Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Till forever falls apart

KEEGAN

Ostatnim razem nie zastałem Meadow w domu. Za tydzień spróbowałem jeszcze raz i tym razem udało mi się ją spotkać. Powiedzieć, iż była zaskoczona widokiem mnie przed swoimi drzwiami to chyba niedopowiedzenie. Nie próbowała nawet ukryć szoku.

– Keegan?

– We własnej osobie.

– Co ty tutaj robisz?

– Ciebie też miło widzieć, Meadow. Chciałem pogadać – powiedziałem wprost. Czekałem, aż zaprosi mnie do środka, lecz nic takiego nie miało miejsca. Jedynie przesunęła się minimalnie, chcąc zasłonić wnętrze domu.

– O czym? Coś się stało?

– To raczej ja powinienem o to zapytać. Dlaczego ot tak zerwałaś z nami kontakt? Nawet z Niallem.

– Keeg... To nie tak jak myślisz.

– Skąd wiesz, jak myślę? Po prostu powiedz i skończmy temat. Bądźmy dorosłymi ludźmi i nie bawmy się w kotka i myszkę jak dzieci w przedszkolu. – Ta rozmowa w mojej głowie nie wyglądała na taką agresywną czy bezpośrednią. Przemawiały przeze mnie emocje.

Po moich słowach kobieta uniosła wzrok ku niebu, mrugając szybko i biorąc przy tym głęboki oddech. Gdy ponownie na mnie spojrzała, mogłem dostrzec lekko załzawione oczy.

– To bardziej skomplikowane, niż myślisz, Keegan.

– Więc możesz wyjaśnić. Może akurat zrozumiem. Mam czas.

Pokręciła głową.

– Nie zrozumiesz. Naprawdę lepiej będzie, jeśli już pójdziesz – powiedziała ciszej.

– W porządku. Do zobaczenia – mruknąłem zrezygnowany na pożegnanie, po czym odwróciłem się na pięcie, szybkim krokiem przechodząc na chodnik.

Nie chciałem tego tak zostawiać, ale wiedziałem, że naciskanie na nią na nic by się nie zdało. Była uparta w swoim postanowieniu. Może faktycznie było coś na rzeczy, przez co się od nas odsunęła. Co też zresztą nie usprawiedliwiało przez tym, że zrobiła to tak bez słowa.


NIALL

„Najwyższa pora dorosnąć, nie uważasz?".

Rozbrzmiały słowa Meadow w moim rozbudzającym się umyśle, a powoli powracająca świadomość zdecydowała przypomnieć mi całą rozmowę przeprowadzoną tamtego dnia z moją przyjaciółką.

Momentalnie się rozbudziłem. Nawet nie było mowy, żebym zasnął ponownie. Przetarłem twarz dłońmi, wzdychając głośno. Na zewnątrz było już jasno, śpiew ptaków przebijał się przez mury domu. Sprawdziłem godzinę: piąta trzydzieści siedem.

Zirytowany odrzuciłem kołdrę na bok, przez co spadła na podłogę. Zanim udałem się do toalety, złapałem paczkę papierosów leżącą na szafce nocnej, następnie otworzyłem okno na oścież. Zaciągnąłem się dymem, wpatrując się w trawnik usłany pierwszymi kwiatami stokrotek. Nie chciałem ani tym bardziej nie miałem ochoty spojrzeć w okno pokoju Meadow. Traf chciał, żeby nasze sypialnie znajdowały się naprzeciw siebie, dzięki czemu ja ze swojej miałem idealny widok do pokoju kobiety, a ona do mojego. Kiedyś to było wielkim udogodnieniem, ponieważ gdy chcieliśmy sobie coś pokazać, pomóc w wyborze stroju, mogliśmy zrobić to bez wychodzenia z domu. Teraz stało się to nieco uciążliwe.

Czasem, kiedy stałem tu w oknie, paląc, zastanawiałem się, co ona czuła w tej całej sytuacji. Czy zapomniała już o nas? Czy tęskniła za mną tak bardzo jak ja za nią?

Znaliśmy się od dziecka i od tamtej pory byliśmy niemal nierozłączni. Nie wyobrażałem sobie bez niej życia. Jak ona się teraz trzymała?

W tamtym momencie znów powróciło wspomnienie tego, jak z obojętną miną stwierdziła, iż najwyższa pora, żeby dorosnąć. Jakby przyjaźń była czymś dziecinnym. Istniała jedna druga strona medalu – doszła do wniosku, że byłem jedynie jej przyjacielem za dziecka i za nastolatka, w dorosłym życiu już mnie nie potrzebowała.

Te myśli nie opuściły mnie przez cały dzień, rozpraszając i podsycając złość kumulującą się we mnie od samego rana. Zauważyłem, że Lisa uważała na to, co mówiła, jakby bała się, iz jedno nieodpowiednie słowo będzie jak nadepnięcie na minę. Byłem na tym etapie, gdzie nie wiedziałem, czy bardziej mnie to irytowało, czy dobrze, że postanowiła utrzymywać niewielki dystans. Przez ułamek sekundy zrobiło mi się jej nawet szkoda, że musiała wytrzymać ze mną te osiem godzin.

Było naprawdę źle, jeśli nawet praca nie pomogła mi wyrzucić Meadow Bonney z moich myśli.

W domu wszystko mi ją przypominało. Niemal na każdym kroku znajdowałem jej rzeczy. Nawet tu, do cholery, nie mieszkała. Pół szafy zajmowały jej ubrania. Trzasnąłem drzwiami mebla tak mocno, iż myślałem, że odpadną, przywalając mi w łeb.

Znalazłem dwa duże pudła w piwnicy, które następnie wytargałem z wiązanką przekleństw na górę. Uchyliłem okna, wpuszczając do środka nieco świeżego powietrza. Do tego włączyłem w zapętleniu I Was Made For Lovin' You, bo z jakiegoś powodu ta piosenka siedziała mi w głowie, odkąd wróciłem do domu. Następnie z zapalonym papierosem między wargami zacząłem wrzucać do pudeł po kolei rzeczy Meadow; ubrania, szczoteczkę do zębów, kubek, kosmetyki, perfumy.

Nie byłem pewny, jak się właściwie czułem. Coraz lżej z każdym kolejnym pozbytym się przedmiotem. Czy wręcz przeciwnie? Chciałem w końcu sprzątnąć te rzeczy. lecz z drugiej strony wydawało mi się, jakbym zupełnie wyrzucał Meadow ze swojego życia...

Upewniłem się, że niczego nie pominąłem, zakleiłem je taśmą, podpisałem imieniem przyjaciółki, po czym zniosłem do piwnicy. Taki sam los spotkał wszystkie obrazy, na których znajdowała się ona. Kiedy ostatni dołączył do pozostałych opartych o ścianę, przykryłem je szczelnie starym prześcieradłem.

Wracając na górę powolnym krokiem, odpaliłem kolejnego papierosa. Chyba powinienem być z siebie dumny czy coś, że udało mi się wejść na kolejny etap. Prawdopodobnie następnym będzie pozbycie się tych pudeł z mojej piwnicy, dzięki czemu nie będę musiał ich już nigdy więcej oglądać.


Jęknąłem gardłowo, czując, jak mięśnie kobiety zacisnęły się wokół mojego penisa, co doprowadziło mnie na szczyt. Moje pchnięcia stały się nieregularnie, lecz nie przestawałem. Ująłem ustami jej twardy sutek, dając mu należytą uwagę. Moje imię wymykało się z ust Lucy pomiędzy jękami, przy czym niekontrolowanie wbijała paznokcie w moje plecy.

– Niall... jestem blisko...

– Nie powstrzymuj się – szepnąłem przy jej rozgrzanej skórze.

Zassałem sutek, następnie drugi powoli oblizałem dookoła. Wykonałem jeszcze kilka mocniejszych pchnięć i to wystarczyło przyjaciółce do spełnienia.

Cmoknąłem ją w usta, kiedy zaczęła dochodzić do siebie, na co posłała mi lekki uśmiech, a ja go odwzajemniłem. Położyłem się obok niej i przez chwilę leżeliśmy w ciszy, wsłuchując się nawzajem w swoje przyspieszone oddechy. Bez słowa Lucy podniosła się, i zakładając jedynie majtki, udała się do łazienki. Naciągnąłem na siebie kołdrę, po czym wlepiłem wzrok w sufit.

Po tym jak uprzątnąłem wszystkie pudła oraz obrazy, nie wiedziałem, co miałbym robić do czasu, kiedy trzeba byłoby kłaść się spać. Na nic nie miałem ochoty, przez co włóczyłem się po domu w tę i z powrotem. Zadzwoniłem więc do Lucy, a ta po krótkiej rozmowie zaprosiła mnie do siebie. Mieliśmy zamówić pizzę i coś obejrzeć, ale sprawy wymknęły się nieco spod kontroli. Skończyliśmy na spontanicznym seksie na kuchennym blacie, by po chwili przenieść się na łóżko.

– Jaką pizzę zamawiamy? – zapytała, gdy wróciła z powrotem do sypialni. Wzięła do ręki komórkę, siadając obok mnie.

– Ze szpinakiem i oliwkami.

Zauważyłem grymas na jej twarzy na ostatnie słowo, co wywołało u mnie chichot.

– Oddasz mi je – zaproponowałem.

– Okej – westchnęła.

Zanim nasza kolacja została dostarczona, zdążyliśmy wziąć razem prysznic oraz wybrać serial do oglądania. Padło na Lucyfera i po piętnastu minutach odcinka dostaliśmy naszą pizzę.

Ten pizzy nie dało się zjeść normalnie, gdyż szpinak wchodził między zęby. Lucy miałą niezły ubaw, przyglądając się moim nieudolnym próbom wyciągnięcia jednego farfocla z zębów, który uparcie się nie dawał.

– Kurwa – mruknąłem. – To nie jest zabawne!

– Och, jest. Przyznałbyś mi rację, gdybyś tylko się zobaczył.

– Ale nie widzę i to nie tobie to cholerstwo przeszkadza.

– Sam chciałeś taką pizzę – przypomniała, a ja przewróciłem oczami. – Ale z ciebie maruda – skwitowała, ponownie skupiając swoją uwagę na ekranie telewizora.

Skończyłem swoją połowę pizzy, po czym podjąłem kolejne próby pozbycia się szpinaku z zębów. Tym razem próbowałem poradzić sobie tylko językiem, żeby nie zwracać na siebie uwagi kobiety. Mógłbym ruszyć tyłek po nić dentystyczną, ale serial za bardzo mnie zainteresował.

Lucy nie włączyła kolejnego odcinka. Zamiast tego usiadła tak, by być przodem do mnie.

– Mogę cię o coś zapytać?

– Właśnie to zrobiłaś – zauważyłem, a ona przewróciła oczami.

– Myślałeś kiedyś o nas jako parze?

Gwałtownie odwróciłem głowę w jej kierunku. Ten cholerny szpinak chyba też poczuł się zaskoczony, bo w końcu się poddał.

– Ale że my?

Kurwa, kurwa, kurwa.

Tego pytania bałem się najbardziej. Ciągle miałem nadzieję na to, iż nigdy nie wpadłaby na pomysł, aby mi je zadać. Ja nie byłem do niego odpowiednim celem.

Ponownie przewróciła oczami.

– Nie, ja i Lucyfer.

– No cóż... – Próbowałem wymyślić jakiś żart, lecz widząc jej wzrok, odpuściłem. Z westchnieniem przeczesałem jeszcze wilgotne włosy. – Tak właściwie to nie. Nie sądzę, byśmy stworzyli dobry związek.

– Dlaczego? – Jej wzrok zaczynał wywiercać mi dziurę w czole.

Oblizałem usta, zastanawiając się, co odpowiedzieć. A raczej jak dobrać słowa, żeby zrozumiała i żebym w żaden sposób jej nie uraził.

Prawda była taka, iż nigdy nie miałem dziewczyny. Nie, inaczej. Z żadną nie stworzyłem związku w stu procentach z własnej woli, bo naprawdę tego chciałem. Co z drugiej strony nie oznaczało, że do jakiegoś zostałem zmuszony. W liceum miałem kilka dziewczyn, ale z żadna nie czułem „tego czegoś". Wydawało mi się, że do tego się nie nadawałem. Pakowałem się w związki, bo niemal wszyscy dookoła kogoś mieli. Myślałem, iż coś było ze mną nie tak.

Jednak w pewnym momencie zacząłem podejrzewać, że byłem aromantyczny.

Teraz już byłem tego stuprocentowo pewny.

– Jestem aromantyczny – wypowiedziałem te słowa z trudem. Jakby coś je blokowało w gardle.

Nigdy tak właściwie przed nikim się do tego nie przyznałem, mimo że ufałem osobom w moim otoczeniu. Po prostu nie czułem takiej potrzeby.

Gdy wyznałem to na głos przy Lucy, spodziewałem się, iż powie coś w stylu: „tak myślałam" albo „myślałam, że jesteś gejem". Zamiast tego uśmiechnęła się lekko.

– Okej.

– A ty? Widzisz nas razem?

– Właśnie zaburzyłeś mi tę wizję. – Udała, że otarła łzę spod oka i roześmiała się. – Okej, tak na poważnie to nigdy o tym nie myślałam. W liceum jasno wyraziliśmy się, że to tylko układ przyjaciół z korzyściami. Dzisiaj mi się śniło, że byliśmy razem i dlatego zaciekawiło mnie, co ty o tym myślisz.

– No, nie myślę. – Zaśmiałem się cicho.

– Szczerze mówiąc, trochę mnie tym zaskoczyłeś – przyznała.

– Przepraszam?

– Nie masz za co przepraszać. Świat się nie kończy.

– A jakim chłopakiem byłem w twoim śnie? – zaciekawiłem się, co wywołało lekkie rozbawienie na jej twarzy.

– Taki jak teraz. Czarujący, uroczy, kochany, troskliwy...

– Aww, jak uroczo. Zaraz się normalnie porzygam tęczą i jednorożcami.

– Tylko żebyś zdążył dobiec do łazienki.

Na jej słowa pokazałem jej język, na co ona odpowiedziała mi przesłodkim uśmiechem.

– I tak musisz zmienić pościel. – Za ten komentarz oberwałem poduszką w twarz, a ona jak gdyby nigdy nic włączyła kolejny odcinek Lucyfera.


***

trochę stresuję się tym rozdziałem, a konkretniej ostatnią rozmową Nialla i Lucy. relacje międzyludzkie przerosły mnie nawet w ff XD

mam nadzieję, że Niall w tym ff odzwierciedla to, jak opisała go Lucy. i że wam nie przeszkadza to, że chyba do każdego rozdziału wplatam jakieś piosenki. to samo tak wychodzi

przypominam o #saudade_nh na tt, pod którym możecie pisać o tym ff!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro