Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14. I try to say I'm fine

KEEGAN

Sobotę miałem wolną od pracy, naukę również sobie odpuściłem. Uznałem, że to był idealny dzień, aby w końcu spotkać się z Niallem oraz Lucy. Meadow to ciężki temat. Od kilku miesięcy jakby odcięła się od nas. Nie miałem pojęcia dlaczego, co się działo. Nieraz próbowałem się od niej dowiedzieć, ale mówienie do ściany byłoby bardziej owocne. Brakowało mi jej, jasne. Denerwowało mnie też, że ot tak nagle zerwała z nami kontakt, bo inaczej tego nie było można nazwać.

Ja jednak nie oczekiwałem od Meadow wyjaśnień wobec mnie. Znaliśmy się kilka lat, a to niewiele w porównaniu do jej przyjaźni z Niallem. Znali się od dziecka, byli niemal nierozłączni. Nigdy z nikim nie miałem takiej relacji jak ta dwójka, więc mogłem sobie jedynie wyobrażać, co w tym czasie czuł Horan. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego Meadow od niego się odsunęła. Martwiłem się o niego, ponieważ widziałem, jak ta rozłąka na niego wpływała. To już nie był ten sam Niall, co jeszcze osiem miesięcy temu. Bywały momenty, że było lepiej, lecz były to jedynie przebłyski. Zupełnie jakby ktoś brutalnie wyrwał jakąś jego część, bez której nie mógł lub nie wiedział, jak sobie poradzić.

Stojąc przed domem Nialla, nacisnąłem dzwonek. Za każdym razem, gdy tu przychodziłem, nie mogłem się napatrzeć, jak zadbany był ogród. Nie był wielki – ten ogród stanowił trawnik za domem oraz niewielka jego część przed nim z dwoma krzewami róż, rododendronem i hibiskusem. Podziwiałem go za to, że potrafił zająć się sam dość dużym domem, dopilnować porządku w ogrodzie, a także pomóc z tym Meadow.

Zmarszczyłem brwi, gdy po dłuższej chwili i dwukrotnym użyciu dzwonka nadal nikt mi nie otworzył. Zadzwoniłem po raz trzeci. Przyszło mi do głowy, że mógł gdzieś wyjść, w końcu było południe. Ostatnio dużo czasu spędzał na polu golfowym, a dziś pogoda dopisywała. W takim razie najprawdopodobniej był właśnie tam. Gdy odwróciłem się, chcąc odejść, usłyszałem szczęk zamka. Drzwi otworzył ledwo żywy Niall w samych bokserkach. Włosy oklapły mu na czoło, a pojedyncze kosmyki sterczały we wszystkie strony świata. Był blady, co tylko uwydatniło ciemne cienie pod oczami.

– Chryste, Niall – wymsknęło mi się.

– Chrystusem jeszcze nie jestem. Co cię napadło, żeby tak wcześnie przychodzić? Spać nie możesz?

– Stary, jest południe... – wyjaśniłem, na co zmarszczył brwi.

– Nieważne. – Odchrząknął. – Czegoś potrzebujesz?

– Myślałem, że wyjdziemy gdzieś na miasto, skoro mam wolne, ale jeśli dopiero wstałeś...

– Wejdź, zaraz się ogarnę.

Wyglądał na zmieszanego i jednocześnie rozkojarzonego.

Wszedłem za nim do środka. Z trudem powstrzymałem się przed cofnięciem, gdy do moich nozdrzy dotarł drażniący zapach alkoholu, a mój wzrok padł na stolik zastawiony butelkami po przeróżnych napojach alkoholowych. Odruchowo pokręciłem głową z dezaprobatą.

Co się z tobą dzieje, Horan?

– Co tu się stało? – zapytałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Wymamrotał kilka przekleństw pod nosem.

– Zaraz wracam – rzucił, po czym zniknął na klatce schodowej.

Usiadłem na fotelu, chcąc na niego poczekać, ale nie wytrzymałem długo, kiedy patrzyłem na to pobojowisko niczym po srogiej libacji. Wyjąłem kosz spod zlewu, po czym zacząłem wrzucać wszystkie puste butelki. Zastanawiałem się, co zrobić z tymi, w których na dnie jeszcze nieco zostało... Ostatecznie wylałem resztki do zlewu, a butelki również wylądowały w śmietniku. Przy okazji uchyliłem okno, aby wywietrzyć nieprzyjemny zapach. Od razu zrobiło się przyjemniej.

Nie za bardzo obchodzilo mnie, co się wydarzyło między nim a Meadow, dlaczego ta tak nagle zniknęła, ale chyba będę musiał się do niej wybrać. Nie podobało mi się to, co działo się z Niallem. Do cholery, kiedyś nigdy nie tknąłby sam alkoholu, musiał mieć towarzystwo, żeby dobrze mu smakował. Jeśli już sięgał po niego w samotności, nie mogło być dobrze. Wątpiłem, żeby poprzedniego wieczoru miał towarzystwo.

Gdy wrócił już ubrany, po prysznicu, wyglądał na bardziej żywego, lecz cienie pod oczami mówiły swoje. Bez słowa opuściliśmy jego dom. Od razu wybrałem cel naszego spaceru, czyli bar, gdzie Horan mógłby coś zjeść, ponieważ w domu niczego nie tknął oprócz butelki soku. Odruchowo rzuciłem wzrokiem na okna Meadow, gdy przechodziliśmy obok, chyba z nadzieją, że znalazłbym tam odpowiedź.

– Co się stało? – zapytał, przerywając ciszę.

– A co się miało stać? Nic się nie stało. – Wzruszył ramionami.

– Mi się jednak wydaje, że coś musiało się stać, skoro postanowiłeś sam się nawalić.

– Zabronisz mi? – w jego głosie coraz bardziej dało się słyszeć rozdrażnienie, ale nie miałem zamiaru się poddać.

– Niall, co się dzieje? – zadałem pytanie stanowczo.

– A co ma się dziać?

– Nie rób ze mnie kretyna, przecież widzę, że coś jest nie tak.

Nie odezwał się, zaciskając zęby. Widziałem, że się nad czymś zastanawiał.

– Jestem po prostu zmęczony. Wiesz, mam praktykantkę, do tego sama praca. – Wzruszył ramionami. – Meadow... – Na dźwięk tego imienia, spojrzałem na niego. Westchnął. – Sam widzisz.

Jednak się przeliczyłem, mając nadzieję, iż powiedziałby coś więcej.

Nie trzeba było długo analizować czy się zastanawiać nad tym, czy zmęczenie było kłamstwem, bo to było wręcz oczywiste. Wyglądało na to, że Niall nie chciał się wygadać, więc dałem mu spokój. Zresztą prawdopodobnie kac wystarczająco kopał go w dupę.

– Gdzie idziemy? – zapytał.

– Na twoje śniadanie – odparłem, skręcając do baru.

– Keeg...

– Nie pyskuj, idziesz jeść.

Poddał się z westchnieniem, wchodząc zrezygnowany do środka.

Niall wziął dla siebie naleśniki, ja zaś zamówiłem gyrosa z piecznymi ziemniakami i sałatką grecką. Jedliśmy swoje posiłki, niewiele się odzywając w międzyczasie. Horan ciągle uciekał gdzieś myślami, nie był skory do rozmów.

Napisałem do Lucy, czy miałaby czas i ochotę się spotkać. Odpowiedziała twierdząco, dodając przy okazji, gdzie będzie na nas czekać.


NIALL

Byłem niesamowicie wkurwiony, kiedy rano obudził mnie dzwonek do drzwi. W dodatku wydawało mi się, że moja głowa znajdowała się w coraz bardziej zaciskającym się imadle. Keegan miał szczęście, że to był Keegan, więc udało mi się powstrzymać przed wydarciem się na niego. Wcale nie pomagał, gdy męczył mnie pytaniami o wczorajszy wieczór.

Idąc z nim po śniadaniu w kierunku parku, zacząłem się zastanawiać, dlaczego mu nie odmówiłem. Może wciąż bym spał. Podobno w parku „umówiliśmy się" z Lucy. Uwielbiałem ich oboje, lecz dziś chyba wolałbym przeleżeć w łóżku. To zaś groziło nadmiernym myśleniem, co w tym czasie nie prowadziłoby w dobrą stronę. Może ten spacer wcale nie był takim złym pomysłem...? Brakowało mi jednej rzeczy, żebym mógł przetrwać ten dzień – tabletki przeciwbólowej. Po drodze do parku wstąpiłem do apteki i niedługo później miałem już wszystko.

Kolorową kokardę na głowie Lucy rozpoznałem już z daleka. Dwukolorowy gradient ozdoby idealnie współgrał z jej czarnymi włosami. Czekała na nas na ławce przy fontannie, zapatrzona w telefon, ale dostrzegła nas, zanim zdążyliśmy podejść. Przywitaliśmy się nią, a Lucy od razu zaproponowała nam lody. Nawet nie dała czasu na reakcję, kierując się do najbliższej lodziarni. Nie protestowaliśmy.

– Szkoda, że nie ma z nami Meadow... – westchnęła.

Z lodami w dłoniach wróciliśmy do parku do tej samej fontanny. Keegan całą drogę próbował oddać pieniądze kobiecie, lecz ta uparcie odmawiała. Ja nawet nie podejmowałem próby, ponieważ wiedziałem, że to na nic by się nie zdało. Keeg najwyraźniej jeszcze się nie nauczył przez te kilka lat, że nie przyjęłaby od nikogo pieniędzy, nawet jeśli stanąłby na uszach. W końcu jednak odpuścił, gdy Lucy zmieniła temat, zaczynając wychwalać nasze zimne przekąski. To był bardzo niesubtelny znak, iż powinien się zamknąć, który wywołał u mnie śmiech.

– Szkoda, szkoda – ze skinieniem głowy zgodził się z nią. – Widocznie już nas nie lubi.

– Niby co takiego jej zrobiliśmy, że tak nagle urwała kontakt?

– Moim zdaniem nic – odpowiedział Keegan. Lucy odwróciła się do mnie.

– A ty coś wiesz, co się z nią dzieje? Zawsze byliście jak papużki nierozłączki.

– No cóż, przyszedł czas, że papużki się rozłączyły. – Wzruszyłem ramionami. – Do mnie też się nie odzywa. Nawet rzadko widzę ją koło domu. Nie mam pojęcia, co się dzieje. – Wgryzłem się w loda, chcąc uciąć temat. Pożałowałem tego, gdy zimno powędrowało do mózgu. Miałem wrażenie, że zamarzają mi ostatnie trzy szare komórki, których wczoraj nie zabiłem alkoholem.

– Co ty taki dzisiaj niemrawy? Wyglądasz jak cień samego siebie – skomentowała Lucy.

– Co się tak na mnie uwzięliście? – zapytałem rozdrażniony.

– Spokojnie, tylko zapytałam. Wyglądasz, jakbyś za chwilę miał umrzeć. Martwię się po prostu.

– To przestań. Nie umieram. Jest dobrze. I dzięki za komplement.

Przewróciła oczami, skupiając się na swoim lodzie. Przez dłuższą chwię żadne z nas się nie odzywało. Ja póki co nie miałem ochoty na rozmowy, wciąż czując pulsujący ból pod czaszką, choć powoli zaczynał odpuszczać.

– A może pójdziemy do kina? – nagle zaproponował Keegan.

– Grają coś ciekawego? – dopytała Lucy, na co wzruszył ramionami.

– Pójdziemy na najbliższy seans – wyjaśnił. – Jak za czasów liceum.

Zaśmiałem się na wspomnienie, gdy jeszcze chodziliśmy do szkoły, dość często potrafiliśmy bez żadnych panów wejść do kina i kupić bilety na najwcześniejszy emitowany film. Tym sposobem trafiliśmy na wiele perełek, ale też nie zabrakło gniotów. Gdyby za każdy ten gniot zwrócili nam pieniądze... Przynajmniej mieliśmy argumenty przeciwko tymże produkcjom.

Oboje z Lucy zgodziliśmy się na ten pomysł. Niedługo później, czekając na seans, obstawialiśmy, na jaki film trafiliśmy – godny Oscara czy wręcz odwrotnie.

Okazał się przeciętny. Prawdopodobnie do jutra o nim zapomnimy. Podczas filmu niewiele się do siebie odzywaliśmy, byliśmy skupieni na tym, co wyświetlało się na ekranie oraz chrupaniem popcornu. Cholera jasna, dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo za tym tęskniłem. Powrót do jeszcze beztroskich czasów, kiedy to nie mieliśmy aż takich zmartwień na głowie. Dla mnie te dwie godziny były poniekąd oczyszczające.

Z drugiej strony jednak nieobecność Meadow z nami była bardziej odczuwalna. Po wyjściu z sali rozpoczęliśmy wymienianiem się opiniami oraz komentarzami, ale to nie było to samo. Meadow buzia by się nie zamykała przez kilka następnych godzin, a my dzięki niej dostrzegliśmy więcej szczegółów. Teraz musieliśmy się zdać na siebie.

Mijając lokal z kebabami wstąpiliśmy tam, kupując po jednym dla każdego. Następnie ruszyliśmy dalej. Czy któreś z nas właściwie wiedziało, dokąd się kierowaliśmy? Raczej nie.

Trafiliśmy do parku. Początek marca był chłodny, wieczory wciąż zimne, ale nie przeszkadzało nam to usiąść na ławkach i śmiać się do rozpuku z żartów Keegana. Ludzie mijający nas rzucali nam dziwne spojrzenia, lecz się tym nie przejmowaliśmy. Włączyłem losową playlistę na Spotify, żeby było nam raźniej.

W pewnym momencie usłyszeliśmy I'm a Freak Enrique Iglesiasa. Lucy od razu zaczęła śpiewać, kołysząc się przy tym, ale po kilku wersach zerwała się z ławki. Tańczyła przed nami do muzyki, śpiewając najgłośniej, jak tylko mogła. Keeg wyjął telefon, aby ją nagrać i nie śmiać się za bardzo przy tym. Przyszła pora solówki Pitbulla, podczas której Lucy zaczęła twerkować w rytm jego rapu, na co odchyliłem głowę, wybuchając głośnym śmiechem.

– Nienawidzę tej piosenki za tekst i teledysk tak bardzo, jak ona wpada w ucho! – wykrzyknęła pomiędzy kolejnymi wersami. Musiałem zgodzić się z jej słowami, bo cholernie wpadała w ucho.

Kolejną piosenką było Evil in the Night Adama Lamberta. Kobieta bardzo wczuła się w śpiew oraz tworzenie choreografii do utworu. Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, ale teraz nie dało się przeoczyć jej płynnych, zgrabnych oraz pewnych ruchów. Przyglądałem się temu jak zahipnotyzowany.

Piosenka dobiegła końca, a Lucy usiadła między nami. Keegan naciągnął rękawy kurtki na dłonie. Robiło się coraz chłodniej. Powoli i ja zaczynałem odczuwać chłód, więc potarłem ręce o siebie.

– Niall, naprawdę nie wiesz, co się dzieje z Meadow? – wypaliła Lucy.

– Nie, naprawdę nie wiem. Dlaczego miałbym to ukrywać przed wami?

Wzruszyła ramionami.

– A kto was tam wie?

– Wiem tyle, co i wy.

– Chcesz powiedzieć, że tak po prostu zniknęła? – wtrącił Keeg.

Przeanalizowałem w głowie jego słowa i niepewnie skinąłem głową, zwilżając usta językiem. Ani przez chwilę tego nie ukrywałem przed samym sobą ani nie wmawiałem sobie, iż było zupełnie inaczej, jednak usłyszeć oraz przyznać to na głos to zupełnie coś innego.

– Zniknęła – przytaknąłem. – Powoli, powoli, w końcu zupełnie.

– Dlaczego?

– Nie wiem, nie mam pojęcia. Ona twierdzi, że wszystko jest w porządku.

Lucy zmarszczyła brwi, krzywiąc się przy tym. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej, by nieco ogrzać się w ten sposób.

– Powinniśmy się martwić?

– Nigdy wcześniej nic takiego nie miało miejsca, zawsze mówiliśmy sobie o wszystkim. Tyle razy próbowałem z nią porozmawiać, a ona za każdym razem upierała się, że wszystko jest dobrze. A ja widziałem, że kłamie, że coś ukrywa. – Pokręciłem głową. – Mam dość tej zabawy w kotka i myszkę. Odpuściłem, niech robi, co chce.

Lekkie poczucie winy ukłuło mnie gdzieś w środku po słowach Lucy, iż może działo się coś poważnego, podczas gdy ja odciąłem się od Meadow. Próbowałem stłumić to uczucie.

Kobieta westchnęła, kręcąc głową.

– Napiszę do niej – oświadczyła.

– Powodzenia – mruknąłem.

– Możemy wrócić do domu? Jaja mi zaraz zamarzną – odezwał się Keegan. Wstaliśmy bez żadnych protestów.

– Chodźcie do mnie – zaproponowała Lucy.

– Mam coś do załatwienia – powiedział Keeg.

– Dzisiaj?

– Nie, ale wolę to zrobić rano.

– No dobrze. Ciebie – skierowała te słowa do mnie – nie zapraszam. Wracasz do domu i masz się wyspać. Chyba że chcesz, żebym cię przypilnowała.

– Spokojnie, nie potrzebuję niańki.

– Mam nadzieję.

Chwilę później rozeszliśmy się, każde w swoją stronę.

Po tym jak podzieliłem się z nimi historią z Meadow, czułem dziwną lekkość. Jakby część ciężaru spadła mi z ramion. Lecz wciąż nie dawały mi spokoju słowa Lucy. Niby co takiego mogło się dziać? I dlaczego postanowiła nagle mi o niczym nie mówić?

Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi domu, poczułem senność. Nalałem do szklanki wody, dodając do niej plasterek cytryny, po czym poszedłem prosto do łóżka. Udawałem, że wcale nie widzę tego bałaganu, który wczoraj narobiłem, choć butelki zniknęły ze stolika. Zasnąłem niemal od razu. Nie pamiętałem już, kiedy udało mi się usnąć tak szybko i przespać całą noc mocnym snem.

***

a teraz mam dla was bojowe zadanie, mam nadzieję, że napiszecie, bo jestem ciekawa. Mianowicie - jak widzicie relację Nialla i Lucy i tego, co jest pomiędzy nimi, jak ona się potoczy?

Nie musi to być cały elaborat, wystarczy kilka słów. Z góry dziękuję za odpowiedzi!

Oprócz tego postanowiłam stworzyć # na tt, więc możecie pisać o tym ff pod #saudade_nh

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro