Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Get ready

Witam po dłuższej przerwie! Rozdziały pojawiają się tutaj tak rzadko, bo skupiam się teraz na Flicker i najbardziej uroczym ff z Niallem, jakie kiedykolwiek powstanie *skromność*. Do końca marca zamierzam skończyć pisać Flicker, więc zobaczymy, jak to będzie, na razie łapcie rozdział!

....


Skończyłem pracę na dziś.

Miałem swoje studio fotograficzne, które udało mi się otworzyć na ostatnim roku studiów fotograficznych. Szło mi dużo lepiej, niż się spodziewałem, choć wciąż szału nie było. Moje zarobki wystarczały na opłacenie rachunków i na życie, czasem udało mi się coś odłożyć, więc dlaczego miałbym narzekać?

Wróciłem do domu i zabrałem się za odgrzewanie obiadu. Często przygotowywałem go wieczorem dzień wcześniej, żeby później był gotowy do podgrzania. Wiedziałem, że po powrocie do domu nie zawsze będzie chciało mi się ugotować czegoś pożywnego, więc nie zjadłbym nic lub zapchał się śmieciowym żarciem kupionym w drodze do domu.

Zjadłem posiłek, po czym zapakowałem porcję do pudełek, bym mógł zawieźć to Meadow do pracy. Dzisiaj pracowała dłużej niż ja. Zdarzało się, że musiała zostać w biurze, więc przywoziłem jej coś ciepłego do jedzenia, by nie siedziała głodna.

Ja prowadziłem własne studio fotograficzne, Meadow zaś współprowadziła firmę. Życie najwidoczniej chciało, żeby nam obojgu się tak poszczęściło w karierze. Nie narzekaliśmy.

Zaparkowałem auto przed budynkiem firmy, wysiadłem, zabierając obiad dla przyjaciółki zapakowany w materiałową torbę, po czym skierowałem się do drzwi.

– Meadow jest u siebie – najpierw usłyszałem, dopiero zobaczyłem Eileen, sekretarkę i też przyjaciółkę Meadow, która zauważyła mnie pierwsza. Spojrzała na pakunek w moich rękach. – Nie za dobrze jej się z tobą powodzi? Może czasem też poczęstowałbyś współpracowników swojej przyjaciółki? – udała powagę, unosząc brwi i krzyżując ręce na klatce piersiowej.

– Nie wiem, czy sobie zasłużyli. – Wzruszyłem ramionami w geście bezsilności. – Może pewnego dnia. – Puściłem jej oczko i ruszyłem w kierunku windy, życząc jeszcze miłego dnia.

Kiedy dotarłem pod odpowiednie drzwi, zapukałem, po czym wszedłem, słysząc zapraszający mnie do środka głos. Meadow siedziała przy biurku ze wzrokiem utkwionym w ekranie laptopa, a po jej prawej stronie leżał niewielki stos równo ułożonych teczek.

– Cześć, pracoholiku.

Na chwilę oderwała wzrok od komputera, by uśmiechnąć się na mój widok. Ewentualnie widok jedzenia.

– Hej – przywitała się krótko.

– Zostaw to na chwilę i zjedz. – Uniosłem nieznacznie pakunek. – Na pewno jesteś głodna.

– Dobrze, tato. – Przewróciła oczami z lekkim rozbawieniem, na co pokazałem jej język.

– Jedz.

Krążyłem po jej gabinecie, podczas gdy ona, siedząc przy niskim stoliku na drugim końcu pomieszczenia, spożywała jeszcze ciepły posiłek. Zatrzymałem się przed oszkloną ścianą. Uwielbiałem widok z okna w biurze Meadow. Może nie było to trzydzieste dziewiąte piętro, lecz to, co można było dostrzec z szóstego piętra, było równie ujmujące. Niewielkie irlandzkie miasteczko rozświetlone słońcem, którego promienie odbijały się od szyb, samochodów, dachów, tętniące życiem. Duże miasta może były zachwycające, lecz te małe również miały swój własny urok.

Mógłbym tu stać i godzinami patrzeć na ten z wolna zmieniający się widok i nigdy by mi się on nie znudził.

– Zostaniesz tu czy wychodzisz? – głos Meadow wyrwał mnie z zamyślenia. – Kończę za jakieś pół godziny.

– Zostanę. Idziemy dziś do kina, pamiętasz?

– Oczywiście, jak mogłabym zapomnieć?

Z powrotem zajęła miejsce przy biurku, a ja położyłem się na małej kanapie, po czym zająłem się grą na telefonie, by nie przeszkadzać Meadow w pracy.

Minęło równe trzydzieści minut, kiedy Meadow oznajmiła, iż skończyła, więc mogliśmy się zbierać. Ja zabrałem swoje rzeczy, ona swoje, jeszcze sprawdziła, czy wszystko zrobiła, wyłączyła laptop, po czym wyszliśmy.

Do kin niedawno wszedł nowy film – Tamte dni, tamte noce, który Meadow koniecznie chciała zobaczyć. Zwłaszcza, że jedną z głównych ról grał Timothée Chalamet i była ciekawa, jak poradził sobie w tej roli. To nie tak, że oglądała wszystko, w czym wystąpił Timothée. Poza tym uwielbiała kino i starała się obejrzeć każdą większą premierę.

Przez cały seans wydawała się zachwycona, lecz ja nie mogłem podzielić jej zachwytu. Przynajmniej nie tak ogromnego. Niby rozumiałem, o co ten cały szum wokół tego filmu, ale jednak nie do końca. Z pewnością zachwycił mnie włoski klimat i ogólnie cały klimat tego filmu. Teraz Włochy przeskoczyły na pierwsze miejsce krajów, które chciałbym odwiedzić.

Po seansie udaliśmy się do naszej ulubionej restauracji. Ja zamówiłem gyrosa, na którego od dawna miałem ochotę, lecz byłem zbyt leniwy, by to zrobić, choć nie było to takie skomplikowane, a Meadow naleśniki. Gdy się je jadło, miało się wrażenie, jakby jadło się niebo.

– Jak ci się podobało? – nawiązałem rozmowę, kiedy przyjaciółka milczała od dłuższej chwili, oczekując na nasze zamówienia.

– Genialny. I Timo równie genialny – nagle się ożywiła. – Tego się nie spodziewałam. Jeden z moim ulubionych, jeśli nie najbardziej ulubiony. A tobie?

Wzruszyłem ramionami.

– Chyba nie zrozumiałem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Znaczy ten włoski klimat, lata osiemdziesiąte są zajebiste, ale chyba mam wrażenie, jakbym przespał jakiś ważny moment w relacji Elio i Olivera.

– Nic nie przespałeś.

W tym momencie kelner przyniósł nasze zamówienia. Przerwaliśmy na chwilę naszą rozmowę, by zająć się jedzeniem.

– W filmie jest wiele symboli – odezwała się po zjedzeniu jednego naleśnika.

– Zauważyłem.

– No właśnie. Trzeba też czytać... – gestykulowała energicznie – między wierszami i zwracać uwagę na małe gesty, proste słowa.

Przerwałem na chwilę jedzenie i zastanowiłem się. Przytaknąłem nieznacznie.

– Chyba coś w tym jest. Kiedyś obejrzę to jeszcze raz i wtedy porozmawiamy – stwierdziłem, a Meadow się roześmiała.

– Trzymam cię za słowo.

– Wiesz, że zawsze dotrzymuję.

– Prawda. Jutro kończę wcześniej – oznajmiła po chwili ciszy.

– W końcu. Po całym poprzednim tygodniu nadgodzin ci się należy.

– Wiesz, że muszę. Pracujemy nad nowym projektem, a to trochę zajmuje.

– A ty wiesz, że jesteś człowiekiem i potrzebujesz trochę odpoczynku – skwitowałem, a ona westchnęła, lecz nie było to rozdrażnienie.

Dokończyliśmy swoje posiłki, Meadow zapłaciła za nachos i colę w kinie, więc teraz ja zapłaciłem za nas oboje, po czym opuściliśmy lokal. W drodze do auta zapaliłem fajkę, za co otrzymałem karcące spojrzenie przyjaciółki, lecz nic nie powiedziała. Chyba postanowiła odpuścić, zdając sobie sprawę, że cokolwiek by nie powiedziała, jak bardzo jej się to nie podobało, nic by to nie dało. To nie tak, że nie brałem do siebie tego, co mówiła. Próbowałem wiele razy rzucić palenie, ale za każdym razem kończyło się to tak samo, więc w końcu odpuściłem. Widocznie nie miałem wystarczającej motywacji, a zdjęcia spalonych płuc czy inne równie w zamierzeniu okropne zdjęcia lub plakaty mnie nie ruszały.

Było już dość późno, gdy wróciliśmy do domu. Pożegnaliśmy się, życząc sobie dobrej nocy, po czym każde z nas zaszyło się w swoim domu.

Kolejnego dnia wróciłem do domu i od razu zabrałem się za przygotowanie spaghetti, na które miałem ochotę od samego rana. Danie było prawie gotowe, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Nikogo nie oczekiwałem, Meadow wchodziła jak do siebie, więc nie miałem pojęcia, kto to mógł być. Otworzyłem drzwi i od razu przywitał mnie szeroki uśmiech Lucy.

– Hej.

– Hej – odpowiedziałem i wpuściłem ją do środka.

– Już po pracy?

– Jak widać. Jesteś głodna?

– Teraz już tak. – Zaśmiała się.

Poszliśmy do kuchni, usiadła przy stole, nałożyłem jej porcję, po czym postawiłem przed nią talerz, życząc smacznego.

– Żyję dla twojego spaghetti – pochwaliła, a ja nie mogłem powstrzymać śmiechu.

– To jest twój tlen?

– Coś w tym stylu.

– Muszę w takim razie robić je częściej, żebyś mi nie umarła.

– Zdecydowanie.

Usiadłem naprzeciwko niej i oboje zajęliśmy się jedzeniem.

Z Meadow przyjaźniliśmy się od dziecka, Keegana poznałem w liceum, a Lucy poznałem na urodzinach kumpla. Tamtej nocy też wylądowaliśmy w łóżku. Wtedy też Lucy zaproponowała układ przyjaciół z korzyściami, w którym chyba tkwiliśmy od jakichś trzech lat do dzisiaj.

– Co słychać? – zapytała.

Wzruszyłem ramionami.

– Po staremu. A u ciebie?

– To, że mam dość swojej pracy, ale nie mogę jej teraz zmienić, a moja szefowa to wredny babsztyl, raczej nic ciekawego.

Zaśmiałem się krótko.

Lucy pracowała w sklepie odzieżowym, co jej odpowiadało, nawet upierdliwi klienci nie byli jej straszni, lecz wszystko psuła szefowa, która chyba uważała się za nieomylną panią i królową świata.

– Rzuć to w cholerę, bo prędzej dostaniesz tam pierdolca. Dziwne, że jeszcze nie dostałaś. Pomogę ci w razie co.

– Dziękuję, ale nie. Masz swoje życie, a w najgorszym razie mogą ucierpieć tylko dwie osoby: ja albo ona.

– Okej, niech ci będzie, ale nie mów, że nie proponowałem. – Pstryknąłem ją w nos i zabrałem nasze puste talerze do zlewu.

– Teraz możesz mi pomóc w inny sposób, żebym zapomniała o tym.

– Golf?

– Brzmi świetnie.

– Tak myślałem. Okej, daj mi chwilę.

Przebrałem się w wygodniejsze ubrania i niedługo później byliśmy w drodze do klubu golfowego znajdującego się poza Mullingar.

Spędziliśmy dobre dwie godziny na wspólnej grze i dobrej zabawie. Zawsze, gdy grałem z Lucy, przypominało mi się, jak na początku naszej znajomości twierdziła, że golf był nudny i że dziwiła się, że golfiści musieli dostać od tego pierdolca. Udało mi się ją namówić, aby spróbowała. Spróbowała i sama przepadła. Uczyła się szybko, więc ogarnięcie gry nie zajęło jej długo.

Lubiłem z nią grać, bo była w tym równie zawzięta jak ja, dogryzaliśmy sobie nawzajem. Meadow grała od czasu do czasu, ale szybko się nudziła, więc jej nie zmuszałem.

Rozgrywka skończyła się wygraną Lucy, a w drodze powrotnej zaczęła się ze mną wykłócać, że oszukiwałem i dałem jej wygrać.

– Chyba ktoś tu musi uwierzyć w swoje umiejętności i tym kimś nie jestem ja – skwitowałem.

– Och, skończ pieprzyć.

– Wciąż to tylko ty jesteś osobą, która pieprzy głupoty. W życiu nie dałbym ci wygrać.

– Jeszcze powiedz, że bierzesz to śmiertelnie poważnie. – Oboje w tym samym momencie wymieniliśmy spojrzenia, wybuchając śmiechem.

– Zostajesz u mnie czy wracasz? – zapytałem.

– Dziś nie mogę zostać. Może innym razem.

– Okej.

Niedługo później zatrzymałem się przed blokiem, gdzie mieszkała Lucy, pożegnała się, łapiąc mnie za policzki i całując w usta.

– Dzięki za grę.

– Do usług. – Zaśmiałem się. – Dobrej nocy.

– Branoc. – Pomachała mi, zanim zniknęła za drzwiami klatki schodowej.

Była środa wieczór, a ja leżałem na kanapie, oglądając mecz. Przez cały dzień na zmianę świeciło słońce i lał deszcz. W taką pogodę po powrocie z pracy nie miałem ochoty na nic innego, oprócz wylegiwania się i oglądania, czego popadnie.

– Niall! – usłyszałem nagle krzyk Meadow, a dopiero później trzask zamykanych drzwi.

Poderwałem się, myśląc, że coś się stało, podczas gdy Meadow podeszła do kanapy, opadając na nią uśmiechnięta od ucha do ucha.

– Co się stało? – spytałem zdezorientowany.

– Idę w piątek z Eileen do klubu – oznajmiła widocznie zadowolona, a moje brwi wystrzeliły do góry na tę odpowiedź. Naprawdę, Meadow ciesząca się na imprezę, w dodatku w klubie, to ostatnia rzecz, o jakiej mógłbym pomyśleć.

– Serio?

– Mhm – przytaknęła ochoczo. – Wiesz, trzeba próbować nowych rzeczy czasem. – Zaśmiała się.

– Nie mogę się nie zgodzić.

– Chodź z nami – zaproponowała i klepnęła moje udo.

Pokręciłem głową.

– Nie mogę w ten weekend. Szykuje mi się kilka zamówień na bannery, a chcę je jak najszybciej oddać.

– Ach, rozumiem. To może innym razem.

– Czemu nie? Chcesz obejrzeć jakiś film?

– Może być.

Nadal w lekkim szoku zacząłem szukać czegoś ciekawego, skacząc po kanałach. Meadow, odkąd pamiętam, stroniła od wszelkiego rodzaju imprez, nawet małych domówek. Jedynie uczestniczyła tylko w weselach. Zdziwiłem się, gdyż nigdy w życiu nie spodziewałbym się, że kiedyś zmieni zdanie i będzie tak chętna na to.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro