16. Feel like I'm drowing
Powoli wybudzałem się ze snu na uczucie ciepła czyjegoś ciała za moimi plecami. Instynktownie odwróciłem się, aby objąć tę osobę. Moją pierwszą myślą była Meadow, lecz włosy tej osoby nie pachniały miodowym szamponem, którego używała moja przyjaciółka.
Świadomość powróciła szybciej na dźwięk budzika. Wcale nie obejmowałem Meadow, ale Lucy. Od razu wspomnienia poprzedniego wieczora powróciły do mnie, choć chyba wolałem, żeby tego nie robiły. Moje powieki były ciężkie jak z ołowiu i nie miałem najmniejszej ochoty ich podnosić. Z jednym uchylonym okiem wyłączyłem budzik, po czym opadłem na plecy z westchnieniem.
Zerknąłem na Lucy śpiącą obok mnie. Kołdra zakrywała ją od pasa w dół, jej piersi oraz dekolt pokrywały świeże malinki. Jeszcze kilka godzin wcześniej czułem się zajebiście. Teraz to uczucie gdzieś uleciało, pozostawiając pustkę. Pustkę, którą powoli wypełniała dziwnego rodzaju... błogość, lecz zarazem poczucie winy wobec Lucy.
Co ja, do cholery, robiłem ze swoim życiem?
Starając się nie obudzić kobiety, zwlokłem się z łóżka. Następnie po szybkim prysznicu, ubrany, zszedłem do kuchni, aby przygotować jakieś śniadanie. Postawiłem na zwykłą jajecznicę, bo na nic bardziej ambitnego nie było mnie stać. Niedługo później dołączyła do mnie Lucy, więc wspólnie spożyliśmy posiłek. Nie rozmawialiśmy za wiele. Oboje z chęcią pospalibyśmy jeszcze z godzinę, ale mieliśmy inne obowiązki.
W drodze do studia podrzuciłem przyjaciółkę do sklepu, gdzie pracowała. Dziś po południu odbywał się turniej golfa, w którym brałem udział. Przez ostatnie tygodnie skrupulatnie się do niego przygotowywałem, choć nie liczyłem na jakieś wysokie wyniki. Po prostu chciałem się sprawdzić i przy okazji mieć jakieś zajęcie, aby nie siedzieć w domu. Nie stresowałem się ani trochę, ponieważ właściwie nie miałem czym.
Czas w pracy upłynął nieubłaganie szybko; przyjąłem dość sporo klientów oraz udało mi się uwinąć z całą robotą poza tym, z czego byłem dumny. Choć gdyby nie Lisa, nie wiedziałem, czy zrobiłbym przynajmniej połowę z tego.
Po pracy zjadłem szybki obiad na mieście, po którym wpadłem do domu tylko po to, żeby się przebrać i zabrać potrzebne rzeczy przed udaniem się na pole golfowe.
Stałem na uboczu, obserwując pozostałych uczestników. Niektórzy się rozgrzewali, inni chodzili w tę i z powrotem wyraźnie zdenerwowani. Ja w tamtym momencie myślałem tylko o tym, jak cholernie bardzo chciało mi się palić.
Nagle usłyszałem swoje imię. Rozejrzałem się, by zlokalizować głos, który mnie wołał. Zobaczyłem, jak Lucy pewnym krokiem zmierzała w moim kierunku.
– Co tu robisz? – nie kryłem zaskoczenia.
– Przyszłam ci kibicować, nie cieszysz się?
– Cieszę. – Uśmiechnąłem się, pocierając przy tym dłonią jej plecy.
– Jak ci minął dzień?
– Nie było źle – odparłem ze wzruszeniem ramion. Rozmawialiśmy, dopóki nie ogłoszono, by zawodnicy przygotowali się do rozpoczęcia. Lucy ulotniła się za barierki, gdzie wyznaczono miejsce dla publiczności.
Rozgrywki minęły dość szybko. Właściwie trwały one kilka godzin, lecz bawiłem się na tyle dobrze, że nie zwróciłem na to uwagi. Nie miałem ochoty zostawać na ogłoszenie zwycięzców. Zebrałem swoje manatki i gdy byłem już gotowy, aby wrócić do auta, odnalazła mnie Lucy.
– Myślałam, że wcięło cię na dobre – oświadczyła tonem, jakby musiała szukać mnie wśród całego Mullingar, a nie jakichś sześćdziesięciu czy siedemdziesięciu osobach. – A ty dokąd?
– Do domu.
– Ale przecież jeszcze nie koniec.
– Ja już skończyłem. Moja kanapa mnie wzywa.
– Zostańmy chociaż jeszcze chwilę – błagała i wiedziałem, że nie ustąpi, dopóki się nie zgodzę. Brakowało tylko, żeby zrobiła maślane oczy kota ze Shreka. Uległem z westchnieniem.
Stanęliśmy na samym końcu, słuchając oraz bijąc brawo w odpowiednich momentach.
– Drugie miejsce zajmuje Niall Horan – słowa wypłynęły z głośników, rozbrzmiewając dookoła, a ja niemal udławiłem się wodą, którą właśnie piłem.
Oniemiały spojrzałem a Lucy bijącą brawo z szerokim, pełnym dumy uśmiechem.
– Nie stój tak, tylko idź! – Popchnęła mnie.
Niepewnym, zdrętwiałym krokiem ruszyłem w kierunku niewielkiego podestu, gdzie rozdawali nagrody i gdzie już stała kobieta, która zajęła trzecie miejsce. Wciąż nieco w szoku przyjmowałem gratulacje. Ostatnim, czego się spodziewałem, to to, iż coś wygram. W dodatku zajmę drugie miejsce.
Odebrałem medal oraz niewielką statuetkę, po czym niedługo później wraz z Lucy wróciłem do Mullingar. Moje „zwycięstwo" świętowaliśmy w Domino's, grzecznie pijąc tylko sok jabłkowy, gdyż Lucy jutro rano miała pracę.
To był dość długi, intensywny oraz zaskakujący dzień. Zmęczenie ogarnęło mnie nagle, kiedy tylko przekroczyłem próg domu. Nalałem sobie szklankę wody, po czym udałem się na górę. Po prysznicu, przed spaniem postanowiłem zapalić, więc otworzyłem okno na oścież i zapaliłem, wciągając dym do płuc. Wpatrywałem się w migoczące gwiazdy na niebie, ale odruchowo mój wzrok padł na okno sypialni Meadow, gdy kątem oka dostrzegłem zaświeconą lampę. Jej blask idealnie oświetlał sylwetkę mężczyzny pochylającego się nad drobnym ciałem kobiety, która oplatała go nogami w pasie.
Zobaczyłem tylko to i nic więcej, zanim pizza, którą zjedliśmy z Lucy, podeszła mi do gardła. Ledwo udało mi się zdusić fajkę o parapet, nim pobiegłem do łazienki, padając na kolana przed muszlą klozetową i zwracając całą zawartość żołądka. Torsje męczyły mnie jeszcze długą chwilę, mimo iż już nie miałem czym wymiotować.
Osunąłem się na podłogę, opierając o wannę. Wszystkie moje myśli były skupione na widoku Meadow z facetem, a kiedy zamknąłem oczy, widziałem tylko to. Żołądek nadal miałem skurczony. Nie miałem pojęcia, dlaczego tak zareagowałem. Przecież Meadow była dorosła, miała dwadzieścia trzy lata, w następnym miesiącu dwadzieścia cztery. Wiedziałem, że prędzej czy później kogoś sobie znajdzie. Istniała też opcja, iż teraz był on, ja poszedłem w odstawkę.
Zmęczony podniosłem się z podłogi, po czym spuściłem wodę oraz umyłem zęby. Gdy wróciłem do pokoju, zamknąłem okno, unikając już patrzenia w okno domu obok. Położyłem się w łóżku, szczelnie przykrywając kołdrą.
Miałem ochotę rozpłakać się, aby dać upust emocjom, lecz nie mogłem. Zupełnie jakby ktoś zakręcił kurki w moich kanalikach łzowych, a oczy bolały mnie od powstrzymywanych łez. Myślałem, że powoli wszystko zaczynało się układać na nowo. Miałem nadzieję na powrót do normalnego życia, nie obawiać się kolejnego załamania nerwowego czekającego za rogiem, które z przyjemnością czekało na atak.
Och, jak bardzo się myliłem.
Nadzieja umiera ostatnia? Moja w tamtym momencie zdechła zdeptana przez śmierdzący bucior życia.
Miałem wszystkiego dość. Chciałem po prostu, żeby to się wszystko skończyło. Chciałem choć jedną noc przespać spokojnie. Nie chciałem już więcej czuć tego nieprzyjemnego ścisku w żołądku, słysząc „Meadow", choć nie zawsze była mowa o niej. Chciałem odzyskać moja przyjaciółkę. Albo wymazać wspomnienia o niej.
*
Z jednej strony cieszyłem się, że w tę sobotę zdecydowałem się wziąć wolne. Z drugiej niekoniecznie, ponieważ zostałem zamknięty w czterech ścianach sam ze sobą. Tego dnia niebo zakryły kłęby ciemnych chmur, najwyraźniej zanosiło się na deszcz. Czułem się koszmarnie. Wydawało mi się, iż w nocy udało mi się zasnąć na kilka godzin. mimo to w mojej głowie wciąż tkwił obraz Meadow i tego faceta razem w łóżku. Dlaczego nie mogłem tego wyrzucić z umysłu?
Nie miałem pojęcia, co zjeść na śniadanie. Żołądek nadal miałem ściśnięty i mdliło mnie na samą myśl o jedzeniu, jednak nie wyobrażałem sobie nie zjeść śniadania. W lodówce znalazłem kalafior, który leżał już tam od kilku dni, więc dziś musiałem coś z nim zrobić. W takim razie będzie moim śniadaniem. Przed posiłkiem wygrzebałem z szafki jakieś krople żołądkowe, po czym je wypiłem. Jakoś musiałem wcisnąć w siebie to biedne warzywo. W tamtej chwili argument, że uwielbiałem panierowanego kalafiora nie wystarczał mojemu organizmowi, więc musiałem działać inaczej.
Zmywając naczynia, usłyszałem dzwonek do drzwi. Z westchnieniem wytarłem ręce i otworzyłem drzwi. Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem moją mamę stojącą na progu mojego domu.
– Mamo, co tutaj robisz?
– To już nie mogę odwiedzać swojego synka? – ostatnie słowo wypowiedziała przesłodzonym tonem. Wciąż lubiła się nabijać z tego, jak jako zbuntowany nastolatek nie lubiłem, gdy mnie tak nazywała. Słysząc to, przewróciłem oczami, a usta rozciągnęły się w lekkim uśmiechu.
Wpuściłem ją do środka.
– Usiądź, zrobię ci herbatę.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Z racji, że kuchnia była połączona z salonem, czułem na sobie wzrok mamy. Chwilę później usiadłem obok kobiety na kanapie, stawiając kubek z gorącym napojem na stoliku przed nami.
– Co się dzieje? – zadała pytanie, którym zbiła mnie z tropu.
– Słucham?
– Co się dzieje? Nie mów, że nic, bo widzę. Może do czytania muszę zakładać już okulary, ale mój własny syn mnie nie oszuka.
Westchnąłem i oparłem się o oparcie kanapy. Powiedzieć czy nie powiedzieć? W końcu ona oraz tata to jedyne osoby, które mogą w pełni zrozumieć, dlaczego aż tak przeżywam to... rozstanie czy porzucenie, urwanie kontaktu przez Meadow. To oni byli świadkami całej tej przyjaźni. Może chciałem ukryć przed nimi, jak każdy szanujący się nastolatek, moje pijackie i imprezowe wyskoki, lecz byłem pewien, że prędzej czy później wszystkiego się domyślili. Prawdopodobnie więc wiedzieli też, że Meadow wielokrotnie „zajmowała się" mną, gdy dręczył mnie kac morderca.
Mogłem wyjaśnić, co się stało, zwłaszcza iż wiedzieli, że coś było nie tak od dłuższego czasu. Czułem jednak, że, jeśli zacznę mówić, to nie przestanę, dopóki nie wyrzucę z siebie wszystkich frustracji, a nie chciałem dokładać jej moich problemów, które powinienem sam rozwiązać.
– Nadal Meadow się nie odzywa? – nie ustępowała.
– Nie i nie wygląda na to, żeby to się zmieniło. Widocznie już dla niej nie istnieję – zacząłem spokojnie. Później już mówiłem wszystko, co ślina mi na język przyniosła. Maura nie przerywała, tylko słuchała i potakiwała. Nawet wtedy, kiedy możliwe iż za bardzo popłynąłem w słowach.
Nie wiedziałem, że aż tyle emocji oraz uczuć się we mnie kłębiło. Gdy w końcu skończyłem, poczułem, jakbym był jakieś dziesięć kilogramów lżejszy. Ale nie powiedziałem jej o tym, co przypadkiem zauważyłem wczoraj. Mimo wszystko istniały jakieś granice.
– Okej – odezwała się mama, obserwując moje palce bawiące się nitką wystającą z kanapy. – Myślę, że nie powinieneś jej z góry tak surowo oceniać. Nie wiesz, co się dzieje. Mimo to nie dziwię ci się, bo widzę, jak to wygląda.
Zastanowiłem się nad jej słowami. Zacisnąłem szczękę, zdając sobie sprawę z tego, iż miała rację, której w tym momencie nie chciałem jej przyznawać. Skinąłem jednak nieznacznie.
– Spróbuj jeszcze raz z nią porozmawiać.
Pokręciłem głową.
– Próbowałem. To nic nie da. Jak widać zresztą.
Tym razem to kobieta westchnęła. Położyła dłoń na moim kolanie.
– Niall. Pamiętaj, że masz nas, Lucy, Keegana. Zawsze możesz przyjść, wygadać się, cokolwiek potrzebujesz. Wiesz o tym?
– Wiem – odpowiedziałem cicho. Zamrugałem szybko, chcąc odgonić łzy, które nagle napłynęły mi do oczu.
Maura ewidentnie to zauważyła, lecz nie skomentowała. Przysunęła się bliżej, następnie objęła mnie ramionami. Bez wahania odwzajemniłem uścisk, przez co momentalnie znów poczułem się jak małe dziecko i miałem ochotę rozpłakać się skulony w jej ramionach. Tylko tym razem to ona chowała się w moich, gdyż była dużo niższa ode mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro