Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. I love you when you're singing that song

playlista do rozdziału: https://open.spotify.com/playlist/6nwsXruiEtD0XXthLXvALW?si=65fe5bc2ff004140


Pogoda chyba była przeciwko nam, ponieważ przez kolejne trzy weekendy było albo cholernie zimno, albo lało. Przeszło mi też przez myśl, aby zrezygnować z tego roadtripa, ale Lucy nie zamierzała się poddać. Poza tym kupiłem nowy śpiwór, bo nie wiedziałem, gdzie podziałem swój stary. Możliwe, że miała go Meadow. I niech go sobie ma.

Już o dziewiątej rano usłyszałem klakson przed domem. Z kanapką w ustach i w samych bokserkach od razu wyszedłem na zewnątrz, ponieważ wiedziałem, iż to była Lucy, a nie chciałem potem wysłuchiwać skarg od sąsiadów za hałas.

– Chyba żartujesz sobie ze mnie. – Kobieta na mój widok od razu wyskoczyła z auta, którym mieliśmy odbyć naszą wycieczkę.

– Nie musisz informować całego osiedla o swoim przybyciu.

– Ruszaj dupę, Horan.

– A może wejdziesz do środka i dasz mi zjeść?

Niechętnie zgodziła się i ślamazarnym krokiem weszła ze mną do domu, siadając na kanapie. Siedziała, wpatrując się w przestrzeń przed sobą ze skrzyżowanymi rękami. Machała jedną nogą, co było oznaką zniecierpliwienia. Zabawne było ją taką oglądać, niecierpliwą jakby miała za chwilę co najmniej zostać milionerką z wymarzonym domem w wymarzonym miejscu, spełniłyby się jej wszystkie marzenia, problemy zniknęły, a to był tylko zwykły roadtrip.

– Ty to robisz specjalnie? – dotarł do mnie głos Lucy, gdy kończyłem zmywać naczynia.

– Niby co takiego?

– Tak się ślimaczysz.

Uniosłem jedynie brew, bo robiłem wszystko w normalnym tempie, a nawet starałem się pospieszyć. Powstrzymałem śmiech.

Następnie szybko się przebrałem oraz zabrałem plecak i śpiwór, pakując je do bagażnika. Lucy z zadowolonym uśmiechem wskoczyła na miejsce kierowcy, uruchamiając silnik i jadąc w kierunku mieszkania Keegana. W drodze wysłałem mu wiadomość:

"Lepiej, żebyś był już gotowy, bo inaczej Lucy wyniesie cię na rękach i o nic nie będzie pytać". W odpowiedzi otrzymałem zdezorientowaną emoji.

Jednak posłuchał mojej rady i był gotowy do podróży, więc już niedługo później wyjechaliśmy z miasta, kierując się na południe w stronę Waterford.

W aucie rozbrzmiewało Riptide ze specjalnej playlisty, którą wspólnie przygotowaliśmy na ten wyjazd. Lucy śpiewała pod nosem razem z wokalistą, po chwili wraz z Keeganem dołączyliśmy do niej. Ja i Lucy mieliśmy na nosie okulary przeciwsłoneczne, bo słońce tego dnia nie szczędziło promieni, rażąc nas po oczach przez przednią szybę. Keegan siedział na tylnym siedzeniu, co jakiś czas wychylając głowę między przednimi. Niebo było czyste, soczysta wiosenna zieleń roztaczała się dookoła nas. Czasem można było dostrzec bydło pasące się na pastwiskach. Wybieraliśmy drogi prowadzące przez mniejsze miejscowości i wioski, żeby skorzystać z tego roadtripa jak najwięcej.

Skrupulatnie tworzona playlista po niecałej godzinie drogi poszła w odstawkę na rzecz irlandzkich przyśpiewek. Po tym jak zmieniliśmy się miejscami, więc teraz ja prowadziłem, Lucy siedziała z tyłu, Keeg obok mnie, przyjaciółka próbowała nas nagrywać, powstrzymując przy tym śmiech.

– W ogóle wiecie, co śpiewacie? – zapytała w pewnym momencie.

– Oczywiście – od razu odparł Keegan.

– Dlaczego pytasz?

– Bo to brzmi jak pseudoirlandzki bełkot.

– Ałć. Zabolało – oburzyłem się.

Nie mówiąc już nic, sięgnęła między siedzeniami, ponownie włączając playlistę.

Know I've done wrong, left your heart torn – wyśpiewałem razem z Johnem Newmanem pierwszy wers Love Me Again.

Usłyszałem z tyłu Lucy mówiącą „wow" z nieznacznym zaskoczeniem słyszalnym w jej głosie, lecz nie zwróciłem na to większej uwagi.

Próbowaliśmy już być poważnymi ludźmi cieszących się wspólnym roadtripem i śpiewających wybrane piosenki. „Próbowaliśmy" to kluczowe słowo, gdyż niedługo później bardziej przedrzeźnialiśmy wokalistów lub tworzyliśmy własne teksty do rytmu tego, co akurat leciało. Jazda w takich warunkach stała się wyzwaniem.

Do Waterford dotarliśmy około czternastej. Nie planowaliśmy żadnego zwiedzania ani nic z tych rzeczy. Keegan jednak na szybko sprawdził stronę na wikipedii tego miasta, podczas gdy zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, by zatankować i skorzystać z toalety. Uparł się, żeby przejść się po starym mieście, ponieważ chciał zobaczyć miasto założone przez wikingów, a w najbliższym czasie nie będzie miał do tego okazji.

Zgodziliśmy się, więc po wizycie na stacji, znaleźliśmy jakiś parking, a następnie przeszliśmy na Trójkąt Wikingów. Keegan oglądał wszystko z ciekawością, Lucy podążała za nim krok w krok, robiąc zdjęcia, a ja powłóczyłem się za nimi z rękami w kieszeniach i oglądałem starą architekturę. Po tych kilku godzinach w aucie miło było rozprostować nogi. Spacer po starym mieście Waterfold zajął nam jakąś godzinę. Wróciliśmy do samochodu i kontynuowaliśmy jazdę.

Następnym przystankiem było Ardmore Open Farm & Mini Zoo, gdzie spędziliśmy kolejną godzinę. Prawdopodobnie trwałoby to dłużej, bo Lucy nie mogła przestać zachwycać się pawiami. Zrobiła im jakiś milion zdjęć, skakała z radości za każdym razem, gdy rozkładał ogon i odwrócił się przodem do nas. Wraz z Keeganem próbowaliśmy ją stamtąd odciągnąć, gdyż musieliśmy znaleźć miejsce odpowiednie na nocleg.

– Samice wyglądają, jakby miały sukienkę – skomentował Keegan. – Spojrzałem na niego krzywo, a on skinął na jedną z nich, która znajdowała się najbliżej nas. – Przyjrzyj się.

Nie wiedziałem, co w tamtym momencie siedziało mu w głowie, że takie rzeczy przychodziły mu na myśl, ale obserwowałem ją dłużej.

– Może trochę. – Wzruszyłem ramionami. Faktycznie pióra na ogonie oraz skrzydłach układały się w taki sposób, że wyglądało to, jakby miały sukienki, ale nie byłem pewny, czy sam to zauważyłem, czy stwierdziłem to przez Keegana.

Teraz pawice w sukienkach będą prześladować mnie w snach.

– Idziemy już? – zapytałem. – Robi się późno.

W końcu Lucy odeszła od ogrodzenia, choć z wielką niechęcią.

Wszyscy niemal zeszliśmy na zawał, kiedy nagle jeden z samców zaczął krzyczeć. Gwałtownie odwróciliśmy się do ptaków, widząc, jak drugi rozkłada majestatycznie swój ogon, co ponownie przyciągnęło uwagę przyjaciółki. Przekląłem pod nosem.

Dojechaliśmy do Goat Island. Nie zamierzaliśmy tu się zatrzymywać na noc, ale obok tego miejsca nie mogliśmy przejechać obojętnie.

– Wow – wyrwało mi się.

– Ale tu pięknie – skomentowała Lucy.

Podeszliśmy na skraj klifu, z którego rozciągał się widok na morze. Wiatr wiał nam prosto w twarze. W dole znajdowała się niewielka plaża miejscami usiana większymi i mniejszymi skałami. Woda miała błękitno-szary kolor, a słońce odbijające się w tafli raziło nas w oczy.

Musiałem przyznać, iż to miejsce było niesamowite. W lecie musimy tu wrócić i poszukać zejścia na plażę, bo dziś nie mieliśmy na to czasu.

Niedaleko Goat Island, właściwie obok, znajdowała się większa plaża – Whiting Bay – i to tam postanowiliśmy się zatrzymać. Planowaliśmy rozłożyć namiot na plaży. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się przespać bez żadnych odwiedzin policji. Keegan, który tym razem siedział za kierownicą, znalazł parking niedaleko. Zabraliśmy wszystkie potrzebne rzeczy, po czym ruszyliśmy na wybrzeże. Tam znaleźliśmy odpowiednie miejsce na rozłożenie namiotu, czym zająłem się ja, Lucy zaczęła przygotowywać piknik, a Keegan ładnie wyglądał.

Niedługo później usiedliśmy na kocu, by zjeść posiłek. Poczułem, że po niemal całym dniu spędzonym na siedząco, nawet siedząc, bolały mnie nogi. Z małego przenośnego głośnika znów leciało Riptide. Niepostrzeżenie chciałem sięgnąć po telefon kobiety, by przełączyć piosenkę, bo tej już powoli zaczynałem mieć dość, lecz mój plan się nie powiódł.

– Hej! – Odtrąciła moją rękę. – Nie masz swojego?

– To zmień piosenkę.

– Nie.

Westchnąłem, godząc się z przegraną.

Po tym jak utwór dobiegł końca jednak wyłączyła głośnik. Teraz jedynymi otaczającymi nas głosami był szum fal, śpiew ptaków. W ciszy zajadaliśmy się naszymi przekąskami, następnie postawiliśmy na odpoczynek i chwilę relaksu.

Założyłem okulary przeciwsłoneczne, po czym położyłem się na kocu. Przyjemny ból rozszedł się po plecach po ich wyprostowaniu.

– Chodźmy popływać! – wykrzyknęła Lucy.

– Przecież woda na pewno jest lodowata – Keegan próbował ostudzić jej entuzjazm.

– Oj, no chodźcie.

– Chcesz zachorować? – spróbowałem z tej strony.

– Ale jojczycie.

Nagle wstała, po czym zwinnym ruchem zdjęła koszulkę przez głowę. Widziałem już to wiele razy, ale za każdym razem ten widok zachwycał mnie tak samo. Okazało się, że Lucy była gotowa na kąpiel przez całą podróż, gdyż pod ubraniami miała strój kąpielowy. To był wyraźny znak, że mieliśmy się zamknąć, bo ona i tak zrobi, na co będzie miała ochotę.

Pobiegła w stronę wody, sekundy później jej pisk rozniósł się echem po okolicy. Woda jeszcze nie zdążyła nagrzać się wystarczająco w kwietniowych promieniach słońca, jednak to jej nie powstrzymało, gdy wchodziła coraz dalej.

Spojrzeliśmy po sobie z Keeganem. Wzruszyłem ramionami, następnie wstałem i pozbyłem się ubrań, zostając jedynie w bokserkach. Podążyłem w ślady Lucy, zaciskając zęby, gdy poczułem chłód wody na swoich stopach. Niedługo później dołączył do nas Keeg.

– Jesteście pojebani! – wykrzyknął, jak tylko poczuł temperaturę na swojej skórze, a my tylko się roześmialiśmy.

Z czasem przyzwyczailiśmy się do tego chłodu. Kiedy wynurzyliśmy się, po czym ponownie chowaliśmy się pod powierzchnią, to nawet woda wydawała się ciepła. Zaczęliśmy się wygłupiać, a wtedy przestaliśmy zwracać na to wielką uwagę.

Pływałem zanurzony po szyję, gdy nagle w moją głowę uderzyła woda. Odwróciłem się, by zobaczyć, kto był tego przyczyną, Keegan stał rozbawiony obok Lucy, lecz to wyraz twarzy kobiety podpowiadał mi, iż to ona była winowajczynią. Sama potwierdziła moje przypuszczenia, kiedy z cichym piskiem odwróciła się w celu ucieczki. Napór wody spowalniał jej ruchy, zwłaszcza że nie płynęła, a próbowała biec. Byłem szybszy, podpływając do niej. Już prawie ją miałem, ale tym razem to ona okazała się sprytniejsza i niemal wyślizgnęła mi się, po czym sprawnie odpłynęła.

– Ej! – krzyknąłem za nią.

W odpowiedzi usłyszałem jedynie jej śmiech.

– Chodź tu.

– Złap mnie!

Ścigaliśmy się przez chwilę, dopóki Lucy nie wyszła na brzeg. Chciała uciec na nogach, lecz nie dobiegła za daleko, gdyż po kilku krokach zaryła w pach. Z Keeganem nie mogliśmy powstrzymać śmiechu, bo z naszej perspektywy ten upadek wyglądał komicznie.

Przeklęła siarczyście, podnosząc się powoli i otrzepując piasek z dłoni.

– Zapomniałam, że po wyjściu z wody nie umiem chodzić – żachnęła się, jakby na swoje usprawiedliwienie, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej.

Machnęła w moim kierunku środkowym palcem, po czym skierowała się do namiotu.

My również podążyliśmy śladami przyjaciółki, ponieważ chłód coraz bardziej zaczynał nam dawać w kość. Jeśli żadne z nas po tym nie zachoruje, to będzie jakiś cud.

Chwilę później już wysuszeni i ubrani zostaliśmy z Lucy sami, gdy Keeg zniknął w krzakach, by załatwić swoje potrzeby. Oboje siedzieliśmy na brzegu otwartego namiotu.

– Zrobię nam herbatę – powiedziała, po czym wstałą, by zabrać się do pracy.

Przygotowała podróżną butlę z gazem, stawiając na niej garnek z wodą. Uważnie przyglądałem się jej każdemu ruchowi. Nagle poczułem potrzebę, by ją pocałować. Stała blisko mnie, więc wykorzystałem to, kładąc dłoń na łydce kobiety, delikatnie ją masując. Spojrzała na mnie z góry i posłała mi lekki uśmiech, który odwzajemniłem.

– Chodź do mnie.

– Przecież jestem.

– Buzi. – Zrobiłem dzióbek, a Lucy roześmiała się.

– Nie.

– Dlaczego?

– Bo nie – powtórzyła. Wydobyła z plecaka trzy kubki oraz herbatę.

Wydąłem wargę niczym dziecko, na co kobieta jedynie rozbawiona pokręciła głową. Przygotowała nam gorący napój. Wykorzystując, że już się ze wszystkim rozłożyła, od razu zabrała się za kolację – chleb w jajku z pomidorem z cebulką. W tym czasie ja poprawiłem oraz doprowadziłem do porządku koc, na którym jedliśmy wcześniej.

Kiedy było gotowe, we trójkę usiedliśmy na przygotowanym miejscu, zajadaliśmy się tym prostym posiłkiem z widokiem na Morze Celtyckie. Czego więcej trzeba do szczęścia?


***

rozdział po niespodziewanej przerwie! lubię go, choć  mogłoby być lepiej. ale porównuję go do jego pierwszej wersji i ten jest o niebo lepszy, bo tamto to było jakieś nieporozumienie. mam nadzieję, że wam również się podobał i jesteście usatysfakcjonowani

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro