Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Lost but sitting at home

Przepraszam, że rozdział tak długo się nie pojawiał, ale zwyczajnie nie szło mi pisanie. Pisałam go jakiś miesiąc, z czego większość czasu miałam ochotę go usunąć, bo wydawał mi się beznadziejny. Takie pomyje. Chociaż ostatecznie po poprawkach myślę, że nie wyszło źle. Sami oceńcie.

Miłego czytania x


Nigdy nie robiłem postanowień noworocznych, w tym roku jednak zrobiłem malutki wyjątek. Jedyne tegoroczne postanowienie: koniec tej cholernej zabawy w kotka i myszkę. Miałem już naprawdę dość, że tylko ja starałem się ratować tę przyjaźń, która łączyła nas od piaskownicy. Wydawało mi się, iż byłem jedyną osobą, której na niej zależało. Już nie raz myślałem, aby dać sobie spokój i poczekać, co Meadow by zrobiła. Jednak miałem zbyt słabą silną wolę. Początek nowego roku wydawał mi się dobrą granicą, żeby w końcu przestać. Teraz kolej Meadow.

Keegan zaproponował sylwestra w klubie. Pierwszą moją reakcją było zmęczenie na myśl, że musiałbym wyjść do ludzi, spędzić całą noc w hałasie między pijanymi osobami. Lecz szybko zaskoczyła myśl, iż wcale nie był to taki zły pomysł. Mógłbym na kilka godzin odciąć się, dudniąca muzyka zagłuszyłaby moje myśli. Odrobina alkoholu też by nie zaszkodziła.

Przez kilka dni czekałem na ostatni dzień roku z niecierpliwością, niemal jak małe dziecko cieszyło się na święta z powodu prezentów. Umówiliśmy się, że Keeg przyjedzie po mnie o wpół do ósmej, więc zacząłem się przygotować już kilka godzin wcześniej, ponieważ nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Wziąłem prysznic, ogoliłem się. Cisza panująca w domu zaczynała mnie drażnić, dlatego włączyłem składankę utworów Merlina Mensona Lest We Forget, w rytm której pierwszy raz od dłuższego czasu układałem włosy.

Skończyło się na tym, że w kółko puszczałem Personal Jesus, próbując śpiewać jak Merlin. Byłem sam domu, więc nie musiałem obawiać się o nieproszoną publikę.

Założyłem czarne materiałowe spodnie, a do tego błyszczącą koszulę, która mieniła się przeróżnymi kolorami. Kupiłem ją specjalnie na tę okazję dwa dni temu. Tej nocy będę błyszczał. Miałem zamiar zakończyć ten rok z przytupem.

Wyglądam całkiem przyzwoicie, stwierdziłem podchodząc do lustra, by umyć zęby.

W kubeczku stały dwie szczoteczki – moja i Meadow. A prócz nich kredka do oczu Lucy, którą tam wstawiłem, żeby się na walała po całej łazience. Coś podkusiło mnie, abym jej użył. Tak więc, starając się nie wykuć sobie oka, udało mi się pomalować. Nie sądziłem, że mi się uda, a tym bardziej nie przypuszczałem, iż czegokolwiek nauczyłem się poprzez obserwowanie Meadow, gdy robiła makijaż. Przyjrzałem się swojemu odbiciu. Jeśli wcześniej wyglądałem dobrze, teraz było jeszcze lepiej. Umyłem jeszcze zęby i byłem gotowy.


Gdy wszedłem do klubu, poczułem dudnienie basów w klatce piersiowej. Na parkiecie szalały jeszcze trzeźwe osoby, a ja od razu przeniosłem się do innego świata, którego wtedy potrzebowałem. Keegan od razu wypatrzył dziewczynę samotnie tańczącą na uboczu. Pewność siebie emanowała z jej ruchów. Swoją figurę podkreśliła obcisłą czarną sukienką oraz krwistoczerwonymi szpilkami. Nie należała do najszczuplejszych osób, lecz nie zdawała się tym przejmować. Oczy i usta podkreśliła mocnym makijażem, który dobrze jej pasował, przez co na twarzy dziewczyny wydawał się niemal naturalny. Mężczyzn, którzy złapali z nią kontakt wzrokowy, obdarzała zadziornym uśmiechem. Nie zauważyłem, aby ktoś miał zamiar dołączyć do kobiety, więc sam wziąłem sprawy w swoje ręce.

– Cześć. – Posłałem jej uśmiech.

– Hej. Zatańczysz? – zaproponowała od razu.

Wspólnie przetańczyliśmy kilka piosenek, następnie zaoferowałem drinka. Musiałem przyznać, że była świetną tancerką. Po raz pierwszy w życiu zacząłem kwestionować swoje umiejętności taneczne, jeśli w ogóle je miałem.

– Jesteś tu sama? – zagaiłem, gdy siedzieliśmy przy barze, popijając nasze napoje.

Zaprzeczyła ruchem głowy.

– Ze znajomymi. Gdzieś ich wcięło. A ty?

– Z kumplem, którego też wcięło.

– Czyli jesteśmy skazani na siebie – skomentowała z uśmiechem.

– Na to wygląda – odpowiedziałem jej tym samym, upijając przy tym swojego drinka.

Powoli rozmowa zaczęła się kleić. Rozmawialiśmy o pierdołach, śmiejąc się i żartując. Nie przeszkadzała nam głośna muzyka, którą musieliśmy przekrzykiwać. Cały wieczór spędziliśmy razem, wspólnie się upijając. Im bardziej zbliżała się północ, tym bardziej czułem się lepiej oraz lżej. Ogromnie cieszyłem się, że ten rok w końcu dobiegał końca. Tej nocy chciałem się bawić jak najlepiej – i tak też było. Jedna z najlepszych nocy w moim życiu. Nie interesowało mnie to, z jak wielkim kacem się obudzę, czy prześpię się z Juliette – moją sylwestrową towarzyszką – czy nie. Chciałem zakończyć ten rok i świetnie się bawić.

Kilka minut przed północą chyba wszystkie osoby znajdujące się w klubie, zebrały się w głównej sali, wyczekując nadejścia nowego roku. Obok mnie stała Juliette, a po drugiej mojej stronie Keegan.

Zaczęło się odliczanie, moje serce przyspieszyło swój rytm.

3...

2...

1...

– Szczęśliwego nowego roku! – wokół nas rozniosły się wykrzykiwane życzenia.

W euforii ogarniającej moje ciało, chwyciłem twarz Juliette w dłonie całując ją w oba policzki. Dziewczyna zaśmiała się i sama pocałowała mnie w usta. Szybki pocałunek oraz odwzajemniony uśmiech.

Z lekkością w sercu oraz ramionami wolnymi od zmartwień wszedłem w nowy rok, mając nadzieję, że nowy rok będzie lepszy. Już się postaram, aby taki był.


Nie było źle, lecz jakoś szczególnie wspaniale też nie. To, że postanowiłem przestać zabiegać o uwagę Meadow, dużo pomogło. Co nie oznaczało, iż zupełnie udało mi się ją wyrzucić z głowy. Potrzebowałem naprawdę wiele silnej woli, aby nie sięgnąć po telefon i nie napisać do niej, nie zadzwonić czy nawet odwiedzić. Cholernie mi jej brakowało. Najgorzej było, gdy wracałem do domu. Wtedy nikt ani nic nie mogło odwrócić moich myśli, a w dodatku wiele rzeczy mi o niej przypominało. Ścieląc łóżko, gardło zaciskało się na sam widok głupiej metki przy kocu. Czym ona przypominała Meadow? Nie miałem pojęcia.

Bolało, gdy gdzieś zauważyłem czy usłyszałem jej imię albo zobaczyłem zdjęcie. Nie lubiłem wchodzić już na WhatsAppa, ponieważ istniało duże prawdopodobieństwo zobaczenia jej roześmianej twarzy na zdjęciu profilowym. Im więcej czasu mijało, tym bardziej nie przepadałem za korzystaniem z telefonu czy laptopa, bo bałem się, iż trafiłbym na coś, co przypomni o Meadow, a tego zaczynałem unikać niczym ognia.

Próbowałem malować, lecz szybko to porzuciłem. Nic mi nie wychodziło, a w dodatku ciągle miałem wrażenie, iż Meadow mi się przyglądała, jak zwykła to robić. To było trochę przerażające, ale też dobijające. Zwłaszcza gdy uświadamiałem sobie, że naprawdę mogła zniknąć z mojego życia na dobre. Nie chciałem o tym myśleć, nie chciałem myśleć o Meadow, więc od jakiegoś czasu moja pracownia stała pusta zamknięta na klucz.

Ostatnio zacząłem więcej czasu spędzać z Lucy, która zdecydowała się przeprowadzić, więc pomagałem jej w szukaniu odpowiedniego mieszkania. Ona w tym czasie żyła tylko tym, nawet już zbierała pudełka, gazety do owijania szklanych przedmiotów. Śmiałem się, że wszystko będzie miała spakowane, gotowa do wylotu, a mieszkania nadal nie będzie, na co zwykle odpowiadała środkowym palcem.

Swój czas dzieliłem między pracę a Lucy. Kilka razy przez myśl przeszło mi, aby zatrudnić kogoś do pomocy, ponieważ niedługo naprawdę nie będę dawał rady, choć teraz nie narzekałem na jej ilość. Wczoraj spędziłem w studiu cały dzień i wcale nie z powodu natłoku obowiązków. To, co miałem do zrobienia, skończyłem trzy godziny wcześniej, a później szukałem roboty tylko po to, aby opóźnić powrót do domu.

Dzisiaj miałem umówioną rodzinną sesję, do których podchodziłem sceptycznie. Lubiłem je, jednocześnie nie przepadając za nimi. Gdyby nie małe, rozbiegane dzieci wszystko byłoby w porządku. To nie tak, że nienawidziłem dzieci. Uwielbiałem je. Do czasu, dopóki nie zaczynały biegać po całym studiu, przez co łatwo mogły coś zepsuć lub zrobić sobie krzywdę, a rodzice mieli ich gdzieś. Jasne, niektórzy uspokajali swoje pociechy. Ci pierwsi byli najgorsi. Oprócz tego, że musiałem skupić się na pracy, w tym samym czasie musiałem też pilnować maluchów. Pomijając fakt, iż coś mogło się stać – to niesamowicie rozpraszało i drażniło. A broń Boże zwrócić im uwagę; rodzice jeszcze się by obrazili, że ktokolwiek miał czelność odezwać się do ich dziecka i wcale nie po to, aby je pochwalić.

Właśnie dziś trafiła mi się taka parka z dzieckiem, które w ogóle nie chciało współpracować – biegało, krzyczało, płakało, a rodzice mimo wszystko uparli się na rodzinną pamiątkę. Myślałem, że szlag jasny mnie tam trafi i chyba trafił, gdy maluch prawie rozbił aparat, uciekając przed ojcem. Wcale nie pomagało to, że się nie wyspałem. Na szczęście w końcu udało zrobić mi się jakieś przyzwoite zdjęcia, więc mogłem ich wręcz z radością pożegnać.

Pracę kończyłem za pół godziny, a potem miałem się spotkać z Lucy. Zdenerwowanie nie minęło do czasu, gdy dotarłem do jej mieszkania, po drodze kupując pizzę na wynos.

– A tobie co? – zapytała, kiedy tylko uchyliła drzwi.

– To znaczy? – Wręczyłem jej pudełka z pizzami, po czym zdjąłem kurtkę, odwieszając na wieszak oraz zdejmując buty.

– Wyglądasz, jakbyś miał za chwilę komuś wpierdolić. Mam się bać?

– Ciebie też dobrze widzieć – mruknąłem, idąc za nią w głąb mieszkania. Słyszałem muzykę dochodzącą z pokoju Lucy, co świadczyło o tym, że była sama.

Zrobiła nam herbatę, a niedługo później znów zasiedliśmy przed laptopem w jej pokoju. Jedyne co zrobiliśmy w kierunku dalszych poszukiwań mieszkania, to włączenie strony. Pizza oraz jej składniki były o wiele ciekawsze. Dopiero najedzeni zabraliśmy za przeglądanie. Lucy zależało na tym, żeby sama mogła wynająć coś niewielkiego, ale też nie za małego, by mogła utrzymać je sama. Miała dosyć dzielenia ze współlokatorami.

Nie minęło pół godziny, gdy mieliśmy otwarte dwie karty z ciekawymi ofertami i Lucy miała zamiar kolejnego dnia dzwonić do właścicieli.

Nagle zatrzasnęła laptopa.

– Mam dość – obwieściła.

– Chodź do mnie. – Usiadłem prosto, poklepując kolana. Również powoli zaczynałem mieç dość.

Nie musiałem powtarzać dwa razy.

Przerzuciła nogę przez moje uda, usadawiając swój tyłek na nich. Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym pożądania oraz potrzeby. To spojrzenie było grzeszne i nieprzyzwoite. Uśmiechnąłem się, gdy wplotła palce w moje włosy. Nie czekając na ruch z jej strony, złączyłem nasze usta. Zachłannie zetknęła nasze krocza, a nacisk bioder kobiety na twardego już penisa wywołał u mnie jęk. Odsunęła się, abym sprawnym ruchem mógł pozbyć się jej kolorowej koszulki. To samo zrobiła z moją, następnie popchnęła mnie na łóżko.

Pochłonięci zaspokajaniem wzajemnie swoich potrzeb zapomnieliśmy o całym świecie, skupiając się jedynie na sobie, tym, co działo się w tamtej chwili. Oboje potrzebowaliśmy takiej przyjemniej ucieczki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro