopiero po jego zakończeniu.
– Zostawiłbyś mnie z tym wszystkim? – nieugięcie drążyła dalej.
– Chryste, nie.
– Tak myślałam. – Złożyła słodki pocałunek na moim policzku, na co jedynie cicho westchnąłem.
Mieliśmy tylko dokończyć odcinek, następnie położyć się spać, lecz w końcu zasnęliśmy razem na kanapie.
*
W soboty pracowałem tylko do czternastej, więc po powrocie do domu miałem jeszcze wystarczająco czasu, aby przygotować się do wyjścia. Tak było, dopóki nie przypomniałem sobie, że obiecałem przyjaciółce zrobić sałatkę, ale na śmierć o tym zapomniałem. Przygotowywałem ją w pośpiechu, a to była już prosta droga, aby coś zepsuć. Na szczęście wyszła najlepsza, jaką kiedykolwiek zrobiłem. Tym razem pośpiech okazał się być moim sprzymierzeńcem. Irlandzki Gordon Ramsay.
Gdy dotarłem do mieszkania Lucy, Keegan już był na miejscu. Brakowało jedynie głównej sprawczyni tego zamieszania, czyli Marcelli. Lucy wydawała się nieco zdenerwowana, choć udawała i zapewniała, że wszystko było w porządku. To, ile razy sprawdzała, czy o niczym nie zapomniała, poprawiała nakrycie stołu, trochę przeczyło jej słowom.
Niedługo później w mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka. Lucy od razu pobiegła otworzyć, wpuszczając do środka wysoką rudowłosą kobietę.
– Hej wszystkim – przywitała się radośnie.
Lucy przedstawiła nas sobie, następnie zaprowadziła do stołu. To miał być zwykły obiad, podczas którego poznamy nową sympatię przyjaciółki, ale nakrycie wyglądało, mieli przyjąć samą królową. Stół był zastawiony mnóstwem przekąsek, a do tego czekał na nas wykwintny obiad.
Zanim zabraliśmy się za posiłek, Marcella rozpoczęła rozmowę. Na początku wymiana zwykłych uprzejmości, aż w końcu od słowa do słowa, powoli się rozkręcaliśmy. Z czasem Lucy się rozluźniła i przestała martwić, czy wszystko szło po jej myśli, najwidoczniej tak było. Śmielej z nami rozmawiała i głośno się śmiała.
Niezmiernie cieszył mnie widok szczęśliwej przyjaciółki, tej szczerej radości w jej oczach. Po wieczorze, kiedy powiedziała mi o Marcelli, w mojej głowie pojawiło się kilka zmartwień, czy nie zostanie zraniona. Podczas tego spotkania moje wątpliwości szybko zostały rozwiane przez to, jak kobieta odnosiła się do Lucy; słowa oraz wszystkie gesty były przepełnione delikatnością, troską oraz szacunkiem. Gdy patrzyło się na to z boku, uśmiech sam cisnął się na usta, a serce puchło w piersi.
Do nas również odnosiła się jak do starych dobrych znajomych. Keegan szybciej znalazł z Marcellą wspólny język. Ja chyba zbyt długo i zbyt kurczowo trzymałem się swoich niewielkich uprzedzeń. Porzuciłem je, widząc szczęście przyjaciółki oraz coraz bardziej poznając drugą kobietę. Dwie godziny to jednak zdecydowanie za krótki czas, aby poznać czyjeś wszystkie oblicza, ale od Marcelli biło szczere ciepło, jej uprzejmość nie wydawała się sztuczna. Swoje obawy co do niej odepchnąłem szybciej, niż bym się spodziewał, ponieważ jej nie dało się nie lubić.
Czas w jej towarzystwie upłynął błyskawicznie. Nim się obejrzeliśmy niemal wszystkie przekąski zniknęły ze stołu, a na zegarze zbliżała się północ. Wszyscy pomogliśmy Lucy posprzątać, więc brudne naczynia w ekspresowym tempie uprzątnęliśmy ze stołu, a następnie ze zlewu. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym udaliśmy się do domów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro